8.
[Dazai]
Załatwiłem Nakaharze dzień wolny — postaram się jak najlepiej go z nim wykorzystać.
Od razu zaproponowałem wyjście, rudowłosy zgodził się natychmiast.
Bez zadawania zbędnych pytań zaczął iść na górę, poszedłem za nim. Usiadłem na jego łóżku i obserwowałem to jak szuka ubrań w szafie. Wybrał jakąś koszulę i spodnie, po czym z irytacją na twarzy się na mnie spojrzał.
– możesz, chociaż się odwrócić? – spytał zdenerwowany Chuuya
– och! Chibi! Ja przecież już wszystko widziałem!
– Zaraz jedynym co zobaczysz będą drzwi! Odwróć się!
– No dobra, dobra. ~
Jak kazał, tak zrobiłem. Usiadłem tyłem na łóżku, lecz już po chwili próbowałem odwrócić głowę w jego stronę – niestety przeszkodził mi w tym nóż lecący w moim kierunku.
Gdy niższy już się przebrał ja położyłem się na jego łóżku i obserwowałem jak z precyzją chirurga układa swoje włosy.
Uśmiech nie mógł zejść mi z twarzy, przecież nic takiego się nie działo? Widziałem jedynie jak jakiś krasnal usiłuje doprowadzić swoją czuprynę do porządku! Dlaczego więc to sprawiało mi tyle radości…? Chyba to właśnie za takimi momentami tęskniłem, właśnie tego mi brakowało.
Wyszliśmy z jego domu, a miejsce, do którego się kierujemy jest znane jedynie mi. Po 15 minutach spaceru i dopytywania mnie, gdzie idziemy już byliśmy na miejscu. Było to sezonowe wesołe miasteczko. Egzekutor nieszczególnie wydawał się być zadowolony – narzekanie przychodzi mu o wiele łatwiej.
Pierwszą atrakcją były tkz. „Filiżanki”. Kręciliśmy się w dość wolnym tempie, śmiejąc się z krzyczących dzieci — dla których w zasadzie ta atrakcja była odpowiednia.
Po zejściu poszliśmy kupić coś słodkiego, trafiły się dwie waty cukrowe. Moja była niebieska — o smaku borówek, a mojego towarzysza różowa — truskawkowa. Szliśmy, zjadając swoje przysmaki wzajemnie i dyskutując o tym, który bardziej skradł nasze podniebienie. W niemalże jednej chwili ujrzeliśmy kolejne miejsce warte odwiedzenia — był nim Młot. Poszliśmy do kasy kupić dwa żetony i ustawić się w kolejce. Już po chwili była nasza kolej.
Zostaliśmy zapięci w pasy bezpieczeństwa. Nakahara przechwalał się, że to nic strasznego dla niego — bo przecież to on kontroluje grawitację. Gdy tylko to powiedział dotknąłem go ręką w udo szepcząc:
„pozwól teraz grawitacji kontrolować ciebie”.
Całkowicie oddaliśmy się tej zabawie. Gdy dopiero się zaczynało wzajemnie oznajmialiśmy, że nie będzie to nic straszniejszego, niż dziwne treningi Moriego. Gdy maszyna zaczęła się rozkręcać słychać było jedynie nasze krzyki.
W tym dziale były za nami jeszcze dwie osoby, w kolejnym też cztery — oni wszyscy razem nie krzyczeli tak bardzo jak my.
Gdy schodziliśmy można było czuć wzrok wszystkich na nas.
– Chuuya! Ale ty krzyczałeś! – mówiłem, śmiejąc się
– ja? Słyszałem tylko i wyłącznie twój głos! – odpowiedział
– „jestem panem grawitacji” bla, bla, bla!
– He?! To ty mnie ciągle dotykałeś! Gdyby nie to to wszystko byłoby inaczej!
Zaśmiałem się przypominając sobie nasze krzyki. Zaproponowałem wejście do domu strachu. Oczywiście to była powtórka z rozgrywki. Tym razem to jednak zdecydowanie bardziej słychać było Chuuye, raz nawet jedna z plastikowych postaci oberwała.
Kręciliśmy się po różnych miejscach jeszcze chwilę, aż zapalili światła maszyn. Pięknie oświecone koło było czymś, na co musieliśmy iść.
Weszliśmy na diabelski młyn, z którego widać było całą Jokahame, dalej było dość jasno, ale większość świateł już świeciła. Podziwialiśmy widoki jakbyśmy pierwszy raz widzieli ją z góry.
[Chuuya]
Młyn się kręcił, spojrzałem na Osamu patrzącego w pełnym skupieniu za szybę. Mimo że widok był naprawdę piękny to zmarnowałem go patrząc na coś jeszcze piękniejszego — tym czymś był uśmiech bruneta szczerzącego się do tego miasta jak dziecko. Nie odwracając wzroku od tego obrazu zaczął mówić.
– dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że naprawdę za tym tęskniłem – oznajmił
– za Jokahamą? Jesteś tu ponownie od dwóch lat…
– za samym tym miastem nigdy nie tęskniłem, tęskniłem jedynie za wspomnieniami, które tu zostawiłem
– chyba z tego miejsca masz więcej złych wspomnień, Dazai! – zaśmiałem się i patrzyłem dokładnie tam, gdzie jego ciemne oczy
– nieprawda, spędziłem z tobą całe swoje życie. Z TOBĄ nie mam złych wspomnień.
Po posiedzeniu tego odwrócił się w moją stronę, a ja w jego, obaj chcieliśmy coś zrobić lub powiedzieć, ale drzwi się otworzyły i musieliśmy opuścić kabinę.
„Spędziłem z tobą całe życie” — nie rozumiałem tego stwierdzenia. Poznaliśmy się dopiero w wieku piętnastu lat.
Wracając do domu dalej się nad tym zastanawiałem. Detektyw zauważył, że coś zaprząta mi głowę i od razu się domyślił.
– myślisz o tym, co powiedziałem? O tym, że znam cię całe swoje życie – powiedział, jakby czytał w moich myślach
– mhm, tak
– ouuu… – rozciągnął się, nim zaczął mówić – moje życie zaczęło się dopiero wtedy Chuuya, wcześniej wcale nie czułem, że żyje.
To była odpowiedź, która tak mnie nurtowała. Pokiwałem głową i nie chcąc drążyć tematu zacząłem wypominać mu jego krzyki na ekstremalnej atrakcji.
Wróciliśmy do mojego domu, by po chwili się pożegnać, miałem jednak nieco inne plany.
Wyciągnąłem płytę zalegająca w szafce i pokazałem Osamu. Był to jakiś stary horror nagrywany jeszcze na płytach. Nie do końca rozumiał co mu pokazuje.
– kupiłem go jakiś czas przed twoim odejściem, ale nie mieliśmy okazji go razem obejrzeć
– będziemy mieć na to jeszcze wiele okazji, Chibi!
Po usłyszeniu tego spojrzałem się na niego z wypisanym na twarzy uczuciem, nie wierzyłem mu. Skąd miałem mieć pewność, że znowu nie stanę się dla niego obcy z dnia na dzień?
Dazai zauważył moje wątpliwości i zgodził się na ten pomysł.
Wziąłem jakieś chipsy, które akurat były w domu i włączyłem film. Obejrzeliśmy cały, robiąc przerwy na komentowanie poszczególnych scen — tak samo jak robiliśmy to lata temu.
Nim się obejrzeliśmy było już ciemno, zaproponowałem mu zostanie na noc.
Rozłożyłem sobie miejsce na podłodze jednak Brunet nalegałbym to ja spał na łóżku. Pożyczyłem mu jakieś swoje większe ubrania i już po jakimś czasie byliśmy gotowi do snu. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, zanim powiedzieliśmy sobie „dobranoc”. Powoli już zasypiałem, ale z tego stanu wyrwało mnie pewne uczucie. Spojrzałem na podłogę, gdzie leżał Dazai i zobaczyłem go patrzącego się gdzieś w sufit, nasze oczy po chwili się spotkały, a ja doskonale wiedziałem, co to znaczy.
– nie możesz spać? – spytałem
– mogę, po prostu jakoś tak się obudziłem – wzruszył ramionami i przerzucił się na bok
– wiem, że kłamiesz, Dazai – oznajmiłem – dalej masz z tym problem?
– mhm… minimalny
– chodź tutaj, nie zasnę, wiedząc, że ty nie śpisz!
Wskazałem miejsce obok mnie, na którym po chwili posłusznie się znajdował. Myślałem, że może przez te lata coś nie zmieniło – widocznie byłem zbyt wielkim optymistą.
Dazai nie umiał zasnąć bez zrobienia sobie krzywdy, wiedziałem o tym od dawna. Umiał zasnąć jedynie, gdy byłem tuż obok – dlatego w wieku nastoletnim często spaliśmy w jednym łóżku.
Między nami była spora odległość, patrzyliśmy się na siebie przez chwilę, aż podniosłem nakrycie, by go nim przykryć.
– jeśli chcesz trochę kołdry, to się przysuń – powiedziałem a gdy ponownie na niego spojrzałem był o wiele bliżej.
Patrzyliśmy się sobie w oczy bez mówienia czegokolwiek. Po chwili brunet przysunął mnie mocno do siebie.
– od razu lepiej! – mówił, przytulając mnie
– fakt, OD RAZU LEPIEJ.
Obudził nas dopiero mój telefon, który z niewyjaśnionych przyczyn odebrał Osamu.
[Dazai]
Na telefonie Chuuyi wyświetlił się wielkim napis „Szef” i przychodzące od niego połączenie. Patrząc na godzinę domyśliłem się, w jakiej sprawie dzwoni. Postanowiłem odebrać telefon.
– halo?
– Dazai? Dlaczego — ach, nieważne? Niech Chuuya stawi się dzisiaj w pracy na popołudniową zmianę.
– Jasne! Chyba właśnie go obudziłeś i wszystko słyszał! Jestem pewny, że się pojawi!
– Dlacz – nie zdążył zapytać, bo się rozłączyłem.
Chuuya spojrzał się na mnie z lekką irytacją dotyczącą odbierania jego telefonu.
– a do ciebie nikt nie dzwoni? – spytał
– dzwoni, ale wyciszyłem kontakt – przysunąłem rudowłosego bliżej siebie – możemy wracać spać!
Chwilę leżeliśmy w ten sposób, gdy nagle rozbiegł się dzwonek mojego telefonu.
Z niechęcią odebrałem połączenie.
– mam nadzieję, że nie dzwonisz w tej samej sprawie, co pewnie Kunikida...
– nie, dzwonię w sprawie kradzieży telefonu Tanizakiego, zjaw się tu i mu go oddaj, bo biedny strasznie przeżywa dzień bez Tachihary… – powiedziała Yosano
– Dazai! Masz w tej chwili przyjechać! Gdzie ty jesteś znowu?! – Kunikida wyrwał telefon kobiecie i zaczął się wydzierać
– och? Słabo cię słyszę! Coś przerywa!
– Ty-!
Zakończyłem połączenie.
Przeciągnąłem się i pomyślałem, że może rzeczywiście warto wstać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top