7.

[Dazai]
Gadaliśmy jeszcze chwilę o tym chłopaku, który przykuł uwagę Tanizakiego. Zaproponowaliśmy, by do niego podszedł, ale on powiedział, że za bardzo się boi. Zasugerował, że to ktoś z nas ma do niego podejść po numer dla niego. To był niesamowicie głupi pomysł.

Pierwszą propozycją była Yosano, musiała odpaść, bo już tego dnia prosiła o to samo znajomą Tachihary i mogłoby to być dziwne.

Drugą opcją był Ranpo, który uważał, że to nie fair w stosunku do Poe, oczywiście powiedziałby, że to dla znajomego, ale i tak się nie zgodził.

Trzecią opcją byłem ja. Zaproponowałem byśmy zmusili do tego Atsushiego… Jako jedyny nie miałem argumentów, dlaczego tego nie zrobię. W zasadzie to je miałem — ale nie mogłem ich powiedzieć na głos.

Więc padło na mnie. Odszedłem od stołu z telefonem rudowłosego w ręku.

Podszedłem do trójki osób, jaka tam stała i bez namysłu spytałem.

– cześć, mógłbyś proszę dać mi swój numer? — spytałem prosto z mostu, poczułem na sobie wzrok osoby obok i również na nią spojrzałem – pytam dla kolegi, siedzi przy tamtym stole, to ten, który zakrywa rękoma twarz ze wstydu — dodałem, patrząc prosto w oczy Chuuyi

– jasne, daj to wpisze! – odpowiedział i zaczął wpisywać numer
– dzięki! – wziąłem telefon i poszedłem z powrotem do stolika.

Oddałem telefon właścicielowi i niesamowicie dumny z siebie opowiedziałem, jak przebiegła rozmowa.

Już niedługo potem zaczęliśmy się zbierać.
Tanizaki, wychodząc wpadł na Tachihare mówiącego, że następnym razem ma podejść sam. Wyglądali razem uroczo.

Po Yosano i Ranpo przyjechał Poe, Tanizaki i Atsushi – który nagle się pojawił, wrócili z Fukuzawa. Każdy z moich znajomych się rozszedł, a ja chwilę stałem pod budynkiem.
Wyciągnąłem z kieszeni opakowanie papierosów i zacząłem rozkoszować się smakiem tytoniu. Nagle obok mnie przeszedł rudowłosy, który zaczął grzebać po kieszeniach cicho bluźniąc pod nosem. Prawdopodobnie zapomniał swojej paczki.
Wyciągnąłem rękę z pudełkiem w ręku w jego stronę.

– chcesz jednego? – spytałem

– ta… dzięki – powiedział, po czym wyciągnął papierosa

– ogień – podałem mu zapalniczkę i poczekałem na jej zwrot.

Staliśmy chwilę w pewnej odległości od siebie ciągle paląc. Żaden z nas się nie odzywał. Tą grobową ciszę przerwał mój telefon. To był Kunikida.

– halo?

– Niech zgadnę, dalej nie ma cię w domu? – spytał zdenerwowany

– no nie! Nie ma!

– Weź taksówkę i już wracaj, musisz jutro przynieść do biura dokumenty!

– Tak się składa, że nie mam już przy sobie pieniędzy! Trochę mi zajmie powrót na piechotę, ale spokojnie przyniosę ci to na jutro! – mówiłem jak najbardziej zrozumiale.

Blondyn się rozłączył, a ja zgasiłem papierosa. Schodząc ze schodów omal się nie wywróciłem. Stan, w jakim byłem nie należał do najlepszych.
Idąc przez siebie usłyszałem zza pleców pewien głos.

– planujesz w tym stanie iść pieszo? – spytał

– wyboru nie mam! Spanie tutaj średnio mi się widzi…

– cholera! Wsiadaj na motor, zabiorę cię – powiedział Chuuya, idąc w stronę zaparkowanego pojazdu

– nie słyszałeś nigdy, że nie powinno się wsiadać z nieznajomymi do auta?

Nakahara przybrał inną minę i dopiero po chwili ciszy odpowiedział

– masz szczęście, że to nie auto

– i teraz mnie przekonałeś! – krzyknąłem, po czym usiadłem za nim.

Powiedziałem mu adres i pojechaliśmy. Dalej miał mój kask… Mimo że były wyposażone w urządzenia, które pozwalały na rozmowę nikt z nas z tego nie skorzystał.

Wysiadłem i podziękowałem. Pokierowałem się do mieszkania. Jak dobrze, że OBCY człowiek umie komuś pomóc.

[Chuuya]
Stałem w miejscu, gdy Osamu zaczął odchodzić. Dostałem wiadomość od Tachihary.

Jedź z nim! Wrócę taxi! [2:31].

Odwróciłem się, by zobaczyć nadawcę wiadomości w towarzystwie dwóch kobiet, wszyscy pokazywali mi kciuki w górę.
Jak powiedział, tak zrobiłem.

Odwiozłem Dazaia do domu, nie zwracając uwagi na to, że udaje, jakbym był mu obcy. W zasadzie to już jestem…
Brązowooki wszedł do klatki, a ja jeszcze chwilę siedziałem na motorze, odczytując kolejną wiadomość. „Farbowany Rudy” wysłał zdjęcie, na którym on, Gin i Higuchi jadą taksówką. Odesłałem swoje zdjęcie na motorze z kaskiem na głowie. Dzięki Bogu zasłaniał mi oczy, oszczędziło mi to pytań odnośnie tego, czemu płacze.
**********

[Dazai]
Wstałem rano nie mając nawet kaca. Podziękowałem w duszy aniołowi, który mnie strzeże i poszedłem wziąć poranny prysznic. Ubrany w szlafrok zacząłem szukać po szafkach teczki z dokumentami, które muszę dziś zanieść.

Podszedłem do mojego domowego biurka, które zresztą nigdy nie było jakoś bardzo używane. Otworzyłem ostatnią szafkę od dołu, gdzie zwykle wpycham wszystkie niepotrzebne mi w danej chwili rzeczy. Pierwszym co wziąłem do ręki były owe papiery.
Zacząłem powoli przeglądać skarby, które kryje od lat niesprzątana szafka.
Od starych i o wiele lat przeterminowanych słodyczy po dziwne magnesy z miejsc, w którym nigdy nie byłem. Patrząc na te niecodzienne rzeczy zobaczyłem telefon, był to starszy już model, ale wiele osób dalej z niego korzystało. Dobrze znałem ten telefon, należał do mnie w czasach, gdy jeszcze byłem w mafii. Spojrzałem na zegar w rogu pokoju i zdałem sobie sprawę, że już powinien wychodzić. Ubrałem się w pierwsze lepsze ubrania, wziąłem stary telefon do kieszeni i teczkę do ręki.

Pojechałem prosto do agencji. Wszedłem do biura i położyłem dokumenty na biurku Kunikidy — ten zaś krzyczał na mnie za spóźnienie. Usiadłem na kanapie i podłączyłem telefon do ładowarki, która zawsze była wpięta do tamtego kontaktu. Opowiadałem wczorajszą noc okularnikowi, śmiejąc się, że Yosano nie była w stanie dziś się zjawić przez kaca, Tanizaki odsypia przy biurku, a Ranpo nawet nieźle się trzyma. W czasie rozmowy mój telefon zdążył się naładować do zaledwie 15%. Chwilę się głowiłem nad tym, jaki mógł być pin. Po jakimś czasie walki udało się, odblokowałem go.

Od razu w oczy rzuciły mi się wiadomości i nieodebrane telefony.
W dni, gdy odszedłem miałem wiele połączeń od współpracowników. Znalazło się też parę SMS z pytaniami, czy to prawda lub z wyznaniami nienawiści. Dominował tam jednak numer DOBRZE ZNANEGO mi rudowłosego. Dzwonił zarówno w dzień, gdy odszedłem, ale i raz na jakiś czas przez ostatnie lata. Widziałem wiele wiadomości, wszystkie były pisane w przeciągu czasu mojej nieobecności.
Na przemian były to wyznania tego, jak bardzo Chuuya mnie nienawidzi, jak bardzo go zraniłem lub jak dobrze się stało.
Ostatnie wysłane wiadomości były z wczoraj.

Dlaczego do cholery udajesz, że mnie nie znasz? [02:50].

W zasadzie to chciałem byśmy się nie znali [02:50].

Ale przecież czasu nie cofnę! Dazai do cholery! [02:50].

Czasami mam nadzieję, że po prostu to wszystko wróci [02:51].

Że to ty wrócisz. [02:51].

Przeczytałem je, po czym zrobiłem wielkie oczy. Zrobiłem jedynie co on kazał – tak miało być dla niego lepiej.
Zerwałem się z kanapy, podchodząc do śpiącego znajomego.

– Tanizaki! Wstawaj! – krzyczałem, budząc go

– co… co jest? – mówił zaspany

– masz kontakt z Tachihara?

– MHM… tak, jakiś tam mam – mówił, ziewając

– odebrałby od ciebie, gdybyś teraz zadzwonił?

– MHM? Myślę, że tak, a co się – – nie zdążył powiedzieć, bo przerwałem mu, dając mu jego własny telefon do ręki.

Bez większych pytań wykonał połączenie i wręczył mi komórkę. Był tak zaspany, że nawet nie kontaktował co się dzieje — Kunikida zaś patrzył się na to ze zdziwieniem.
Wyszedłem z pokoju, idąc w stronę schodów. Już po chwili odebrał.

– halo? Tanizaki? Coś się stało? – mówił po drugiej stronie słuchawki
– to ja, Dazai – powiedziałem, schodząc już ze schodów – jest taka opcja byś podał mi adres zamieszkania Chuuyi?
– Co do cholery? To dziwna prośba
– proszę! To ważne!
– MHM, niech będzie. Wyślę ci SMS pełen adres.

Podziękowałem i się rozłączyłem. Już po chwili dostałem wiadomość. Pojechałem prosto do wskazanego miejsca.

[Chuuya]
Miałem tego dnia na późniejszą godzinę do pracy. Mogłem na spokojnie się wyspać, nie spiesząc się nigdzie. Właśnie robiłem sobie śniadanie. Gdy tylko usiadłem do stołu zobaczyłem parę nieodebranych połączeń od znajomego mafiozy. Postanowiłem od razu oddzwonić.

– Chuuya! Ja się naprawdę przepraszam! – krzyczał Tachihara

– hm? Za co mnie przepraszasz? Nie mów, że zabiłeś jednego z moich więźniów…

– nie! Nic takiego!

– W takim razie nic się nie stało – mówiłem dalej zajadając się posiłkiem

– Chuuya! Ja nie wiem, dlaczego tak się stało! Nie bądź zły!

Niedosłyszałem końcówki zdania, bo zagłuszył to dzwonek do drzwi.

– Chwila, poczekaj, bo ktoś przyszedł

– Przepraszam! – krzyknął i się rozłączył.

Zignorowałem to i otworzyłem drzwi wejściowe. Stał przed nimi ktoś, kogo w życiu bym się tu nie spodziewał.
Popatrzyłem się na wyższego ode mnie mężczyznę, który uśmiechał się jak gdyby nigdy nic, jakby wcale nie pojawił się tutaj po czterech latach. Szok odebrał mi mowę i nawet nie zareagowałem, gdy wszedł do mojego domu.

Zaczął się rozglądać i chwalić wystrój, spojrzałem się na niego wzrokiem pełnym wrogości, na co on odpowiedział zadziornym uśmiechem.

– no co? Podobno chciałeś bym wrócił ~ – mówił Osamu

– he?! Tachihara! Zabije go!

– Nie, nie, nie! On jedynie podał mi Twój adres, o który sam poprosiłem. Przeczytałem dzisiaj wszystkie słodkie wiadomości, które do mnie pisałeś! – mówił, jakby opowiadał jakiś żart – tęskniłeś za mną! Jakie to urocze!

– Nie! Nie tęskniłem! Wyjdź z mojego domu

– och, Chibi dalej nie umie kłamać. ~

Usiadł do stolika, w którym chwilę temu siedziałem sam i zaczął pić moją herbatę. Usiadłem naprzeciwko niego i ponownie zacząłem jeść już zimne jedzenie.

– możesz nie patrzyć się na mnie z taką wrogością? – spytał Dazai

– dziwisz się? Zdrajca na zawsze pozostaje zdrajca! – krzyknąłem, uderzając dłońmi w blat

– racja! A nie chciałbyś spędzić może dnia z tym zdrajcą? Od dawna nie rozmawialiśmy!

– Nie. Mam dziś pracę. Wyjdź już

– ohoho! Dobrze! Już idę – oznajmił, po czym odszedł od stołu.

Nie chciałem, by wychodził, w zasadzie sam nie wiem, czego chciałem.

Wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał jakiś numer, słyszałem jedynie jego rozmowę.

– Witaj, Szefie! – krzyczał do słuchawki

-…

– tak, dokładnie!

-…

– dzwonie w sprawie Chuuyi! Mógłby dziś zostać w domu?! Obiecuję, że krzywda mu się nie stanie!

-…

– bardzo dziękuję, Mori!

Podszedł z powrotem do stolika i położył na nim mój telefon. Jasna cholera! Właśnie zadzownil z mojego telefonu do szefa mafii i jakby nigdy nic wziął mi dzień wolnego. Co to miało znaczyć?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top