12.

[Chuuya]
Jechaliśmy autem, które dziwnym trafem było dla nas przygotowane, cała ta sytuacja budziła u mnie podejrzenia, ale nie chciałem teraz o nic pytać.

Po powrocie bez wcześniejszego przebrania się zaczęliśmy pić. Innych osób w hotelu nie zdziwił nasz wygląd, tutaj to normalne.
Cali we krwi piliśmy jednego po drugim. Gdy już byłem na tyle wstawiony, by spytać, zacząłem mówić.

– skąd się wzięły te kluczyki? I uszykowana wódka w aucie? – spytałem podejrzliwie

– stary znajomy mi to dał, auto kiedyś należało do mnie… Cała ta sytuacja jest pokręcona! – mówił pijany

– stary znajomy?

– Ta, to Fiodor, gdy odszedłem spędziłem u niego sporo czasu.

Nigdy wcześniej nic o nim nie mówił. Zignorowałem to i wypiłem następny kieliszek, który był dziś moim gwoździem do trumny.

Oczywiste jest to, że nie skończyło się na grzecznym piciu w hotelowym pokoju na najwyższym piętrze. Spędziliśmy razem całą noc w łóżku, świętując na swój własny sposób…

*******
Z samego rana pakowaliśmy się, by wrócić do domu, wszystko działo się tak naturalnie – nawet to, że przespaliśmy się ze sobą po misji było w tym przypadku dziwnie naturalne.

Szliśmy już w kierunku auta, gdy nagle Osamu wyrzucił klucze gdzieś na trawę pod hotelem. Odebrało mi mowę. Tłumaczył to tym, że Szczur to znajdzie i przywiezie do Japonii. Nawet nie chciałem w to wnikać.

Pojechaliśmy taksówką na lotnisko i już niedługo potem wystartowaliśmy.

Czas na powrót do tej dziury, zwanej Yokohama.
**********************

[Dazai]
Od naszej wspólnej misji minął miesiąc. Zacząłem częściej przebywać w domu Chuuyi, niż w swoim własnym.
Tachihara i Tanizaki oficjalnie zaczęli się spotykać, tak samo Ozaki i Yosano, Akutagawa wyznał miłość Atsushiemu, a Mori i Fukuzawa znowu mają dobry kontakt. Wszystko można nazwać prawie idealnym, wszystko przecież już było dobrze i każdy wydawał się być szczęśliwy.
No właśnie… WYDAWAŁ.

Siedziałem na kanapie z głową lecąca w tył, nie mogłem spać kolejną noc.

Prawdopodobnie kogoś zawiodłem, to znaczy… Zawiodłem wiele osób, ale najbardziej z nich wszystkiej właśnie jego, Odasaku. Mimo że do cholery on od lat już nie żyje, nie ma go tutaj przecież! To ja i tak czuję, jakby patrzył się na mnie ze wzrokiem pełnym obrzydzenia. Ta wizja nie jest w stanie wyjść mi z głowy.
Gdy kolejnej takiej nocy znowu smakowałem różnych narkotyków przerwał mi mój telefon.

– halo? Dazai? – odezwał się Nakahara

– tak, coś się stało Chibi? – spytałem

– miałem koszmar…

– ojeju? Mały Chibi miał koszmar i mamusia musi go ululać? – mówiłem ironicznie

– rozłączam się! Udawaj, że nie dzwoniłem! Dobranoc!

I zrobił, jak powiedział. Zaśmiałem się i wstałem, by się ubrać. Byłem zdecydowanie pod wpływem, ale jakoś bardzo mnie to nie przejmowało. Miałem nadzieję, że zdążę dotrzeć do jego domu, nim zabije siebie lub kogoś na drodze.
Przed wyjściem spojrzałem w lustro na swoje źrenice, były rozszerzone, ale planowałem zwalić to na ciemność w pokoju.
Pojechałem.

Już po chwili byłem na miejscu, cały i zdrowy.
Zapukałem do drzwi, które otworzył mi jednocześnie zszokowany, szczęśliwy i wściekły Chuuya. Przywitałem się z nim i wszedłem do środka.
Przebrałem się w jedną z moich piżam, które u niego miałem i położyłem się z nim.
Gdy gładziłem go po jego rudych włosach, bawiąc się przy tym jego kosmykami on zaczął mówić.

– myślisz, że nie zauważyłem? – spytał niższy

– spij już, Chibi

– dlaczego? Coś się stało?

– Dobranoc, śpij dobrze – odpowiedziałem wymijająco.

[Chuuya]
Śnił mi się koszmar, a bardziej wspomnienie.
Leżałem na podłodze w sypialni, dusząc się własnymi łzami. Pośród moich łez można było usłyszeć głos powtarzający jakieś imię. Po tysięcznej wylanej łzie i setnym powtórzeniu „Osamu” zacząłem mieć wspomnienia z nim związane.
Obudziłem się na jednym z nich, na tym, w którym wracaliśmy zmęczeni z jakiejś misji z Dazai zerwał mi mały kwiatek. To było tak głupie – a wywołało tyle emocji.

Obudziłem się i zadzwoniłem do głównej postaci w moim śnie...

...rozłączyłem się i poszedłem dalej spać, nie mogłem jednak usnąć.
Z liczenia owiec wyrwał mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Brunet do mnie przyjechał. Powinienem się cieszyć, ale od początku coś mi nie grało, był pod wpływem. Udawałem, że tego nie widzę, ale nie wytrzymałem długo.
On zignorował moje pytania i poszedł spać. Po chwili dołączyłem do niego.
Rano udawaliśmy, że żadnej rozmowy nie było.
Typowo.
*********

[Dazai]
Płytki spokój, który zdawał się mieć miejsce wkrótce został przerwany. Jednego z dni maratonu mojej nietrzeźwości dostałem telefon od nieznanego numeru.

– halo? Kto mówi? – spytałem, trzymając komórkę resztkami sił

– z tej strony Fiodor, mówiłem, że chciałbym byś kogoś poznał — mówił bez żadnych emocji — ale poczekam na to aż wytrzeźwiejesz…

– jestem trzeźwy… Zresztą długo kazałeś na siebie czekać, już myślałem, że o mnie zapomniałeś!

– O tobie nie da się zapomnieć, Dazaiu

– kiedy i gdzie mam być? – spytałem bez zbędnego gadania

– kiedy tylko będziesz w stanie, a gdzie? Myślę, że dasz radę zgadnąć!

Dostojewski rozłączył się po tym stwierdzeniu. Zaśmiałem się sam do siebie i pomyślałem „być może będzie zabawnie”. Wcale się nie myliłem — już teraz zaczynało być ZABAWNIE.

Wyciszyłem telefon, ignorując przy tym dobijanie się do mnie osób z agencji. Poczekałem do wieczora, aż będę, chociaż odrobinę w stanie wyjść z domu. Posprzątałem to miejsce na błysk gotów wrócić do niego za czas nieokreślony. Wyszedłem i udałem się prosto do znanego mi baru.
Zamówiłem swoje ulubione whisky i rozmawiałem z barmanem, który nie widział mnie już wiele lat. Nie zdawał sobie sprawy, dlaczego jestem tu sam i dlaczego nie odwiedzałem tego miejsca tyle czasu…

Wychodząc wpadłem na znajomego, niestety nie był tu w celu wspólnego toastu.

– Dazai Osamu, jesteś aresztowany – oznajmił srogim głosem Ango

– pod jakim zarzutem? – spytałem naprawdę, nie wiedząc

– oskarżenie dotyczące zmowy z poszukiwanym przestępcą Tatsuhiko Shibusawa.

Zobaczyłem kontem oka ubraną na biało postać pośród mgły. Wiedziałem, że nie jest jednym z tych, którzy przyszli mnie pojmać.

– złap mnie jedynie, jeśli potrafisz, Ango – na moich ustach był dobrze znany mu uśmiech, usiłował nawet wyciągnąć broń w moją stronę, ale nie zdążył — mgła w całości zakłóciła mu zasięg wzroku.

Poszedłem za mężczyzną, który właśnie mnie uratował. Całą drogę spędziliśmy w ciszy, kierując się gdzieś w nieznane mi miejsce. Nie widziałem tego, co jest wokół, podążałem za krokami obcej osoby przede mną, której imię jedynie mogę obstawiać.
Koniec końców udało nam się dotrzeć do celu, było to coś na kształt zamku pośrodku miasta. W budynku widoczność była o wiele większą, ale mgła dalej docierała. Na jednym z wyższych pięter czekał już Dostojewski.

– och, witajcie! – mówił „zachwycony” tym, że nas widzi

– co tu się właściwie dzieje? – spytałem powoli znudzony brakiem jakiejś rozrywki

– postanowiliśmy wyplenić trochę zdolności! – dołączył się Shibusawa, klaszcząc z radości na końcu zdania

– pójdziesz się przebrać, Dazaiu? – pokierował ręką na pokój niedaleko, gdzie prawdopodobnie czekały na mnie ubrania.

Przytaknąłem i poszedłem do wskazanego mi miejsca. Miałem na sobie biały komplet idealnie wpasowujący się w otoczenie i stroje pozostałej dwójki. Wróciłem do nich i dosiadłem się do stołu. Tam stały dwie filiżanki herbaty, żadna z nich nie była moja.
Nim białowłosy zdążył dokończyć propozycje nalania mi napoju ja wypiłem go z kubka osoby po mojej lewej. Rosjanin spojrzał się na mnie zaskoczony i się zaśmiał, komentując mój czyn. Siedzieliśmy, mając widok na zamglone miasto, w którego niektórych miejscach co chwilę rozbłyskało czerwone światło. W skrócie wyjaśnili mi co się dzieje i jaki mają cel. Coś mi jednak nie grało, dlaczego Fiodor mu pomaga? Zgodziłem się tu zostać, by dowiedzieć się co on usiłuje zrobić.

[Chuuya]
Od godziny trwa czerwony alarm w całym mieście, coś zabija uzdolnionych i spora część mafii jest zagrożona. Wszędzie wszyscy biegali i robili harmider. Usiłowałem się dowiedzieć, jaki mamy plan na zaistniałą sytuację.
Znalazłem w końcu Akutagawe, rozmawiał w tej chwili przez telefon prawdopodobnie z uczniem Osamu.

– mówiłem ci, uspokój się. To się stało i trudno! To było do przewidzenia! Nie wychodź z domu i czekaj, aż wszystko minie. – mówił czarnowłosy

-…

– nie, nie mogę ci tego obiecać.

-…

Gdy zauważył, że czekam momentalnie się rozłączył.

Spytałem go co się dzieje i jaki Mori ma plan. On spojrzał się na mnie z kwaśną miną i cichym głosem odpowiedział.

– Szef nie ma planu, wszyscy musimy dbać o siebie i walczyć

– co takiego? Dlaczego nie ma planu? Co tu do cholery się dzieje! – spytałem już zdenerwowany tą bezsilnością

– pojawił się Shibusawa, walczyliście z nim kiedyś… Nie jest niepokonany, ale jest silny

– w czym problem? Pokonany go znowu! Zadzwonię do Osamu i rozwiążemy to w niecałą godzinę – mówiłem, czując, jakby wszyscy wokół byli głupcami.
Sam powiedział, że nie jest niepokonany — nie z takimi miałem do czynienia.

– Dazai nie odbierze, on siedzi właśnie z Shibusawa

– hmm? Nie rozumiem…?

Potrzebowałem chwili, by zrozumieć co powiedział.
Momentalnie rzuciłem wszystko i pojechałem do jego mieszkania, licząc, że tam go zastane. Wszystko w środku stało w wyjątkowej czystości, takiej której zwykle nie widuje się w miejscu, gdzie przebywa Dazai. Przed odejściem lata temu również zostawił nienaganny porządek. Nie chciałem w to uwierzyć, ale wszystko znaczyło jedno. On właśnie odszedł, znowu ODSZEDŁ.

Zdążyłem zniszczyć całe jego mieszkanie, w złości zbiłem wszystkie szklane rzeczy i powyrywałem wiele drzwiczek od szafek. Gdy usiadłem na podłogę pośród szkła i porozrzucanych ubrań zadzwonił mój telefon. Była to współpracowniczka bruneta, Yosano która czasami dzwoniła do mnie, gdy on długo nie odbierał.

– powiedz proszę, że to wasz jakiś plan – z ogromną gulą w gardle powiedziałem

– nie, ale chcielibyśmy, by tak było – mówiła zmartwiona kobieta

– wiecie coś? Co się stało w tym mieście i co się stało Z NIM?

– Przybył obdarzony, Shibusawa. Ludzie walczą ze swoimi własnymi zdolnościami, jeszcze nikt z nimi nie wygrał. Osoby, które nie są obdarzone zniknęły. Słuch po nich zaginął – powiedziała na niemalże jednym wdechu – pewnie już wiesz… Dazai się do niego przyłączył.

Przytaknąłem i z uczuciem bezradności opadłem całym ciałem na podłogę. Chciałem jeszcze o coś spytać, ale przerwał nam rozmowę głośny huk po drugiej stronie słuchawki i krzyki Aiko, że musi walczyć. Rozłączyła się, a ja zostałem w tej pozycji co byłem wcześniej.

Nie wiem nawet co się stało, dlaczego to zrobił ani, czy w ogóle planuje wrócić. Obawiałem się, że znowu mnie zostawił, że znowu będę musiał przejść to samo.
Ludzie wokół padali jak muchy, a ja zamiast im pomóc leżałem bezczynnie na podłodze, użalając się nad samym sobą. Po jakimś czasie wyszedłem z budynku, kierując się przed siebie.
Słyszałem odgłosy walki i co chwilowe rozbłyski świateł. Wiedziałem, że ludzie giną przez swoje zdolności. Moja jednak nienadeszła. Szedłem przez miasto nie wiedząc nawet, gdzie idę. Z myślenia wyrwał mnie głośny huk obok mnie. Właśnie ktoś spadł na jakieś auto, nie wiem, co bardziej mnie zdziwiło. To, kto pojawił się tutaj znikać, czy to, jaki pojazd zobaczyłem.

Akutagawa dalej walcząc z własną zdolnością krzyczał, że mam uciekać.
Nieustannie wbijałem wzrok w pojazd, na którym stał mafioza. Rozpoznałem zarówno samo auto, jak i tablice rejestracyjne. To auto, którym uciekliśmy z misji w Paryżu. Dazai mówił, że ktoś przyjedzie tutaj i weźmie je ze sobą. Natłok myśli buzował mi w głowie, nie pozwalając głosom Atsushiego i Ryonsuke dotrzeć do moich uszu. Odwróciłem się w stronę, z której przyszedłem i zacząłem biec. Biegłem, ile sił w nogach, jednocześnie łącząc fakty.

To Fiodor, osoba, u której przebywał, gdy odszedł. Znowu odszedł, znowu jest z nim.

Te zdania powtarzały mi się w głowie tak długo, że nawet nie zauważyłem, kiedy dobiegłem do celu. Wzniosłem się w górę na dach wysokiego budynku na końcu miasta. Przez sufit wszedłem od razu na najwyższe piętro.
Wszyscy w szoku patrzyli na mnie, próbując wezwać wsparcie, jedna z osób tam mnie rozpoznała i podeszła w moim kierunku.

A5158, jak miło cię widzieć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top