4

Minął tydzień od pamiętnej imprezy rozpoczynającej rok szkolny, a plotki o pocałunku niejakiej Hermiony z nowym nabytkiem Hogwartu szybko się rozeszły po szkole. Uczennice patrzyły na nią jakoby z zazdrością, a chłopcy jej więcej nie podrywali (co i tak nie zdarzało się często, ale jednak).

A co było u naszego głównego bohatera? 

Otóż on odniósł wrażenie jakby pokonał smoka, używając pióra z atramentem. Rówieśnicy bowiem traktowali go jak bohatera. Dlaczego? Ponieważ nikt nie odważył się zrobić żadnego kroku ku Hermionie Granger, gdyż wszyscy wiedzieli, że jest ona obiektem westchnień pewnego rudowłosego chłopaka z Gryffindoru. Czy przejmowali się Ronem? Skądże. 

Przejmowali się tym, że rudzielec to najlepszy przyjaciel Harry'ego Pottera. A temu nikt nie chciał zajść za skórę z paru powodów. Po pierwsze: większość szkoły uważała, że nastolatek oszalał, twierdząc, iż Voldemort powrócił. A po drugie: był to najważniejszy uczeń w budynku. Nikt nigdy tego nie przyznał, ponieważ wszyscy bali się pewnego blondyna z Domu spod znaku węża, ale taka była prawda.  

Tego dnia trzej uczniowie otwierali Klub Pojedynków, lecz każdy z nich najpierw musiał się naradzić ze swoimi przyjaciómi. Zacznijmy wpierw od Harry'ego. 

✖ ✖ ✖ 

Chłopak zdecydował się, by wznowić Klub za namową Hermiony i Syriusza, któremu wysłał list z pytaniem, co powinien zrobić. 

"Szczeniaku,
Jeśli Dumbledore prosi cię, byś szkolił inne dzieciaki, to idź za głosem serca. 
Wiem, że sobie poradzisz i moim zdaniem powinieneś spróbować. A co do Malfoy'a - nie przejmuj się nim. Może i jego ojciec służy Voldemortowi, ale to nie powód, by chłopak nie dostał szansy. 
Ministerstwo postawiło was w nieciekawej sytuacji, a ty możesz sprawić, że to się zmieni. Pamiętam, jak za moich szkolnych czasów uczęszczałem razem z Jamesem na KP...to było coś. Raz udało mu się wygrać z zasłoniętymi oczami! Co prawda popisywał się, bo wygrał ze mną, a ja się podłożyłem, by twoja mama go dostrzegła, ale wygrana to wygrana, czyż nie?  

Daj znać jak poszło pierwsze spotkanie. Może wpadniesz z Ronem i Hermioną na weekend do Siedziby? Pogadam z Dumbledore'em i może się zgodzi. Co ty na to? 

Twój przystojny chrzestny - Łapa"

Harry siedział w Sowiarni i czytał list kilkukrotnie. Hedwiga spoczywała na murku obok niego i dziobała ciastko, które jej dał.

- Gdyby to było takie proste, Syriuszu... - westchnął i spojrzał w dal. Czy możliwe, by jego odwieczny wróg i syn Śmierciożercy był inny niż mu się zdawało? Raczej nie. Ale może wspólne nauczanie zmieni jakkolwiek zdanie na jego temat? 

✖ ✖ ✖ 

Draco przebywał aktualnie w Dormitorium Ślizgonów razem ze swoimi rówieśnikami. 

- Naprawdę masz zamiar być nauczycielem razem z Potterem? - zadrwił Goyle. - To głupie. 

- Głupi to jesteś, ty. - mruknął zmęczony dyskusją blondyn. - Potter jest nieważny. Istotny w tym wszystkim jest udział Hacka. 

- Czyli? - tym razem odezwał Crabbe. 

- Nie wierzę, że jesteście tacy tępi... - westchnął Malfoy. - Zacznijcie łączyć kropki! Hack jest chrzestnym cholernego Dumbledore'a, a ten jest dość ważną personą w tym świecie. Zakumpluję się z jego chrześniakiem, a wtedy on będzie na mnie patrzył przychylniej! 

- Nadal nie rozumiem, czemu zgodziłeś się na bycie nauczycielem. - mruknął Vincent. 

- Ojciec sam twierdził kiedyś, że poziom nauczania w tej szkole jest żenujący. - rzekł blondyn. - Skoro mam możliwość, by go podnieść, to czemu nie? Przynajmniej on będzie ze mnie dumny. 

Do Dormitorium wszedł niespodziewanie Snape, który omiótł wszystkich swoich podopiecznych (oprócz trójki chłopców w pomieszczeniu było jeszcze pięciorgo uczniów) posępnym spojrzeniem i zatrzymał je na Draconie. Widać było, że chce z nim porozmawiać, lecz nie miał zamiaru brać go w odosobnione miejsce. Severus podszedł do swego chrześniaka, który siedział na kanapie i stanął obok niego. 

- Gotowy? - zapytał. 

- Oczywiście. - potwierdził bez namysłu Malfoy. 

- Mam nadzieję, że nie zrobisz nic bezmyślnego, panie Malfoy. - powiedział Mistrz Eliksirów, akcentując każde słowo. - Mówię tutaj o pokazowym pojedynku. Wszystko ma pójść bez zbędnych problemów, rozumiemy się?

- Jak najbardziej, profesorze. 

W pojedynku na pokaz mieli brać udział Jack, Harry i właśnie Draco. Każdy z nich miał mieć okazje zawalczyć z każdym z trójki. Żaden jednak nie mógł wiedzieć, że nie pójdzie to zgodnie z planem jaki ustalono. 

✖ ✖ ✖ 

- Panowie, wybiła ta godzina! - zawołał Tony. - Michael, zostaw w końcu ten podręcznik i rusz się! Nie możemy przegapić pierwszej lekcji prowadzonej przez naszego kumpla! 

Czwórka Krukonów po chwili była w drodze do Wielkiej Sali. Jack był lekko zestresowany (w końcu nigdy nie nauczał tak dużej ilości osób). Na całe szczęście jego przyjaciele go wyrywali z zamyślenia. 

- Co jest pierwsze? - zagaił Terry. 

- Na początku walczymy przeciwko sobie. - odparł Hack. - Potem zasady są takie: ktoś wyzywa inną osobę na pojedynek, jeśli się zgodzimy, to instruujemy ich i razem z profesorem Snapem'em pilnujemy, by nie zrobili sobie zbędnej krzywdy. 

- Nie mogę się doczekać, aż zobaczę chlubę Gryffindoru na deskach! - zaśmiał się Anthony. Jack zdążył zauważyć, że średnio przepada za Potterem, ale dlaczego tak jest, nigdy się nie dowiedział. Krukoni dotarli pod drewniane wrota. 

- Okej, wy tu poczekajcie, niedługo przyjdzie reszta. - poinstruował niebieskooki i wszedł do środka. Wszystkie cztery stoły w sali zostały przysunięte do siebie, przez co tworzyły jeden wielki stół do pojedynków. Obok stali już Draco, Harry, Snape i człowiek, którego chłopak nie znał. Brązowowłosy podszedł do grupy i przywitał się z każdym. 

- To jest profesor Lupin. - przedstawił nieznanego mężczyznę Potter. 

- Och, jaki tam profesor... - uśmiechnął się pogodnie lekko siwiejący czarodziej, po czym podał nowemu uczniowi rękę. - Remus Lupin. Ty, jesteś Jack jak mniemam? 

- Owszem. - przytaknął brunet i uścisnął wystawioną dłoń. Zauważył, że nowo poznany dorosły, ma parę dużej wielkości blizn na twarzy. 

- Pan Lupin zaprezentuje razem ze mną kilka podstawowych zaklęć. - odezwał się twardo Severus. Widać było, że nie jest zadowolony faktem, iż musi pracować z bliznowatym jegomościem. - Na prośbę dyrektora, rzecz jasna.  

Na twarzy Remusa pojawił się lekki uśmiech, którym zaraził Harry'ego, ponieważ chłopak momentalnie zaczął się szczerzyć ukazując swoje zęby. Malfoy patrzył złowrogo na Wybrańca, ale nic nie powiedział. 

- Chyba powinniśmy zaczynać. - stwierdził Hack i ruszył w stronę końca stołu. - Mógłby, pan, otworzyć drzwi, profesorze Snape?  

Czarnowłosy mruknął coś pod nosem i machnął różdżką w powietrzu, a ogromne drzwi otworzyły się, dzięki czemu kilkudziesięcioro uczniów wparowała do pomieszczenia. 

- Sporo ich... - szepnął Harry, do stojącego obok byłego nauczyciela od OPCM'u.

- Dacie radę. - zapewnił go tamten. - To tylko pokazowy pojedynek. 

Chłopiec, Który Przeżył przełknął ślinę i ruszył za przyjacielem swojego ojca, który podszedł do Mistrza Eliksirów. Czarnooki wszedł na stół i zaczął po nim chodzić w tę i z powrotem. 

- Oto pierwsze spotkanie Klubu Pojedynków. - powiedział głośno, uciszając całą młodzież. - Wpierw razem z waszym byłem nauczycielem Remusem Lupinem, zaprezentujemy wam kilka podstawowych uroków. Następnie wasi rówieśnicy, którzy będą nadzorować tym przedsięwzięciem, wystąpią w pokazowym pojedynku. 

Były Gryfon wszedł na podwyższenie, powodując szepty. Niektórzy uwielbiali Lupina, lecz inni się go bali, gdyż dwa lata temu odkryto, że jest on wilkołakiem (czego w tym gronie nie wiedział jedynie nasz główny bohater). Mężczyźni bez słowa ustawili się na dwóch krańcach drewnianego podestu i zaczęli prezentować zaklęcia. Jack jednak nie skupiał się na nich. Przyglądał się tłumowi, który zebrał się w Sali. Wszyscy byli tu dla nich. 

Harry patrzył na Hermionę i Rona, którzy obserwowali ich spod ściany. Granger była uradowana tym, że jej przyjaciel może wykazać się swoją wiedzą i uczyć innych, natomiast rudowłosy patrzył ponuro na Hacka. Draco trzymał jedynie ręce w kieszeni i posłusznie czekał, aż będzie mógł wejść do gry. 

Po paru minutach mężczyźni ustąpili miejsca młodszym i zeszli ze stołu w towarzystwie cichych oklasków. 

- Kto walczy z kim? - zapytał trójkę młodych "nauczycieli" opiekun Slytherinu. 

- Wpierw Draco z Harrym. - odpowiedział szybko Krukon. - Później ja walczę z wygranym, a na końcu z przegranym. 

- Pamiętajcie, że to jedynie pokaz. - przypomniał im Remus. - Nie zróbcie sobie krzywdy.

Ślizgon i Gryfon spojrzeli na siebie złowrogo. Wszyscy wiedzieli, że ta dwójka za sobą nie przepada, więc takie przypomnienie było konieczne. Piętnastolatkowie weszli na drewnianą długą ławę i stanęli na jej końcach. Synchronicznie się ukłonili, trzymając różdżki przed twarzą tak, by te były w równej linii z nosem. Wyprostowali się i przyjęli pozycje bojowe. 

- Drętwota! - czerwone zaklęcie wystrzeliło z różdżki szarookiego Ślizgona. Urok jednak napotkał się z Protego rzuconym przez Harry'ego. Wściekły blondyn rzucił Zaklęcie Rozbrajające, jednak czarnowłosy był na to przygotowany i skoczył w swój prawy bok, unikając Expelliarmusa. 

- Coś za wolny jesteś, Malfoy! - zaśmiał się Wybraniec. - Ruszaj się! 

Draco musiał zacisnąć zęby, by powstrzymać się od rzucenia czegoś przez co jego przeciwnik zwijałby się z bólu. Z jego różdżki wyleciało jeszcze kilka czarów, lecz Potter był na nie przygotowany i sprawnie je blokował lub unikał ich. Zamiast cofać się przed atakami, ten zaczął iść w stronę rówieśnika. 

- Jest bardzo podobny do Jamesa... - westchnął Lupin, stojący obok Hacka, który usłyszał jego słowa. - On też zawsze szedł na przód w walce. 

Malfoy chciał spróbować trafić w nogi rywala, lecz tę okazję wykorzystał sam rywal. 

- Expelliarmus! - jasna smuga uderzyła w różdżkę Dracona, która po chwili wleciała Potterowi do ręki. Na sali nastały oklaski. 

- Cholerny lew... - mruknął pod nosem czystokrwisty, gdy zabierał swoją różdżkę od zwycięzcy. 

- No to moja kolej. - Jack zdjął płaszcz i rozpiął rękawy białej koszuli, którą miał pod nim. Podwinął rękawy i wszedł na podest. Usłyszał krzyki dopingujących go Tony'ego, Terry'ego i Michaela, którzy stali praktycznie przy jego stronie stołu. 

- Rozwal go, Jack'y! - usłyszał słowa Goldsteina, który gwizdał jak szalony. 

- Gotów? - zapytał Gryfon, stojący trzy metry przed nim.   

- Zawsze jestem gotów. - uśmiechnął się Jack, a gdy mówił te słowa, spostrzegł, że do pomieszczenia wszedł Albus Dumbledore we własnej osobie. Ojciec chrzestny mrugnął do niego i stanął za uczniami, czekając na pojedynek. Brunet pokłonił się, tak jak jego przeciwnik i czekał na jego ruch, który jak się spodziewał - szybko nadszedł. 

Z różdżki zielonookiego wyleciała słaba Drętwota, którą Jack sprawnie ominął, robiąc jedynie krok w swoją lewą stronę. Dla widzów niewątpliwie było to widowiskowe, ponieważ nastolatek sprawiał wrażenie, jakby w ogóle nie przejął się atakiem drugiego. 

Osoby, które dobrze znały chrześniaka Dumbledore'a wiedziały, że jednym z jego hobby jest właśnie szermierka na różdżki. Pojedynkował się już za dzieciaka ze swoim ojcem czy też Albusem. I trzeba było mu to przyznać - był w tym cholernie dobry, dlatego jego rodzice zawsze mówili, że powinien zostać aurorem. Wróćmy jednak do teraźniejszości. 

Zacznie iść do przodu, muszę mu wyłączyć obraz. 

Zgodnie z przewidywaniami - Harry zaczął iść w stronę swojego rywala. Przy każdym kroku rzucał pojedynczy atak, po czym szybko bronił się tarczą. 

- Fumos! - autorem zaklęcia był członek Ravenclawu. Z jego broni wyleciała chmura gęstego dymu, który zasłonił Potterowi widoczność. Okularnik kaszlnął parę razy i zamknął oczy, a ten moment wykorzystał Jack. Podciął chłopakowi nogi, przez co ten przewrócił się na plecy. Gdy się otrząsnął zauważył nad swoją twarzą wymierzoną w niego różdżkę. - Szach mat. 

Gryfon chciał coś powiedzieć, lecz Hacka zaatakował ktoś z tyłu. Jedynie dzięki swojemu superszybkiemu refleksowi ten zdążył rzucić za swoje plecy Protego, które uchroniło go od niespodziewanego ataku. Atakującym okazał się Ron. 

- Twoja kolej będzie później. - powiedział Krukon. - Zejdź. 

Rudowłosy jednak nie posłuchał i zaatakował ponownie. Jack bez problemu ponownie wyczarował szybką tarczę i osłonił się. 

- Nie powinniśmy ich rozdzielić? - zagaił Remus. Pytanie skierowane było do Severusa, lecz odpowiedź otrzymał ze swojej lewej strony. 

- Nie ma takiej potrzeby, Remusie. 

Nauczyciele spojrzeli w tamtą stronę i ujrzeli dyrektora, który bacznie obserwował poczynania pojedynkujących się uczniów. 

- Skończyłeś już? - zaciekawił się tryumfalnie Hack, widząc, że ma przewagę nad Weasley'em. - Powiedziałem, twoja okazja do walki nastąpi później. 

- Zamknij się! - warknął wściekły rudzielec i zaczął swój kolejny atak od Drętwoty. Do swojego przyjaciela podbiegł Harry, omijając chrześniaka Dumbledore'a. Zatrzymał się obok rudowłosego i wystawił różdżkę. 

- To jest raczej nie fair. - stwierdził niebieskooki i musiał ponownie wyczarować barierę ochronną, gdyż Ronald znów go zaatakował, a tym razem dołączył do niego Wybraniec. Obaj uczniowie z Gryffindoru rzucali w niego uroki, które on sprawnie odbijał i blokował. 

Widownia, która obserwowała zdarzenie, była oczarowana sposobem w jaki Jack poruszał się i walczył. Robił to wszystko z taką gracją jakby pojedynkowanie się miał we krwi. Nagle na stół wskoczył Tony i rzucił się na pomoc swojemu przyjacielowi. 

- Dwóch na jednego? - prychnął i zaatakował mocnym Confringo, które Potter sprawnie odbił. 

Pojedynek w czworo trwał około sześć minut, aż stało się coś, czego nikt nie przewidział. Jack przystanął i wycelował dokładnie różdżką, po czym zaakcentował z mocą:

- EXPELLIARMUS!

Końcówka magicznej broni zaświeciła się, jakby chłopak użył Lumos. Zaklęcie nie wyleciało jednak z patyka, a uderzyło swojego właściciela. Nastolatek został wyrzucony w tył, niczym wystrzelony z armaty. Przeleciał przez Wielką Salę i uderzył w ścianę tuż obok drzwi wyjściowych, przy czym stracił przytomność. 

✖ ✖ ✖ 

- Mówiłem, że nie jest bezpiecznym, by brać go do takiej roli! 

- Całe szczęście nic mu nie jest, ale pomyśl co by się stało, gdyby to była na przykład Bombarda! 

- Rozumiem, wasze zdenerwowanie, ale...

- Albusie, tu nie ma żadnego "ale"! - krzyknęła kobieta. - To jest mój syn! Miałeś pilnować, by nie doszło do takiej sytuacji! 

Jack słyszał to wszystko, jakby osoby prowadzące rozmowę znajdowały się w głębokiej studni. Otworzył powoli oczy i powoli zaczął przyzwyczajać się do jasnego światła. Zorientował się, że jest w czymś na wzór szpitala szkolnego, poprzez białą kolorystykę w pomieszczeniu i ogrom łóżek. Zauważył, że obok jego łoża na krześle siedzi mężczyzna, którego poznał na spotkaniu Klubu Pojedynków.

- Jak się czujesz? - zapytał Remus, gdy spostrzegł, że chłopak się obudził. - Obudzili cię? 

- Głowa mnie boli. - sapnął, podnosząc się, by usiąść i oprzeć się o ramę łóżka. - Tam są moi rodzice? 

- Tak. - potwierdził ten. po czym podał pacjentowi coś zawiniętego w sreberko. Piętnastolatek spojrzał na niego z pytaniem w oczach. - To czekolada, powinna ci poprawić nastrój. 

Jack podziękował z uśmiechem, który musiał wymusić z powodu bólu głowy, lecz zjadł słodycz, który rozpłynął mu się po chwili w ustach. 

- Jak długo się kłócą? 

- Nie sprawdzałem zegara, ale strzelam, że zaraz minie pół godziny. 

- Albus prosił pana, by mnie pilnował? - zgadywał niebieskooki. 

- Nie. - zaprzeczył z uśmiechem Lupin. - Poprosiła mnie o to panna Granger.  

- Jest tutaj? - zaciekawił się. 

- Nie. - powtórzył były nauczyciel. - Aktualnie chyba jej klasa ma Transmutację. Pojedynek był wczoraj, gdybyś pytał.

Nastolatek kiwnął głową w podzięce za tę informację. 

- A teraz ja mam pytanie do ciebie... - zaczął Huncwot. - Kiedy masz szacowany termin? 

- Co? - palnął uczeń. - Nie rozumiem...

- Jasne. - zaśmiał się cicho Remus i machnął różdżką, otwierając tym samym szufladę szafki obok nich. Z niej wyleciał zielony pomięty liść, który wylądował na kolanach Krukona. 

- Nadal nie rozumiem, o co chodzi. - skłamał Jack, przełykając ślinę. 

- Pomięty liść mandragory w kieszeni piętnastolatka. - mówił czarodziej. - Tak po prostu nosisz ze sobą artykuły zielarskie? 

Hack patrzył w zielone oczy mężczyzny w zastanowieniu, po czym w końcu odpowiedział. 

- Mam termin za tydzień. - odparł. - W sobotę. 

- Zrobiłeś wszystko poprawnie? 

- Bezbłędnie. - potwierdził. 

- Jaki jest twój patronus? 

- Nie wiem. - przyznał młodszy z dwójki. - W Dumstrangu nie nauczyli nas rzucać Patronusa. 

- Zrozumiałe, niektóre szkoły uczą tego dopiero na szóstym roku... - mruknął pod nosem bliznowaty. - Co powiedziałbyś, gdybym zabrał cię na weekend ze sobą i nauczył tego zaklęcia? 

- Nauczy mnie, pan, rzucać Patronusa w dwa dni? - dopytał niewierząco właściciel kruka, który spoczywał na parapecie (chociaż ten go nie zauważył). - To nierealne. 

- Sądząc po twoich zdolnościach magicznych, myślę, że to możliwe. - zapewnił mężczyzna. - Mój przyjaciel natomiast mógłby pomóc ci w przygotowaniach do pierwszej przemiany. Myślę, że możesz go kojarzyć. No, ale teraz czas iść po twoich opiekunów...

Remus wstał i odsłonił zasłonę, którą łóżko Krukona oddzielone było od drugiego, po czym chciał iść do gabinetu Pomfrey, gdzie odbywała się kłótnia. 

- Niech, pan, poczeka! - zawołał jeszcze Jack. Były profesor odwrócił się i spojrzał na ucznia z wyczekiwaniem. - Jak się nazywa pana przyjaciel? 

- Ach, no tak! - uśmiechnął się pogodnie Lupin. - Jego imię to Syriusz. 

✖ ✖ ✖ 

W gabinecie pielęgniarki było pięć osób: Pomfrey, Dumbledore, Snape i rodzice poszkodowanego. 

- Jak bardzo jego magia szaleje? - zapytała w końcu uspokojona przez swojego męża Roxanne. 

- Bardzo. - odpowiedział jej Severus. - Pierścień, który mu dałem przestał działać, a to oznacza, że nawet on nie wytrzymał magii, którą wyczuł. 

- W takim razie co zrobimy? 

- Jego magia musi mieć możliwość wydostania się na zewnątrz. - rzekł Albus, popierając okulary. - Inaczej skutki trzymania jej w środku mogą być tragiczne. 

- Co proponujesz? - zagaił Tyler, przytulający swoją małżonkę. 

- Treningi. - odparł od razu dyrektor. - Musi czarować i ją uwalniać. 

- Ale kto miałby go trenować? - dopytała blondynka. 

- Mam pomysł, kogo dać na to miejsce. - zapewnił ten. - Ja ze względu na obowiązki jakie teraz mam, nie mogę się tym zająć. 

W tym momencie do pomieszczenia wszedł Remus. 

- Przebudził się. - powiedział tylko i poczekał, aż rodzice chłopaka wyjdą. - Jakie wnioski?

- Jego magia jest zbyt dzika, by ją w sobie trzymał. - oświadczył Dumbledore. - Postanowiliśmy, że będzie trenował i ją uwalniał. 

WIlkołak przyjrzał się starcowi z uwagą, po czym dodał.

- Chyba nie chcesz żebym...

- Owszem, chcę. - przyznał dyrektor Hogwartu. - Chciałbym, żebyś razem z Syriuszem trenowali Jacka. 

✖ ✖ ✖ 

trochę długo, ale jest

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top