3

- Mówiłam ci, żebyś nie zaczynał z nauczycielem, którego nie znasz! - mruknęła Hermiona, idąc szybkim krokiem przez korytarz. Obok niej szli jej przyjaciele. 

- Co miałem zrobić? - oburzył się Harry, chowając ręce do kieszeni szaty. 

- Na przykład: nie odzywać się. - zasugerowała poddenerwowana Gryfonka. - Dzięki twojej arogancji, już pierwszego dnia szkoły dostałeś szlaban! 

- Myślę, że Syriusz go pochwali. - zaśmiał się Ron, lecz przestał się śmiać, gdy napotkał piorunujące spojrzenie przyjaciółki. 

- Idę do biblioteki. - oświadczyła brązowooka i przyspieszyła kroku jeszcze bardziej. Nie mogła uwierzyć, że jej najlepszy przyjaciel jest na tyle głupi, by pakować się od początku roku w kłopoty! 

Weszła do sali z książkami, przywitała się cicho z bibliotekarką i ruszyła w Dział Ksiąg o Zaklęciach Obronnych. Skoro Umbridge nie zamierza ich o tym uczyć, to sama się tego nauczy. Wzięła z regału jedną z wielu ksiąg i ruszyła w stronę stolików, by usiąść i w spokoju zatopić się w lekturze. Miała swoje ulubione miejsce do czytania, był to stolik w rogu pomieszczenia, który jednocześnie znajdował się przy dużym oknie, z którego można było spoglądać na błonia. Przy nim jednak już ktoś siedział. 

- Mogę się dosiąść? - zapytała, patrząc na chłopaka, który siedział z nosem w książce o animagach. Na jego lewym ramieniu spoczywał czarny kruk. Młodzieniec uniósł wzrok i uśmiechnął się pogodnie. 

- Pewnie, siadaj. - odpowiedział. - Przecież nie mam tego miejsca na własność.   

Granger zajęła miejsce naprzeciwko niego i odłożyła swoją torbę szkolną na bok. Otworzyła książkę, lecz jej wzrok skupił się na pupilu nastolatka. 

- Bardzo trudno jest oswoić dzikiego kruka. - odezwała się. - Jak się wabi? 

- Ach, on? - zaśmiał się Krukon, spoglądając na ptasiego towarzysza. - To jest Corn. Moja mama specjalizowała się kiedyś w oswajaniu dzikich zwierząt i ucząc mnie tego, udało nam się wspólnie oswoić i jego.   

Ptak podleciał do dziewczyny i usiadł na krawędzi stołu. Zaskrzeczał cicho, a Gryfonka pogłaskała go delikatnie po główce. 

- Polubił cię. - stwierdził brązowowłosy i wystawił rękę do nieznajomej. - Jestem Jack. 

- Hermiona. - uczennica uścisnęła dłoń. - Chwila, czy to nie ty masz szlaban u Umbridge? 

- Dokładnie ja. - potwierdził niebieskooki. - Lubię pobijać rekordy, a szlaban w pierwszy dzień szkoły, to już coś, prawda? 

Dziewczyna zaśmiała się i cały czas głaskała kruka. 

- Możesz w tym rywalizować z Harrym. - powiedziała, zamykając książkę, by całą uwagę poświęcić rozmówcy. - To mój przyjaciel. 

- Tak, słyszałem, jak dyskutował z profesorką. - przyznał piętnastolatek. - Jest bardzo...

- Głupi? - wtrąciła się rówieśniczka, powodując śmiech u nowego ucznia. 

- Chciałem powiedzieć "odważny". 

- Odwaga to jego druga najbardziej wyrazista cecha. - westchnęła. - Pierwszą jest głupota. 

- Jednak jakoś się to równoważy. 

- To znaczy? - zaciekawiła się brunetka. 

- No w końcu to Harry Potter. - chłopak wzruszył ramionami. - Trochę o nim słyszałem. 

No tak, cholerna sława. - mruknęła w myślach. 

- To prawda, że jesteś synem chrzestnym dyrektora? - zapytała w końcu Hermiona, nie mogąc powstrzymać się od zdziwienia, spowodowanego tym, że Dumbledore nigdy nie wspomniał o swoim chrześniaku.

- Owszem. - potwierdził ten. - Zgaduję, że Albus nie mówił o mnie? 

- Ani razu nie wspomniał. - przyznała Gryfonka. Jack spojrzał na zegar powieszony na ścianie i wstał. 

- Miło mi się rozmawiało, ale muszę się zbierać. - uśmiechnął się. - Szlaban sam się nie odbębni. 

- Pewnie. - dziewczyna odwzajemniła uśmiech i patrzyła jak Corn ląduje na ramieniu właściciela. Zanim Krukon odszedł, Hermiona szybko go zawołała - Jack, poczekaj! 

Członek Ravenclawu odwrócił się w jej stronę.

- Nie chciałbyś, przyjść jutro na imprezę do naszego dormitorium? - zaproponowała. - To znaczy Gryffindoru. Chłopcy chcieli zrobić coś z okazji rozpoczęcia roku. 

 - Z chęcią się tam pojawię. - zapewnił Hack i wyszedł z biblioteki. Brązowowłosa patrzyła jak odchodzi, po czym zauważyła, że zostawił książkę, którą czytał. Z ciekawości wzięła ją do ręki i spojrzała na ostatnio czytaną przez niego stronę. Akurat był to nowy rozdział. 

"Pierwsza transformacja - jak nie dać się zdominować zwierzęcej formie" 

✖ ✖ ✖ 

Jack dotarł pod drzwi gabinetu profesorki, u której miał mieć szlaban. Zapukał i wszedł do środka. Gdy ujrzał wystrój pomieszczenia, dziękował sobie w duchu, że nie jest uczulony na różowy kolor. 

Wszystkie powierzchnie przykryte były koronkami i udrapowanymi narzutami. W kilku wazonach stały suszone kwiaty, a każdy wazon spoczywał na osobnej koronkowej serwetce. Jedną ze ścian pokrywała kolekcja ozdobnych talerzy z bajecznie kolorowymi kotkami; każdy kotek miał inną kokardkę.

- Witam, panie Hack. - odezwała się Dolores, zapraszając go dłonią, by usiadł obok siedzącego już przy biurku Harry'ego. Gdy zajął miejsce na krześle, nauczycielka uśmiechnęła się i powiedziała - A teraz możemy zacząć wasz szlaban.

- Zanim zaczniemy, mam pytanie. - wtrącił niebieskooki, a gdy dostał pozwolenie na mówienie, kontynuował - Rozumiem, że mogła pani potraktować wypowiedź Harry'ego jako arogancję, lecz dlaczego ja tu jestem?  

Wybraniec spojrzał zaciekawiony na rówieśnika. 

- Oboje mówiliście brednie. - rzekła, nie zastanawiając się zbyt długo nad odpowiedzią. 

- Brednie? - powtórzył szorstko Gryfon. - Sugeruje, pani, że Voldemort nie wrócił do życia i nie zabił w tamtym roku ucznia? Może przejdziemy się wspólnie do profesora Dumbledore'a...

- CISZA! - krzyknęła kobieta. Chłopcy przed nią instynktownie złapali za różdżki w swoich kieszeniach. Harry miał nawyk łapania za broń, gdy instynkt mu to podpowiadał, a działo się tak od momentu ostatniego zadania Turnieju Trójmagicznego. Jacka nauczył tego nawyku jego przyjaciel, który pasjonował się w pojedynkach magicznych. Zawsze mu mówił, że lepiej mieć różdżkę w dłoni, niż jej nie mieć. Nauczycielka po chwili mówiła dalej. - To, że Sami-Wiecie-Kto wrócił, jest tylko plotką. 

- W takim razie muszę być chory psychicznie, skoro to on zrobił mi to! - Potter wskazał na swoją bliznę. - I muszę mieć nie po kolei w głowie, bo mam wrażenie, że na moich oczach zabił ucznia tej szkoły! 

Umbridge udała, że tego nie słyszała i położyła przed uczniami kartki pergaminu a obok dwa pióra. 

- Będziecie pisać zdania tymi piórami. - oświadczyła, a każdy z nich wziął po piórze. 

- Co z atramentem? - zapytał Hack. 

- Nie będziecie go potrzebować. 

- A co mamy pisać? - tym razem pytanie zadał Chłopiec, Który Przeżył. 

- Pan, panie Potter, będzie pisał następujące zdanie. - w tym miejscu zrobiła cudzysłów palcami. - "Nie będę opowiadać kłamstw". 

- A ja? - dopytał Jack. 

- "Nie będę bezczelny". 

Zielonooki chwycił pióro i zdążył napisać słowo "nie", a na skórze zewnętrznej części dłoni został wyryty magicznie ślad, który był właśnie takim słowem. Harry syknął z bólu i złapał się na dłoń.

- Pisz dalej. - poleciła z wrednym uśmieszkiem psorka i spojrzała na drugiego chłopaka. - Ty też.  

Jack ostrożnie napisał zdanie na pergaminie, lecz nie poczuł, by coś było ryte w jego ciele. Co prawda doświadczył lekkiego mrowienia w tamtym miejscu, jednakże nic więcej się nie stało. Nie przejmując się tym, "notował" dalej. 

- Chwila! - zawołała nagle Dolores i złapała go za rękę, upewniając się, że nie ma na niej żadnych ran. - Jak ty to...

Zanim dokończyła, to pomieszczenia weszła profesor McGonnagall. 

- Mogłabym ich zabrać, Dolores? - zapytała bez zbędnych ceregieli. - Dyrektor prosi, by się u niego zjawili. 

- Mają szlaban...

- Teraz. - ponagliła Minerwa, patrząc ostro na nową nauczycielkę, która niechętnie skinęła głową. - Harry, Jack, chodźcie za mną. 

Nastolatkowie bez chwili namysłu ruszyli za opiekunką Gryffindoru i dorównali jej kroku na korytarzu. 

- Czemu profesor Dumbledore nas wzywa? - zapytał Wybraniec, patrząc podejrzliwie na Hacka. Nie podobało mu się to, że magiczne pióro zadziałało jedynie na niego, a rówieśnik był w jakikolwiek nieznany sposób odporny na jego działanie. W jego oczach wyglądało to na Czarną Magię, chociaż zdawał sobie sprawę, że może być po prostu przewrażliwiony. 

- Sam wam o tym powie. - odparła, gdy dochodzili do gargulca. Wypowiedziała hasło i przepuściła uczniów przodem. Weszli do gabinetu. 

- Usiądźcie, chłopcy. - zachęcił dyrektor, gdy usiedli, podniósł małe pudełeczko. - Dropsa? 

Ci jedynie pokręcili głowami w zaprzeczeniu. Jack najadł się ich w młodości aż za dużo. Pamiętał, że Albus zawsze nosi w kieszeni małe pudełko cytrynowych dropsów, które ten podkradał mu, gdy miał jakieś siedem lat. 

- O czym chciał, pan, z nami porozmawiać? - zapytał Harry. 

- Wiem, że Dolores Umbridge nie będzie was uczyła OPCM'u tak jak powinno być to robione. - przyznał. - Nie mogę nic na to poradzić, to są rozkazy z góry, a Korneliusz jest uparty. Mogę jednak zrobić coś, co nie łamie żadnych zasad.

- Mianowicie? 

- Stwierdziłem, po namowie z Zakonem oczywiście, że dobrym pomysłem będzie założyć ponownie Klub Pojedynków. 

- Taki jak był na drugim roku? 

- Dokładnie, Harry. - potwierdził profesor.

- Ale czemu nam to mówisz? - wtrącił się Jack. Chciał mówić swojemu chrzestnemu per "dyrektor", lecz nie wychodziło mu to zbyt dobrze.

- Chciałem was zapytać, czy nie zechcecie być głównymi nauczycielami.

- My?! - sapnęli jednocześnie.  

- Owszem, wy. - uśmiechnął się Albus. - Ty, Harry, wiesz dużo na temat pojedynków na śmierć i życie, bo sam w takich uczestniczyłeś i masz doświadczenie. - po tych słowach zwrócił się do Krukona - A ty, Jack, jesteś niesamowicie obeznany w zaklęciach i obronie przed czarnomagicznymi urokami. 

- I twierdzi, profesor, że nasza dwójka da radę uczyć dziesiątki uczniów? - zapytał sceptycznie Wybraniec. 

- Oczywiście, że nie! - zaśmiał się dyrektor. - Będziecie pod opieką osoby dorosłej i będzie was trójka. 

- Trójka? 

Zanim starzec odpowiedział, nastało pukanie do drzwi. Uczniowie obrócili się w ich kierunku, patrząc na to, kto wchodzi do środka. 

- Nie ma opcji. - powiedział od razu Potter, odwracając się z powrotem do Dumbledore'a. 

Trzeci fotel w gabinecie zajął Draco Malfoy. 

✖ ✖ ✖ 

- I macie nauczać razem z Malfoy'em?! - zdziwił się Ron. - Dumbledore oszalał!  

- Nie wiem, jak sobie to wyobraża. - powiedział Harry. - Nie ma opcji, żebyśmy się dogadali. 

Złota Trójca Gryffindoru siedziała aktualnie w Pokoju Wspólnym. Harry zajmował fotel, Ron siedział na podłodze i sam ze sobą grał w magiczne szachy, a Hermiona spoczywała na sofie. 

- A co na to Jack? - zaciekawiła się brązowowłosa, która sama dziwiła się, że nie może wyrzucić nowego ucznia z głowy. 

- Podejrzewam, że nawet nie pisnął słówka. - mruknął Ronald. - W końcu to jego chrzestny. Na pewno jest w niego zapatrzony, jak w obrazek. 

- Proponuję, byś najpierw kogoś poznał, a później go oceniał. - odbiła piłeczkę Gryfonka, po czym zwróciła się do Pottera - Więc? 

- Nic nie powiedział. - odpowiedział w końcu Wybraniec. - Poprosił tylko, żebym dał mu znać, jak już się zdecyduję. 

- Przewidywalne. - stwierdził cicho rudowłosy. 

- Możesz mi powiedzieć, co do niego masz?! - krzyknęła zdenerwowana Hermiona, rzucając w przyjaciela poduszką. 

- Irytuję mnie to, że bez przerwy o nim gadasz! - sarknął chłopak. 

- Bez przerwy? - powtórzyła piętnastolatka. - Przecież dopiero teraz jest jego temat! 

- A więc po co go zaprosiłaś na imprezę? 

- Bo stwierdziłam, że miło by było poznać kogoś nowego. - wyjaśniła już nieco spokojniej. - Jack jest tu nowy, na jego miejscu też chciałbyś zapoznać się z rówieśnikami. 

- Zapoznałem się z nim, gdy celował we mnie różdżką. - prychnął Weasley. - Kolejny dupek od Malfoya. 

- Jesteś okropny! - zawołała Granger i wybiegła z pomieszczenia. Ron spojrzał na Harry'ego z pretensją w oczach.

- Czemu mnie nie broniłeś? - zapytał. 

- Nie chciałem wyjść na kretyna. - odparł okularnik. - Zagięłaby nas obu.

✖ ✖ ✖ 

Jack wracał właśnie z męskiej łazienki i szedł korytarzem w stronę schodów, by dotrzeć do swojego dormitorium. Gdy minął jedno rozwidlenie, usłyszał kłótnię. 

- Oddajcie mi książkę! - poprosiła jakaś dziewczyna. 

- Co się dzieję, Pomyluno? - zaśmiał się chłopięcy głos. - Nie pomogą ci te twoje gburowistki?

- To gnębiwtryski! 

Krukon cofnął się i wszedł w korytarz, w którym prowadzona rozmowa. Obok ściany stała trójka wysokich Ślizgonów, jeden z nich trzymał rękę w górze, w której miał podręcznik do Eliksirów, a do niego próbowała doskoczyć niska blondynka.   

- Ej, wy! - zawołał i ruszył w ich stronę. Członkowie domu Salazara spojrzeli na przybysza i uśmiechnęli się szeroko. - Oddajcie jej to! 

- O! Pupilek Dumbledore'a! - zarechotał najgrubszy z nich. 

- Czego tu chcesz, Hack? - zagaił inny i odepchnął od siebie Krukonkę, przez co ta przewróciła się na podłogę. Jack szybko do niej podbiegł i pomógł jej wstać.

- Jesteś cała? - zapytał zatroskany brunet. 

- Tak, dzięki. - szepnęła szarooka. Niebieskooki odwrócił się i stanął naprzeciwko napastnikom nieznajomej. 

- Oddajcie jej książkę. - powtórzył ostrzej, łapiąc za różdżkę. 

- Bo co? - zakpił z niego czarnowłosy, który był wyższy od swych towarzyszy. Podszedł do niego na tyle blisko, że chłopak mógł poczuć jego oddech. - Pogrozisz nam patyczkiem? Pragnę przypomnieć, że jest nas trzech. 

- Mogłoby was być jeszcze pięciu. - wzruszył ramionami chrześniak dyrektora. - Nie liczy się ilość, a jakość. Patrząc na was, mogę stwierdzić, że to drugie jest na dość niskim poziomie. 

- Żartowniś nam się trafił! - syknął grubas i wyciągnął magiczny patyk z kieszeni. - Pokaż, co potrafisz! 

- Spoko. - zgodził się obrońca blondynki. Machnął krótko różdżką, a podręcznik trafił z powrotem do swej właścicielki. - Kto na pierwszy ogień? 

Cała trójka wystawiła w niego różdżki. 

- Okej, rozumiem. - uśmiechnął się Jack i rzucił zaklęcie, które nie zadziałało po jego myśli. - Expelliarmus!

Urok miał rozbroić jedynie najwyższego z przeciwników niebieskookiego. Następny miał oberwać zaklęciem unieruchamiającym, a trzeci prawdopodobnie wtedy by się poddał. Zaklęcie jednak sprawiło, że broń wszystkich Ślizgonów, stojących przed Hackiem, trafiła do jego rąk. 

Chrześniak Albusa spojrzał na zdobycze w swojej dłoni i nie mógł uwierzyć w to, co zrobił. 

Jakim cudem rozbroiłem trzech jednym zaklęciem?

Zdezorientowani i nieco przestraszeni członkowie Slytherinu podnieśli ręce w geście poddania się.

- Już nie będziemy jej zaczepiać! - krzyknął otyły rówieśnik, który sam chciał pojedynku. - Oddaj nam różdżki i się rozejdziemy! 

- Trzymaj. - zwycięzca magicznej potyczki rzucił wszystkie bronie chłopakowi, a on razem z towarzyszami ruszyli biegiem przed siebie, znikając po chwili za rogiem. Jack odwrócił się do nastolatki, którą jak usłyszał wcześniej, nazywali "Pomyluną". - Jak się nazywasz?   

- Luna. - przedstawiła się srebrnooka. - Naprawdę doceniam twoją pomoc, ale poradziłabym sobie. 

- Niewątpliwie. - potwierdził z lekkim uśmieszkiem. Zauważył, że uczennica ma na sobie barwy jego domu. - Jesteś z Ravenclawu?

- Tak. 

- No to przynajmniej w drodze powrotnej będziesz bezpieczna. 

Krukoni poszli w swoją stronę, nie wiedząc, że całej sytuacji przyglądała się postać schowana przy suficie. Powoli wyłoniła się z cienia, ukazując swój wielki pomarańczowy kapelusz z dzwoneczkami. 

- Ciekawe. - powiedział Irytek bardziej do siebie niż do kogokolwiek. 

✖ ✖ ✖ 

Mijał kolejny dzień, czyli drugi roku szkolnego. Jack siedział właśnie w sali od Eliksirów, a za sąsiada z ławki miał Dracona Malfoya, ponieważ ich nauczyciel kazał się podobierać w pary tak, by każda para była mieszana odnośnie Domów. 

Lekcja jednak zamiast być praktyczną, była tylko teoretyczną, co zdziwiło dużą część Ślizgonów, gdyż ich opiekun ubóstwiał wręcz dawać kąśliwe uwagi na temat tego, co robili uczniowie w swoich kotłach.  

- Kto wymieni cechy charakterystyczne dla Amortencji? - odezwał się w końcu profesor, który siedział za biurkiem z nosem w książce. Rękę podniósł Hack, Malfoy oraz bliźniaczki Patil. Severus nawet nie wyjrzał zza lektury, lecz kontynuował - Panie Hack, proszę mówić.

- Amortencja ma perłowy błysk. - powiedział i czekał, aż Mistrz Eliksirów go pochwali, lecz nie doczekał się żadnej pochwały, więc wymieniał dalej - Oraz zapach, który dla każdej osoby jest inny. 

- Dlaczego? 

- Zapach zmienia się zależności od tego, co kogo pociąga. 

- To wszystko? - zapytał czarnowłosy, odkładając w końcu podręcznik i wstając. Jego ciemny płaszcz załomotał lekko, gdy ten szedł w stronę chłopaka. Zatrzymał się przy jego stanowisku i spojrzał na niego. - Czy to wszystko, panie Hack? 

Jack próbował sobie przypomnieć ostatnią ważną cechę. Wiedział, że ją zna, lecz obecnie w głowie miał tylko zabójczy wzrok swojego nauczyciela. 

- Ja wiem, profesorze! - zawołała Padma, czym tylko przysporzyła sobie kłopotów. Snape odwrócił się w jej stronę i zmierzył ją pogardliwym spojrzeniem, lecz kiwnął głową, dając jej do zrozumienia, że może mówić. - Para z elkisiru wzbija się spiralnie w górę. 

Mężczyzna powrócił swoimi oczami do Krukona. 

- Najwidoczniej bycie synem chrzestnym dyrektora to nie wszystko. - rzekł, lecz nie spodziewał się, że Jack będzie na tyle odważny (bądź bezczelny), że wda się w wymianę zdań z najgroźniejszym psorem w tej szkole.  

- Nie potrzebuję tego tytułu, by udowodnić swoją wartość, profesorze. - powiedział bardzo spokojnym głosem, co jedynie rozjuszyło pedagoga. 

- Widać, że nie jesteś zbyt dobry z Eliksirów, ale to...

- Podobne do Krukonów? - wtrącił mu się w słowo. Reszta uczniów patrzyła na chłopaka jak na wariata. Niecodziennie byli świadkiem, by ktoś ot tak szedł w wymianę zdań z Severusem Snape'em. Nikt (prócz Pottera i paru mniej inteligentnych uczniów) nie odważył się do tej pory, grać w grę czarnowłosego. 

Nikt się nie odważył, bo każdy wiedział, że jego strona będzie w tym pojedynku przegrana. 

- Czyżbyśmy mieli nowego Pottera na sali? - zakpił czarnooki. - Widzę, że tym razem zamiast pojedynku na szkolnym korytarzu wybrałeś sobie pojedynek w sali? 

- Rozumiem, że pańscy podopieczni dokładnie opisali, panu, to zajście?

- Wystarczająco, bym wiedział, że ich zaatakowałeś. 

Jack gotował się od środka. 

On doskonale wie, że tak nie było. Chce mnie sprowokować.

- Starym, uspokój się. - szepnął do niego Draco, który bacznie się mu przyglądał. Hack spojrzał na swoje dłonie i spostrzegł, że w jednej z nich trzyma zaciśniętą różdżkę. Schował ją z powrotem do kieszeni i nie odezwał się, aż do końca zajęć. Uczniowie zaczęli wtedy wychodzić, a on i Malfoy byli ostanimi z nich. 

- Hack, zostań na chwilę. - polecił Snape, przekładając buteleczki w szufladzie. Blondyn zapewnił chłopaka, że jeszcze dzisiaj się złapią, a niebieskooki podszedł powolnym krokiem do profesora. 

- Tak? 

- Słyszałem o tym, co planuje dyrektor. - oświadczył i zwrócił się w jego stronę. - Jesteś za czy przeciw? 

- Mówi, pan, o Klubie Pojedynków? - dopytał, a gdy otrzymał potwierdzającą odpowiedź, mówił dalej - Myślę, że to nienajgorszy pomysł. Czemu, pan, pyta? 

- Mam was pilnować. - powiedział. - Zgłosiła się do tego profesor McGonnagall, lecz Dumbledore nalegał, bym to ja się tym zajął. Mam mieć na ciebie oko. 

- Słucham? - palnął zdezorientowany nastolatek. Snape zlustrował go wzrokiem, po czym wyjął z szuflady swojego biurka pierścień. 

- Masz ewidentne wahania magii. - stwierdził mężczyzna, a zanim brunet się odezwał, ten przeszkodził mu w tym - Wiem, że rozbroiłeś moich podopiecznych jednym zaklęciem. To nie powinno mieć miejsca. 

- Tak, wiem, ale oni dokuczali pewnej...

- Nie chodzi mi o to, że stanąłeś po stronie jakiejś dziewczyny. - prychnął tamten. - Nie powinieneś dać rady rozbroić trójki czarodziejów jednym Zaklęciem Rozbrajającym. 

- Nie rozumiem, o co chodzi. 

- Czemu mnie to nie dziwi? - mruknął Severus pod swoim haczykowatym nosem, wręczając uczniowi sygnet. - Ten pierścień wyczuwa kiedy wokół ciebie jest za dużo dzikiej magii. Powie ci, kiedy powinieneś coś z nią zrobić. 

- Jak mi to powie? 

- Zmieni kolor na krwistoczerwony. 

- Ale on już taki jest. - zauważył chłopak. 

- Owszem, ponieważ w momencie naszej rozmowy wypuściłeś z siebie strumień niekontrolowanej mocy. - wytłumaczył mu twardo nauczyciel. - Jeśli zdarzy się tak jeszcze raz, idź do swojego chrzestnego. 

- To on o tym nie wie? - zdziwił się Jack. 

- Nie musi wiedzieć o wszystkim, co dzieje się w tej szkole. 

Oczywiście to nie była prawda, ale tego Dumbledore chciał, żeby młody czarodziej robi (a przynajmniej myślał, że robi) coś bez wiedzy swojego chrzestnego, by poczuł powiew świeżości i wolności. Wtedy mogło stać się coś, na co czekał on i małżeństwo Hack. 

✖ ✖ ✖ 

Impreza była w Pokoju Wspólnym Gryffidoru, ponieważ to pomieszczenie było największym w Dormitorium. Ron razem ze swoimi starszymi braćmi zaopatrzył towarzystwo w alkohol, a reszta załatwiła prowiant. 

Harry dokładał aktualnie drewna do kominka, by było trochę przytulniej. Hermiona wyczekiwała jednak na pewnego Krukona, którego osobiście zaprosiła. Trzymała na kolanach Mapę Huncwotów i bacznie obserwowała, co ten robi. Gdy zauważyła, że zbliża się do Dormitorium Gryfonów, wyłączyła Mapę i otrzepała ubranie, gdy wstała. Zachowywała się inaczej niż zazwyczaj, co ją lekko dziwiło. Czy to możliwe, by jeden nowopoznany chłopak, tak mocno wpłynął na jej zachowanie?

Brązowowłosa otworzyła mu wejście, przywitali się i wpuściła go do środka. Jack rozejrzał się po pomieszczeniu i uśmiechnął się w duchu, zauważając, że jego dormitorium jest praktycznie identyczne. 

- Cześć. - przywitał go Wybraniec, podając mu dłoń, którą ten uścisnął. - Piwa? 

- Chętnie. - tym razem na jego twarzy pojawił się prawdziwy uśmiech, a chwilę później do jego ręki przyleciała brązowa butelka. To bracia Weasley spełnili jego życzenie, po czym pokiwali mu spod ściany. Brunet zauważył również najmłodszego z rudowłosych, który siedział w fotelu, również spożywając Piwo Kremowe. Ten widząc, że członek Ravenclawu przyszedł, puścił w jego stronę niezbyt miłe spojrzenie. 

- Nie zwracaj na niego uwagi. - poradziła Hermiona, po czym podświadomie złapała go za rękę i pociągnęła w stronę stołu. - Chodź, zjesz trochę ciasta. 

Impreza mijała dość szybko, ale nikt na to nie narzekał, ponieważ atmosfera była świetna. Jack poznał większość Gryfonów z rocznika jego nowej znajomej, wszyscy byli dla niego dosyć mili. Po paru godzinach padła propozycja gry w butelkę. Wszyscy zgromadzeni zgodzili się na pomysł Lavender, która to zainicjowała. Usiedli na środku pokoju i wzięli pustą szklaną butelkę. Gra się zaczęła i po paru kolejkach wypadło na Hermionę, która siedziała bardzo blisko jedynego (nie licząc siostry Parvati) Krukona w towarzystwie.  

- Co mam zrobić? - zapytała lekko już podpita dziewczyna. Angelina spojrzała na dwójkę nastolatków i uśmiechnęła się w triumfie. 

- Pocałuj go. - Johnson wskazała głową na Hacka. Zdziwiona Granger rozszerzyła lekko oczy, lecz nie protestowała. 

- Skoro takie jest wyzwanie. - wzruszyła ramionami, po czym z zaskoczenia usiadła niebieskookiemu na kolanach. Zaplotła ręce wokół jego szyi, a Jack instynktownie położył swoje na udach rówieśniczki. Krukon chciał coś dodać, ale brązowooka była szybsza i pocałowała go, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. 

Dla tej dwójki ta chwila była niesamowita i wspaniała. Nie mogli jednak wiedzieć (z powodu zamkniętych oczu), że pewien rudzielec trzyma w ręku różdżkę i ma w planach ją wyjąć z kieszeni. Na całe szczęście zauważył to Potter, który zgarnął przyjaciela to sąsiedniego pomieszczenia, które było ich pokojem. 

- Co ci odbiło?! - skarcił go czarnowłosy. - Stary, rozumiem, że ona ci się podoba, ale to już trochę przesada...

- Przesada?! - oburzył się Weasley. - Ona go nawet nie zna! 

- To było cholerne zadanie z butelki. - zauważył ostro Chłopiec, Który Przeżył. - Nie powinieneś brać tego tak do sieb...

Nie dokończył zdania, ponieważ blizna zaczęła go przeraźliwie piec. Padł przed rudzielcem na kolana i krzyknął z bólu, trzymając się za znak błyskawicy na swoim ciele. Ron próbował do niego dotrzeć jakimikolwiek słowami, lecz chłopak go nie słyszał. 

Jedyne co wtedy dźwięczało mu w uszach to słowa Voldemorta. 

Idę po ciebie, Harry. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top