1

- Spokojnie, mamo. - uśmiechnął się Jack. - Nie pierwszy raz jadę do nowej szkoły.

- Wiem, synku... - westchnęła kobieta i przytuliła chłopaka. - Uważaj na siebie i słuchaj się Albusa, rozumiesz?

-Dobrze, mamo.

- Jeśli stanie się cokolwiek niebezpiecznego, idź od razu do niego.

- Dobrze, mamo.

- Jeśli będziesz chciał porozmawiać, zawsze możesz wysłać Corna.

- Wiem, mamo.

- Jeśli ktoś ci będzie dokuczać, idź z tym do Albusa.

- Dobrze, mamo. - powtórzył po raz kolejny Hack. - Mogę już iść? Pociąg zaraz rusza.

- Oczywiście, synku. - pozwoliła Roxanne i pocałowała syna w czoło. - Powodzenia.

- Jack, podejdź do mnie. - szepnął do niego ojciec i po chwili objął nastolatka ramieniem. - Podpisuję się pod każdym słowem mamy...no poza tym z "dokuczaniem". Jak ktoś ci będzie dokuczał, to mu się postaw. A jak cie uderzy, oddaj mu mocniej, tak mocno, by twój stary ojciec nie musiał się wstydzić. I pamiętaj, nie chcę być jeszcze dziadkiem, jasne?

- Jak słońce, tato. - zaśmiał się niebieskooki. Chwycił klatkę ze swoim pupilem oraz walizkę i ruszył do pociągu. - Do zobaczenia w zimę!

Rodzice w odpowiedzi krzyknęli, że ma się dobrze uczyć, a gdy Express Hogwart ruszył, zaśmiali się cicho.

- Obstawiamy, kiedy Albus wezwie nas do gabinetu? - zapytała Roxy.

- Twierdzisz, że mój syn może sprawiać jakiekolwiek kłopoty? - udał zdziwienie Tyler.

- W końcu, po tobie ma to nazwisko. - uśmiechnęła się blondynka.

Stali przez krótki czas w ciszy, po czym synchronicznie powiedzieli:

- Daję mu mniej niż miesiąc.

✖ ✖ ✖ 

Jack wszedł do pierwszego wolnego przedziału i zamknął za sobą drzwi. Włożył walizkę pod fotel, a klatkę ze swoim ptakiem postawił na stoliku przy oknie. 

- Czas na piątą naszą podróż, przyjacielu. - uśmiechnął się do Corna. - Może pogramy w karty?

Kruk nastroszył pióra w sprzeciwie. 

- Szkoda. - prychnął z pogardą chłopak. - Znów mam się gapić w okno, nie licząc na zaszczyt porozmawiania z jakże wielmożnym krukiem?

Nie wiedział, że w trakcie jego monologu to przedziału weszły dwie osoby.

- A ja myślałem, że nasz brat, który gadał do szczura, jest dziwny. - mruknął jeden z chłopców. - Hej, Nowy, możemy się dosiąść?

- Pewnie, czemu nie... - odparł niepewnie nastolatek, a dwójka rudowłosych chłopców usiadła przed nim.

- To jest Fred, a ja jestem George. - przedstawił ich bliźniak siedzący obok okna. - I zanim cokolwiek powiesz, tak, wiemy, że jesteśmy identyczni.

- Jestem Jack. - rzekł chłopak. - Jack Hack, dokładniej. 

- Ty miałeś przesłuchanie w Ministerstwie! - przypomniał sobie George. - Fatalna sprawa. Zabiłeś tego chłopaka? Każdy mówi co innego. 

- Nie. - zaprzeczył niebieskooki i odwrócił głowę w stronę okna. - Nie zabiłem go. 

Bliźniacy spojrzeli po sobie.

- To temat tabu? - spytali jednocześnie. 

- Nie...znaczy, nie mam nic przeciwko, by o tym rozmawiać, ale wracają złe wspomnienia. - wyjaśnił Hack. 

- Kumam. - powiedział Fred. - Opowiedzieć ci coś o Hogwarcie? 

- Jeśli chcecie.

- Dobra, to zacznę od tych najprostszych rzeczy, a ty potem dodasz swoje, jasne, Foerge? 

- Pewnie, Gred. - odparł drugi. 

- W dużym skrócie, w zamku parę lat temu siedział olbrzym, był wielki trójgłowy pies, zabójczy wąż, który mieszkał przez wieki w piwnicy pod zamkiem, w jeziorze jest wielka kałamarnica, a w Zakazanym Lesie duże pająki. 

- Podziwiam twą wiedzę o stworzeniach magicznych, Weasley. - prychnął ktoś od strony drzwi. - Może pójdziesz w ślady Hagrida? 

Trójka chłopców (i kruk) spojrzała w tamtą stronę. Przy drzwiach stał oparty o framugę blondwłosy chłopak. Jego szare oczy skupione były na Jacku. 

- Czego chcesz, Malfoy? - syknęli rudowłosi i odruchowo złapali za różdżki. - Masz ochotę podręczyć nowego ucznia? 

- Chciałem się zapoznać z nowym czystokrwistym, inteligenci. - mruknął Draco, ominął piegowatych rudzielców, którzy zdążyli stanąć na nogi i podszedł do siedzącego chłopaka, po czym wystawił przed siebie dłoń. - Dracon Malfoy.

- Jack Hack. - właściciel kruka uścisnął dłoń przybyszowi.

Draco bez pytania usiadł przed chłopakiem, a speszeni Weasley'owie wyszli z przedziału. 

- A więc, jesteś chrześniakiem Dumbledore'a. - nasunął temat szarooki. 

- Owszem. - potwierdził brązowowłosy. - To jakieś specjalne wyróżnienie, pomijając to, że jest on dyrektorem tej szkoły? 

- Jeden z najpotężniejszych czarodziejów świata jest twoim chrzestnym! - sapnął blondyn. - Ty, nie widzisz w tym nic nadzwyczajnego?!

- Albus nie lubi tego określenia. - powiedział Nowy ze wzruszeniem ramion. - Rzadko go używa. Woli być szanowanym, niż najpotężniejszym. 

- Ciekawe. - stwierdził Ślizgon. - A zmieniając temat, do którego Domu chcesz trafić? 

- Obojętne mi to. 

- Jak to? - zdziwił się Malfoy. - Jesteś czystej krwi, powinno cię to obchodzić! 

Jack westchnął. 

- Strasznie przypominasz Mike'a. - mruknął. Nagle poczuł straszny skurcz brzucha. - Ktoś idzie. 

- Co? - palnął niezrozumiale Draco. 

- Jesteś czysty, nie mów, że nie czujesz potężnych czarodziejów! - prychnął Hack. 

Gdy wypowiadał te słowa, w drzwi przedziału ktoś zapukał i po chwili weszła dwójka chłopców. Jeden z nich miał rudowłose włosy i był podobny do Freda i George'a, którzy niedawno odwiedzili nowego ucznia. Drugi zaś miał czarne jak smoła włosy, zielone oczy i bliznę w kształcie błyskawicy, która rozdziera niebo. 

- Na Merlina czy tu zaraz przywieje całą waszą rodzinę, Weasley? - sarknął blondwłosy arystokrata. - Idź żebrać do innego przedziału. 

Rudzielec sięgnął po różdżkę, lecz jego towarzysz go powstrzymał. 

- Spokojnie, Ron. - uspokoił go. - Malfoy, my nie przyszliśmy do ciebie. Chcemy się...

- Zapoznać z Nowym. - dokończył Draco. - Przewidywalne, Potter. Chcecie mieć kolejną osobę po swojej stronie? 

- Malfoy, dla twojego dobra radziłbym ci nie zaczynać. - ostrzegł go Ron. - Jest nas dwóch, a ty jeden, więc...

Jack powoli wstał ze swojego miejsca i stanął przed piegowatym rudzielcem, przyciskając różdżkę do jego brzucha.

- Twoja matematyka nie jest na najlepszym poziomie. - stwierdził sucho czystokrwisty. - Nie lubię, gdy ktoś grozi drugiej osobie. Zapamiętaj to sobie, Weasley, bo o ile się nie mylę, to jest twoje nazwisko? 

Gryfon krótko skinął głową, zbyt przestraszony, by cokolwiek powiedzieć. Hack spojrzał na drugiego przybysza. 

- Jack Hack. - przedstawił się.

- Harry Potter. - odpowiedział tamten. 

✖ ✖ ✖ 

Jack stał przed drzwiami do Wielkiej Sali. Albus powiedział mu, że ma poczekać, a on go zapowie zaraz po Przydziale pierwszoroczniaków. 

"Zapowie" - to brzmiało dosyć śmiesznie, patrząc na jego sytuację. Czuł się, jakby za parę minut miał odegrać tanią sztukę teatralną z nie najlepiej napisanym scenariuszem. W palcach obracał małą kostkę do gry, którą dawno temu dostał od przyjaciela. 

Miała przynosić mu szczęście, a on go potrzebował niewątpliwie. 

- Wlazł kotek na płotek... -  nie wiedział kiedy, zaczął recytować mugolski wierszyk. Niespodziewanie drzwi Wielkiej Sali zostały uchylone. Już czas. Ruszył spokojnym krokiem do pomieszczenia i pierwszy raz miał wrażenie, jakby architekt kopnął się o parę metrów w planach. Sala była gigantycznych rozmiarów. Przez prawie całą długość Wielkiej Sali szły cztery długie stoły, przy których siedzieli uczniowie czterech Domów: Gryffindoru, Ravenclawu, Slytherinu i Hufflepuffu. 

Przez całe życie, chcąc czy nie chcąc, słyszał o Hogwarcie z miliard razy. Tak to jest, jak się ma za chrzestnego Albusa Dumbledore'a. Nie żeby narzekał! Kochał Albusa niczym ulubionego dziadka, choć tych akurat nie dane było mu poznać. Alb - jak go nazywał - był dla niego autorytetem. To między innymi on nauczył go mnóstwa zaklęć i wiedzy o magicznym świecie. Nie raz i nie dwa, dzięki jego naukom otrzymał tytuł "Ucznia Roku" w Durmstrangu. 

- Drodzy uczniowie! - zagrzmiał dyrektor z mównicy. - To właśnie jest wasz nowy kolega z ławki! Jack, pozwól, że cię przydzielimy! 

Chłopak czuł na sobie spojrzenia każdej osoby. Domyślał się, że będzie najczęstszym tematem u uczniów...zaraz po Potterze. Hack usiadł na stołku, którzy został wyznaczony dla uczniów, którzy mieli być przydzieleni i czekał. Na jego głowę została nałożona wielka tiara. 

- Któż to zawitał w me skromne progi? - usłyszał głos w głowie. Gdy Jack chciał odpowiedzieć, Tiara dodała: - Wystarczy, że odpowiesz mi w myślach, nie chcemy przecież zrobić z ciebie błazna, prawda?

- Dzięki za radę. - uśmiechnął się mimowolnie. - Nazywam się...

- Wiem, wiem. - zaśmiał się kapelusz. - Wiem o tobie wszystko. Jesteś zaradny, sprytny, inteligenty....Chyba wiem, gdzie cię przydzielić. An nescis, mi fili, quantilla prudntia mundus regatur?

- Co?

- RAVENCLAW! 

✖ ✖ ✖ 

Tak, wiem. Długo. Przepraszam. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top