7. Kolejna ucieczka
Po moim ciele przechodzi dreszcz. Nie wiem czego powinienem się spodziewać i właśnie to sprawia, że jestem taki podekscytowany. Mocniej przywieram do torsu mężczyzny, kiedy światło zmienia się na zielone, a motocykl rusza. Nawet przez sekundę nie myślę o nieusprawiedliwionej nieobecności w szkole, ani o gniewie matki.
Zastanawiam się tylko kiedy to wszystko stało się czymś więcej, niż tylko podwiezieniem.
Przejeżdżamy przez most nad rzeką Han, a ja nadal nie wiem dokąd zmierzamy. Moja wrodzona ostrożność nagle zostaje dziwnie uśpiona. Jestem prawie pewny, że to przez obecność Chanyeola. Szatyn ma w sobie coś, co wzbudza we mnie zaufanie i dziwną pewność, że wszystko co robi jest w pewien sposób zaplanowane. Konsekwencje przestają mieć jakiekolwiek znaczenie.
Wybudzam się z transu dopiero wtedy, kiedy pojazd zatrzymuje się na niewielkim parkingu. Upał znów zaczyna mi dokuczać.
- Jesteśmy na miejscu - mówi Chanyeol, a po chwili, zgodnie z moimi domysłami, dodaje - Możesz mnie już puścić.
Ze śmiechem oraz lekkim rumieńcem przestaję go obejmować i wstaję, rozglądając się wokół. Pusty teren, podobny do przedmieścia. Nieliczne zabudowania, asfaltowa droga, jakiś mały sklepik i druciana siatka ogrodzeniowa, która odgradza nas od tego, co przykuwa moją uwagę najbardziej.
Morze.
- Gdzie jesteśmy? - pytam oczarowany i z lekka zaniepokojony.
- Nie widzisz? - odpowiada z cichym śmiechem.
Nie oczekiwałem, że dojedziemy tak daleko. Niczego nie oczekiwałem. Nie oczekiwałem Chanyeola pod moimi drzwiami. Nie oczekiwałem jazdy motocyklem. Nie oczekiwałem tego, że kiedykolwiek się poznamy.
I to właśnie sprawia, że nasze wspólne, nieoczekiwane chwile zaczynają być wyjątkowe.
- Żartujesz? - parskam niepohamowanym śmiechem. - Przywiozłeś mnie aż nad morze?
- Tak - odpowiada, jakby to była najbardziej oczywista rzecz. - Czy to coś złego?
- Chanyeol! Moi rodzice mnie zabiją!
Pomimo powagi sytuacji nie potrafię powstrzymać śmiechu. Sam widok morza, spienionych fal, gorącego piasku i jego - chłopaka, dzięki któremu się tu znalazłem, sprawia, że tracę zdrowy rozum.
- Daj spokój - uśmiecha się, a ja widząc ten łobuzerki uśmiech, nie potrafię mu odmówić.
- Dobra - również się uśmiecham. - Ale... nadal nie jestem pewny. Chyba lepiej będzie, jeżeli wrócę do domu.
Oboje wiemy, że nie wrócę. Nie ma takiej opcji. Jestem zbyt mocno oczarowany morzem i Chanyeolem. Bariery, którymi odgradzałem się od chłopaka już dawno zanikły, a ja bez problemu zaraziłem się od niego beztroską i tym łagodnym spojrzeniem na świat.
- Nie wrócisz.
- Wrócę.
Nagła gra uśmiechów. Tajemnicze spojrzenia. Zapach morskiej bryzy
- Nie odmówisz mi - wystawia dłoń przed siebie, patrząc na mnie z niemą prośbą w oczach. - Wiem, że mi nie odmówisz.
Wystawiam samego siebie na próbę. Myślę o szkole, o Kyungsoo, o tym jak bardzo potępiałem jego zachowanie, pomimo tego, że właśnie zachowuję się tak samo. Oszalałem.
- Nie - odpowiadam. Moja dłoń ostrożnie splata się z tą należącą do niego. - Nie odmówię.
Słońce praży, a delikatny wiaterek jedynie w małym stopniu pomaga mi przetrwać ten skwar. Idziemy wzdłuż siatki w milczeniu, z szerokimi uśmiechami na twarzach. Żałuję, że nie wziąłem ze sobą balsamu do opalania. Następnego dnia z pewnością okażę się ofiarą poparzeń słonecznych.
- Daleko jeszcze? - pytam.
- Nie dajesz rady? - zerka na mnie, unosząc brew w górę.
- Bolą mnie nogi.
Uśmiecha się ze współczuciem. W jednej ręce niesie małą, czarną torbę, w drugiej koc. Jego umięśnione ramiona wystawione są na działanie słońca, a ja z niewiadomych przyczyn nie mogę oderwać od nich wzroku. Zastanawiam się jak olbrzymia siła musi się w nich kryć.
- Już niedaleko - odpowiada do chwili. - Jeżeli nie dasz rady...
- Dam - przerywam mu.
Sam nie wiem dlaczego, ale chcę mu pokazać, że cechuje mnie niebywała siła woli. Nie jestem tak słaby, na jakiego wyglądam. W jego oczach z pewnością pozostaję tylko rozpuszczonym dzieckiem melomanów. Tymczasem on przestał już być dla mnie tylko podejrzanym mężczyzną z nielegalnych wyścigów. Łamiemy coraz więcej barier.
- To tutaj.
Wzdycham, gdy zatrzymujemy się przed dziurą w siatce. Plaża jest zupełnie niestrzeżona, choć jestem pewny, że mijaliśmy tabliczkę z napisem "TEREN PRYWATNY". Widok wody działa na mnie pokrzepiająco i szybko odzyskuję siły, przechodząc przez otwór i z ulgą stąpając po miękkim podłożu, choć piasek z łatwością wsypuje mi się do butów.
Idąc za przykładem Chanyeola rozwiązuję trampki i zdejmuję skarpetki. Nadal nie wierzę w to, co robię. Jestem na plaży z typem chłopaka, przed którym ja sam ostrzegałem Kyungsoo. Powinienem być teraz w szkole. Być może miałbym niezapowiedzianą kartkówkę lub byłbym odpytywany.
Tymczasem jestem nad morzem z osobą, która coraz bardziej mnie intryguje.
- Podoba ci się? - pyta chłopak, stojąc tuż obok, gdy zatrzymujemy się kilka kroków poza zasięgiem spienionych fal.
W odpowiedzi krótko kiwam głową. Nie jestem w stanie ubrać w słowa tego, co czuję. Jestem mu w pewien sposób wdzięczy, lecz obawa związana z nieusprawiedliwioną nieobecnością coraz mocniej zaciska się wokół mojej szyi.
- Usiądź - odzywa się i dopiero wtedy zauważam, że rozłożył plażowy koc, który dotychczas niósł pod pachą.
- Na pewno możemy tu być? - pytam z niepewnością w głosie i powoli wypełniam polecenie. - To teren prywatny.
- Co z tego? - uśmiecha się pod nosem i zdejmuje koszulkę, a ja mimowolnie odwracam wzrok.
Park Chanyeol coraz bardziej mnie onieśmiela, lecz nie chcę dać tego po sobie poznać. Spoglądam na niego dopiero wtedy, kiedy rozebrany do bielizny zmierza w kierunku wody. Widok jego muskularnego ciała sprawia, że na dłuższą chwilę wstrzymuję oddech. Ma na sobie jedynie bokserki. Nic poza tym. Tylko bokserki. Niechętnie muszę przyznać, że w całym swoim życiu nie widziałem bardziej atrakcyjnego mężczyzny.
- Idziesz? - pyta, wyrywając mnie z zamyśleń.
- Nie - kręcę głową. - Nie wziąłem kąpielówek ani ręcznika.
- Żartujesz? - prycha cichym śmiechem.
- Nie - odpowiadam, szybko poważniejąc.
Uśmiech na twarzy Chanyeola maleje do niewidocznego zarysu. Kosmyki włosów poruszane są łagodnymi podmuchami wiatru, a w oczach dostrzegam coś na wzór niemej zachęty.
- Nie - powtarzam. Nie pozwolę, żeby owinął mnie sobie wokół palca.
- Możesz kąpać się w samej bieliźnie - wzrusza obojętnie ramionami.
- Nie mam zamiaru! - rumienię się.
- Och... dlaczego?
- Bo... bo nie! - odpowiadam, odwracając wzrok.
- Czyżbyś nie nosił bielizny, aniele?
Nie mogę uwierzyć w jego słowa. Pierwszy raz spotykam się z taką bezczelnością i wprost płonę ze złości. I nie tylko ze złości.
- Ty bezczelny dupku! Przestań wygadywać takie zboczone głupoty! - krzyczę, mrożąc go moim najbardziej zawistnym spojrzeniem.
- Dobrze, przepraszam - unosi dłonie w obronnym geście. - Nie to nie. Jeżeli będziesz chciał dołączyć, wiesz gdzie mnie szukać.
Prycham pod nosem, mimowolnie rozbawiony własną reakcją. Będąc w towarzystwie Chanyeola wszystko jest inne. Nie jestem w stanie stwierdzić czy lepsze, ale podoba mi się taki stan rzeczy. Kiedy szkoła i rodzice schodzą na dalszy plan jestem w stanie poczuć się wolny.
I zaczynam być wdzięczny Chanyeolowi za to, że powoli pokazuje mi wolność.
- Jesteś pewny, że nie chcesz wejść? Woda jest świetna! - woła do mnie, stojąc po pas w morzu.
- Jestem pewny - śmieję się. - Baw się dobrze.
W odpowiedzi jedynie krótko mi macha, ja odmachuję, a następnie znika gdzieś w głębinie. Śledzę go wzrokiem ilekroć się wynurzy i jestem pod wrażeniem jego umiejętności pływackich. W wodzie wygląda tak naturalnie. Jakby urodził się tylko po to, by pływać.
W końcu nie wytrzymuję panującego wokół gorąca. Najbardziej parzą mnie ubrane w ciemne jeansy nogi, więc korzystając z nieuwagi Chanyeola dyskretnie pozbywam się spodni i składam je po drugiej stronie koca. Nie chcę układać ich obok odzieży chłopaka, bo wiem, że istnieje spore ryzyko, że przesiąkną specyficzną wonią benzyny i papierosów. Nie chciałbym, żeby moja czuła na zapachy mama nabrała podejrzeń.
Po chwili zastanowienia krawat również ląduje tuż obok spodni, a pierwsze trzy guziki białej koszuli zostają odpięte. Nigdy nie przepadałem za publicznymi plażami. Nie lubiłem pokazywać innym swojego ciała i patrzeć na ciała innych. Z Chanyeolem jest inaczej. Patrzenie na jego ciało jest na swój sposób interesujące.
Umięśnione plecy, wypracowane barki, zarysowane pomiędzy biodrami "v". Jest ucieleśnieniem marzeń każdej kobiety. Perfekcyjny, zbuntowany i cholernie seksowny. Ma jeszcze jedną ważą cechę, która paradoksalnie najbardziej mnie do niego przyciąga.
Nieosiągalny.
Siedzenie na kocu szybko staje się nudne, więc ociężale wstaję i zmierzam w kierunku wody. Spaceruję po brzegu, mocząc nogi w chłodnym morzu. Oczywiście nie mam zamiaru zanurzać się głębiej, niż do kolan. W międzyczasie szukam wzrokiem Park Chanyeola, lecz najwidoczniej po raz kolejny zanurkował gdzieś pośród spienionych fal. Myślę tak, dopóki nie czuję czyiś dłoni tuż na moich biodrach.
- Wiedziałem, że prędzej czy później do mnie dołączysz, aniele.
Jego dotyk paraliżuje całe moje ciało. Nie jestem w stanie wykonać ani jednego ruchu. Nie mogę też stawiać oporu. A może zwyczajnie tego nie chcę?
Powoli obraca mnie przodem do siebie. Moja twarz płonie, gdy widzę ten figlarny uśmiech na jego ustach. Zbliża się tak bardzo, że niemal czuję przy sobie jego ciepło. Oczekuję dotyku jego mokrego ciała tuż obok swojego, lecz w tym samym momencie Chanyeol obejmuje mnie szczelnie tuż pod pośladkami i płynnym ruchem unosi w powietrzu.
- Puść mnie! - piszczę błagalnie, mimowolnie obejmując jego szyję.
- Magiczne słowo? - droczy się ze mną, zmierzając w kierunku coraz głębszej wody.
- Proszę! Proszę, Chanyeol! - piszczę nadal, lecz szatyn wydaje się tym niewzruszony.
- Nie rusza mnie to, aniele - śmieje się bezwstydnie, podczas, gdy woda sięga mu już do pasa.
- Chcę wrócić na brzeg! - upieram się ciągle, choć muszę przyznać, że sposób, w jaki mnie niesie jest całkiem wygodny. Gdyby nie fakt, że stoimy pośród spienionego morza, jestem pewny, że chętnie pobyłbym w takiej pozycji dłużej.
- Nie szarp się, to może rozważę tę propozycję - odpowiada, a ja umyślnie zaczynam się szarpać jeszcze bardziej.
Niespodziewanie szatyn traci równowagę, desperacko balansują pośród fal, by finalnie upaść ze mną w ramionach. Piszczę, czując, że obydwoje leżymy w wodzie, która przesiąka przez materiał mojej koszuli. Jestem zmieszany, widząc, że obydwoje znajdujemy się w dość dwuznacznej pozycji, ale kiedy Chanyeol zaczyna się śmiać, a również nie mogę się przed tym powstrzymać. Leży pode mną, obmywany powolnymi falami, a ja wiszę tuż nad nim, opierając się ramionami o dno za jego plecami. Przez chwilę obydwoje tylko się śmiejemy, później na kilka sekund zamieramy, wpatrując się sobie w oczy, a następnie mogę się założyć, że obydwoje odganiamy z głowy nachalne myśli.
Staram się ukryć to, że przez chwilę miałem szczerą ochotę go pocałować.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top