30. Zapomniana kurtka
Następne dni są dla mnie ciągiem ciężkiej pracy i oczekiwania na spotkanie z Chanyeolem. Wieczorami zaszywam się na balkonie z książką, narzucając na ramiona jego kurtkę. Szczerze mówiąc najchętniej w ogóle bym się z nią nie rozstawał, lecz nie chcę, aby nowa, zdecydowanie odbiegająca od reszty moich ciuchów część garderoby zainteresowała moich rodziców. Fakt, że jeszcze niczego się nie domyśleli i tak coraz bardziej mnie dziwi.
Kurtka Chanyeola znajduje też zastosowanie podczas samotnych wieczorów, kiedy nie potrafię zasnąć, mając ochotę tylko żałośnie płakać z tęsknoty. Przytulam ją wtedy do siebie, zaciągam się znajomym zapachem i usiłuję udawać, że jestem teraz z Chanyeolem.
Wymienianie samych smsów, oraz krótkie rozmowy jedynie w małym stopniu pozwalają nam pogodzić się z tęsknotą. Nie mam jednak wystarczająco dużo wolnego czasu, aby zaprosić go do siebie, lub wymknąć się gdzieś razem z nim. Nieważne jak bardzo bym chciał po prostu z nim odjechać, przytulony do jego pleców, obowiązki silnie trzymają mnie w domu.
Coraz częściej dopada mnie też melancholia. Myślę wtedy o przyszłości, o moim związku z Chanyeolem i możliwości wyjawienia moim rodzicom prawdy. Układam sobie w głowie słowa, które mógłbym im wtedy powiedzieć i usiłuję przekonać samego siebie, że to mogłoby się udać. Wiem, że Chanyeol jest w stanie skusić mnie, abym uwierzył w niemożliwe, więc nie wykluczam opcji wtajemniczenia moich rodziców.
Kres mojej męczeńskiej tęsknoty następuje pewnej upalnej środy, zdecydowanie najcieplejszego dnia w tym miesiącu. Leżę na łóżku na wpół śpiący czytając moje beznadziejne notatki z koreańskiego i starając się cokolwiek z nich zapamiętać. Zerkam na zegarek i wzdycham, widząc późną godzinę, która tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że następnego ranka będę nieprzytomny.
Moje palce nadal są zdrętwiałe od gry i trzymania długopisu, gdy wstaję, by odłożyć zeszyt na blat biurka. Przelotnie zaglądam do szafki, w której trzymam niedokończoną butelkę obrzydliwego szampana, by upewnić się, że rodzice jeszcze jej nie znaleźli i gdy widzę ją na miejscu z ulgą powracam do łóżka.
Jestem tak zmęczony, że moje oczy same się zamykają, jednak coś nie pozwala mi zgasić światła i po prostu zasnąć. Czuję czyjąś obecność i dziwne przeczucie każe mi spojrzeć w stronę uchylonego okna balkonowego, tylko po to, aby stanąć twarzą w twarz z moim największym pragnieniem.
Zasycha mi w ustach, kiedy drżąc podchodzę i szerzej otwieram drzwi na balkon, nie mogąc powstrzymać zaskoczonego uśmiechu. Naprawdę nie spodziewałem się tego, że wszystkie moje dotychczasowe potrzeby spełnią się w tej chwili.
- Cześć, aniele.
Onieśmielający uśmiech odbiera mi zdolność logicznego myślenia, gdy Chanyeol wchodzi do mojego pokoju otoczony zapachem wieczornego powietrza, a jego ramię niemal natychmiast zaborczo obejmuje mój pas. Nie protestuję. Chcę tego.
Odwzajemniam jego pożądliwy pocałunek, wzdychając błogo prosto w jego rozchylone w oczekiwaniu wargi.
- Tak bardzo tęskniłem - szepczę, całując go z uśmiechem na ustach.
- Cii... - jego ściszony głos sprawia, że drżę. - Twoi rodzice są na dole, racja?
- Tak - odpowiadam bezgłośnie, kiwając głową z ramionami zaplecionymi wokół jego szyi.
- Musimy być bardzo cicho, racja? - pyta znów, a ja znów jedynie milcząco kiwam głową.
Zostawiamy uchylone drzwi balkonowe, pozwalając wieczornemu powietrzu towarzyszyć nam przy niewinnych pieszczotach. Oddycham zapachem jego koszulki w kolorze zgniłej zieleni, która pachnie dokładnie tak, jak wygląda - niechlujnie.
- Wróciłeś po swoją kurtkę? - pytam szeptem, przesuwając dłonią po jego napiętych ramionach.
- Żebyś wiedział - uśmiecha się tajemniczo, pozwalając mi zatonąć w głębi jego hipnotyzującego spojrzenia.
Dzielimy kolejny pocałunek, w trakcie którego dłonie Chanyeola układają się na moich pośladkach okrytych jedynie bokserkami i unoszą mnie z lekkością, upuszczając na blat biurka. Śmieję się, widząc jego pośpiech, gdy znów odciska na moich ustach płomienny pocałunek, sprawiający, że rozpadam się na kawałki.
- Dlaczego przyszedłeś tak późno? - pytam, gdy jego usta powoli zsuwają się w dół mojej szyi zostawiając po sobie serię niestarannych pocałunków.
Zostawia ostatni mokry ślad na moim lewym obojczyku i unosi głowę, by nasze oczy były na tej samej wysokości. Patrzy na mnie z rozmarzonym uśmiechem i śmieje się cicho, jakbym właśnie opowiedział mu żenujący dowcip. Jestem przez to bardziej, niż zdezorientowany.
- Nie mogę spać, kiedy myślę o tobie - mówi, a jego szept miesza się z dźwiękiem świerszczy, wpadającym przez uchylone drzwi balkonowe.
Nie wiem co odpowiedzieć, więc po prostu milczę. Pozwalam moim palcom zaplątać się wśród gęstych włosów Chanyeola i wzdycham, przyciągając go bliżej. Chcę jego bliskości. Pragnę jej tak bardzo, jak niczego innego.
- Przez ciebie będę jutro niewyspany - szepczę, obejmując jego szyję ramionami i sennie opierając policzek na jego barku.
- Przepraszam, aniele - odpowiada, przytulając mnie do siebie.
To, jak szybko przechodzimy z chaotycznych, pożądliwych pieszczot do zwyczajnej czułości już dawno przestało mnie dziwić. Oplatam nogami jego biodra i zamykam oczy, przyciskając swój policzek do jego. Jestem zbyt senny, by wyczuć w tym geście cokolwiek erotycznego.
- Zanieś mnie do łóżka.
Z początku Chanyeol sprawia wrażenie zmieszanego, ale nim zdążam cokolwiek powiedzieć, on po prostu spełnia moje ciche żądanie. Czuję jak jego silne ramiona unoszą mnie w powietrzu tak, jakby zupełnie nic nie ważył i uśmiecham się sam do siebie. Mógłbym spędzić w takiej pozycji całe wieki.
Otwieram oczy dopiero, gdy czuję pod sobą sprężynowy materac mojego łóżka, okryty pościelą oraz miękką narzutą. Wyciągam przed siebie ramiona, by znów objąć nimi szyję Parka i przyciągam go do niewinnego pocałunku, doskonale wiedząc w co się on przerodzi.
Wzdycham, gdy ciało Chanyeola zawisa nad moim tak blisko, że nie muszę się nawet wysilać, by go dotknąć. Z każdym pocałunkiem pozwalamy sobie na coraz więcej i jestem tego doskonale świadomy. Moje zmysły szaleją, kiedy czuję na swoich bokach dotyk Chanyeola. Ma zimne dłonie, a ten przyjemny chłód jeszcze bardziej rozpala szalejące we mnie pragnienie.
- Nadal to masz - wzdycham, widząc krwisty ślad na jego szyi i ulotnie przejeżdżam po nim palcami.
- Mówiłem, że nie zniknie ze mnie przez co najmniej tydzień - uśmiecha się, nachylając, by naznaczyć zagłębienie pomiędzy moimi obojczykami rozpalonym pocałunkiem.
- Cii... - przykładam palec do ust, ciągle pamiętając o obecności moich rodziców.
- Jestem cicho - parska Chanyeol, rozpraszając mnie kolejnym dionizyjskim pocałunkiem.
Z moich ust wyrywa się niespodziewany jęk, którego nie zdążam zdusić.
- Cii... - ucisza mnie z rozbawieniem Yeol, uśmiechając się jak idiota.
- Nie uciszaj mnie w moim własnym domu - burczę zawstydzony, ponieważ, cholera, żenujący dźwięk, który wydałem nie powinien w ogóle mieć miejsca.
- Robię to dla naszego wspólnego dobra - jego słowa łaskoczą wrażliwą skórę za moim uchem. - Nie chcemy, żeby twoi rodzice nas teraz widzieli, prawda?
- To byłoby twoją winą - wzdycham, starając się zachować zimną krew. Nie mogę dać się ponieść, kiedy moi rodzice są piętro niżej.
- Moją winą? - powtarza, drocząc się ze mną.
Mam ochotę odpowiedzieć mu wyjątkowo wymyślną ripostą, jednak nim zdążam się odezwać chłopak pieszczotliwie kąsa moją szyję, sprawiając, że z moich ust wyrywa się cichy pisk. Być może zbyt mało cichy.
- Idiota - parskam szeptem, odpychając go.
- Spokojnie, nikt tego nie słyszał - śmieje się. - Hej, twoje policzki są tak czerwone, że zaraz wybuchniesz. Ochłoń, kochanie.
- Wynoś się z mojego domu, zboczeńcu - cedzę pół żartem pół serio, zirytowany jego szczeniackim zachowaniem.
- Okay, zaczyna się robić poważnie - udaje przejętego, aby już w następnej chwili znów naznaczyć moją szyję niespodziewanym ugryzieniem.
Tym razem powstrzymuję się od pisku, wydając z siebie tylko niskie warknięcie, ponieważ to naprawdę mi się nie podoba.
- Moi rodzice są na dole. Nie możemy po prostu cicho się poprzytulać? - parskam, tym razem odpychając go bardziej stanowczo.
- Przytulać? - powtarza kpiąco, unosząc brwi w zdziwieniu. - Witasz mnie wyuzdanym pocałunkiem w samej bieliźnie i za dużej koszulce, a później po prostu chcesz się przytulać? Coś jest nie tak, aniele.
- To z tobą jest coś nie tak - fukam, zapominając o szepcie. - Włamujesz się tu po północy i, cholera, skąd mam wiedzieć czy nie zamierzałeś robić czego chorego jak na przykład patrzenie na mnie, kiedy śpię.
- Już dawno widziałem cię, kiedy śpisz - wywrócił oczami, również rezygnując z szeptu na rzecz pretensjonalnego tonu. - Wyglądasz wtedy naprawdę słodko, ale nie wspinałbym się na twój balkon tylko po to.
- Po prostu to trochę kłopotliwe, Chanyeol.
- Nie lubisz, kiedy przychodzę? - pyta, a z jego twarzy znika uśmiech.
Czuję się jak największy idiota na tej planecie, widząc jego zranione spojrzenie, jednak nie mam zamiaru tak tego zostawić. Jestem beznadziejnym chłopakiem. Beznadziejnym kochankiem. Beznadziejnym aniołem.
- Nie, to nie tak - unoszę się do pozycji siedzącej, by ułożyć dłonie na policzkach Yeola. - Po prostu...
- Dobra, rozumiem. Rodzice. To o nich chodzi.
- Musisz po prostu to zaakceptować, Chanyeol.
- Dlaczego po prostu im nie powiesz? - wywraca oczami, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Och, rozmawialiśmy o tym.
- Jak długo masz zamiar traktować mnie jak odskocznię od codzienności, hm? Chwilami naprawdę czuję się jak naiwniak, który po prostu daje ci trochę poczucia swobody. Czy to nie właśnie o to chodzi w naszej relacji, Baekhyun?
Znów użył mojego imienia. Dlaczego po prostu nie nazwał mnie aniołem?
- Nie, Chanyeol. Absolutnie nie. Musiałeś coś źle...
- Nie udawaj - prycha. - Wstydzisz się mnie. Kiedy jesteśmy w otoczeniu twoich znajomych ze szkoły, rodziców, kogokolwiek nagle stajesz się inną osobą. Na czym to polega? Wyjaśnij mi to, do cholery, ponieważ nie mam zamiaru dłużej żyć w pieprzonej zagadce.
Brakuje mi powietrza. Nie mogę zrozumieć dlaczego Chanyeol odebrał całą sytuację w taki sposób. To mnie niszczy. Czuję się tak boleśnie winny, że mam ochotę po prostu zniknąć. Łapię jego dłonie w swoje i desperacko przyciągam do siebie.
- Chanyeol, to trudne, ale musimy po prostu to zaakceptować, ponieważ nie jestem na tyle bezmyślny, aby dać moim rodzicom jawny powód do rozdzielenia nas.
- Więc po prostu ze mną zerwij, do cholery!
I to jest ten moment, kiedy orientujemy się, że zapomnieliśmy o szepcie.
- Baekhyun? - zza drzwi wraz z pukaniem dochodzi głos mojej matki. - Wszystko w porządku?
Nieruchomieję, kiedy wraz z Chanyeolem wbijamy rozgorączkowane spojrzenia w stronę źródła głosu. Jestem pewny, że moje serce lada chwila wyskoczy z klatki piersiowej, gdy dłonie Yeola zaciskają się na tych moich.
- Cholera - syczę szeptem, patrząc na chłopaka przepraszającym spojrzeniem.
Posyła mi wymuszony ironiczny półuśmiech, po czym wstaje z łóżka i znika za drzwiami balkonowymi tak szybko, że nie zdążam nawet mrugnąć. W tym samym momencie drzwi pokoju otwierają się, a w progu staje moja matka ubrana w satynowy szlafrok i puchate kapcie. Rzuca mi pytające spojrzenie, po czym rozgląda się wokół.
- Wszystko w porządku? - pyta, gdy ja walczę ze łzami.
- Tak, jest super - odpowiadam rozproszony nagłym odejściem Chanyeola, wcześniejszą kłótnią i jej nagłym najściem. - Miałem po prostu... zły sen. Koszmar.
- Dobrze - powoli kiwa ze zrozumieniem głową, najwyraźniej zauważając mój niestabilny nastrój.
- Po prostu przyśniło mi się coś złego - tłumaczę dalej, uśmiechając się bez przekonania.
- W porządku - wychodzi, zamykając za sobą drzwi i rzuca na odchodnym. - Idź spać. Musisz być wypoczęty na jutrzejsze ćwiczenia.
- Tak, mamo - odpowiadam, czując jak mój głos łamie się z ostatnim słowem, a wraz z dźwiękiem zamykanych drzwi podrywam się z łóżka, wybiegając na balkon.
Balkonowa posadzka jest zimna i nieprzyjemna dla moich nagich stóp, kiedy rozglądam się wokół, mając nadzieję, że Chanyeol nadal tu jest. Chcę mu to wytłumaczyć, przeprosić i obiecać, że zrobię wszystko, aby tylko został ze mną.
Po moich policzkach spływają pierwszy łzy, gdy wychylam się przez barierkę, chcąc zobaczyć, czy nie znajduje się gdzieś na podjeździe. Nie mógł tak szybko odejść. Nie mógł zostawić mnie teraz samego. Zagubionego. Płaczącego. Cierpiącego z tęsknoty i poczucia winy.
Nie ma go. Nigdzie. Rozglądam się wokół, desperacko ocierając łzy rozmazujące mi obraz.
- Błagam, nie - szlocham, przyciskając wierzch dłoni do ust i wracam do pokoju, wygrzebując spod poduszki mój telefon.
Drżącymi dłońmi wybieram numer Chanyeola i modlę się w myślach, aby odebrał. Nie wiem, co mu powiedzieć, ale chcę po prostu wychlipać do słuchawki parę słów i nakłonić go do powrotu. Nawet jeżeli to nie będzie wystarczającym wyjaśnieniem chcę po prostu powstrzymać go przed zostawieniem mnie. Nie chcę być tutaj bez niego. Nie chcę być nigdzie bez niego.
- Tu Park Chanyeol. Po sygnale zostaw wiadomość.
Nie mogę oddychać. Łzy ciężko spadają z moich policzków rozpryskując się na moich udach. Jestem wrakiem, ciasno przyciskając telefon to ucha przy próbie powstrzymania łez. Słowa, które chciałem mu powiedzieć nagle ulatują mi z głowy. Mam przed oczami tylko czarny obraz nieuniknionego końca. Końca, do którego sam się przyczyniłem.
- Chanyeol...
Szlocham, wiedząc, że zostawię w jego skrzynce głosowej najbardziej żałosną wiadomość w historii.
- Chanyeol, proszę...
Moje gardło znów boleśnie się zaciska. Nie mogę wydobyć z siebie ani słowa. Łzy coraz intensywniej spływają po moich policzkach.
- Zapomniałeś swojej k-kurtki...
Unoszę dłoń, by otrzeć jej wierzchem łzy, nagromadzone pod powiekami.
- ... obiecaj, że po nią wrócisz...
Z moich ust znów wyrywa się cichy szloch. Nie kontroluję tego.
- Proszę, Chanyeol...
To najgorsza noc w moim życiu.
- Po prostu obiecaj...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top