17. Dar przekonywania
W szkole ciągle myślę o Chanyeolu. Zastanawiam się, gdzie bylibyśmy, gdybym jednak z nim uciekł. W taką pogodę z pewnością zrezygnowałby z wypadu na plażę. Może znów zabrałby mnie do siebie? Uśmiecham się na samo wspomnienie jego domu.
Na lekcjach jestem obecny tylko ciałem. Moje myśli wędrują w stronę wysokiego motocyklisty, jego cuchnącej fajkami kurtki i tego cudownego uśmiechu. Tęsknię za pocałunkami, za dotykiem, za ciepłem jego ciałem i uświadamiam sobie, że to tak naprawdę pierwszy raz, kiedy na czymkolwiek tęsknię.
Wracam do domu z ponurym grymasem na twarzy. Mama o nic nie pyta, ale wydaje mi się, że ojciec streścił jej już historię, która miała miejsce tego poranka. Nie chce mi się nawet o tym myśleć. Na dodatkowych zajęciach śpiewu czuję się paskudnie. Nauczycielka najwidoczniej zauważa moją niechęć i nie naciska. Chociaż ona jedna w małym stopniu mnie rozumie.
Powrót do domu przepełniony jest paplaniną ojca. Pyta skąd znam tego chłopaka, kim on jest i jakim prawem zaparkował pod naszym domem. Nie chcę mu streszczać całej historii. Nie chcę mówić, że przypadkiem poznałem go na nielegalnych wyścigach, że przez dwa tygodnie podwoził mnie do szkoły i, że to z nim uciekałem w prawie każdy piątek.
Podczas kolacji nie mogę przełknąć ani kęsa. Markotnie wpatruję się w swoją porcję i nie mogę nic poradzić na to, że znów o nim myślę. Wspominam to, jak po raz pierwszy nazwał mnie aniołem i to, jak posadził mnie na bilardowym stole, całując do utraty tchu.
- Kim był ten chłopak, Baekhyun? - pyta w pewnym momencie mama, zaraz po tym jak tata po raz kolejny opowiada jej o incydencie przed domem.
Wywracam oczami. To nie powinno ich obchodzić. Wstaję od stołu i trzymając talerz z nietkniętym jedzeniem kieruję się do kuchni.
- Dziękuję.
- Nic nie zjadłeś - zaszokowana matka unosi brwi.
- Nie mam czasu. Muszę jeszcze odrobić lekcje - odpowiadam, rzucając jej oskarżycielskie spojrzenie, po czym odkładam talerz i znikam na schodach.
Wpadam do pokoju, mając ochotę po prostu wymknąć się po cichu i już nigdy nie wrócić. Chcę pokazać im, że byli złymi rodzicami, że od samego początku było mi źle. Zapalam lampkę na biurku i siadam przy nim, niechętnie wyjmując z plecaka zeszyty.
Biorę w dłoń długopis, kiedy nagle jakiś nadprogramowy dźwięk wyrywa mnie z zamyśleń. W uszach dźwięczy mi odległy ryk motocyklowego silnika, a ja nie mogę się powstrzymać przed podejściem do okna. Z sercem w gardle odsłaniam firankę i zamieram. Nie wiem, czy to przewidzenie, czy kompletne szaleństwo, ale widok, jaki mam przed oczami odbiera mi mowę.
Drżącymi dłońmi otwieram drzwi balkonowe i wychodzę na chłodne, wieczorne powietrze, ciaśniej opatulając się połami kardiganu. Przed moim balkonem na mokrym od niedawnego deszczu chodniku stoi Chanyeol. Opieram dłonie na chłodnej barierce, a mężczyzna unosi palec wskazujący do ust. Uśmiecham się, ignorując wszystkie obawy. Wiem, że nasz piątek się jeszcze nie skończył.
W milczeniu obserwuję jak szatyn gestem dłoni daje mi znak, aby zszedł na dół. Gdyby to było takie proste, już dawno stałbym obok niego.
- Nie mogę - szepczę, wyraźnie poruszając ustami.
Chanyeol szybko odbiera moją odpowiedź, a jego spojrzenie nabiera błagalnego wyrazu. Podchodzi bliżej, nie spuszczając wzroku z mojej twarzy.
- Proszę - mówi bezgłośnie, a ja już wiem, że nie jestem w stanie dłużej stawiać oporu.
- Zaczekaj.
Wychodzę z balkonu. Mam zamiar cicho wymknąć się tylnym wyjściem. W pośpiechu opuszczam pokój i cicho schodzę po schodach. Moi rodzice nadal siedzą w jadalni, więc wyście drzwiami ogrodowymi w salonie nie powinno być trudne. Przemykam do przedpokoju, w którym nakładam buty i z niezawiązanymi sznurówkami czmycham w kierunku tylnego wyjścia. Wstrzymuję oddech, kiedy otwieram szklane drzwi, a następnie szybko przekraczam próg i zamykam je za sobą. Znów żałuję, że nie zabrałem ze sobą żadnego cieplejszego ubrania. Wieczorny chłód po raz kolejny daje się we znaki.
Przebiegam przez ogród i oddychając ciężko wychodzę za bramę. Zamykam ją za sobą i jak na skrzydłach pędzę w stronę Chanyeola. Wpadam w jego otwarte ramiona, a on unosi mnie, ciasno oplatając długimi ramionami moją talię. Ta chwila ma w sobie coś magicznego. Coś, co chcę zachować w swojej pamięci na zawsze.
- Wiedziałem, że przyjdziesz - mówi Chanyeol, szepcząc prosto do mojego ucha.
- A ja wiedziałem, że przyjedziesz - odpowiadam, uśmiechając się, a następnie przypominam sobie o tym, czego najbardziej się boję. - Chodźmy stąd. Moi rodzice w każdej chwili mogą wyjrzeć przez okno.
Chanyeol kiwa głową i kurczowo chwyta moją dłoń. Prowadzi mnie dalej, poprzez uliczki dobrze znanego mi osiedla. Zatrzymujemy się dopiero kilka przecznic dalej, gdzie pod osłoną zmroku stoi motocykl.
- Gdzie jedziemy? - pytam, spoglądając na niego.
- Gdzie tylko chcesz, aniele - odpowiada i nachyla się, skradając lekki pocałunek z moich ust.
Śmieję się i odwracam wzrok, chcąc ukryć rumiane policzki. Będąc przy nim cały płonę.
- Zabawmy się - mówię, choć nigdy wcześniej nie powiedziałbym czegoś takiego. - Chcę wypić dużo alkoholu i przez całą noc tańczyć.
Chanyeol śmieje się, ale wiem, że spełni moje życzenie.
- Za każdym razem mnie zadziwiasz, aniele - mówi z uśmiechem, błąkającym się w kącikach jego ust. - I za każdym razem zapominasz o tym, co powiedziałem ci już przy pierwszym spotkaniu.
Nie rozumiem jego wypowiedzi, dopóki nie widzę, że mężczyzna zdejmuje z siebie kurtkę. Lada chwila czarna skóra spoczywa na moich ramionach, a ja wsuwam dłonie w znajome kieszenie.
- Sweterek nie jest odpowiednim ubraniem na tę porę.
***
Wiatr rozwiewa nasze włosy. Mijamy rozświetlone ulice miasta, jadąc tak, jakbyśmy chcieli zostawić to wszystko za sobą. Uciekamy. Znowu.
Przywieram ciaśniej do jego pleców. Nigdzie nie czuję się tak cudownie jak tu, siedząc za nim i przemierzając miasto. Nasza historia zaczęła się od pierwszej przejażdżki i pierwszego, niepozornego spojrzenia, a ja mogę tylko zgadywać, co jeszcze nas czeka. Jak wiele wspólnych chwil zatrzymamy razem w słodkich wspomnieniach?
Chanyeol jest jak wiatr, rozwiewający moje włosy. Nieustannie czuję jego obecność, lecz nie ważne jak bardzo bym się starał, nie będę w stanie go chwycić i zatrzymać przy sobie. Właśnie to sprawia, że każda chwila w jego towarzystwie jest wyjątkowa, a każda nasza obietnica jest małą przysięgą.
Motocykl zatrzymuje się przy tym samym klubie, w którym gościliśmy ostatnim razem. Uśmiecham się, zsiadając i rzucam ulotne spojrzenie rozgwieżdżonemu niebu. Kiedy jestem z Chanyeolem wszystko wydaje się piękniejsze.
- Zamierzasz stać tu cały wieczór, aniele?
Jego rozbawiony głos wyrywa mnie z zamyśleń. Parskam cichym śmiechem i kręcąc z rozbawieniem głową idę za nim. Nasze dłonie splatają się ze sobą gdzieś pomiędzy progiem klubu, a chłodem wieczoru.
Muzyka jest tak samo głośna jak poprzednio. W oddali słyszę również dźwięk bili, toczącej się po stole bilardowym. Mam wrażenie, że przy barze znów siedzą te same osoby. Barmanka o ciemnej karnacji serwuje gościom kolejne drinki. Automatycznie zaczynam podrygiwać w rytm muzyki.
- Chciałbyś coś wypić? - pyta Chanyeol, nachylając się w stronę mojego ucha.
Nie mogę ukryć tego, że od samego początku czekałem, aż zapyta.
- Sex on the beach.
Zdziwienie na twarzy motocyklisty jest aż nazbyt widoczne. Z pewnością się tego nie spodziewał. Mogę tylko z satysfakcją podziwiać jak zakłopotany uśmiech wpełza na jego twarz.
- Jesteś pewny? Na pewno nie chcesz czegoś... słabszego?
Kręcę przecząco głową. Dobry chłopiec bezpowrotnie odszedł, a jego miejsce zajął głodny wrażeń Baekhyun, który bez zawahania pije alkohol, chodzi do nocnych klubów i randkuje z motocyklistą.
- W porządku - szatyn w końcu daje za wygraną. - Poczekaj tutaj, aniele.
Kiwam głową, a on odchodzi, rzucając mi długie spojrzenie przez ramię. Stoję pod ścianą, bo wszystkie miejsca przy barze są zajęte, a mój wzrok mimowolnie wędruje w stronę Chanyeola. Widzę, jak pochyla się nad blatem zamawiając alkohol i nie mogę powstrzymać ekscytacji. To kolejny raz, kiedy wypiję coś zakazanego.
Nim Chanyeol zdąża wrócić z drinkiem, zauważam w rogu pomieszczenia znajomą twarz. Jestem pewny, że to Jongdae. Ma na sobie koszulkę bez rękawów, która odsłania kolorowe tatuaże, pokrywające jego ramiona. Wyczuwając na sobie moje spojrzenie odwraca wzrok od brunetki, z którą właśnie flirtował i uśmiecha się. Odwzajemniam uśmiech, obserwując jak chłopak wolno zmierza w moją stronę. Odnoszę wrażenie, że to właśnie on jest duszą tego miejsca.
- Cześć, Baekhyun - wita się, klepiąc mnie po ramieniu. - Zgubiłeś gdzieś Chanyeola?
- Poszedł kupić mi drinka - odpowiadam.
- Widzę, że polubiłeś to miejsce - kąciki jego ust jeszcze bardziej się unoszą, odsłaniając równe, śnieżnobiałe zęby.
- Tak - kiwam głową, choć w rzeczywistości przyszedłem tu tylko ze względu na Chanyeola. Gdyby nie on pewnie do dziś żyłbym w przekonaniu, że jedynym czego pragnę jest kariera wiolonczelisty.
- Chodźmy popatrzeć na grę - Jongdae lekko dźga mnie łokciem w ramię i wskazuje stół bilardowy. - Zacięta rozgrywka, nie uważasz?
Kiwam głową i kiwając się w rytm klubowej muzyki idę za mężczyzną w stronę wskazanego stołu. Otacza go spora grupa ludzi, lecz każda osoba wygląda na przyjazną. Każdy w napięciu obserwuje przebieg gry. Mężczyźni, trzymający kije bilardowe mierzą się nienawistnymi spojrzeniami i tylko w milczeniu oczekuję chwili, gdy odejdą od stołu, po czym rzucą się sobie do gardeł.
Atmosfera robi się coraz bardziej gorąca. Pomiędzy grającymi mężczyznami czuć rosnące napięcie. W ich oczach lśni agresja. Wiem, że lada chwila wywiąże się z tego bójka. Jestem pewny, że gra nie zakończy się bez rękoczynów.
Na początku pada kilka wyzwisk, które są tak wulgarne, że aż otwieram ze zdziwienia usta. Jongdae najwyraźniej zauważa moją reakcję i śmieje się serdecznie.
- Takie rzeczy są tutaj na porządku dziennym - mówi. - Najlepiej już wezwać karetkę.
Ma rację. Kilka minut później mężczyźni zaczynają się popychać i szarpać. Dochodzi do kolejnej ostrej wymiany zdań, a następnie do mocniejszych ciosów. Z nosa jednego z mężczyzn tryska krew. Tylko tyle jestem w stanie zobaczyć, nim kilka osób rozdziela ich od siebie. Wydaję z siebie cichy pisk, widząc ile krwi jest na podłodze. Niemal od razu robi mi się słabo. Nie przywykłem do takich widoków, ani do agresji. To pierwsza bójka, której jestem świadkiem. Automatycznie cofam się do tyłu, aż wpadam na czyjąś klatkę piersiową i piszczę, kiedy czyjaś duża dłoń przykrywa moje oczy.
- Nie patrz na to - słyszę znajomy głos i w jednej chwili się uspakajam. - Miałeś tam na mnie czekać.
Oddycham z ulgą, kiedy Chanyeol zabiera rękę z moich oczu i splata nasze dłonie razem, ciągnąc mnie w kierunku baru, który teraz wydaje się opustoszały. Większość imprezowiczów stoi przy stole bilardowym rozdzielając dwójkę agresorów, lub bezczynnie obserwując całą sytuację, więc mamy dużo wolnych miejsc do wyboru.
- Poszedłem tam z Jongdae - mówię, starając się wyrzucić z głowy obraz krwi cieknącej z nosa i odgłos łamanej kości.
- Nie powinienem spuszczać cię z oczu. Coś mogło się stać - wzdycha, kiedy siadamy przy barze.
Chcę mu powiedzieć, że nie powinien się martwić, ale nie mogę wydusić z siebie ani słowa. Jestem zauroczony tym, jak bardzo się mną przejmuje. Teraz wiem, że naprawdę nie jestem mu obojętny.
- Twój drink - mówi nagle, podsuwając mi pod nos wysoką szklankę.
Dziękuję mu szerokim uśmiechem i chwytam między palce długą, czarną słomkę, by już chwilę później skosztować chłodnego trunku. Czuję smak brzoskwiniówki i pomarańczy, ale brakuje mi znajomej mocnej goryczy alkoholu, której spróbowałem poprzednim razem.
- To nie ten sam drink, który poprzednio zamówił mi Jongdae - mówię, rzucając Chanyeolowi zaskoczone spojrzenie.
Uśmiecha się pod nosem, opierając twarz na dłoni.
- Nie spodziewałem się, że to zauważysz.
- Smakuje jak zwykły sok - krzywię się. W głębi duszy naprawdę liczyłem na coś mocnego. Miałem w planach to, aby pierwszy raz w życiu się upić.
- Jest bez wódki - opowiada Chanyeol. - Nie chcę, żebyś odleciał po jednym drinku.
Przewracam oczami i mimowolnie zaczynam małymi łyczkami opróżniać szklankę. To pozwala mi zająć czymś myśli i nie wracać wspomnieniami do obrazu brutalnej bójki.
- Chcę się dziś upić, Chanyeol - wyznaję mu, zaczesując włosy do tyłu.
Mężczyzna otwiera szerzej oczy, patrząc na mnie z niedowierzaniem.
- Twoi rodzice nie będą zadowoleni, aniele.
Rodzice...
- Nie obchodzi mnie to - wzruszam ramionami, choć w rzeczywistości na samą myśl o powrocie do domu czuję dreszcz. Czy tym razem mama sięgnie po drastyczne środki?
- Stałeś od odważny, aniele - na ustach Chanyeola gra zadziorny uśmiech.
Uśmiecham się lekko, dokańczając słabego drinka i odsuwam od siebie szklankę. Nie czuję się ani trochę pijany. Cóż, nie powinienem oczekiwać zbyt dużo po drinku, którego jedynym procentowym składnikiem była brzoskwiniówka.
- Nic nie piłeś? - pytam.
- Nie.
- Czemu?
- Po pierwsze muszę odwieźć cię do domu.
- A po drugie?
- Dzisiaj się ścigam.
Przez chwilę nie mogę zrozumieć sensu jego słów. Nie mogę przyjąć do wiadomości, że Chanyeol kłamał, mówiąc, że nie ściga się w piątki.
- Mówiłeś, że nie ścigasz się w piątki.
Zadziorny chłopięcy uśmiech ustępuje miejsca kwaśnemu grymasowi. W zamyśleniu przygryza dolną wargę, zaczesuje włosy do tyłu i rzuca mi przepraszające spojrzenie.
- To jednorazowa sytuacja - mówi, a ja nie jestem w stanie się na niego gniewać. Jest mi jedynie trochę przykro.
- Zabierzesz mnie ze sobą? - pytam po chwili ciszy.
- Gdzie?
Przełykam ślinę. Być może w ogóle nie powinienem o to prosić. Przed oczami staje mi obraz Chanyeola obejmującego nieznajomego blondyna. Ta sytuacja również miała miejsce w piątek, w trakcie którego Chanyeol się ścigał.
- Na wyścigi - burczę.
Chanyeol marszczy brwi, ale nie wygląda na złego.
- To nie najlepszy pomysł, aniele.
- Dlaczego?
Wzdycha, zauważając, że tak łatwo nie dam za wygraną.
- To nie jest miejsce dla ciebie.
- Nie dla mnie? - powtarzam, czując się odrobinę urażonym. Mój zbolały wyraz twarzy z pewnością nie umyka jego uwadze.
- Nie zrozum mnie źle - odzywa się, a jego duża dłoń przykrywa moją. - Po prostu się o ciebie boję, okay?
- Nie masz powodów, aby się o mnie bać - spuszczam wzrok.
- Mam aż za dużo powodów, aby się o ciebie bać, aniele - mruczy chrapliwie. - Tam będzie naprawdę dużo ludzi. Różnych ludzi. Kiedy pojadę się ścigać nie będę miał możliwości, by mieć cię na oku. Poza tym widząc twoją reakcję na tamtą bójkę wolę trzymać cię z dala od takich sytuacji. To naprawdę nie dla ciebie, Baekhyun.
To, że Chanyeol się o mnie troszczy jest z jednej strony urocze, a z drugiej dość irytujące.
- Proszę - zmuszam się do najbardziej rozczulającego spojrzenia, na jakie mnie stać. - Proszę, proszę, proszę. Naprawdę chcę tam z tobą jechać.
Chanyeol wzdycha, na chwilę odwracając wzrok. Wygląda, jakby naprawdę rozważał opcję zabrania mnie ze sobą.
- Nie, Baekhyun. To moja ostateczna odpowiedź.
- Chanyeol, proszę.
- Za godzinę odwiozę cię do domu, więc po prostu niczego nie utrudniaj.
- Chanyeol...
- Nie stwarzaj problemów.
- Ale...
- Koniec tematu.
Spuszczam wzrok, słysząc jego ostry ton. Jeszcze nigdy nie słyszałem go takiego. Mimo wszystko to mnie nie zniechęca. Nie po to wymykałem się z domu, by wrócić do niego po kilku godzinach.
- Nasz wspólny piątek jeszcze się nie skończył.
Nasze spojrzenia krzyżują się. Chanyeol znów ciężko wzdycha, a jego dłoń mocniej zaciska się na mojej. W milczeniu oczekuję na jego decyzję, jednak wiem, że już się zgodził. Widać to po sposobie, w jaki kąciki jego ust unoszą się w górę.
- Masz cholerny dar przekonywania, aniele.
______________________________
gwiazdka + komentarz = nowy rozdział
(rlly, malo komentarzy ostatnio zostawiacie i nie mam motywacji)
Lowe.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top