16. Deszczowy piątek
Jedziemy w ciszy, urozmaicanej muzyką, sączącą się z radia. Mama zawsze słucha tylko muzyki klasycznej albo oper. Nie toleruje innych. Ja najchętniej posłuchałbym teraz jakiegoś klubowego kawałka, który kojarzyłby mi się z Chanyeolem. Nie mogę nic poradzić na to, że ciągle o nim myślę.
- Widzę, że jest ci przykro za wczoraj - mówi matka, kiedy zatrzymujemy się na czerwonym świetle.
Nie odpowiadam. To powinno być dla niej jednoznaczną odpowiedzią. Wcale nie jest mi przykro.
- Nie chcę, żebyś traktował te zajęcia jako karę - kontynuuje.
- Trudno mi pogodzić naukę z dotychczasowymi zajęciami pozalekcyjnymi, a ty chcesz mnie zapisać na kolejne? - mówię przy nagłym przypływie gniewu.
Przez kilka sekund kobieta milczy. Wiem, że po prostu nie ma argumentów na swoją obronę.
- Jesteś zdolny, Baekhyun. Powinieneś szlifować swój talent - mówi z zuchwałym uśmiechem.
- Szlifować talent kosztem zdrowia i nerwów? - prycham pod nosem.
- Po prostu robię to dla twojego dobra.
- Dla mojego dobra?! - podnoszę głos, choć wiem, że nie powinienem. - Dla mojego dobra dałabyś mi spokój! Wiesz jak bardzo chciałbym mieć trochę swobody? Jak bardzo chciałbym wyjść gdzieś ze znajomymi, albo zwyczajnie przesiedzieć cały dzień w piżamie? Mam siedemnaście lat! Ludzie w moim wieku zostają rodzicami, a ty ciągle traktujesz mnie jak siedmioletnie dziecko!
- Bo jesteś jak siedmioletnie dziecko! - przekrzykuje mnie. - Robię wszystko, żebyś w przyszłości został kimś. Chcę, żebyś miał łatwiej od nas. Wiesz jak ciężko pracujemy z ojcem na twoją edukację?
- Co to ma do tego, że powinienem mieć więcej swobody?
- Niczego nie doceniasz, Baekhyun. Kiedyś mi jeszcze podziękujesz.
Jestem gotów powiedzieć jej coś jeszcze bardziej kąśliwego, jednak w tej chwili parkujemy przed zadbanym budynkiem w kolorze kości słoniowej z uroczym spiczastym dachem. Tuż obok drzwi wisi tabliczka z napisem:
"Jo Suyeon. Prywatne lekcje śpiewu"
***
Z dnia na dzień utwierdzam się w przekonaniu, że nie mam prawa głosu. Mogę tylko potulnie wykonywać polecenia i przepraszać za błędy, udając fałszywą wdzięczność. Najsmutniejsze jest to, że tak było zawsze, lecz dopiero niedawno to zauważyłem. To Park Chanyeol otworzył mi oczy i pokazał co powinienem nazywać prawdziwą wolnością.
W poniedziałek dostarczam sfałszowane usprawiedliwienie. Dziwię się, że wychowawczyni jeszcze nie zauważyła, że podpis mojej mamy jest podrobiony. Mam cichą nadzieję, że tata nie mówił poważnie o telefonie do szkoły. Inaczej wszystkie moje nieobecności wyszłyby na jaw.
- Czemu nie było cię w piątek? - pyta Kyungsoo na jednej z przerw, które spędzamy na szkolnym dziedzińcu.
Odwracam wzrok, chcąc uciec od odpowiedzi. Wiem jednak, że jest ona nieunikniona. Przyjaciel nie da mi spokoju, dopóki nie wyjawię mu prawdziwego powodu mojej nieobecności.
- Chanyeol po mnie przyjechał - rumienię się, wypowiadając te słowa.
- Żartujesz? - oczy Kyungsoo stają się jeszcze większe. - Nawet mi nie mów, że z nim pojechałeś!
- Wyznał mi miłość i pocałował mnie pod moim domem - szepczę, nachylając się w stronę przyjaciela.
- Zaczynam wątpić w to, czy przypadkiem nie żartujesz - chłopak mierzy mnie srogim spojrzeniem, a po chwili ścisza głos. - Park dobrze całuje?
- Idealnie - wypalam z rumianymi policzkami. - Naprawdę, idealnie całuje.
- Jejku, Baek - wzdycha Kyungsoo. - Jestem naprawdę szczęśliwy twoim szczęściem, ale boję się, że będziesz tego żałował.
- Nie skrzywdzi mnie. Jest we mnie zakochany - mówię pewnym głosem.
- Nie powinieneś mu we wszystko wierzyć, Baek. Uch, jesteś taki naiwny.
- Ty wierzysz Kaiowi we wszystko - mówię kąśliwie. - Więc ja również mam prawo mieć zaufanie do Chanyeola.
- Ja i Kai jesteśmy parą od wielu miesięcy, a ty i Park nawet się nie pieprzyliście!
- Zamknij się! - uciszam go, kładąc mu dłoń na ustach, a po chwili rażony niespodziewaną myśl szybko dodaję. - Ej, czy to znaczy, że ty i Kai...?
Kyungsoo spuszcza wzrok, a jego policzki wściekle się czerwienią. Wiem, że nieświadomie zdradził mi coś, co początkowo miało być ukryte w tajemnicy.
- Opowiadaj - szturcham go w ramię.
- Auć - syczy. - No dobra. Co chcesz wiedzieć?
- Wszystko! - mówię, choć normalnie nie interesowałby mnie pierwszy raz mojego przyjaciela. Co najwyżej skrzyczałbym go za to, jak nieodpowiedzialny i naiwny jest.
- Okay - wzdycha. - Więc zrobiliśmy to u Jongina w tę sobotę.
- W tę sobotę? - otwieram usta ze zdziwienia.
Więc kiedy ja umierałem z tęsknoty za Chanyeolem i wypłakiwałem się w poduszkę na myśl o dodatkowych zajęciach śpiewu, mój przyjaciel przeżywał pierwszy raz ze swoim chłopakiem-motocyklistą. Sama myśl o tym wydaje mi się absurdalna.
- Tak - kiwa głową Kyungsoo. - Jego ojczyma nie było w domu, więc zaprosił mnie do siebie. Naprawdę nie wiedziałem, że będziemy to robić, ale się domyślałem. To było takie spontaniczne!
- Opowiedz mi wszystko od początku do końca.
- No cóż, najpierw zjedliśmy kolację na jego balkonie, patrząc w gwiazdy. To było tak cholernie romantyczne!
- Zrobił kolację?!
- Nie - śmieje się Kyungsoo. - Co prawda zamówiliśmy burgery, ale nadal było cudownie.
- Co dalej? - nalegam. Chcę zdążyć wysłuchać całej historii w ciągu przerwy.
- Skończyliśmy, wypiliśmy trochę wina i zaczęliśmy się całować. Wszystko zmierzało ku jednemu no i wiesz, obydwoje mieliśmy na siebie ochotę. Zapytał, czy kiedykolwiek wcześniej to robiłem, a ja powiedziałem, że nie i...
- Chwila! - przerwam mu. - On też był prawiczkiem?
- Na pewno nie. Był zbyt wprawiony jak na prawiczka. Poważnie, robił wszystko tak dokładnie. Nigdy nie czułem się tak dobrze!
- Bolało?
- Skąd! - macha lekceważąco ręką. - Hm, no może trochę na początku ale szybko przeszło.
- Zabezpieczaliście się? - nie mogę się powstrzymać od kolejnych pytań.
- Oczywiście, że nie. Seks z gumką to jak lizanie lizaka przez papierek, głupi.
- Poważnie? - marszczę brwi. - Co jeżeli czymś cię zaraził?
- Znam Kaia i wiem, że na nic nie choruje - wzrusza ramionami Kyungsoo. - Zrozum, że to, co mówili nam na zajęciach edukacji seksualnej to w większości bajki. Jeżeli ma się stałego partnera antykoncepcja nie jest konieczna.
- Dobra - wywracam oczami, chcąc ukryć, że jestem kompletnie zielony w tym temacie.
Mam siedemnaście lat, a nigdy nawet nie zastanawiałem się jak to jest uprawiać seks! Te tematy od zawsze w pewien sposób mnie brzydziły i peszyły.
- Krótko mówiąc to był mój wymarzony pierwszy raz. Kai zadbał o wszystko - uśmiecha się Kyungsoo, a ja zaczynam mu w pewnym sensie zazdrościć.
Na zajęciach gry na wiolonczeli nie mogę się skupić. Ciągle myślę o Chanyeolu, o naszym poprzednim spotkaniu i pocałunkach, które dzieliliśmy. Chcę to poczuć jeszcze raz, ale wiem, że nie mogę. Jestem pod stałą kontrolą rodziców. Nie chcę nawet wiedzieć, jak zostałbym ukarany za kolejną ucieczkę.
Wraz z końcem zajęć, zauważam na szkolnym parkingu samochód mamy. Krzywię się i rzucam znaczące spojrzenie przyjacielowi.
- Twoja mama po ciebie przyjechała? - prycha chłopak.
- To w ramach kary - wyjaśniam niechętnie. - Przywozi mnie i odwozi, żebym nie miał szans, by znowu uciec.
Po cichu liczę na poważną reakcję Kyungsoo, niestety on tylko parska niepohamowanym śmiechem, zasłaniając usta dłonią. Wywracam oczami. Wiem, że mogłem się tego spodziewać.
- Powinni cię zamknąć w pokoju. Być może wtedy nie narobiłbyś sobie problemów - mówi, a ja mam ochotę uraczyć go jakąś kąśliwą ripostą. Nie chcę być jednak zbyt chamski.
- To wszystko przez ciebie - prycham. - Powinieneś być świadomy, że gdyby nie to, że musiałem cię wtedy szukać, w ogóle nie poznałbym Chanyeola. Wszystko stało się z twojej winy.
Krzyżuję ramiona na piersi, idąc w kierunku parkingu. Na twarzy Kyungsoo przez chwilę jaśnieje jeszcze szerszy uśmiech. Sam nie wiem co sprawia, że mój przyjaciel ma w sobie tyle pozytywnej energii.
- Skłamiesz, jeżeli powiesz, że wolałbyś nie poznać Chanyeola.
Trafia w samo sedno. Gdybym nie poznał Chanyeola nie poznałbym tego drugiego świata, kryjącego się na upadających przedmieściach. Nie poznałbym uczucia wiatru we włosach, chropowatej powierzchni bilardowego stołu i ciepłych ust, całujących mnie z nieznaną mi wcześniej czułością.
Gdyby nie Chanyeol nadal żyłbym tylko iluzją idealnego życia.
***
Pozostałe dni tygodnia są tak schematyczne, że mieszają się w mojej głowie. Codziennie do szkoły przywozi mnie mama, za każdym razem rzucając te ostre spojrzenie, przez które zaczynam się niepokoić. Po lekcjach odbiera mnie albo ona, albo tata, który patrzy na mnie tak samo. Odwożą mnie na zajęcia śpiewu, później lekcje wiolonczeli i ostatecznie zjadam szybką kolację, odrabiam lekcję, po czym zasypiam, nie mając czasu nawet pomyśleć o Chanyeolu. Zapominam o jego bluzie, którą ukryłem na dnie szafy. Zapominam też o tym, że w piątkowy ranek powinienem oczekiwać dźwięku motocyklowego silnika.
Jestem w trakcie zapinania koszuli, kiedy tata woła, że za pięć minut chce widzieć mnie na dole. Wzdycham i markotnie poprawiam kołnierzyk. Na dworze leje jak z cebra. Nie przywykłem do tak ponurych poranków.
Nakładam na ramiona plecak, zabieram z blatu biurka teczkę z pracą domową i próbuję wmówić sobie, że ten dzień będzie o wiele lepszy od poprzednich.
Ostatnie spojrzenie w lustro, poprawienie włosów, zabranie marynarki i warkot silnika, który paraliżuje całe moje ciało.
Piątek.
Teczka i marynarka upadają na podłogę. Podbiegam do okna i wstrzymuję oddech. Na mojej twarzy mimowolnie maluje się uśmiech, kiedy widzę go tam, pośród tych strug deszczu. Ma mokre włosy, a jego skórzana kurtka błyszczy od wody. Wiem, że powinienem być mu wdzięczny.
Dotrzymał obietnicy.
Jego wzrok wędruje w stronę okna. Widzi mnie. Wiem to po sposobie w jaki się uśmiecha. Chcę do niego iść. Pragnę rzucić się w te silne ramiona i ukryć twarz w fałdach jego mokrej kurtki.
Park Chanyeol jest moją własną definicją wolności.
Wszystko upada, kiedy widzę mojego ojca, wychodzącego z auta. Wiem, że będzie źle. Wiem, że będzie koszmarnie, ale mimo to nie mogę powstrzymać ekscytacji. Moje serce rwie się w stronę Chanyeola, ale mogę tylko przypatrywać się temu wszystkiego z bezpiecznej odległości.
Szatyn odwraca wzrok, kiedy mój ojciec zaczyna coś mówić. Słyszę jego podniesiony głos, lecz nie jestem w stanie wyłapać słów. Opieram dłonie na szybie, patrząc jak Chanyeol kłóci się z moim własnym ojcem. Słyszę kilka przekleństw, które padają z jego ust i zamieram w oczekiwaniu na reakcję mojego rodzica. Zastanawiam się co zrobi. Wiem, że mając po swojej stronie Chanyeola jestem silniejszy od wszystkich.
Jestem pewny, że jeszcze tego dnia ucieknę. Zrzucę z ramion plecak, obejmę tors Chanyeola i odjadę. Daleko. Jak najdalej. Orientuję się, że marzę tylko o bilecie w jedną stronę. Jak najdalej, bez możliwości powrotu.
Chanyeol odjeżdża, kiedy mój ojciec wyjmuje z kieszeni telefon. Mój oddech przyśpiesza. Jestem niemal pewny, że rodzic groził Parkowi policją. Staram się wybaczyć mu to, że odjechał. Mam tylko nadzieję, że nie był to ostatni raz, kiedy go widziałem.
- Baekhyun, miałeś być w aucie.
Nadal stoję, opierając dłonie na zimnej szybie, kiedy słyszę za sobą srogi głos ojca. Odwracam się, starając się powstrzymać łzy, cisnące się do oczu.
- Przepraszam, tato.
Podnoszę teczkę i marynarkę. Spuszczam głowę w geście kapitulacji i wychodzę z pokoju, rzucając tęskne spojrzenie w stronę okna.
Nadal chcę uciec.
____________________
Na razie ciągle jestem poza domem, więc wybaczcie mi te zastoje w dodawaniu rozdziałów. Postaram się wszystko nadrobić ;)
Większość grafik, które dodaję do rozdziałów znajdziecie na moim tumblrze (link w opisie).
Miłych wakacji!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top