11. Pocałunek
W aucie czeka na mnie Kyungsoo, który zdecydował, że jednak woli wrócić ze mną. Jest naprawdę wyrozumiały, a widząc moje przygnębienie rezygnuje nawet z pożegnalnego pocałunku z Kaiem, wiedząc, że to tylko pogorszyłoby moje samopoczucie.
- Nie było go? - pyta, kiedy auto rusza, a małomówny Sehun całkowicie oddaje się jeździe.
- Był - mamroczę. Naprawdę nie mam ochoty o tym rozmawiać.
Na twarzy Kyungsoo dostrzegam troskę i współczucie, kiedy przyciąga mnie do lekkiego uścisku. O nic nie pyta. Sprawia wrażenie, jakby wszystko już zrozumiał. Tym razem nie pozwalam sobie na płacz. Nie dam Chanyeolowi tej satysfakcji. Zaczynam żałować, że kiedykolwiek go poznałem. Żałuję, że wsiadłem na jego motocykl tamtego wieczora. Zanim pojawił się w moim życiu, wszystko było dobrze. Nie miałem wtedy żadnych zmartwień.
Sehun parkuje kilka przecznic dalej, tak jak wcześniej i uprzedza nas, żebyśmy na siebie uważali. Pomimo tego, że jest mrukliwy i oziębły, wydaje się na swój sposób troskliwy. Zastanawiam się skąd Kyungsoo zna tego chłopaka.
Jako, że mój przyjaciel powiedział mamie, iż dzisiejszą noc spędza u mnie, nie mam innej opcji, niż użyczenie mu swojego pokoju. Ostrzegam go, że musimy zachowywać się cicho jak myszy pod miotłą i wpuszczam przodem przez drzwi ogrodowe. Ostrożnie przemykamy przez salon i z sercem w gardle pokonujemy schody.
Oddycham z ulgą, kiedy znajdujemy się w pokoju. Zapalam małą lampkę nocną i przelotnie spoglądam na lustro zawieszone na ścianie. Wyglądam okropnie, a moje perfekcyjne kreski przypominają sińce wokół podbitych oczu.
- Idę się umyć - mamroczę w stronę Kyungsoo i znikam za drzwiami.
Cicho pokonuję odcinek korytarza i wchodzę do pomieszczenia wyłożonego jasnymi kafelkami. Zrzucam z siebie wszystkie ubrania, a na ich widok robi mi się jeszcze bardziej przykro. Chciałem być atrakcyjny dla Chanyeola, a w efekcie stałem się po prostu śmieszny. Niepotrzebnie się starałem.
Wchodzę pod prysznic i daję się ponieść myślom, czując ciepły strumień wody, spływający po moim ciele. Nie mogę się powstrzymać przed myśleniem o blondynie, którego widziałem w ramionach Park Chanyeola. Zastanawiam się skąd się znają, ile trwa ich znajomość i czy łączy ich coś poza przyjaźnią. Myślę też o tym, czy blondyn również nazywany jest przez chłopaka "aniołem".
Szczerze mówiąc, naprawdę lubiłem to przezwisko. Czułem się w pewien sposób wyjątkowy. Rzeczywistość jednak była zupełnie inna. Nigdy nie byłem wyjątkowy. Byłem tylko którymś z kolei.
Pozwalam moim łzom mieszać się z kroplami wody. Obiecuję sobie, że to ostatni raz, kiedy płaczę. Moje serce boleśnie się ściska, ale ignoruję to. Nie mogę dać mu tej satysfakcji. Pomiędzy mną, a Parkiem istnieje gigantyczna przepaść. Pochodzimy z dwóch różnych światów i wiem, że to właśnie to sprawia, iż nigdy więcej go nie zobaczę.
Może przemknie kiedyś ulicą, podczas, gdy ja będę stał w korku. Może jego motocykl śmignie mi przed oczami, kiedy będę spacerował. Może przypadkiem spotkam go podczas zakupów.
Istnieje wiele scenariuszy, na podstawie których mogę zobaczyć go gdzieś na drugim planie. Staram się wmówić samemu sobie, że nie chcę go widzieć, choć w rzeczywistości marzę o tym, by jakiś magiczny zbieg okoliczności przywiódł nas do siebie.
Kiedy wracam do mojego pokoju Kyungsoo cicho rozmawia z Kaiem przez telefon. Ich słodkie rozmowy i to, jak nazywają siebie nawzajem uroczymi przezwiskami naprawdę sprawia, że staję się zazdrosny. Pomimo tego, że sprawiam wrażenie zimnego, bardzo chciałbym kiedyś móc nazwać kogoś "kochaniem". Wątpię jednak, że spotkam kogokolwiek, przy kim poczuję się tak jak przy nim.
- Jak się czujesz? - pyta Kyungsoo, kończąc rozmowę.
- W porządku - odpowiadam, układając się w łóżku i wlepiając spojrzenie w niebo. Na horyzoncie widać pierwsze przebłyski porannego słońca, a na staram się pocieszyć myślą o nowym dniu.
Zasypiam myśląc o tym, dlaczego nie mogłem być w ramionach Chanyeola zamiast nieznajomego blondyna.
***
Weekend spędzam ucząc się i grając. Tylko nauka jest w stanie oderwać moje myśli od nielegalnych wyścigów, motocyklów oraz szatyna, który zabrał mi serce i dotąd go nie oddał.
W poniedziałek zostaję dłużej w bibliotece. Wszystko w moim pokoju kojarzy mi się z Chanyeolem, więc chcę uniknąć przebywania tam. Wracam do domu dość późno, lecz tłumaczę rodzicom, że koniecznie musiałem pouczyć się w szkolnym zaciszu. Wiedzą, że nie kłamię. Nie umiem kłamać. Dlatego też nie mogę dłużej okłamywać samego siebie sądząc, że nie jestem zakochany.
Wtorek i środa upływają mi na dodatkowych zajęciach gry, od których bolą mnie palce. Wiolonczela jest jednak jedyną rzeczą, która nie kojarzy mi się z Chanyeolem. Grając, czuję, że robię coś, w czym jestem dobry.
Czwartek jest dniem, przepełnionym mimowolnym oczekiwaniem. Podświadomie czekam na piątek, choć wiem, że nic i tak się nie wydarzy. Nie usłyszę dźwięku motocyklowego silnika pod moim oknem, nie zobaczę tego figlarnego uśmiechu i nie zatracę się w jego spojrzeniu. Kładąc się spać, wyobrażam sobie jak cudownie byłoby spotkać Chanyeola chociaż raz.
W piątek rano staram się oszukać samego siebie, że niczego nie oczekuję. Kwaśny humor nie opuszcza mnie od tygodnia, więc już dawno przestałem oczekiwać jakiejkolwiek poprawy.
Wstaję, wsuwając na nogi kapcie i otwieram okno balkonowe. Poranne powietrze przepełnione jest dziwną wonią spalin, która mimo wszystko kojarzy mi się tylko z jedną osobą. Ciekawość bierze nade mną górę i nie mogę się powstrzymać przed podejściem do barierki.
Opieram się na niej całą powierzchnią ciała, spoglądam w dół i zastanawiam się czy nadal śnię.
Stoi tam tak jak kilka dni wcześniej. Uśmiecha się kącikiem ust, a promienie słońca mienią się w jego roztrzepanych włosach. Ma na sobie kurtkę, którą wystarczająco dobrze pamiętam i te typowe, wysłużone trampki. Kiedy nasze spojrzenia się spotykają, on uśmiecha się szerzej, a ja doskonale rozumiem, dlaczego tak bardzo oszalałem na jego punkcie.
Jest idealny w swojej złej naturze.
- Cześć! - woła.
Cofam się. Dociera do mnie to, że naprawdę mnie zranił. Oszukał mnie. Wiem, że nie zasługuje na moje towarzystwo, ani na to, abym odpowiedział mu na jego głupie przywitanie. Chcę żeby po prostu zniknął.
Wychodzę z balkonu, z nadzieją, że odjedzie. Nie chcę mieć dłużej mętliku w głowie. Powoli dochodziłem do siebie, a kiedy już zmierzam w dobrą stronę, on niespodziewanie pojawia się pod moim balkonem. Mimo wszystko postanawiam udawać, że wcale go tam nie ma. Biorę prysznic, nucąc pod nosem, później niechętnie zjadam porcję musli, aby następnie wrócić do pokoju i założyć na siebie mundurek. Gdy zapinam koszulę słyszę, że Chanyeol nadal jest na podjeździe. Słyszę jak specjalnie dodaje gazu, a ryk silnika burzy spokój cichego osiedla.
Dupek.
Z furią nakładam na ramiona plecak i zbiegam po schodach. Kiedy wychodzę z domu mam nieodparte wrażenie, że powinienem po prostu wsiąść na jego motocykl i pozwolić mu zabrać mnie na przejażdżkę.
- W końcu zszedłeś - mówi, gasząc silnik.
Rzucam mu wściekłe spojrzenie, choć z początku chciałem udawać obojętnego.
- Miałem cichą nadzieję na to, że kiedy zejdę, ciebie już nie będzie - prycham kąśliwie, poprawiając kołnierzyk koszuli. Nie mogę dać mu satysfakcji i pokazać, że przez poprzednie dwa tygodnie umierałem z tęsknoty.
- Dlaczego? - wbrew moim oczekiwaniom wydaje się naprawdę urażony. - Przecież piątki miały być nasze, aniele.
Zagryzam wargi. Nie chcę tego słuchać. Nie chcę słuchać kolejnego kłamliwego "aniele". Zaciskam dłonie w pięści i wiem, że powinienem być już w drodze do szkoły. Jeżeli spóźnię się przez wizytę Chanyeola, będę miał kolejny powód, żeby go nienawidzić.
- Szkoda, że zapomniałeś o tym w poprzedni piątek.
Moje słowa trafiają w samo sedno. Milcząc, oczekuję wyjaśnień. Chcę wierzyć w to, że pomyliłem Chanyeola z kimś innym i to wcale nie on trzymał w ramionach tamtego niskiego blondyna. Chcę wierzyć, że chłopak dalej w jakimś małym stopniu jest mój. Mimo wszystko nie chcę, żeby mnie opuszczał. Nie wyobrażam sobie mojej codzienności bez niego.
- Aniele - podnosi wzrok. - Przepraszam, ja...
- Nie odzywaj się - przerywam mu. Teraz już wiem, że nie mam na co liczyć. Moje nadzieje legły w gruzach.
- Baekhyun, niczego nie rozumiesz - kręci przecząco głową, jakby chciał zaprzeczyć temu, co oboje wiemy. - To było konieczne. Musiałem się ścigać.
- Obściskiwanie się przed wyścigiem też było konieczne?! - wybucham. Nie jestem w stanie kontrolować płonącego we mnie ognia. Kierują mną emocje. - Widziałem cię, Park. Widziałem cię z nim. Robienie mi nadziei naprawdę było dla ciebie taką świetną zabawą?
- Baekhyun...
- Nawet nie chcę słuchać tego, co masz na swoją obronę. Od początku byłeś dla mnie tylko dupkiem, a kiedy zacząłem wierzyć w to, że jesteś inny, zobaczyłem cię i tego blondyna. Wbrew pozorom to nie to tak bardzo mnie zraniło. Boli mnie to, że traktowałeś go dokładnie tak samo jak mnie.
- Nigdy cię nie pocałowałem, Baek - mówi, a jego słowa są jak grot włóczni wbity prosto w serce. Nie wiem co chciał osiągnąć tą wypowiedzią, ale jeżeli chciał jeszcze bardziej mnie zranić, udało mu się.
Być może właśnie w tym tkwił problem. Obydwoje inaczej wyobrażaliśmy sobie tę relację. Dla niego byłem tylko chłopakiem, jeżdżącym z nim motocyklem, podczas, gdy ja wyobrażałem go sobie jako osobę, która naznaczy moje serce znamieniem pierwszej miłości. Zauroczenie szybko przemieniło się w coś, czego nie byłem w stanie kontrolować.
- Och - potrzebuję chwili, by powstrzymać łzy. - W-więc to o to właśnie chodzi? Tak naprawdę t-ty nigdy nie patrzyłeś na mnie w ten s-sposób?
Mój głos łamie się z każdym słowem. Okrutna prawda w końcu do mnie dociera, a ja muszę ją jakoś przyswoić, choć czuję się jak największy głupek na tej planecie. Zbyt dużo sobie wyobrażałem, a Park Chanyeol dał mi zbyt duże pole do wyobrażeń.
- Nie, nigdy nie patrzyłem na ciebie w ten sposób - potakuje Chanyeol, choć w jego głosie nie słychać nawet cienia skruchy. - Lu jest tylko osobą z przeszłości. Nie mam pojęcia jak mnie widziałeś, ale...
- Byłem na wyścigach - przerywam mu. - Specjalnie dla ciebie wymknąłem się z domu i poszedłem tam, licząc na to, że chociaż przeprosisz za niedotrzymanie obietnicy. Wiesz, jak bardzo oszukany się wtedy czułem? Co on ma czego ja nie mam?
Nie kontroluję łez, które powoli wypływają spod moich powiek.
- Aniele, nawet nie próbuj się z nim porównywać - mówi powoli, a każde jego słowo rani. - Tamtego wieczora trochę wypiłem. Potrzebowałem tego. A Luhan był tam przypadkiem. Wiem, że nie jestem bez winy. Nie powinienem go całować, ale uwierz, nie chciałem cię w taki sposób ranić. Nie traktuję cię tak jak jego, bo on... on jest inny. Gdybym chciał go mieć, po prostu podszedłbym do niego i go posiadł, ale jeśli chodzi o ciebie - urwał. Jego wzrok spoczął na moich drżących wargach. - Uprawianie z nim seksu nie ma dla nie żadnej wartości, ale twój jeden dotyk jest warty więcej niż cały Luhan. Nie kocham go. Nie kochałem i nigdy nie pokocham za to co zrobił mi i moim bliskim. I chyba to właśnie najbardziej odróżnia cię od niego.
Stoję w bezruchu. Nie rozumiem słów, wypowiadanych przez Chanyeola. Nie rozumiem dlaczego porównuje mnie z blondynem i dlaczego moje policzki płoną.
- Więc... nic was nie łączy? - pytam powoli.
- Jedyne co nas łączy to nienawiść i okazyjny seks - mówi z zażenowaniem. Sprawia wrażenie zawstydzonego własnymi czynami.
- Obiecałeś, że piątki będą nasze - powtarzam znów.
- I będą - mówi, łapiąc mnie za dłoń. - Każdy dzień będzie nasz, bo nie pozwolę, abyś dłużej wątpił w moje uczucia, aniele.
Podnosi moją dłoń do ust i delikatnie całuje opuszki. Przez moje ciało przechodzi przyjemny dreszcz.
- Ja... - zaczynam, czując w gardle olbrzymią gulę strachu. - Nie wiem, czy powinienem ci ufać. Zranisz mnie.
- Jak mógłbym zranić osobę, w której staję się zakochany jak wariat? - odpowiada, podnosząc głos.
Zakochany? Park Chanyeol zakochany?
Wstaje z motocyklu i pochodzi do mnie. Im bliżej jest, tym bardziej ja cofam się do tyłu, by ostatecznie wpaść plecami na ogrodzenie. Jego duże dłonie łapią moje nadgarstki, a ja nawet nie próbuję się wyrywać. Chcę by mnie pocałował. Teraz.
- Aniele, może to naprawdę wyda ci się bezsensowne, ale już na samym początku wiedziałem, że jestem na dobrej drodze, aby się w tobie zakochać - szepcze.
Podnoszę wzrok.
- A tamten chłopak?
- Mam wyrzuty sumienia przez to, że nas widziałeś i obiecuję, że z nim skończę. Teraz, kiedy wiem, że ci na mnie zależy, mam zamiar być tylko twój, aniele.
- Wcale mi na tobie nie zależy, głupi - prycham, przypominając sobie o tym, by nie dać mu żadnej satysfakcji.
Jego dłoń miękko układa się na moim policzku, a ja wstrzymuję oddech. Jego dotyk jest taki ciepły i przyjemny, że mam ochotę poprosić, aby dotykał mnie częściej. Przysuwa się bliżej i nachyla tak, że nasze twarze oddzielają jedynie centymerty. Nigdy się nie całowałem, więc nie mam pojęcia jakie to uczucie. Przepełniają mnie obawy i nieopisana ekscytacja.
- Nie umiesz kłamać, aniele - szepcze, a jego kciuk przejeżdża po mojej dolnej wardze.
Czuję jego wzrok na swoich ustach, a motyle w moim brzuchu trzepoczą skrzydłami bardziej niż wcześniej. Przymykam oczy, przysuwam się odrobinę bliżej i pozwalam naszym ustom spotkać się w powolnym pocałunku. Nigdy nie sądziłem, że przy kontakcie naszych warg będą towarzyszyć mi tak silne odczucia.
Drżę, czując jak Chanyeol ostrożnie układa drugą dłoń na moim biodrze. Robi wszystko powoli i spokojnie, dając mi czas do zaznajomienia się z sytuacją. Ta chwila naprawdę jest magiczna. Zapominam o szkole, czekających mnie zajęciach gry i tajemniczym blondynie, którego widziałem tamtego wieczoru w objęcia Chanyeola. Teraz wiem, że to ja jestem tą osobą, którą Park naprawdę chciał pocałować.
Unoszę drżące dłonie i układam je na klatce piersiowej motocyklisty. Czuję szybkie bicie jego serca i uświadamiam sobie, że teraz jestem o wiele bardziej zakochany niż wcześniej.
_____________________________
Nie wyrabiam z tymi rozdziałami, ale dobra, yolo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top