7. Szklana noc
Ostatnie wyznanie uchodzi ze mnie wraz z cichym westchnieniem ulgi. Powiedziałem to. W końcu. Teraz wszystko może być albo łatwiejsze, albo bardziej skomplikowane - zależy od Baekhyuna i jego reakcji.
- Chanyeol... - szepcze, kręcąc przecząco głową. - Ja...
Nie kończy. Wstaje i bierze pusty kubek w dłonie. Chwieje się na nogach idąc w moją stronę i wymija mnie, kierując się w kierunku zlewu.
- Będziesz teraz zmywał? - pytam zaskoczony, unosząc brew.
Zerka na mnie spojrzeniem pozbawionym wyrazu, po czym jego wzrok gwałtownie spada na moje ręce skrzyżowane na klatce piersiowej.
- Pamiętasz, co kiedyś powiedziałeś? - pyta, a na jego ustach błąka się delikatny, rozmarzony uśmiech. - O moich dłoniach.
- Hm? To, że są stworzone do sztuki i muzyki? Do samych pięknych rzeczy. Nie do pracy - mówię, orientując się, że pamiętam chyba każdą kwestię, którą kiedykolwiek do niego skierowałem. Idąc za tymi słowami przejmuję z jego dłoni kubek i samodzielnie płuczę go pod bieżącą wodą.
- Myliłeś się wtedy.
- Hm? - patrzę na niego przez ramię.
- Moje dłonie nie są takie niewinne. Spaliły list od ciebie.
Uśmiecham się smutno i wycieram ręce kuchenną ścierką. Baekhyun opiera się lodówkę ze wzrokiem wbitym w podłogę, a jego zapadnięte policzki pokrywają się różem. Zawstydził się czy może w kuchni nagle stało się zbyt gorąco?
- Miałeś do tego prawo - mówię, patrząc, jak stoi z rękoma niewinnie splecionymi za plecami. Teoretycznie wydoroślał, ale w rzeczywistości to nadal ten sam dzieciak.
- Skomplikowałem to wszystko.
- To i tak jest skomplikowane - odpowiadam mu i idąc za głosem swoich pragnień powoli zbliżam się do niego, by delikatnie ułożyć dłonie na jego rozpalonych policzkach.
Jest zszokowany, lecz nie stawia oporu, gdy odciskam na jego ustach lekki pocałunek, dzięki któremu znów mam nadzieję na to, że wszystko skończy się dobrze. Patrzy mi w oczy tak intensywnie, jakby szukał w nich odpowiedzi na wszystkie wątpliwości, a później, najwyraźniej tknięty jakąś nagłą myślą, bez zawahania wpija się w moje usta i inicjuje jeden z tych pocałunków, za którymi szalałem. I nadal szaleję.
To wszystko wymyka nam się spod kontroli. Czuję, że pewna część Baekhyuna chce mnie odepchnąć i wyjść, aby nie komplikować naszej sytuacji jeszcze bardziej, ale wiem, że nigdy nie wybaczę sobie, jeśli to przerwę. Moje dłonie doskonale wpasowują się w delikatne wgłębienia po bokach jego torsu, podczas, gdy on obejmuje moją szyję i wiem, że to jedyne ograniczenie, z którego nigdy nie będę chciał się uwolnić.
- Aniele - szepczę z cichym chichotem, gdy Baekhyun lubieżnie przygryza moją wargę.
- Nic nie mów - odpowiada ostrym syknięciem. - Zróbmy to dopóki...
Nie kończy. Mam ochotę zapytać "Dopóki co?", ale nie chcę psuć tego momentu i tylko mocniej obejmuję jego tors, unosząc go nad ziemią. Jest zaskakująco lekki i niosąc go do mojej prowizorycznej sypialni nie mogę pozbyć się wrażenia, że lada chwila rozsypie mi się w ramionach.
Wpadamy na półotwarte drzwi, nim w końcu układam go na turystycznym materacu, z którego w ciągu poprzedniej nocy najwyraźniej lekko zeszło powietrze. Nie ma opcji, abym pieprzył go w sypialni Sehuna. Niepisana bratnia zasada zabrania nam takich ekscesów.
- Nawet nie mam, kurwa, normalnego łóżka - mówię ze śmiechem, patrząc w jego dziwnie rozszerzone źrenice. - Wybacz.
- To nic - w pośpiechu sięga do mojej koszuli i przez parę chwil jego drżące palce tańczą wokół białych guziczków, nim ze zniecierpliwionym westchnieniem ściąga mi ją przez głowę.
Patrzy na mnie, jakby widział mnie po raz pierwszy.
- Coś się zmieniło? - pytam z lekkim uśmiechem.
Baekhyun również się uśmiecha, a jego dłoń powoli przesuwa się w dół mojej klatki piersiowej.
- Nic. I właśnie o to chodzi.
Pozwalam mu przez dłuższą chwilę po prostu mi się przypatrywać, po czym powoli zaczynam rozpinać guziki jego koszuli. Każdy nowo odkryty kawałek ciała naznaczam pocałunkiem i dochodzę przy tym do zaskakującego wniosku - choć moje ciało rzekomo pozostało takie same, ciało Baekhyuna stało się tylko bladym szkieletem oblanym zbyt mocnymi perfumami.
- Nie patrz na mnie - prosi szeptem.
- Nadal jesteś piękny.
Jego usta krzywią się niespodziewanie, gdy go całuję.
- Nie okłamujmy się - wzdycha z nutą goryczy w głosie. - Ostatnio stałem się zwykłym wrakiem.
- W moich oczach nadal jesteś...
- Przestań - przerywa mi. - Po prostu przejdźmy do rzeczy, bo zwariuję.
Kochamy się więc w ciszy.
***
Baekhyun zasypia pierwszy, z głową niewinnie ułożoną na moim torsie tak, jak zawsze miał w zwyczaju. Ja tymczasem nie mogę zmrużyć oka. Podświadomie boję się, że gdy zasnę to wszystko okaże się tylko bajecznym snem. Obawiam się, iż po obudzeniu nie będzie tu ani Baekhyuna ani żadnych najmniejszych śladów jego obecności.
Brunet śpi tak mocnym snem, że nawet nie czuje, gdy układam jego głowę na poduszce i szczelnie przykrywam go kołdrą, samemu kierując się w stronę salonu. Otwieram okno, puszczając do pomieszczenia lodowaty, nocny wiatr i odpalam papierosa, który teraz smakuje jakoś inaczej. Opieram się o parapet i wsłuchuję w ciszę, zastanawiając się, co teraz z nami będzie. Baekhyun zostanie ze mną na zawsze? Damy sobie drugą szansę i naprawimy to wszystko? Zaręczyny bruneta zostaną zerwane? Zakończy karierę, czy nadal będzie robił to, co rzekomo czyni go szczęśliwym?
Przyzna się do mnie?
Czy światowej sławy wiolonczelista - muzyk, kompozytor, artysta na ogromną skalę - przyzna się do bycia z kimś takim jak ja - kryminalistą po odsiadce, pracownikiem robót budowlanych bez żadnych aspiracji?
Nagle to wszystko wydaje mi się takie pogmatwane. Dlaczego nie moglibyśmy po prostu olać wszystkich i zaszyć się w moim pokoju na zawsze? Całymi dniami jeździlibyśmy na plażę, kochali się w szeleszczącej pościeli, brali długie kąpiele i non stop patrzylibyśmy sobie w oczy przy każdej okazji. Świat wystarczająco skomplikował naszą historię. Moglibyśmy nadać jej nowy ciąg - dalszy, nowy sens i tym samym nowy finał. Mógłbym znów pokazać mu, że jestem gotów wziąć na siebie ciężar tego wszystkiego - jego problemy, lęki, wyzwania. W zamian chciałbym tylko otrzymać poczucie bycia potrzebnym.
Gdy wracam Baekhyun nadal śpi. Mamrocze coś gorączkowo przez sen, ale milknie, gdy kładę się obok i wtulam go w siebie.
- Nadal możemy mieć wszystko, o czym marzyliśmy, Baekhyun - szepczę, gładząc jego włosy. Wiem, że mnie nie słyszy i właśnie ten fakt czyni to takim łatwym. - Tak bardzo cię potrzebuję. Mój Aniele... nie uwierzyłbyś co przeżyłem, gdy cię tu nie było. Nie uwierzyłbyś jak blisko byłem końca.
Zasypiam z ustami tuż przy jego czole, czując na nagiej klatce piersiowej jego ciepły oddech. Proszę w myślach, aby ta noc nigdy się nie kończyła i w moim śnie ja i Baekhyun leżymy w swoich objęciach przez całą wieczność.
***
Budzi mnie niewygodne uczucie pustki. Przesuwam dłonią po fakturze materaca i z przerażeniem uświadamiam sobie, że Baekhyuna nie ma obok. W jednej chwili zrywam się z posłania tak gwałtownie, aż kręci mi się w głowie i potykając się o własne nogi ruszam do salonu.
Baekhyun stoi przy lustrze i w zamyśleniu wiąże krawat. Jest ubrany we wczorajszy garnitur, ma ułożone włosy i zupełnie nie wygląda, jakby spędził zeszłą noc z fatalnie utraconą miłością.
- Gdy spałeś wziąłem prysznic i doprowadziłem się do porządku - mówi lakonicznie, nie odrywając wzroku od swojego odbicia.
- Mogłeś mnie obudzić - mówię, podchodząc do niego. Nadal mam na sobie tylko bieliznę, ale nie czuję skrępowania.
- Nie było potrzeby - ucina.
Czuję dzielący nas nagle dystans i nie mam pojęcia, co powinienem w tej sytuacji zrobić. Najchętniej przygarnąłbym go siebie i mocno pocałował, ale wiem, że spotkałoby się to ze stanowczym protestem z jego strony.
- Coś się stało? - pytam stając obok niego.
- Nic - wzrusza ramionami i kończy wiązać krawat. - Muszę już wyjść, więc wybacz pośpiech, ale...
- Baekhyun.
Pod wpływem mojego głosu cały kuli się w sobie. Patrzy na mnie jak zaszczute zwierzę i aż mam wyrzuty sumienia, że odezwałem się do niego gwałtowniej, niż zamierzałem.
- Porozmawiajmy - mówię prawie szeptem, ostrożnie biorąc jego dłoń w swoją. - Proszę.
Nie mam pojęcia, co się z nim stało. Zmienił zdanie? Uznał, że to wszystko było tylko niepotrzebną szopką? Zaczął żałować tej nocy?
- Nie mamy o czym, Chanyeol - mówi ostro, unikając mojego spojrzenia.
- Och, oczywiście, że mamy - odpowiadam i choć tego nie chcę, mocniej ściskam jego drobną dłoń.
- To boli - mruczy pod nosem.
- Nie puszczę cię stąd - mówię stanowczo, biorąc jego podbródek w drugą dłoń i nakazując mu na mnie spojrzeć. - Nie, Baekhyun. Nie popełnię tego błędu drugi raz. Nie pozwolę ci odejść.
Jednym gestem uwalnia się z zasięgu moich rąk i bez cienia wahania kieruje się ku drzwiom.
- Nie potrzebuję już twojego pozwolenia. Od tylu lat żyliśmy osobno i....
- Ja nie mógłbym tego nazwać życiem - przerywam mu. - A ty znów chcesz mi odebrać to wszystko, na czym mi zależy.
- Nie przedłużajmy tego.
- Proszę, zostań chociaż na głupie śniadanie - wbrew sobie przybieram desperacki ton głosu.
- Nie mam czasu na ciąg dalszy, Chanyeol.
- Co się nagle stało? - wybucham i nieco zbyt brutalnym szarpnięciem przyciągam go do siebie. Odzwyczaiłem się już najwyraźniej od delikatności. - Wczoraj się tym wszystkim nie martwiłeś. Powiedz mi, kurwa, co zmieniło się w tobie od wczorajszego wieczora?
Zaciska zęby i patrzy mi w oczy z przeraźliwie chłodną obojętnością.
- Mam być szczery?
- Niczego więcej nie pragnę.
- Zupełnie szczery?
Kiwam głową i przypieram go do ściany, zmniejszając dzielący nas dystans.
- Mów, Baekhyun.
Wygląda na zakłopotanego, aż w końcu parska krótkim ironicznym śmiechem.
- Wyobraź sobie, że byłem wtedy zwyczajnie naćpany.
Nawet w najśmielszych oczekiwaniach nie byłem w stanie przewidzieć takiej odpowiedzi. Stoję nad nim zupełnie zbity z tropu i nawet nie mogę tego wszystkiego przyswoić. Nie dociera do mnie sens jego odpowiedzi.
- Nie mówisz poważnie - odpowiadam lodowatym głosem.
- Zresztą, nie muszę ci się tłumaczyć.
- I chcesz to tak zakończyć? Ta noc nic dla ciebie nie znaczyła?
- Muszę iść.
- Nie - zatrzymuję go w miejscu znów używając nieco więcej siły, niż to konieczne. - Spójrz mi w oczy i powiedz, że ta noc nie miała dla ciebie żadnej wartości.
Waha się, ale w końcu konfrontuje ze mną spojrzenie. Szklą mu się oczy.
- Czekałem na tę noc tak cholernie długo, choć wolałem już sobie odpuścić. Była dla mnie ważna, jak cholera. Zadowolony?
Coś we mnie pęka i czuję, że mi również łzawią oczy. Opieram czoło na jego czole i przez chwilę mam wrażenie, że lada moment łzy ulgi naprawdę popłyną mi po policzkach.
- I chcesz to tak zakończyć? Chcesz finału w takim momencie?
- Nie - szepcze cicho. - Ale nie mam innego wyboru.
- Masz, Baekhyun. Uwierz, naprawdę masz wybór.
- Nie masz pojęcia jak to wygląda z mojej perspektywy - kręci głową, chichocząc bez cienia radości.
- Daj mi się zaprosić na głupią kawę. Kurwa, cokolwiek.
- Okej.
Jego odpowiedź jest tak niespodziewana, że przez dłuższą chwilę nawet nie mogę zebrać myśli. Mam wrażenie, że poszło za łatwo, że on tylko próbuje mnie zbyć.
- Poważnie? - pytam, patrząc mu w oczy.
- Masz rację. Rozegramy to na spokojnie - ulega w końcu i z cieniem zażenowania spuszcza wzrok. - Niech będzie kawa.
- Dziś?
- Nie - zaprzecza szybko. - Nie, nie dziś.
- Więc kiedy? - dociekam, ciągle zaciskając dłoń na jego dłoni. Nawet nie wiem, w którym momencie stałem się takim desperatem.
- Dam ci znać - wywraca oczami. - Muszę przemyśleć parę kwestii, przespać się z tym. Sam wiesz, o co chodzi. A teraz muszę lecieć.
Nim nadążam zareagować wymyka się pod moim ramieniem i mknie ku drzwiom. W ostatniej chwili chwytam go za kant marynarki i powstrzymuję przed naciśnięciem klamki.
- Obiecujesz, że się odezwiesz? - pytam z morderczą powagą w głosie.
Wzdycha i wygląda, jakby naprawdę chciał już wyjść.
- Tak, Chanyeol. Obiecuję.
Puszczam go, a on bez słowa pożegnania opuszcza mieszkanie. Pustka stopniowo zaczyna mnie przytłaczać, aż w końcu desperacka chęć zobaczenia go po raz ostatni popycha mnie w stronę okna w salonie, z którego mam idealny widok na podjazd i parking przed blokiem. Obserwuję, jak po kilku minutach Baekhyun wychodzi z klatki i biegiem zmierza w kierunku postoju taksówek po drugiej stronie ulicy. Pada deszcz, on trzyma nad głową skórzaną teczkę. Gdy znika w tłumie przechodniów orientuję się, że nie mam jego numeru telefonu, ani niczego, dzięki czemu mógłbym się z nim skontaktować. Czuję się, jak szansa po raz kolejny oddaliła się o lata świetlne.
________________________
Jeśli moje książki mają mieć jakieś przeznaczenie, to właśnie takie, aby umilać wam koronawirusową nudę.
Trzymajcie się ciepło w domkach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top