6. Nekrolog

Słowa Sehuna przemawiają mi do rozsądku i długo nie mogę oswoić się z faktem, że młodszy miał rację. Jestem identyczny jak osoba, przed którą chciałem chronić rodzinę. Teraz również muszę stanąć w obronie najbliższych i obronić ich przed samym sobą, a wobec tego zmienić się na lepsze, właśnie dla nich. Obiecuję Sehunowi, że wezmę się za siebie i już nigdy w życiu nie będzie musiał się martwić o mój stan. Odstawiam alkohol z dnia na dzień i nawet za nim nie tęsknie, bo oto pojawia się moja nowa motywacja - praca nad samym sobą dla dobra mojej rodziny. Baekhyun może odejść, ale oni przy mnie zostaną - tego jestem pewien.

Jest słoneczna sobota, gdy Sehun zaprasza mnie do swojego mieszkania na grilla i piwo. Spędzamy czas na jego tarasie, grillując burgery i rozmawiając, aż w końcu siadamy na wiklinowych fotelach, wspominając stare czasy.

- Bałem się, że będziesz taki, jak on - wyznaje Sehun, gdy temat schodzi na naszego ojczyma. - Kiedy widziałem, jak każdego dnia się upijasz, naprawdę byłem pewien, że skończysz tak samo, a wtedy ja będę musiał bronić matki przed tobą.

- Przemyślałem to wszystko i sam wiesz... Pogubiłem się - przyznaję ze skruchą i, cholera, jest mi naprawdę głupio.

- Wiem, stary - mówi, poklepując mnie po ramieniu i nagle wstaje. - Chodź. Mam coś dla ciebie.

Nie nastawiam się na wiele, ale ochoczo wstaję i idę za Sehunem. Wychodzimy z jego mieszkania i zjeżdżamy windą do podziemnego garażu, cuchnącego wilgocią i zapachem piwnicy. W kącie, tuż obok jego zaparkowanego auta stoi pokaźnych rozmiarów sprzęt, którego kontury zlewają się w jedno pod czarną plandeką, którą jest przykryty. Początkowo nawet się nie spodziewam, co przygotował dla mnie Sehun.

- Pracowałem nad nim odkąd poszedłeś siedzieć - mówi z dumą. - Dbałem o niego jak o własny, naprawdę. Miałem w planach jeszcze trochę go podrasować, ale sam oceń.

Podnosi szeleszcząca plandekę i moim oczom ukazuje się mój dawno zapomniany, stary motocykl, z którym niegdyś się nie rozstawałem. Moja Honda 750. Patrzę na nią jak oczarowany, podchodzę, dotykam dłońmi faktury kierownicy i przypominam sobie wszystkie drogi, jakie pokonałem tym motocyklem.

- Kurwa, Sehun.

- Podoba ci się? - Mój przyrodni brat uśmiecha się.

Nagle mam wrażenie, że to wszystko wróciło. Mój motocykl stoi przede mną tak samo lekko zakurzony i gotowy do jazdy, jak kiedyś. Robi mi się ciepło na sercu, gdy uświadamiam sobie, że choć w małym stopniu mogę wrócić do starych czasów, że coś jednak pozostało w moim życiu niezmienne i oczekiwało na mój powrót przez cały te wszystkie, najcięższe dni.

- I jak? - pyta Sehun z nieskrywanym entuzjazmem.

- Jeszcze pytasz? - odpowiadam, nie odrywając wzroku od pojazdu, który szczerze kocham.

- No dalej. - Brat patrzy na mnie przekornie i rzuca mi kluczyki, które łapię w locie. - Wiem, że chcesz.

Nie musi powtarzać drugi raz. Siadam, wsuwam kluczyki do stacyjki i wsłuchuję się w znajomy ryk. Teraz wiem, że wszystko jest w porządku.

***

Pierwszym miejscem, do którego się udaję, jest plaża. Gdy dojeżdżam jest wieczór i chłód pustych ulic chłosta moje policzki. Szybkość i poczucie wiatru we włosach są jak miód na moje serce. Po zaparkowaniu w stałym miejscu, bez problemu odnajduję dziurę w siatce i przechadzam się, czując pod podeszwami butów sypki piasek. To miejsce nadal jest takie samo. Słona woda odbija barwę fioletowego nieba, skrzek mew współgra z szumem fal, i gdybym chciał, mógłbym bez komplikacji wyobrazić sobie, że tuż obok Byun Baekhyun leży okryty moją flanelową koszulą w kratę i beztrosko nuci pod nosem.

Wracam do miasta w iście nostalgicznym nastroju, choć mimo wszystko czuję się trochę spokojniejszy. Byun Baekhyun ruszył dalej. Nie mam już prawa nazywać go Aniołem, ani zabierać na plażę, ale nadal mogę robić to sam - nazywać go Aniołem w myślach i samotnie jeździć nad morze. Mogę sam zapalić papierosa w moim łóżku, sam wziąć kąpiel wiosennego poranka po zjedzeniu placków jogurtowych i samotnie udać się do klubu z bilardem. Nie będzie mnie to cieszyło w ten sam sposób, ale utwierdzę się w przekonaniu, że to wszystko nadal jest realne. Bar nadal jest otwarty, plaża nadal pusta.

Mogę też sam pojechać pod dom Byun Baekhyuna. Tak o, dla zasady. Stała trasa, od chwili, gdy odwiozłem go po raz pierwszy, nadal jest aktualna w mojej pamięci. Zatrzymuję motocykl z dala od jego balkonu i patrzę w ciemne okna. Ogród wydaje się dziwnie pożółkły i zaniedbany, a na bramie wisi kartka, która wyjątkowo mnie ciekawi.

Nawet nie zdaję sobie sprawy, jak wiele zmieni ten niepozorny prostokąt bieli na tle pordzewiałej bramy - ten jeden, beznadziejnie depresyjny nekrolog. 

Wracam do domu dziwnie przygnębiony, jakby ta tragedia dotyczyła mnie w jakiejś większej mierze. Przez całą drogę powrotną nie mogę uciszyć nachalnych myśli i mam wrażenie, że zaraz zwariuję.

On wcale nie mówił poważnie - wmawiam sobie w myślach, choć nie chcę dalej żyć złudzeniami. - Najwyraźniej już wtedy był świadomy nadchodzącej katastrofy. Być może nie wiedział jak zareagować, chciał w jakiś sposób pozbyć się nadmiaru emocji. A ja o niczym nie wiedziałem. Nie podałem mu pomocnej dłoni, nie wtuliłem go w swoje ramiona, aby pozwolić mu się wypłakać. Po prostu zostawiłem go tam, przekonany, że jego słowa są szczere. Nie były szczere. Kto wie, co sobie wtedy myślał? Kto wie, co może sobie myśleć człowiek, świadomy tak okrutnej straty.

Przywołuję w pamięci napis na niepozornej kartce.

NEKROLOG

BYUN GEUNHYE

1972 - 2019

Po ciężkiej walce z chorobą powiększyła grono aniołów. Okoliczności pogrzebowe odbędą się dnia 28 kwietnia o godzinie 11;00 w mauzoleum rodziny Byun


Wiem, że pojawienie się na pogrzebie matki mojego byłego chłopaka jest błędem, ale i tak dwudziestego ósmego ubieram garnitur, pożyczam auto Sehuna i jadę pod mauzoleum. Czuję się, jakby w moim wnętrzu niespokojnie tykała bomba, która w każdej chwili jest gotowa do detonacji. Świadomość tego, jak destrukcyjny jestem dla samego siebie, siedząc w aucie przy akompaniamencie spadających na szyby kropel deszczu w trakcie pogrzebu matki Baekhyuna sprawia, że znów staję się swoim własnym wrogiem. Mógłbym stąd odjechać, zapomnieć, zacząć coś nowego, ale nie potrafię, bo wszystko, co dotychczas robiłem, miało na celu desperackie zatrzymanie tamtych lat.

Nie odważam się wysiąść z auta, dopóki uroczystość pogrzebowa nie dobiega końca. Mówię sobie, że pójdę tam niezauważony, złożę bukiet kalii i przeproszę w myślach panią Byun, że nigdy nie byłem w stanie zająć się jej synem tak, jak powinienem, że naraziłem się na jej gniew i że w jej oczach nigdy nie zdążyłem stać się osobą godną Baekhyuna.

Deszcz spada na moje ramiona, gdy zmierzam żwirową ścieżką w kierunku małego, gotyckiego budynku w kolorze kości słoniowej. Uczestnicy pogrzebu zostawili po sobie ślady obuwia odciśnięte na mokrym piasku, liczne kwiaty i zapach żałoby, która udziela mi się, gdy przekraczam próg mauzoleum, mijając wrzeźbione w ściany urny dziadków i pradziadków Baekhyuna. Mógłbym się czuć jak członek rodziny, odwiedzający cmentarz przodków, ale tymczasem czuję się jak intruz w obcym miejscu.

Urna matki Baekhyuna jest najświeższa i otoczona największą ilością kwiatów. Zdjęcie kobiety, którą widziałem jedynie kilka razy w życiu, wisi na ścianie w prostej, białej ramce. Na tej fotografii pani Byun uśmiecha się w stronę obiektywu tak promiennie, jakby nigdy w całym swoim życiu nie poczuła bólu. W jednej chwili czuję olbrzymi żal, że umarła tak wcześnie.

Układam kwiaty przy innych bukietach i w ciszy recytuję w myślach jakąś wymyśloną modlitwę do jakiegokolwiek boga, z którym pani Byun mogła się spotkać po drugiej stronie. Jestem tym wszystkim tak pochłonięty, że cichy szmer, który słyszę za plecami, niemal doprowadza mnie do zawału.

- Lubiła kalie - odzywa się jakiś zachrypnięty głos z ciemności.

Odwracam się gwałtownie i zauważam w półmroku smukłą sylwetkę mężczyzny z garniturze, którego nie mógłbym z nikim pomylić. 

Baekhyun.

Zamieram w miejscu, gdy podchodzi bliżej i zatrzymuje się w plamie światła padającej zza witrażowych okien pod sufitem. Ma mokre od deszczu włosy, czerwone, spuchnięte oczy i wygląda jakby było mu już wszystko jedno. Nie patrzy na mnie - jego spojrzenie utkwione jest w zdjęciu matki.

- Twierdziła, że jak na kwiaty pogrzebowe są dość klasyczne i stylowe. Lubiła klasykę. Klasyczne kwiaty, klasyczna muzyka, literatura klasyczna.

Zerka w moją stronę i przez chwilę odnoszę wrażenie, że niemo daje mi sygnał, abym podszedł i w jednej chwili zamknął go w uścisku.

- Cieszę się - odpowiadam krótko. Przez zaciśnięte gardło trudno mi wydobyć z siebie choćby słowo.

- Ona również. - Baekhyun znów wlepia wzrok w zdjęcie i zaczyna niespokojnie pocierać nos.

Wyjmuję z kieszeni garnituru chusteczkę i podsuwam mu ją ostrożnie. Gdy nasze spojrzenia się krzyżują, mam ochotę zalać się łzami. Czuję, że to, co pomiędzy nami było, nadal jest obecne i kryje się gdzieś w jego oczach. Wszystkie ciepłe emocje, wszystko to, co spajało nas razem. Być może to nie zniknęło z nas ani na chwilę.

- Co tu robisz? - pyta w końcu, przyjmując chusteczkę i ukradkiem nerwowym gestem pocierając nos.

- Widziałem nekrolog - odpowiadam szczerze.

- Gdzie?

- Na bramie twojego domu.

Zerka na mnie z dziwną mieszaniną emocji w oczach.

- Czemu?

- To głupie. - Przystępuję z nogi na nogę i stwierdzam, że rodzinne mauzoleum to najgorsze z możliwych miejsc na rozmowę tego typu. - Po prostu, no wiesz, wspomnienia. Czułem, że muszę jeszcze raz pokonać tę trasę. Motocyklem. Z plaży do twojego domu. Wiesz, z naszej plaży. Tej, co wtedy... no wiesz.

Spuszczam wzrok zawstydzony i czuję, jak jego osądzające spojrzenie przesuwa się po mojej twarzy.

- I wtedy stwierdziłeś, że przyjedziesz na pogrzeb? - pyta, a jego głos niepokojąco drży.

- Uwierz, że długo biłem się z myślami.

- Ale przyjechałeś.

- Owszem.

- Ale po co? - Jego spojrzenie automatycznie ląduje na zdjęciu, a głos załamuje się w połowie. - Przecież ona... ona cię nie znosiła, Chanyeol.

Dźwięk mojego imienia wypowiadanego jego głosem budzi we mnie jakieś dawno zapomniane emocje.

- To twoja matka - wzdycham. - Czułem do niej respekt pomimo wszystko.

- Ach, tak.

- Mogła mnie nienawidzić - kontynuuję, patrząc mu prosto w oczy. - Ale to nie zmienia faktu, że była matką mojej... mojej miłości.

Oczy Baekhyuna zachodzą mgiełką łez. Deszcz na zewnątrz przybiera na sile i zamienia się w burzliwą ulewę. Obserwuję jak ciało bruneta drży i kuli się, gdy ten powoli zaczyna szlochać, a moje serce rwie się na kawałki.

- Baekhyun... - szepczę i wykonuję kilka kroków, zmniejszając dzielący nas dystans.

- Jesteś tu ze względu na mnie - mówi, ni to pytając, ni oskarżając zduszonym głosem i sam wychodzi mi naprzeciw.

- Czy mógłby istnieć jakiś inny powód, Aniele? - odpowiadam pytaniem i otaczam go ramionami, wtulając jego drżące ciało w siebie, choć boję się, że lada chwila mnie odepchnie. 

Pozwala mi delikatnie wsunąć palce w jego mokre, czarne włosy i tylko płacze bezwstydnie w materiał mojej marynarki, by następnie włożyć pod nią ręce i objąć ciasno mój tors. Jego uścisk jest słaby i płochliwy - jak cały Baekhyun w tym momencie.

- Zrób to jeszcze raz - prosi szeptem.

- Co takiego?

Unosi głowę i patrzy na mnie spod dwóch wielkich kałuży łez.

- Nazwij mnie Aniołem jeszcze raz, Chanyeol. Proszę.

Coś w moim wnętrzu umiera i rodzi się na nowo. Wtulam go w siebie jeszcze szczelniej, jakbym chciał dać mu gwarancję na to, że nigdy już nie odejdę i kolejno szepczę mu do ucha to, jak ważny jest i był dla mnie przez cały ten czas, jak bardzo marzyłem o odzyskaniu go i jak wielką rozpacz przeżywam, gdy widzę go w takim stanie.

W końcu zmęczony płaczem Baekhyuna opiera się na moich ramionach i zwiesza bezwiednie głowę.

- Jestem taki zmęczony.

Wtulam policzek w jego włosy i wdycham zapach mocnych, męskich perfum, których wcześniej nie używał. Nie pasują do niego.

- Zabiorę cię stąd - obiecuję i splatam nasze dłonie razem.

- Dokąd? - pyta, lecz, gdy śpieszę mu z odpowiedzią, sam mnie uprzedza. - Nie mów. Nieważne. Wcześniej nigdy mnie to nie interesowało i wiem, że nigdy nie zabrałbyś mnie gdzieś, gdzie nie chciałbym być.

***

Ostatnimi czasy pomieszkuję u Sehuna, więc korzystając z tego, że brat spędza cały tydzień za miastem, zabieram Baekhyuna do mieszkania. W moim rodzinnym domu jest za dużo wspomnień i żalu.

Przez całą drogę milczymy, jakbyśmy nie oswoili się jeszcze ze swoim towarzystwem. Baekhyun ma swój martwo nieobecny wyraz twarzy, gdy wpatruje się w brudne uliczki za oknem i mam niepokojące wrażenie, że nie chce przebywać ze mną sam na sam. Być może naprawdę wolałby, abym dał mu spokój i ruszył dalej.

- Łazienka jest po lewej - mówię, gdy przekraczamy próg mieszkania. - Wybierz sobie ręcznik, a ja przyniosę ci coś do przebrania.

Milcząco kiwa głową w odpowiedzi i znika za drzwiami wskazanego pomieszczenia bez słowa sprzeciwu. Zaczynam zastanawiać się, czy naprawdę jest zaręczony. Czy na jego palcu znajduje się jakiś pierścionek? Dlaczego jego druga połówka nie pojawiła się na pogrzebie? Kto mógłby być tak pozbawiony serca, aby pozostawić go samego w stanie tak skrajnej rozpaczy?

Przebieram się z mokrego garnituru w luźne jeansy i mój codzienny bezrękawnik, po czym wybieram z szafy moją koszulkę w kolorze zgniłej zieleni oraz jedne z dresowych spodni, świadomy, że nadal będą o co najmniej trzy rozmiary za duże na Baekhyuna. Jest mi jakoś tak ciepło na sercu z myślą, że znów będzie nosił na sobie moje ubrania, pozwalając im przesiąknąć jego zapachem. Przypominam sobie jednak, że teraz Baekhyun nie pachnie już kwiatowym szamponem i balsamem do ciała, a męskimi perfumami - ostrymi i ciężkimi jak dorosłe życie.

Pukam do drzwi łazienki, chcąc podać mu złożone w kostkę ubrania, i gdy tylko widzę go po drugiej stronie, rumienię się wściekle jak gówniarz. Stoi owinięty w ręcznik, a jego nieobecne spojrzenie pada na ubrania w moich rękach, jakby nie wiedział po co właściwie je przyniosłem.

- Masz. Przebierz się - mówię, wręczając mu odzież.

Przyjmuje ją bez słowa, rzucając mi tylko szybkie spojrzenie. Nim zamyka drzwi, widzę jak przerażająco jego kości przebijają przez cienką powłokę bladej skóry i zastanawiam się, co mogło mu się przytrafić. Zapamiętałem go inaczej.

Kiedyś był młodszy, pełen życia i werwy. Miał swoje rozkoszne pulchne, różowe policzki, był szczupły, ale wyglądał zdrowo i tak... szczęśliwie. Nawet gdy się smucił, bił od niego blask nieodpartej beztroski. Wyglądał wtedy jakby przeżywał najlepsze lata swojego życia. Z pewnością sam wyglądałem wtedy podobnie.

Zaszywam się w kuchni, by przygotować nam coś do picia, choć moje dłonie wydają się nagle zupełnie sztywne i niezdatne do użytku. Nawet głupie rozpuszczenie kakao w gorącym mleku sprawia mi niemałe trudności. Nie potrafię zebrać myśli i wszystko nagle wydaje mi się zwyczajnie bez sensu. Dlaczego Baekhyun zachowuje się w ten sposób? Czy ta sytuacja również przerosła go do tego stopnia, co i mnie?

- Kakao? - Słyszę za sobą jego głos i moje serce na moment się zatrzymuje.

Siada po drugiej stronie blatu na stołku barowym, który Sehun kupił na jednej z garażowych wyprzedaży i patrzy na mnie tymi smutnymi, podkrążonymi oczami. Nosząc moje ubrania nadal wygląda jak dzieciak kradnący z szafy ojca.

- Tak. Chcesz coś zjeść?

Kręci przecząco głową i uśmiecha się lekko, gdy stawiam przed nim kubek z parującym napojem. Ukradkiem zerkam na jego dłonie - żadnego pierścionka. Jak dobrze.

Przez chwilę pomiędzy nami panuje upiorna cisza. Chcę zapytać go o tyle rzeczy, ale wygląda na tak zagubionego i zmęczonego, że boję się, iż tylko go spłoszę. Nie chcę stawiać go w niewygodnej sytuacji, chcę żeby nadal czuł się przy mnie jak w domu.

- Twoje nowe mieszkanie? - pyta nagle, przerywając niewygodną ciszę.

- Wynajmujemy z Sehunem. Tak tymczasowo. Później znajdę coś własnego.

- Nie mieszkasz już z mamą? - mówi takim tonem, że moje serce łamie się odrobinę bardziej.

Odwracam wzrok, wiedząc, że w moich oczach pojawią się łzy, jeśli będę patrzył na niego choć chwilę dłużej. Udaję, że dolewam mleka do kakao, choć tak naprawdę muszę po prostu znaleźć sobie jakieś zajęcie.

- Wszystko się zmienia.

- Racja.

- Swoją drogą... - zaczynam, choć w jednej chwili głos rozsądku każe mi porzucić tę myśl. - ...nie zdążyłem ci pogratulować.

Słyszę, jak z cichym brzdękiem odkłada łyżeczkę na blat.

- Czego?

Nie chcę tego mówić, ale wiem, że nie spocznę, dopóki nie naprostuję tej sytuacji. Na samą myśl serce wali mi jak oszalałe.

- Zaręczyn.

Zerkam na niego. On spuszcza wzrok na swój kubek i wygląda jak skarcone dziecko. Jest w nim coś tajemniczego, wiem, że coś ukrywa i jestem świadomy, że nie usłyszę całej prawdy od razu. Za wcześnie jeszcze na zwierzenia. Póki co tylko płytkie rozmowy, wstydliwe spojrzenia i kakao.

- Dzięki - mówi tak, jakby chciał zapomnieć o całym temacie. - A ty?

- Ja?

- Skoro wszystko się zmienia... Co jeszcze zmieniło się u ciebie?

Analizuję w myślach możliwe odpowiedzi, których mógłbym udzielić. Wyszedłem z więzienia, przeszedłem kilka kryzysów, pracuję na budowie i każdy dzień jest dla mnie pieprzonym wyzwaniem. Nie radzę sobie, ale wyszedłem z alkoholizmu. Zarabiam, żeby kupić kiedyś bilet na jeden z twoich koncertów, choć nie odważyłbym się już na niego iść. I umieram cholernie powolną śmiercią z tęsknoty.

- Jest w porządku.

- Na pewno?

- Ta. - Wzruszam ramionami. - Bez zmian.

Baekhyun wie, że kłamię, ale nie neguje moich słów. Przygląda mi się w milczeniu znad kubka gorącego kakao, a kosmyki czarnej grzywki opadają mu na oczy.

- Wtedy, gdy ostatnim razem się widzieliśmy - zaczyna powoli, jakby bał się kontynuować. - Wtedy, no wiesz, gdy Daniel...

- Wiem - odpowiadam. - Pamiętam to. Wyraziłeś się wtedy wystarczająco jasno. Jeżeli chcesz to powtórzyć to...

- Nie, Chanyeol - przerywa mi, unosząc dłoń w geście protestu. - Powinienem cię... przeprosić. Sam nie wiem, o co mi chodziło. Miałem ciężki okres. Nadal mam. To wszystko... To trochę za dużo. Tournee, Europa, zaręczyny, mama. Przerosło mnie to. A ty byłeś tą kroplą, która przelała kielich.

I to ja zabrałem cię teraz do domu, choć mogłem zostawić cię na pastwę losu - dodaję w myślach, choć wiem, że nie powinienem myśleć w ten sposób.

- Nic się nie stało. Rozumiem, Baekhyun.

- Uch, Baekhyun - powtarza brunet, parskając krótkim śmiechem. - Już zapomniałem, jak to jest, gdy nazywasz mnie po imieniu. To takie obce.

- Co mogę poradzić na to, że chcąc czy nie i tak staliśmy się sobie obcy?

Baekhyun zamiera i wygląda tak, jakby żałował, że w ogóle się odezwał. Ja też zaczynam żałować.

- Przepraszam - mówi. - To było nie na miejscu.

Nie odpowiadam, bo w sumie co mógłbym odpowiedzieć? Byłbym najszczęśliwszy na świecie mogąc nadal nazywać go Aniołem, odwozić do domu późną nocą i całować na stole bilardowym, ale prawda jest taka, że utraciłem już pozwolenie na darzenie go miłością. W trakcie spotkania po koncercie jednoznacznie dał mi do wiadomości, że nie chce mnie ani moich głupich uczuć. Pozostawił mnie z tą żałobą samego.

- Początkowo naprawdę cię nienawidziłem. Po tym wszystkim... Po tym, jak mnie zostawiłeś. Zrobiłeś to zupełnie bez słowa. Nawet nie powiedziałeś, że masz problemy - mówi ze wzrokiem wbitym w burzowe niebo za oknem.  - Zniknąłeś tak szybko, że nawet nie dałeś mi szansy, abym się pożegnał. Potraktowałeś mnie tak, jakbym... jakbym był...

- Baekhyun... - próbuję mu przerwać.

- Jakbym był kimś chwilowym! - wybucha nagle. - I doskonale wiedziałeś, jakie to było dla mnie ważne! Z ilu rzeczy zrezygnowałem, aby być z tobą. Ile przeciwności przede mną stało. Ale byłem z tobą przez cały ten czas! Ignorowałeś mnie na rzecz wyścigów i znajomych, ale ja dalej ufnie czekałem. Myślałem, że jestem częścią twojego życia, Chanyeol. Naprawdę tak myślałem. A potem byłem tylko zawiedziony.

Usiłuję coś powiedzieć, ale głos zamiera mi w gardle. Jak mogłem dopuścić do tego, aby poczuł się w ten sposób? Jak mogłem pozwolić na to, aby żył w przekonaniu o byciu kimś "chwilowym"? W moim życiu mogło być wiele "chwilowych" osób, ale tylko on zasługiwał na miano "przyszłości".

- Dlatego długo zajęło mi pozbieranie się po tym wszystkim - kontynuuje, tym razem smutniejszym tonem. - Moi rodzice ukrywali listy, które do mnie pisałeś. Żyłem więc z myślą o tym, że dawno o mnie zapomniałeś. Pogodziłem się z tym, zająłem się karierą i tym, co trzymało mnie przy życiu - muzyką. To mama przekazała mi ostatni list. Spaliłem go, bo nie chciałem komplikacji. Nie chciałem przechodzić tego wszystkiego po raz kolejny i szczerze wątpiłem w to, że pisałeś to w zgodzie ze swoimi uczuciami. Nie chciałem już nigdy za tobą tęsknić, ale umówiłem się na spotkanie w więzieniu, bo... Bo chyba sam potrzebowałem potwierdzenia, że potrafię spojrzeć ci w oczy i to zakończyć... Bo gdy zobaczyłem cię na koncercie w Boże Narodzenie, zwątpiłem w to, że potrafię się uwolnić od uczuć względem ciebie.

Milczę, go spada na mnie zbyt wiele emocji. Baekhyun drży, ale trudno mi powiedzieć, czy z zimna, czy ze wstydu. Chyba jest za wcześnie na zwierzenia. Zdecydowanie za wcześnie.

- Myślałem, że po wizycie w więzieniu już cię nie spotkam, że to będzie koniec. Myliłem się. Przyszedłeś na mój koncert. Kolejny. Ten najgorszy, najbardziej bolesny.

- Koncert charytatywny. Walka z rakiem - przypominam sobie.

Baekhyun rzuca mi przybite spojrzenie.

- Czułem się jak w pułapce. Tak bardzo cię tam nie chciałem, a jednocześnie tak bardzo pragnąłem, żeby prawdą okazało się to, że przyszedłeś tam tylko ze względu na mnie. Wątpiłem w to, że za mną tęskniłeś, że pamiętałeś. Bałem się w to wierzyć, bo wiedziałem, jak bolesny jest zawód.

- Więc wysłałeś swojego ochroniarza, żeby mnie przyprowadził.

- Menadżera - poprawia mnie. - Musiałem dać upust emocjom, choć jeszcze bardziej mnie to dobiło. Ciebie również, prawda? Nie udawaj, że nie, Chanyeol. Choć nadal boję się w to uwierzyć, dałeś mi dziś dowód na to, że cokolwiek pomiędzy nami było... jakkolwiek to czuliśmy i definiowaliśmy...

- To nadal jest pomiędzy nami - dokańczam za niego. Milkniemy. Ciszę przerywa tylko dźwięk kropli deszczu na parapecie i odległe wycie sygnału karetki. - I ja nadal cię kocham, Aniele. 


______________________

nadal tu jestem i nadal dla Was piszę

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top