15. Kartka z Hualian
Pierwsze dwie próby dodzwonienia się do pana Byuna kończą się porażką. Ojciec Baekhyuna zwyczajnie nie odbiera telefonu, przez co po drugiej stronie odzywa się jedynie monotonny głos automatycznej sekretarki. Za trzecim razem zaczyna mi to działać na nerwy, poza tym muszę iść do pracy i moje myśli od razu sprowadzane są na ziemię. Zostawiam pożegnalny pocałunek na czole śpiącego Baekhyuna i wychodzę, nieustannie analizując w głowie jakiekolwiek inne opcje. Może sam zawiozę Baeka do jakiegoś ośrodka, aby obejrzał go specjalista? Nie, to bez sensu. Siłą nie wyciągnę go z tego pieprzonego mieszkania. Może wezwę kogoś bezpośrednio do niego? Jakiegoś psychoterapeutę od leczenia uzależnień, który udziela porad także w domu pacjenta? To też nie wypali. Z tego, co sprawdziłem w internecie, takie usługi są niebotycznie drogie, a szansa sukcesu niewielka. Faktem jest, że dopóki problem jest znany tylko mi, Baekhyunowi i osobom, które traktują go z góry, rozwiązanie go graniczy z cudem. Potrzebuję wsparcia kogoś, kto bezinteresownie przejmie się losem Baekhyuna, na tyle, aby na niego wpłynąć, kto jest autorytetem w jego oczach i potrafi wzbudzić respekt, a przy tym najlepiej, aby dysponował funduszami koniecznymi do pokrycia kosztów leczenia. To przykre, ale jedynie rodzic bruneta spełnia wszystkie warunki.
Dzwonię ponownie, w przerwie obiadowej. Po całym dniu rozmyślań w trakcie żmudnej pracy mam w głowie praktycznie cały schemat rozmowy z panem Byunem. Nakreślę mu całą sytuację, opowiem o tym, jak Baekhyun przesypia całe dnie, robiąc przerwy na wciągnięcie procha i ze szczegółami opiszę wizytę tej przeklętej Reiry, która z całą pewnością cieszy się sympatią niedoszłego (na szczęście) teścia. Na samą myśl czuję ekscytację i ogromną nadzieję, która niestety rozpływa się już po pierwszych minutach konwersacji.
Ta rozmowa jest zbyt szybka, ale pan Byun sprawia wrażenie przejętego sytuacją. Problem polega na tym, że obwinia za wszystko mnie.
- Za często go nachodzisz. I skąd masz mój numer?
Jego głos jest oschły i niewzruszony. Teściu ma tendencję do przemawiania głosem marmurowego pomnika, co najwyraźniej odziedziczył po nim Baekhyun. Chłodny i aż do bólu opanowany.
- To teraz nieważne. Baekhyun nie chciałby, żebym się z panem kontaktował i proszę mi wierzyć, że nie zrobiłbym tego, gdyby sytuacja nie wymagała takich działań. Potrzebuję pana pomocy. Baekhyun pana potrzebuje.
- Miał swoje epizody depresyjne raz czy dwa, ale nigdy na stałe nie potrzebował opieki psychologa.
- To nie jest epizod depresyjny. On jest uzależniony. Znalazłem u niego heroinę.
- Co takiego?
- Narkotyk. Niebezpieczny, silnie uzależniający.
- Skąd on to ma?
- Byłem świadkiem wizyty Reiry, która...
- Och, tylko nie ta dziewczyna. - Przerywa mi zniecierpliwionym parsknięciem. - Jadę do niego. To nie może tak wyglądać.
- Dziękuję - wzdycham z ulgą do słuchawki, akurat w momencie, gdy pan Byun rozłącza się bez słowa pożegnania.
***
Po pracy idę prosto do mieszkania Baekhyuna, w pełni pogodzony z możliwością spotkania jego ojca. W sumie nawet się cieszę na myśl o tej wątpliwej przyjemności. Mam cichą nadzieję, że ta sytuacja poskutkuje nie tylko natychmiastową, fachową pomocą dla Baekhyuna, ale także naprawieniem moich relacji z panem Byunem. W głębi serca chciałbym czuć się akceptowany przez najbliższe osoby mojej miłości.
Tuż przed drzwiami mieszkania dzwoni do mnie Sehun, aby przekazać, że jedna z papużek Haneul umarła dziś śmiercią tragiczną po niefortunnym zaplątaniu się w zasłonę. Przekazuję im najserdeczniejsze kondolencje, jednocześnie informując, że średnio mam czas na uczestnictwo w pogrzebie, bowiem mam nieco ważniejsze sprawy na głowie. Sehun nie dopytuje - on wie, że chodzi o Baekhyuna. Zawsze chodzi o Baekhyuna. W tym wypadku nawet truchło papużki zaplątanej w firance traci swoje znaczenie.
Drzwi otwiera mi pan Byun. Jest zasapany, czerwony na twarzy i ma poluzowany krawat. Całe mieszkanie wibruje od emocji przerwanej kłótni.
- Co tu znów robisz? - wbija we mnie rozjuszone spojrzenie.
- Przyszedłem zobaczyć, czy wszystko w porządku.
Pan Byun odwraca się za siebie, spoglądając prosto na zbliżającego się Baekhyuna, który cały zapłakany idzie w naszą stronę owinięty w sześć warstw koców.
- Ty sukinsynu. Jak śmiałeś? - syczy w moją stronę z łzami spływającymi po policzkach. Wygląda na wyczerpanego. - Jak mogłeś mnie tak zawieść? Dlaczego? Jak śmiałeś mówić o tym komukolwiek?
- Dla twojego dobra, Baek - mówię z bólem w sercu.
Cholera, to wszystko tylko dla twojego dobra, Aniele. Nie widzisz tego?
- Dla jego dobra proszę cię o opuszczenie tego miejsca - odzywa się pan Byun, a jego pomnikowy głos sprawia, że zaczynam żałować zwrócenia się do niego o pomoc.
- Chciałbym tylko...
- Damy sobie radę. - Ucina ostro pan Byun, tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Nie chcę cię widzieć nigdy więcej - zawodzi w tle Baekhyun.
Spada na mnie istne gradobicie rozczarowań, ale w sumie czego mógłbym się spodziewać. Rzadko moje oczekiwania zostają spełnione.
- Nie słyszałeś? Zostaw nas. I nie waż się tu więcej przychodzić.
- Chciałem jedynie upewnić się, że Baekhyun otrzyma pomoc - warczę, tracąc resztki ugodowego opanowania. Chciałbym chwilami pozostawać niewzruszony i obojętny jak ojciec Baeka.
- Jak widać wszystko jest w porządku. Nie potrzebujemy twojego zainteresowania.
- Chciałem tylko...
- Nie potrzebujemy twojego zainteresowania - powtarza z uporem.
Wzdycham, słysząc nieugiętość w słowach pana Byuna, ale nadal drążę temat.
- Panie Byun, proszę mnie poinformować o dalszym postępowaniu. Baekhyun może na mnie liczyć w każdej sekundzie. Zostawię panu mój nu...
- Mogę już panu zapowiedzieć, że Baekhyun trafi do ośrodka jeszcze w tym tygodniu.
- Nigdzie nie pojadę! - wrzeszczy z wnętrza mieszkania rozwścieczony brunet. Sam jego głos zdradza głębokie załamanie i nienawidzę się za to, że nie mogę być tam teraz obok niego.
Nim zdążam zareagować drzwi zamykają się. Płacz Baekhyuna i jego rozpaczliwy, podniesiony głos słychać aż na korytarzu. Wzdycham i próbuję wytłumaczyć samemu sobie, że tak musi być. Baekhyun musi trafić we właściwe miejsce i dostać prawdziwą pomoc. Ja mogę mu tylko towarzyszyć, ale nigdy nie zastąpię mu terapii. Wyrzucanie prochów przez okno w nieskończoność mija się z celem.
Uciszając własne sumienie wracam do domu, gotowy uczestniczyć w uroczystym pogrzebie papużki Haneul. Przynajmniej mam czym usprawiedliwić swój ponury nastrój.
***
Zwłoki ptaka zakopujemy w pudełku po lodach w odludnej części parku, tuż przy bramie. Haneul składa na prowizorycznym grobie kilka zerwanych po drodze kwiatów i smutno opiera głowę na ramieniu Sehuna, a brat zerka na mnie pocieszająco.
- Poważnie? Płaczesz za Landrynką?
Mrugam, chcąc pozbyć się szklących łez. Jakoś znikąd pomyślałem akurat o Baekhyunie i o tym, czy kiedykolwiek go jeszcze zobaczę, a sama myśl wywołała we mnie falę poruszenia.
- Landrynka była naprawdę dobrą papużką. Będzie mi jej brakowało - wyjaśniam fałszywie, a Haneul posyła mi spojrzenie pełne wsparcia.
Wracamy do domu dłuższą drogą, praktycznie milcząc. Dopiero ukryty bezpieczenie za drzwiami mojego pokoju mogę ułożyć się na dmuchanym materacu zastępującym mi łóżko i oddać niszczącym refleksjom. Czy ojciec Baekhyuna naprawdę potraktował sprawę poważnie? Czy Baekhyun nienawidzi mnie za to, że zaangażowałem we wszystko jego rodzica? Czy kiedykolwiek wybaczy mi ten nietakt?
Sehun wchodzi do mojego pokoju bez pukania wyrywając mnie z zamyśleń. Przez dłuższą chwilę stoi w progu z dwoma butelkami piwa i rozgląda się wokół, oceniając niewielką przestrzeń.
- Ale tu kurwi. Otwórz okno.
Nie mam siły wstać, ale zmuszam się, żeby zachować pozory. To fakt, przez ciągłe wizyty u Baekhyuna zaniedbałem swój ciasny pokoik w mieszkaniu brata. Nie mam jednak motywacji, aby wziąć się z porządki.
- Sorki. Miałem dużo na głowie.
- Wiem. - Sehun siada ostrożnie na skraju pompowanego materaca i przez chwilę ocenia wątpliwą miękkość, po czym wręcza mi chłodną butelkę. - Wypijmy za pamięć Landrynki.
Bez przekonania wznoszę toast. Dźwięk uderzenia dwóch szklanych butelek brzmi zaskakująco nostalgicznie. Aż robi mi się jakoś ciężko w środku na myśl o tym, że znów staję się niewolnikiem wspomnień.
- Chodzi o Baekhyuna - mówię w końcu, czując, że muszę się wygadać albo oszaleję. Mam ochotę się upić do nieprzytomności i zasnąć, albo po prostu wyrzucić z siebie wszystko, co czuję.
- Zawsze chodzi o niego. - Sehun wzrusza ramionami i cierpliwie słucha, gdy streszczam mu całą historię.
Nie pomijam ani szczegółu. Mówię mu znów o heroinie, o jego domniemanej narzeczonej i o tym, że już chyba sam nie wiem, czy dobrze postąpiłem dzwoniąc do pana Byuna. W połowie historii łamie mi się głos i nawet nie chcę tego dalej kontynuować, bo dopada mnie coś na wzór zupełnej rezygnacji.
- Zawsze wpierdolisz się w coś beznadziejnego - podsumowuje Sehun, upijając długi łyk schłodzonego piwa.
- Średnio pocieszające.
- Ale wiesz, co jest naprawdę pocieszające? - patrzy na mnie sugestywnie. - Zawsze wychodzisz z każdego bagna cało.
Uśmiecham się pod nosem, gdy w geście wsparcia poklepuje moje ramię.
- Dzięki, młody.
- Nie ma za co. Dobrze zrobiłeś. Oby Baekhyun w końcu się z tego wygrzebał. Dalej wszystko już pójdzie z górki. - Mówi tonem znawcy, po czym dodaje gwałtownie. - Jeszcze jedno. Nie uwierzysz, co się stało!
- Co? - zerkam na niego, mając w głowie gotowe schematy czarnych scenariuszy.
- Poczekaj! - Sehun pośpieszenie wstaje i znika za drzwiami, by po chwili wrócić trzymając coś w dłoniach. - Nie uwierzysz, co mama znalazła w skrzynce na listy.
Przyjmuję od niego kartkę pocztową z nadrukowanym krajobrazem Hualian, tajwańskiego miasta, z krzykliwym napisem po tajsku. Z tyłu rozpoznaję pismo mojego dawnego przyjaciela i już po przeczytaniu pierwszej linijki wypełnia mnie cała masa odczuć, których nie potrafię sprecyzować. Wzruszenie chwyta mnie za gardło stalowymi palcami łez.
Cześć, stary
Tajwan jest piękny, ale tęsknie za domem i to naprawdę mocno. Chciałbym wrócić do naszego garażu. Musiałem sprzedać poprzedni motocykl, ale zamierzam kupić coś wypasionego, gdy wrócę. Zarobiłem trochę grosza, opowiem ci o reszcie, gdy tylko się spotkamy.
Mam nadzieję, że u ciebie i Sehuna wszystko w porządku. Nie mogłem się do ciebie za nic dodzwonić, Sehun chyba też zmienił numer. Ukradziono mi wszystkie dokumenty na lotnisku, więc wracam dopiero teraz. Poniżej mój aktualny numer telefonu. Zadzwoń koniecznie.
Jongin
***
Nie mogę powstrzymać ekscytacji, gdy trzymam telefon przy uchu i czekam, starając się zająć drugą dłoń kratkowaniem katalogu z kosmetykami, który Haneul zostawiła na kuchennym stole. Mam wrażenie, że rozmowa z Jonginem graniczy z cudem. Podczas mojego pobytu w więzieniu rozmawialiśmy tylko dwa razy, z czego raz był komediowo krótki i pośpieszny, bowiem mój przyjaciel śpieszył się na pociąg.
- Hej?
- Jongin.
Przez chwilę pomiędzy nami zapada cisza.
- Chanyeol? To naprawdę ty?
- Dostałem twoją kartkę, stary - uśmiecham się jak debil, chwytając pomiędzy palce wspomnianą pocztówkę. - Tajwan, nieźle. Daleko cię poniosło.
- Tak, mam ci tyle do opowiedzenia - wzdycha do słuchawki. Jego głos dalej brzmi tak samo. Po tylu latach Kim Jongin sprawia wrażenie, jakby nadal był tym samym porywczym dzieciakiem z przedmieść. Kim Jongin nadal jest Kim Jonginem, tylko ja przestałem już identyfikować się jako Park Chanyeol, którego wszyscy znali. - Gdzie jesteś? Musimy wyskoczyć na piwo.
- W Seulu. Sehun ma mieszkanie w centrum.
- Wiem, słyszałem. Ta jego narzeczona musi być niezła, skoro trzyma go w miejscu. Młody zupełnie się już nie ściga, mam rację?
- Ja też sobie już odpuściłem.
- Co ty gadasz?
Czuję palący wstyd, przykrość i nostalgię, gdy o tym mówię, ale wiem, że postąpiłem odpowiedzialnie i powinienem czuć się z siebie dumny.
- Nie ścigam się już. W ogóle. Odkąd wyszedłem z pudła nie chcę znów pakować się w kłopoty.
- Nie brakuje ci tego wszystkiego? - pyta Jongin z rozczarowaniem w głosie.
Skłamałbym zaprzeczając. Kochałem rywalizację, wiatr we włosach, prędkość. Kochałem czuć śmierć ciążącą mi na ramieniu przy ostrych zakrętach i warkot nagrzanych silników.
- Brakuje.
- Nadal masz swoją Hondę?
- Ta. Dojeżdżam do pracy i czasem się gdzieś przejadę, to wszystko.
- Gdy będę w Seulu zmierzymy się na starej trasie, co ty na to?
- Jongin.
- No daj spokój. Mam nową maszynę. Triumph Thruxton 900. Poczekaj aż zobaczysz, jak to cacko zapierdala.
Potrzebuję tego, jak powietrza. Muszę zobaczyć nasz dawny tor ulicznych wyścigów, poczuć tę adrenalinę każącą mi pruć przed siebie bez względu na konsekwencje. Umrę, jeśli nigdy więcej nie doświadczę tej dzikiej prędkości.
- Nie mogę się doczekać, stary.
- Wiedziałem. Wiedziałem, że się zgodzisz - śmieje się do słuchawki, sprawiając, że sam zaczynam się śmiać. - Jak sobie radzisz? Wszystko okej?
- Tak - odpowiadam nieco zbyt szybko.
- Na pewno?
- Nie wiem. To nie jest rozmowa na telefon, ale... Nie wiem. Chodzi o Baekhyuna.
Jongin wydaje z siebie trudny do określenia okrzyk zaskoczenia, zakłopotania i konfuzji. Przez kilka chwil znów tylko milczymy. Ciąży na mnie jakieś dziwne do sprecyzowania poczucie winy.
- Ty nadal...? Wy nadal razem?
- Można tak powiedzieć.
- Wow. Naprawdę wow. Co u niego?
- To nie jest rozmowa na telefon. Wolałbym opowiedzieć ci na żywo.
- Wpadnij do Galhyeon-dong. Zostaję tu do końca miesiąca, żeby zająć się domem znajomego. Wiocha zabita dechami, ale możesz posiedzieć tu razem ze mną na weekend albo tydzień. Tylko ja, ty, motocykle i krata piwska. Co ty na to?
Chciałbym się zgodzić. Naprawdę chciałbym. Moja dusza odżyłaby w towarzystwie Jongina, ciesząc się doskonale znanymi rozrywkami. Być może w końcu doszedłbym do siebie. Wiem jednak, że nie mogę teraz wyjechać z miasta. Muszę być na miejscu, bo mam gdzieś z tyłu głowy przeczucie, że Baekhyun może mnie potrzebować w najmniej spodziewanej chwili.
- Dam znać. Póki co muszę być w mieście w razie czego.
- Chan, stary. Na pewno wszystko jest w porządku?
- Tak. Opowiem ci o wszystkim tak szybko, jak to możliwe.
- Ej.
- Co?
- Naprawdę cieszę się, że zadzwoniłeś. Serio, stary. Mam łzy w oczach.
Śmieję się i wzruszenie znów bierze górę.
- Ja też.
- Następny weekend w Galhyeon-dong?
- Dam znać.
- Trzymaj się. I pozdrów wszystkich. Baekhyuna też.
Uśmiecham się gorzko pod nosem.
- Gdy tylko będę miał okazję. Wszystkiego dobrego, stary.
_________________________
czy ktokolwiek pamięta jeszcze, że w tym ff był wątek KaiSoo?
trzymajcie się cieplutko i czekajcie na kolejne rozdziały, bo mam nowego laptopa i muszę się przyzwyczaić do klawiatury, więc napierdalam ciąg dalszy jak szalona, żeby się wprawić, doprowadzić całość do końca i wziąć się za coś nowego.
kocham Was
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top