14. Kolaborant

Przez dłuższą chwilę po prostu stoję w bezruchu, oddychając ciężko. Mam ochotę coś rozwalić. Cokolwiek. Wizyta Reiry wzburzyła mnie do tego stopnia, że czuję się jakbym mógł bez wyrzutów sumienia dać upust agresji rozszarpując dziewczynę na kawałki. Zerkam na Baekhyuna stojącego w progu kuchni i przenoszę spojrzenie na kopertę, którą niewątpliwie zostawiła brunetka.

- To ona przywozi ci prochy? - pytam oskarżycielsko.

W oczach Baekhyuna widzę czysty strach i poczucie winy. Kiwa powoli głową i słowem usprawiedliwienia dodaje.

- Poprosiłem ją o to.

- Ty wcale nie chcesz z tego wyjść - mówię, słysząc, jak łamie mi się głos.

- Oczywiście, że nie chcę. - Ku mojemu zdumieniu Baekhyun brzmi na naprawdę pewnego swoich słów. - Wiem, że bez prochów nic nie będzie takie samo. Nie dam sobie rady z tym wszystkim.

- Uzależniła cię od tego.

- Nie oskarżaj jej. Biorę z własnej woli.

- Przestań jej bronić - warczę, czując do tej dziewczyny szczerą nienawiść. - Mów szczerze, to przez nią zacząłeś wciągać?

- Chanyeol.

- Odpowiedz.

Baekhyun wzdycha i przechodzi do salonu, gdzie bez skrępowania bierze kopertę ze stolika kawowego.

- Jestem zmęczony. Czy możemy porozmawiać o tym innym razem?

Nie mogąc opanować złości podchodzę do niego i w jednej chwili chwytam jego nadgarstki. Wiem, że mój uścisk jest zbyt silny, ale nie mogę nic na to poradzić i gwałtownie wyrywam brunetowi przedmiot spomiędzy palców.

- Chanyeol! - wzdycha zaskoczony.

Zerkam do koperty, po czym wysypuję z niej całe mnóstwo woreczków strunowych wypchanych heroiną. Heroinowe morze rozlewa się na panelach, gdy na twarzy Baekhyuna jaśnieje wyraz paraliżującego przerażenia.

- Jesteś głupi. Jesteś tak parszywie głupi! - wrzeszczę, czując jak bezsilność potęguje moją żądzę wyładowania agresji. - To przez nią, mam rację czy nie? To ona cię w to wciągnęła? Ona pierwsza dała ci to świństwo?

- Chanyeol!

- Mam dość gier, Baekhyun. Mam dość! Żarty się skończyły! Nie mam siły dłużej pozwalać ci na to wszystko. Jestem tym, kurwa, zmęczony! - Z furią kopię znajdujący się na podłodze zbiór woreczków z heroiną. - Odpowiesz mi, albo się tego pozbędę. Wypierdolę to gówno przez okno po raz kolejny.

- Nie możesz! - rozpaczliwie protestuje Baekhyun. Choć próbuje grać niewzruszonego, widzę w jego oczach deprymującą desperację. Zrobiłby wszystko dla tego bezwartościowego proszku. 

- Spójrz na siebie! Co to z tobą zrobiło! Co ona z tobą zrobiła? Masz zamiar dalej tkwić w tym potrzasku? Dalej pozwolisz sobą manipulować?

- Chanyeol proszę!

- Powiedz, czy to ona pierwsza dała ci to świństwo?!

- Przestań!

- Odpowiedz!

- Tak! - krzyczy. Łzy płyną mu po twarzy. Pochyla się do przodu tak, jak miał zaraz upaść na kolana, prosto w stos woreczków z heroiną. - Tak! Dała mi to. Dała mi to, bo nie mogłem już dłużej funkcjonować! Bo byłem wrakiem! To było jeszcze na studiach! Ja już wtedy nie dawałem rady! Gdyby nie ona... Gdyby...

- Gdyby nie ona nie musiałbyś przechodzić przez to wszystko!

- Zrobiła to dla mnie!

- Zrobiła ci, kurwa, krzywdę, więc przestań jej bronić! - Oskarżycielsko wskazuje na niego palcem. - Zawsze, ale to, kurwa, zawsze ja kończę jako ten najgorszy, ale uwierz, że chcę dla ciebie jak najlepiej. W życiu bym ci tego nie zrobił, Baekhyun! W życiu nie podsunąłbym ci jebanej heroiny, a ona? Ona zrobiła to. Bawiła się twoim kosztem! Może nadal się bawi! I co? To ona ma prawo z tobą być! To ona z tobą, kurwa, mieszkała i może nadal mieszka! To ją, kurwa, non stop bronisz! A ja? Jestem dla ciebie tylko potulną zabawką, mam rację? Twoją pamiątką z młodości, żeby nie było ci smutno, jak cie najdzie nostalgiczny nastrój po kresce!

- To wcale nie tak! - Baekhyun usiłuje powstrzymać łzy, ale te cały czas spływają gęsto po jego spuchniętej, czerwonej twarzy. - Nie brałem dużo. Nigdy nie biorę dużo. Mam nad tym kontrolę. 

- Mam dość - wzdycham finalnie. - Wychodzę.

Baekhyun próbuje mnie zatrzymać, a ja staram się pozostać niewzruszony na widok jego desperacji. Mimo wszystko fakt, że są jego urodziny jakoś kłuje mnie w serce. Patrzę na niego i wiem, że nie będę potrafił wyjść, mając ten obraz przed oczami. Nie mogę go zostawić.

- Chanyeol, proszę! - płacze w moje ramię, gdy wbrew sobie mechanicznym gestem zakładam buty. - Proszę, proszę. Obiecałeś! Obiecałeś, że już mnie nie zostawisz.

Ten argument jest za mocny, abym mógł z nim polemizować. Baekhyun ma rację, obiecałem. W żaden sposób nie mógłbym teraz wyjść. Bałbym się, że stanie mu się cokolwiek złego. Gdybym opuścił go, wiedząc w jakim jest stanie, byłoby to tylko dowodem na to, że wcale nie kocham go tak mocno, jak myślę.

Jest moim Aniołem. Moją młodością. Moim całym światem.

Przytulam go do siebie, ciężko oddychając przez zęby z bezradności. Nie zamierzam pozostać bierny. Przyglądanie się temu, jak Baekhyun stacza się coraz niżej nie sprawi, że jego problem zniknie. Wiem, że muszę sięgnąć po drastyczniejsze środki.

- Przepraszam - mruczę, przytulając go. Drży w moich ramionach, wszczepiony palcami w materiał mojej koszulki tak mocno, jakby bał się, że ktoś lada chwila nas rozdzieli.

- Nie zostawiaj mnie - prosi desperacko, gwałtownie łapiąc powietrze. - Proszę, Chanyeol. Nie zostawiaj mnie. Nie zostawiaj mnie.

Bez problemu chwytam go w objęcia i zanoszę do sypialni. Staram się wyprzeć z myśli wspomnienie wizyty Reiry, przez którą sam jestem tak jestem tragicznie roztrzęsiony, jakbym zaraz miał doświadczyć jebanego ataku serca. Wiem, że muszę być silny dla Baekhyuna. Ta dziwka się myliła - to ja jestem osobą, która najlepiej wie, czego potrzebuje brunet. To ja go szczerze kocham i ja będę osobą, której kiedyś podziękuje. Choćbym miał umrzeć dla tej idei.

Leżymy przytuleni do siebie z milionem niewypowiedzianych obaw w oczach. Ten wieczór to tylko głupia gra pozorów. Infantylna zabawa w "Damy sobie radę". Analizuję wszystkie opcje, jakie mogłyby mnie doprowadzić do uczynienia Baekhyuna szczęśliwym i wolnym, a on wpatruje się we mnie ufnie, jakby naiwnie wierzył w to, że odpuszczę. Że pozostawię go w przekonaniu, iż do życia potrzebuje tylko prochów i mnie. Że przestanę o niego walczyć.

Aniele, jak tylko chciałbym znów mieć dawnego ciebie. Znów patrzeć na twój uśmiech i pędzić motocyklem wraz z tobą, udając, że wszystkie nasze przejażdżki mają jakiś odległy cel. Kiedyś uciekłbym, gdy tylko sytuacja zaczęłaby się komplikować. Skłamałbym mówiąc, że byłem typem sentymentalnego kochanka. Ale teraz jestem przykuty do ciebie łańcuchem zobowiązania i jeden Bóg wie, czy kiedykolwiek będę potrafił odpuścić. Moja młodość była mieszaniną szczeniackich wybryków i głupoty. Impulsywność wpędziła mnie w pułapkę własnego gniewu, a desperacka chęć odgrywania roli zwierzchnika sprawiedliwości wepchnęła mnie za kraty. Jesteś jedynym elementem mojego życia, który jest bezsprzecznie dobry. Bezgranicznie szczery. Nie oczekiwałem od ciebie niczego, poza tym, abyś pozwolił mi przy tobie być.

Dlatego nie zrezygnuję z ciebie. Nigdy cię nie przekreślę. I to nie dlatego, że czuję się przy tobie lepszym człowiekiem, albo dlatego, że lubię wspominać naszą miłość skąpaną w beztroskiej poświcie zachodzącego słońca. Nie. Będę przy tobie, bo wierzę, że jesteśmy dla siebie początkiem i końcem. Pisana jest nam wieczność - nieskończone miliony beztroskich piątków.

- Dlaczego wtedy byłeś dla mnie taki?

- Jaki?

- Dlaczego odwoziłeś mnie przez dwa tygodnie?

Uśmiecham się na to niewinne wspomnienie i niemal czuje w powietrzu zapach tamtego wieczoru - spaliny, tytoń i wypalone na asfalcie ślady opon.

- Ty pierwszy na mnie spojrzałeś.

- Co? Nieprawda. 

- Startowałem w wyścigu, a ty bezczelnie zawiesiłeś na mnie oko. Spodobałem ci się, co?

Baekhyun chichocze wstydliwie, rumieniąc się tak, jak tamtego wieczoru.

- Może.

- Wyglądałeś zbyt niewinne, aby być kimś z tego środowiska. Dlatego mnie zaciekawiłeś. Długo nie mogłem oderwać od ciebie wzroku.

- Przyjechałem tam po Kyungsoo.

- Zawsze przed startem stawiałem sobie jakiś cel. Tamtego wieczoru postanowiłem, że jeśli wygram odnajdę cię w tłumie i zabiorę na drinka. Policja pokrzyżowała nam wtedy plany. - Zaśmiałem się bez nosem. - Ale i tak cię znalazłem. Uratowałem cię przed aresztowaniem.

- To była nasza pierwsza ucieczka.

Łzy drażnią mnie w gardło.

- Tak. Pierwsza ucieczka. - Biorę kilka głębszych oddechów, żeby poskromić targające mną emocje. - Odwiozłem cię wtedy do domu, choć okazałeś się bardziej pyskaty niż oczekiwałem. Nie taki z ciebie anioł. Pamiętasz, co mi wtedy powiedziałeś?

- Nie mam pojęcia.

- Że nie jesteś gejem.

Patrzymy sobie w oczy w milczeniu, aby po chwili wybuchnąć niekontrolowanym śmiechem. Przez krótką chwilę mam wrażenie, że na miejsce zmarnowanego wiolonczelisty o smutnych oczach wrócił mój dawny Byun Baekhyun.

- Dałem ci kurtkę.

- Miałem na sobie tylko kardigan.

- Od momentu, gdy pocałowałeś mnie w policzek chciałem poczuć to jeszcze raz. - Przyznałem szczerze, gładząc jego twarz.

- Pocałowałem cię?

- Masz bardzo słabą pamięć, Aniele.

Chcę wspomnieć jeszcze o tym, że to nie było nasze pierwsze spotkanie. Przez mgiełkę dawnych wspomnień z dzieciństwa widzę jego dziecięcą twarz na tamtej plaży. Być może dlatego od początku chciałem, aby to miejsce kojarzyło nam się z najlepszymi dniami naszej relacji. Żeby było nasze.

Zasypiamy na krótką drzemkę i budzimy się tylko po to, aby wyjąć z lodówki zapomniany tort i szampana. Zapalam na cieście świeczkę i śpiewam Baekhyunowi "Sto lat", patrząc jak uśmiecha się delikatnie, nadal owinięty w kilka warstw koców. Gdy przypominam o tym, aby pomyślał życzenie tylko macha lekceważąco ręką, mówiąc, że ma wszystko, czego potrzebuje.

- Jesteś zły? - pyta w środku nocy, gdy znów leżymy w sypialni przytuleni.

- Czemu powinienem być?

- Z powodu Reiry.

Na sam dźwięk jej imienia wyparte wspomnienia wracają, budząc we mnie palący gniew.

- Jestem. Ale nie na ciebie.

- Nie miej o niej złego zdania, naprawdę.

- Dlaczego jej bronisz?

- Bo gdyby nie ona naprawdę nic bym nie osiągnął - wyznaje i niespodziewanie wstaje z łóżka, ciasno owinięty w pościel. W milczeniu obserwuję, jak podchodzi do moich przewieszonych przez oparcie krzesła spodni i wyjmuje z tylnej kieszeni paczkę fajek. - Byłem na drugim roku, gdy to wszystko mnie przygniotło. Była tylko koleżanką z roku, a jednak pomogła mi bardziej, niż ktokolwiek.

- Dając ci prochy? - parskam ze wzrokiem wlepionym w sufit.

- Dając mi nadzieję.

Wstaję w ślad za brunetem i również biorę z paczki papierosa. Palenie na parapecie jest już jednym z naszych rytuałów. Nic nie kojarzy się z młodością bardziej, niż ta drobna, niszcząca przyjemność. Ale tej nocy nie przejmujemy się konsekwencjami, w sumie bajki o raku płuc dawno przestały mnie w jakikolwiek sposób ruszać.

- To nie były tylko prochy, Chanyeol. Zmotywowała mnie. Sprawiła, że na nowo pokochałem wiolonczelę. Znowu ćwiczyłem, grałem koncerty. Daniel nie byłby moim menedżerem, gdyby nie Reira. To jej brat przyrodni.

- Myślałem, że to samo nazwisko to kwestia przypadku.

Baekhyun siada na parapecie, otwierając okno. Chłodne powietrze uderza w moją nagą klatkę piersiową, ale dołączam do niego i nachylam się, by odpalić mu papierosa. Błądzimy wzrokiem o sparaliżowanym mieście, lepkim od poświaty neonów i czuję, że oboje wolelibyśmy być teraz gdzieś indziej. Gdzieś z dala od tego wszystkiego. Gdzieś, gdzie bylibyśmy tylko my, szum morza i niebo usiane gwiazdami.

Gdy kończymy papierosa nie rozmawiamy już o niczym. Nie chcę nawet słyszeć o tym, że ktoś inny był przy Baekhyunie, gdy mnie potrzebował tylko dlatego, że zawiodłem. Obiecuję sobie, że teraz go nie rozczaruje. Naprostuję sytuację tak, aby dać nam przyszłość, na jaką obaj zasługujemy.

Z tą myślą następnego ranka odnajduję w telefonie Baekhyuna numer jego ojca w stosie nieodebranych połączeń. Wiem, że sam nie będę miał żadnego wpływu na decyzję bruneta. W tym wypadku muszę schować dumę głęboko do kieszeni i jak skończony zdrajca zwrócić się o pomoc do wspólnego wroga, którego wolałbym powitać słowami "Dzień dobry, teściu", niż "Panie Byun, obawiam się, że istnieje pewna przykra sytuacja, o której powinien pan wiedzieć". 


___________________________

w następnym rozdziale dowiecie się, czy stary baeka wstał czy nie

planuje nowe ff, którego fabuła będzie ściśle związana z ulicznymi wyścigami. ogółem u mnie nic ciekawego, 10.02 zaliczam ostatni egzamin (wprowadzenie do filozofii więc luz) i spierdalam na wieś, gdzie będę tylko pisać, czytać i rozwiązywać krzyżówki z babcią Irenką. mam nadzieję, że u Was też wszystko oki, możecie napisać co tam u was nowego. 

Kocham Was.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top