13. Heroinowa histeria

Opuszczam mieszkanie Baekhyuna późnym wieczorem, po upewnieniu się, że śpi bezpiecznie w swoim łóżku. Część mnie w przypływie wściekłości chce przetrząsnąć jego rzeczy w poszukiwaniu woreczka z białym proszkiem, ale powstrzymuje mnie przed tym zdrowy rozsądek. To nic nie zmieni. Muszę zaakceptować pewną kolej rzeczy - póki co nie jestem nikim, kto mógłby pomóc Baekhyunowi, dopóki on sam nie zechce mojej pomocy. To przykre, ale jestem dla niego zupełnie bezużyteczny. Najbardziej boli mnie fakt, że sam przyczyniłem się do jego stanu.

Baekhyun potrzebuje fachowej pomocy. Odwyku. Terapii. Ośrodka leczenia uzależnień. Urlopu. Czegokolwiek. Jedynym, co mogę zrobić jest trwanie przy nim w tym ciężkim okresie i pokazanie mu, że tym razem będę przy nim do końca. Nie musi obawiać się, że go zostawię. Nie mam takiego zamiaru.

Po pracy ponownie idę do jego mieszkania. Ta sytuacja jest lustrzanym odbiciem poprzedniego dnia - otwiera mi zawinięty w koc, wraca do salonu i upada na kanapę. Nie odzywa się do mnie ani słowem. Tym razem w mieszkaniu zalega martwa cisza. Nie słyszę nawet muzyki klasycznej, która zawsze sączyła się z głośnika pod telewizorem.

- Jak się czujesz? - pytam, ale moje pytanie pozostaje bez odpowiedzi.

Podchodzę i tylko patrzę na niego z bezpiecznej odległości. Wygląda na wyczerpanego, choć przespał ostatnie dni. Ten widok sprawia, że mam ochotę zalać się łzami, ale nie mogę sobie pozwolić na kolejną chwilę słabości.

- Jadłeś obiad? - pytam, pochylając się nad nim.

Znów nic. Zero odpowiedzi.

Idę do kuchni dokładnie tak, jak wczorajszego dnia, choć tym razem nie siadam przy stole. Otwieram lodówkę i stwierdzam, że coś ugotuję. Cokolwiek, aby zabić czas i zająć czymś myśli. Wyciągam z górnej szafki spory garnek i postanawiam ugotować zupę. Baekhyun z pewnością dawno nie jadł ciepłego posiłku. Kroję warzywa w skupieniu i modlę się w myślach, aby chłopak wyrwał się z tego letargu.

- Tęsknię za naszymi rozmowami, Baekhyun - wołam z kuchni tak, aby mnie usłyszał. - Byłoby miło, gdybyś wstał i mi potowarzyszył. Gotuję zupę. Przyda ci się trochę warzyw, musisz nabrać sił.

Żadnej reakcji. Nie zniechęcam się. Kontynuuję krojenie skromnego zapasu warzyw w milczeniu i wrzucam wszystko do garnka.

- Przepraszam, że wpuściłem tu twojego tatę. Nie wiedziałem, że to będzie dla ciebie takie złe, choć wiem, że mogłem się domyślić. Po prostu już trochę brakuje mi... pomysłu. Czuję się bezsilny, Aniele. Chciałbym, żebyś poczuł się lepiej. Chciałbym...

Milknę. Przy krojeniu cebuli oczy zachodzą mi łzami i nieopatrznie nacinam nożem palec. Nie wiem, czy to przez skumulowane poczucie słabości, cebulę czy ból w palcu, ale z moje gardła wyrywa się od dawna tłumiony szloch. Odkładam nóż, drżą mi dłonie. Patrzę na krew sączącą się z palca i płaczę bezwstydnie z opuszczoną głową, czując się po prostu bezużyteczny. Spuszczam głowę i pozwalam łzom spływać w dół mojej twarzy.

- Tak bardzo... Tak bardzo chciałbym żeby było już wszystko w porządku. Chciałbym zabrać się na plażę, jak kiedyś. Zróbmy ognisko. Pojedźmy na śniadanie do zajazdu. Może... może to sprawi, że poczujesz się lepiej...

Milkę, czując wokół siebie słabe, skostniałe dłonie. Zaskoczony podnoszę głowę pewien, że to tylko wytwór mojej wyobraźni, ale Baekhyun naprawdę stoi tuż za mną, wtulony w moje plecy. Boję się odwrócić, aby go nie spłoszyć, więc jedynie nakrywam jego dłonie swoimi i uśmiecham się przez łzy.

- Przestraszyłeś mnie - mówię, przełykając łzy. - Kiedyś przez ciebie zwariuję, Aniele.

Trwamy tak przez dłuższą chwilę, dopóki nie odwracam się, aby objąć go mocno. Ta nagła bliskość wywołuje we mnie kolejny niekontrolowany potok łez. Tym razem są to łzy ulgi.

- Dwa tygodnie - mamrocze Baekhyun. Nadal jest owinięty kocem, który tłumi jego słowa.

- Co takiego? - pytam zaskoczony.

- Dwa tygodnie. Miałem wtedy karę na samochód. Za to, że pojechałem odebrać Kyungsoo z wyścigów, na których się poznaliśmy. Podwoziłeś mnie do szkoły przez dwa tygodnie. Dzień w dzień.

- Pamiętam to - uśmiecham się na to cudowne wspomnienie i uświadamiam sobie, że dałbym wszystko, aby tylko wrócić do tych czasów.

- Nadal nie wiem, dlaczego byłeś dla mnie wtedy taki uprzejmy. 

- Podświadomie wiedziałem, że zakochanie się w tobie to jedynie kwestia czasu - szepczę, wtulając go w siebie. Chwilę czułość przerywa dźwięk kipiącej zupy. Jedną ręką zmniejszam temperaturę na płycie indukcyjnej, a drugą wskazuję Baekhyunowi stół. - Usiądź. Zaraz będzie gotowe.

Patrzy na mnie smutno, ale zajmuje miejsce, ciągle szczelnie przykrywając się kocem. Nalewam zupę do dwóch misek, choć z emocji ciągle drżą mi dłonie. Stawiam posiłek przed Baekhyunem i nie mogę powstrzymać się przed lekkim uśmiechem.

- Smacznego. Starałem się.

Brunet nie wygląda na głodnego. Być może już dawno stracił apetyt, ale sięga po łyżkę i zaczyna jeść. Nie mogę powstrzymać radości. Mam wrażenie, że to zapowiedź jego powrotu do zdrowia, ale nie mogę nastawiać się na zbyt wiele.

- Lubię wspominać nasze dobre czasy - odzywa się nagle, markotnie wpatrzony w swój talerz.

- Ja też - posyłam mu uśmiech, ale on go nie odwzajemnia. - Ale przeszłość to nie wszystko, co posiadamy. Przed nami jeszcze piękniejsza przyszłość, wiesz? Jeszcze doświadczymy tego wszystkiego, co mieliśmy kiedyś. I wiesz co? To będzie jeszcze lepsze. Obiecuję.

Baekhyun podnosi wzrok i znów sprawia wrażenie przybitego. 

- Przepraszam.

- Za co? - marszczę brwi, zajęty owijaniem krwawiącego palca ręcznikiem papierowym. 

- Za wszystko. Za bycie dla ciebie ciężarem.

- Aniele.

- Mógłbyś mieć znacznie więcej, gdyby nie ja.

Jego słowa uderzają mnie prosto w serce. Wstaję z krzesła i klękam tuż przy nim, chwytając jego drobne, smukłe dłonie.

- Nawet nie myśl w taki sposób - mówię głosem nieznoszącym sprzeciwu. - Nie myśl tak. Jesteś dla mnie wszystkim. Będę przy tobie przez cały czas. Będę o ciebie dbał, troszczył się, pilnował, aby wszystko było w porządku. W życiu nie zostawię cię już samego. Nieważne, jak będzie ciężko. Będę tu, rozumiesz?

Kiwa w zamyśleniu głową, oddychając płytko.

- Przepraszam, że to widziałeś.

- Co?

- Wiesz co.

Domyślam się, że mówi o wczorajszym zajściu i na samą myśl czuję ucisk w żołądku.

- Nie przejmuj się. Wyciągniemy cię z tego. Będzie dobrze - mówię, trzymając jego dłonie w swoich własnych. W takich chwilach czuje, że mógłbym oddać za niego własne życie i jestem z tego dumny jak cholera. - Zjedz jeszcze trochę. Masz ochotę wziąć prysznic?

Kiwa głową. Nie da się ukryć, że ostatnie dni spędził leżąc w łóżku.

- Mogę zostać dziś na noc. Mówiłeś ostatnio, że boisz się spać sam.

Znów lekkie skinienie. Oddycham z ulgą. Wszystko jest w porządku. Już jest dobrze.

***

Mniej więcej tak wyglądają nasze następne dni. Przychodzę do Baekhyuna po pracy, robię zakupy i gotuję coś ciepłego, najczęściej zupę, bo moje zdolności kulinarne nie są zbyt wygórowane. Później budzę go na obiad i jemy wspólnie. Bierzemy wspólny prysznic, Baekhyun przebiera się w świeżą piżamę i wraca do łóżka, gdzie najczęściej leżymy dłuższy czas rozmawiając, wspominając lub po prostu patrząc na siebie. Nie poruszamy trudnych tematów. Póki co udajemy, że nas nie dotyczą. Czasami zostaję na noc, lecz najczęściej wracam do siebie, kiedy Baekhyun zasypia. Do działania napędza mnie tylko nadzieja, że wszystko jest tylko kwestią czasu. Prędzej czy później brunet dojdzie do siebie i będzie gotowy sięgnąć po fachową pomoc. Będę przy nim w trakcie całej terapii, pomogę przejść mu przez wszystkie najgorsze dni, a potem wspólnie będziemy cieszyć się naszą doskonałą przyszłością.

Pewnego popołudnia po pracy znajduję go w pracowni z wiolonczelą. Gra w takim skupieniu, że nawet nie zauważa mojej obecności, gdy stoję w progu ze łzami w oczach. Ostatnio wzruszam się zbyt łatwo. Na szczęście, gdy kończy utwór i podnosi wzrok, zdążam otrzeć powieki.

- Czułem potrzebę, żeby to zrobić - mówi tonem usprawiedliwienia.

- Jestem z ciebie dumny.

Uśmiecha się. Jego włosy znów są w nieładzie, dalej ma podkrążone oczy i chodzi owinięty w kilka warstw bluz, kardiganów, koców i szlafroków, ale dla mnie jest najpiękniejszy na świecie.

- Muszę powrócić do formy. Moja przerwa się kończy - mówi smętnym głosem. - Daniel dzwonił kilka razy, ale nie odebrałem. 

- Wrócisz, gdy będziesz gotowy. Potrzebujesz jeszcze trochę czasu.

Podchodzę do niego, pomagam mu odstawić wiolonczelę i obserwuję, jak ostrożnie odkłada jeden ze smyczków do swojej kolekcji. Dawny Baekhyun wraca powoli. Kawałek po kawałku.

- Zrobię obiad. Jesteś głodny, Aniele? - proponuję, nie mogąc nacieszyć się tym, jak dobrze brunet miewa się tego dnia.

Uśmiecha się.

- Nie mogę się doczekać.

Niestety, po prysznicu znów odpływa w sen. Następny dzień nie jest już tak pozytywny, w porze obiadu Baekhyun tylko markotnie patrzy w swoją porcję po czym odchodzi z takim wyrazem twarzy, jakby zaraz miał zamiar zalać się łzami. Kolejne dni wyglądają podobnie, a ja czuję się coraz bardziej bezsilny.

- Potrzebujesz prawdziwej pomocy, Baekhyun - szepczę mu do ucha, gdy pewnego wieczoru leżymy w sypialni, słuchając symfonii Beethovena.

- Radzę sobie - odpowiada. - Dzięki tobie.

- Mówię o fachowej pomocy. Po psychologu, terapeucie. Kimkolwiek, kto wiedziałby, co naprawdę ci dolega.

- Prochy mi dolegają - parska prześmiewczo pod nosem. - Dzień w dzień albo mam zjazd albo jestem permanentnie naćpany. Oto co mi dolega, Chanyeol.

- Chcesz żeby to trwało dalej?

- Nie, ale co innego mogę zrobić.

- Poszukamy dla ciebie jakiejś pomocy. Wyjdziesz z tego.

- Nigdy już nie poczuję się lepiej, wiesz? - patrzy na mnie zupełnie poważnym wzrokiem. - W takich momentach czuję się dobrze. Jest w porządku. Nie chcę nic zmieniać.

- Potrzebujesz terapii. Odstawisz te świństwo i poczujesz się lepiej.

- Wątpię.

- Musisz mi zaufać. Przejdziemy przez to razem, dobrze?

- Po co to wszystko? Czy nie możemy funkcjonować w ten sposób?

- Czeka na nas coś więcej niż ta codzienna rutyna, Aniele.

- Może to ty oczekujesz czegoś więcej. Ja nie przeżyję jakiejkolwiek zmiany. Pewnie umrę, jeśli złamiemy tę rutynę.

- Baekhyun.

- Pewnie umarłbym już dawno, gdyby nie poranne kreski. Ale mój zapas zaraz się skończy i znów będę miał zjazd. I tak w kółko.

Czuję wściekłość i dziwny żal, który powoli ogarnia całe moje ciało. Uwalniam się spod objęć Baekhyuna i opuszczam łóżko.

- Gdzie to masz?

Podrywa się gwałtownie. Jego twarz zdradza piekielne przerażenie, które paraliżuje go w miejscu.

- Co chcesz zrobić? - pyta drżącym głosem.

- Gdzie masz to gówno?! - pytam agresywniej, niż zamierzałem i gorączkowo rozglądam się po pokoju. Otwieram szuflady w biurku, przesuwam książki na regałach, zaglądam nawet do kosza wypchanego papierowymi kulkami z arkuszy nut. - Gdzie to, kurwa, ukrywasz?!

- Przestań! - podrywa się z łóżka i dopada do mnie, łapiąc mnie za ramiona.

Mam przewagę zarówno we wzroście, jak i w sile, więc bez problemu uwalniam się z zasięgu jego rąk, jednocześnie odpychając go mniej ostrożnie niż zamierzałem. Baekhyun wpada na stolik nocny, lecz to w żaden sposób nie staje mu na przeszkodzie przed dalszym zatrzymywaniem mnie. Otwieram szafę i przeglądam uważnie jej zawartość, czując wokół siebie dłonie bruneta, usiłującego mnie odciągnąć.

- Przestań! - krzyczy desperacko, a wraz z zachrypniętym głosem jego gardło opuszcza bezwstydny szloch. To nawet nie jest płacz - to ryk. Rozpacz, lęk i bezsilność skumulowane w okrzyku rozrywającym serce.

Z ulgą odnajduję sporą białą kopertę, w środku której znajdują się różnej wielkości woreczki strunowe, niektóre niemal pełne białego proszku, inne puste. Baekhyun przez cały czas usiłuje wyrwać mi kopertę z rąk. Okazuje się przy tym całkiem silny, ale góruję nad nim. Przeklinając pod nosem zgarniam całą zawartość koperty i podchodzę do okna.

- Nie! Nie, proszę! Nie! Chanyeol! - Baekhyun bezsilnie macha rękoma w powietrzu, usiłując odebrać mi woreczki z narkotykiem. - Proszę! Proszę! Błagam! Nie zrobisz tego, jeśli mnie kochasz! Chanyeol! To mnie zabije! Chanyeol! Nie!

Ten widok boli jak cholera, ale wiem, co muszę zrobić. Nie pozwolę mu dalej tak funkcjonować. Otwieram okno i wysypuję za parapet wszystkie woreczki. Białe świństwo spada dwanaście pięter niżej, niesione lodowatym wiatrem, a Baekhyun wydaje z siebie najbardziej desperacki krzyk, jaki słyszałem. Odpycha mnie i patrzy w dół z przerażeniem na twarzy, jakby szykował się do skoku w ślad za straconym towarem. Odciągam go za ramię, zamykam okno, a on gwałtownie uderza mnie otwartą dłonią w twarz.

- Nienawidzę cię! Nienawidzę! - wrzeszczy z taką wściekłością w głosie, że bez problemu mógłbym uwierzyć, że nie przemawia przez niego jedynie uzależnienie.

Pozwalam mu okładać mnie niecelnymi uderzeniami, aby finalnie przyciągnąć go do siebie i zamknąć w czułym uścisku. Miota się w moich ramionach w furii, płacząc, krzycząc i przeklinając, a ja z trudem zachowuję zimną krew, by w końcu również rozpłakać się z bezradności. Upadamy na łóżko. Baekhyun jest kompletnie pozbawiony sił. Płacz i atak gniewu wyczerpały go do tego stopnia, że tylko oddycha głośno skulony pod ścianą.

Zostaję z nim na noc, przez cały czas czuwając nad jego osłabionym ciałem. Zauważam, że na skutek mojego niezbyt delikatnego blokowania jego ataków na tych wątłych, bladych przedramionach powoli wykwitają granatowe siniaki i nienawidzę się, choć wiem, że nie miałem wyjścia. Musiałem to zrobić dla niego. Kiedyś mi za to podziękuje.

Następnego dnia nie idę po pracy. Zostaję z Baekhyunem, który nie odzywa się do mnie ani słowem. Próbuję jakoś do niego dotrzeć, ale moje starania okazują się zupełnie bezskuteczne. Nawet nie jemy razem obiadu. To wszystko sprawia, że zaczynam mieć wyrzuty sumienia, choć wiem, że nie powinienem. Boże, jakie to wszystko skomplikowane.

- Wracam do domu. Przyjdę jutro - mówię późnym wieczorem, gdy brunet zamyka się w łazience.

Uchyla drzwi i patrzy na mnie zamglonym spojrzeniem, a ja wiem, że właśnie coś wziął, ale nie mam siły nic z tym zrobić. Jestem kompletnie bezradny i nienawidzę się za to. Powinienem walczyć o niego z większą wiarą.

- Nie przychodź - odzywa się tylko chłodno.

- Już mnie nie chcesz? - pytam, tłumiąc w sobie wszystkie emocje. Ostatnie dni życia z Baekhyunem to istny rollercoaster uczuć.

- Po prostu jestem na siebie wściekły. Nie chcę cię w to wciągać. Zasługujesz na więcej. Poradzę sobie sam. Nie musisz tu być codziennie.

Przerywam zapinanie kurtki i pochodzę bliżej, przyciągając go do mocnego uścisku. Baekhyun niepewnie wtula się w moją klatkę piersiową, a ja staram się być silny za nas obojga. On już się poddał, ja nie zamierzam.

***

Przychodzę do jego mieszkania jeszcze wiele razy. Dbam o porządek, gotuję, pilnuję, aby zjadł posiłek, wziął prysznic i wyszczotkował zęby. Sehun wie, że spędzam praktycznie każdą wolną chwilę w mieszkaniu Baekhyuna, ale nie komentuje tego. Moja mama również pozostaje obojętna. Nie mają pojęcia o problemach mojego kochanka. Czasami, gdy Byun śpi ukradkiem przeszukuję szuflady i półki, bo wiem, że ukrywa w mieszkaniu jeszcze więcej awaryjnych zapasów heroiny. Jednocześnie boję się, co stanie się z nim, jeśli odstawi narkotyk po wielu miesiącach, a może nawet latach zażywania i uciszam swoje sumienie troską o niego. Podejmiemy stanowcze kroki, jak tylko trochę wydobrzeje.

Szóstego maja są urodziny Baekhyuna. Dwudzieste trzecie. Ja spędziłem swoje dwudzieste trzecie urodziny w więzieniu, ale on zasługuje na to, aby spędzić ten dzień jak najlepiej. Kupuję mu niewielki torcik w jednej z lepszych cukierni. Jest śmietankowy i ozdobiony kandyzowanymi owocami. Przynoszę także szampana, choć oboje gardzimy tymi trunkami. Pamiętam jednak, jak wspólnie piliśmy go w dniu jego osiemnastych urodzin i wydaje mi się, że było to tak niedawno.

Ku olbrzymiemu zdumieniu moje pukanie do drzwi pozostaje bez odpowiedzi. Pukam ponownie. I znowu. I znowu. Przed oczami stają mi najczarniejsze scenariusze. Mam wrażenie, że jeśli nie zapanuję nad sobą, panika weźmie nade mną górę i gołymi rękoma rozszarpię stojące mi na drodze drewno. Co jeśli wziął za dużo i przedawkował? Zemdlał i uderzył głową w kant stołu? Zrobił sobie coś złego? Dopiero, gdy zaczynam walić w drewno i wołać imię Baekhyuna słyszę po drugiej stronie kroki. Otwiera mi dziewczyna w okularach, którą już gdzieś widziałem. Przyglądam jej się zaskoczony i zauważam podobieństwo pomiędzy nią, a brunetką ze zdjęcia na tle górskiego krajobrazu, które wisi w salonie Baekhyuna.

- Cześć? - pyta niepewnie brunetka, opierając się o framugę.

- Kim jesteś? - zerkam na nią z wyższością, czując się poniekąd żałośnie z tortem i szampanem w dłoniach.

Ponad ramieniem dziewczyny zauważam zgarbioną sylwetkę Baekhyuna.

- Wpuść go. To Chanyeol.

Dziewczyna zerka na mnie z rezerwą i finalnie przepuszcza mnie w progu. Wchodzę do mieszkania, znów czując się w nim jak nieproszony gość. Baekhyun nadal ma nieobecny wyraz twarzy i wygląda jakby ledwo przed chwilą wciągnął kreskę lub dwie, ale potulnie obejmuje moją szyję, nie zwracając uwagi na obecność brunetki.

- Wszystkie najlepszego, Aniele - szepczę mu do ucha, całując delikatnie jego policzek.

- Dziękuję, że pamiętałeś - odpowiada z cieniem uśmiechu na twarzy, po czym odsuwa się i gestem dłoni wskazuje mi dziewczynę, stojącą tuż obok. - Chanyeol, to Reira.

Reira wygląda inaczej, niż ją sobie wyobrażałem. Ma zmierzwione, czarne włosy do ramion, wycieniowaną grzywkę i inteligentne spojrzenie małych, migdałowych oczu, mierzących mnie zza szkieł okrągłych okularów. Biała koszulka ze staroświecką falbanką pod szyją, perłowe kolczyki i idealnie dopasowane spodnie w kolorze kawy z mlekiem - właśnie w takim stroju wyobrażałbym sobie młodą kompozytorkę. Bije od niej aura autorytetu, mądrości i klasy, gdy wyciąga w moją stronę dłoń w geście powitania.

- Cho Reira.

- Park Chanyeol - odpowiadam, starając się zachować w tej sytuacji tak liberalnie, jak ona. Jest w tym wszystkim aż nazbyt łagodna i spokojna. Wydaje mi się, że porzucona narzeczona powinna mieć w sobie więcej gniewu.

- Miło mi cię widzieć, Chanyeol - mówi, przez dłuższą chwilę trzymając moją dłoń w uścisku swoich drobnych palców o krótkich paznokciach pomalowanych na czerwono. - Chciałabym przy okazji rozmówić się z tobą w pewnej sprawie.

"Rozmówić się" - powtarzam w myślach, mając ochotę parsknąć śmiechem. Czy ktoś jeszcze używa takich sformułowań w rozmowie? Och, no tak, rozkapryszone panienki z prywatnych muzycznych uczelni.

- Możemy najpierw zjeść tort - wtrąca się Baekhyun.

- W zasadzie trochę mi się śpieszy. - Reira rzuca brunetowi porozumiewawcze spojrzenie. - Przejdziemy do salonu, Chanyeol?

Wyczuwam w tym wszystkim jakiś spisek, ale tylko kiwam bez przekonania głową, wręczając Baekhyunowi opakowanie z tortem i butelkę szampana. Jest widocznie zaniepokojony, ale posyłam mu lekki uśmiech, aby poniekąd rozluźnić atmosferę.

- Włóż do lodówki. Niech się schłodzi.

Baekhyun znika w kuchni, a ja i Reira przechodzimy do salonu, gdzie na stoliku do kawy stoi czarna, pikowana torebka, niewątpliwie należąca do brunetki i znajomo wyglądająca koperta w formacie A3. Czuję, że zaczynają mi się pocić dłonie ze zdenerwowania, co z całą pewnością nie uchodzi uwadze dziewczyny.

- Usiądźmy - dyplomatycznie wskazuje kanapę i sama zajmuje miejsce na jej skraju, poprawiając okulary przemyślanym gestem. - Wiem, że nie spodziewałeś się mnie tutaj i przepraszam, jeśli was obojga zaskoczyłam. Przyjechałam z okazji urodzin Baekhyuna, poza tym obiecałam sobie i jemu, że będę zaglądała, aby sprawdzić, jak sobie radzi. Daniel, to znaczy menedżer Baekhyuna...

- Wiem kim jest Daniel - przerywam jej ostro, choć wiem, że nie powinienem. 

Zwyczajnie irytuje mnie to, że ta dziewczyna traktuje mnie, jak kogoś z zewnątrz, kto nie ma pojęcia o codzienności Byuna. Mam ochotę wyperswadować jej, że wiem o nim więcej, niż ktokolwiek z ich pieprzonej śmietanki towarzyskiej. Pierdolonego koła wzajemnej adoracji jebanych melomanów, stałych bywalców salonów. Pieprzonych wyższych sfer.

- Och, w porządku - uśmiecha się przepraszająco. Jest tak cholernie poprawna we wszystkim, co robi. Każdy jej gest i słowo jest idealnie przemyślane. - A więc Daniel skontaktował się ze mną i powiedział, że Baekhyun nie daje znaku życia. Przyjęłam się, bo jednak ja i Baek jesteśmy ze sobą bardzo blisko. Wiem, że nasza znajomość może budzić twoją niechęć i rozumiem. Nie mam zamiaru być twoją przyjaciółką, Chanyeol.

- Co za ulga - prycham pod nosem, choć wiem, że mógłbym się powstrzymać.

- Ale mamy ze sobą więcej wspólnego, niż ci się wydaje. - Tym razem brunetka zrażona moją uwagą zmienia ton głosu i patrzy na mnie z jawną pogardą. - Chodzi o Baekhyuna. Jeśli już obojgu nam na nim zależy, starajmy się w równym stopniu.

- Nie mam pojęcia, o czym mówisz, bo to ja, a nie ty, spędzam tu każdy dzień, pilnując, czy wszystko z nim w porządku - mówię stanowczo, pragnąc pokazać jej swoją przewagę.

- Nie w tym rzecz - ucina szybko. - Pewnie zauważyłeś już, że Baekhyun potrzebuje pewnych... medykamentów. Środków, które pozwalają mu dobrze funkcjonować. Dzięki nim może w dalszym ciągu koncertować.

- Mam nadzieję, że nie mówisz o heroinie.

- Ciszej! - Brunetka karci mnie ostrym spojrzeniem. - Nazywaj to, jak chcesz. Nie okłamujmy się, tylko to trzyma go w ryzach.

- Co takiego? - podnoszę ton, czując jak gniew przejmuje nade mną kontrolę. - Mówimy o pierdolonej heroinie.

- Mówimy o czymś, co pozwala Baekhyunowi dojść do siebie.

- Nie traktuj tego jak jakiegoś lekarstwa. To właśnie przez to jest taki... taki rozbity!

Brunetka kręci z rezygnacją głową, zaprzeczając moim słowom i zdobywa się na wyrozumiały ton.

- Nie, Chanyeol. Mylisz się.

- To ty się mylisz.

- Jest rozbity, tylko, gdy to odstawia, rozumiesz? To nie jest efekt samego medykamentu, tylko jego braku. Gdy bierze jest inną osobą. Może się spełniać. Cały świat stoi przed nim otworem. Wielu artystów wspomaga się takimi substancjami. To nie jest żadna nowość.

- Nie mogę tego dłużej słuchać. Popierasz to? Chcesz, żeby dalej brał?

- A ty? Ty tego nie chcesz? - ton brunetki przybiera na sile. Znów nerwowo poprawia okulary. - Wolisz żeby skończył karierę? Żeby najlepsze lata swojego rozwoju spędził w wariatkowie? Baekhyun nie potrzebuje terapii tylko czasu i zapału do pracy. Lada chwila zatęskni za sceną.

- I co wtedy? Wciągnie worek prochów i pójdzie grać?

- Boże, ty nic nie rozumiesz.

- Rozumiem wszystko doskonale! - wbijam w dziewczynę oskarżające spojrzenie i ledwo powstrzymuję się przed gwałtowniejszą reakcją. - Gówno was obchodzi stan Baekhyuna. Jest dla was coś wart tylko wtedy, gdy gra.

Na twarzy Reiry tężeje wyraz zdumienia i dezorientacji. Teraz mierzymy się takimi spojrzeniami, jakbyśmy lada chwila mieli rzucić się sobie do gardeł. Przeklęta żmija. Jedynie myśl o Baekhyunie i jego urodzinach motywuje mnie do trzymania nerwów na wodzy.

- Wstydziłbyś się kierować w moją stronę takie zarzuty. To dzięki mnie i Danielowi Baekhyun osiągnął to wszystko, a ty chcesz zaprzepaścić jego sukces z uwagi na swoje pobudki. To jest dopiero egoistyczne.

- Chcę tylko jego dobra.

- Zaakceptuj sytuację taką, jaką jest. Baekhyun musi brać. Bez tego lekarstwa nie ruszy wiolonczeli, a bez wiolonczeli jego kariera stanie w miejscu. Nie możemy pozwolić na zmarnowanie takiego potencjału.

- Jesteście, kurwa, bezlitośni.

- Nie, Chanyeol. To nam Baekhyun powinien być wdzięczny. Ty jedynie odciągasz go od tego, co najistotniejsze.

- Prochy nie są w jego życiu najistotniejsze!

- Ale pasja jest! - odpowiada mi równie gwałtownie, po czym dodaje łagodniej. - A na chwilę obecną jedno łączy się z drugim. Przykro mi, również ciężko przychodzi mi patrzenie na trudne dni Baekhyuna, ale muzyka to pasmo wyrzeczeń.

- Baekhyun nie chce sukcesu kosztem swojego zdrowia.

- Może zapytajmy o zdanie Baekhyuna? - Brunetka zerka ponad moim ramieniem na mężczyznę, przyglądającego się nam z progu kuchni.

- Reira ma rację - mówi Byun, ciaśniej otulając się połami obszernego kardiganu. - Potrzebuję tego, Chanyeol.

Moje serce znów pęka i mam wrażenie, że nic w życiu nie bolało mnie tak bardzo. Mam wrażenie, że jestem jedyną osobą, której szczerze zależy na szczęściu Baekhyuna i to dodatkowo zagrzewa mnie do walki o niego.

- Nie - protestuję. - Nie, nie, nie. W życiu się na to nie zgodzę.

- Nie masz nic do gadania. To decyzja Baekhyuna, nie twoja - prycha Reira.

- Mylisz się, jeśli myślisz, że do tego dopuszczę.

- Nigdy się nie mylę. Żaden robol nie stanie na drodze kariery mojego mężczyzny. - Posyła mi spojrzenie pełne wyższości. - Możesz z nim sypiać i wmawiać sobie, że go kochasz, ale nikt nie kocha go bardziej ode mnie. Byłam przy nim przez cały ten czas. Pogódź się z tym, że kiedy znów go zostawisz, ja nadal będę przy jego boku. Ty jesteś tylko epizodem.

Wstaje z kanapy i zgrabnym gestem chwyta z blatu stolika torebkę. W tamtym momencie jestem pewien, że mam przed sobą najbardziej bezduszną osobę na świecie. Jej pozbawione ładunku emocjonalnego słowa wryły się w moją pamięć, jak sztylety. Była w tym wszystkim taka oziębła, fałszywie dyplomatyczna i niewzruszona. Nie przejęłaby się Baekhyunem choćby umarł na jej rękach. Widziała w nim tylko potencjał, nic poza tym. Z całą pewnością zręcznie manipulowała nim od wielu lat.

- Ty pieprzona suko.

Zatrzymuje się w drodze do drzwi i odwraca gwałtownie, aby po chwili znów podejść do kanapy i nachylić się konspiracyjnie w moim kierunku.

- Jeszcze jedno. Jeśli choćby raz usłyszę, że wyrzucasz towar, który przywożę Baekhyunowi z narażeniem własnego życia, zniszczę cię - syczy tak, abym tylko ja to usłyszał. - To ja jestem osobą, która zapewnia mu wszystko, czego potrzebuje, rozumiesz? Najlepiej wiem, co dla niego dobre. Jeśli pozwalam ci przy nim być to tylko ze względu na potrzeby Baekhyuna.

- Więc co ty przywozisz mu dragi? - pytam chłodnym tonem, równie niewzruszony. 

- Wracaj do swojej roli potulnej zabaweczki i spędź z nim urodziny. Naciesz się tymi dniami, bo gdy tylko Baekhyun odzyska siły czeka go tournee. Gwarantuję ci, że nie będzie wtedy myślał o żadnym błędzie młodości. A już na pewno nie o kryminaliście, który z moją pomocą może w mgnieniu oka wrócić za kraty.

- Myślisz, że jesteś jedyną osobą, która może grozić? - z pełną dozą wściekłości wbijam w nią spojrzenie, wstając z kanapy. Patrzę na jej zmieszaną twarz z góry i kontynuuję. - Spierdalaj stąd i zabieraj swoje pierdolone prochy. Nie chciej, żebym cię tu jeszcze kiedykolwiek zobaczył, bo skończy się to czymś gorszym niż tylko mój powrót do więzienia.

Pewność siebie w jednej chwili opuszcza Reirę. Spogląda na mnie z przerażeniem i odwraca się szybko, zmierzając w stronę drzwi. 

- Do zobaczenia, Baekhyun - rzuca tylko na odchodnym, zostawiając nas samych. 


____________________________

kurwiszon jeden jak ja jej nie znoszę wrr aż jestem zła na siebie, że stworzyłam taką postać, ma same najbardziej wkurwiające cechy. o ile Blue z ow była finalnie dobra o tyle Reirę chyba wrzucę pod jakąś ciężarówkę w następnym rozdziale (to znaczy mam nadzieję, że się powstrzymam, bo chcę się trzymać plany na fabułę, ale wiecie jak to jest)

dajcie znać co myślicie

Miłego dnia!!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top