11. Ti Amo

Od: B
U mnie. Wpadnij ok. 20. Mieszkam pod numerem 28.

Czuję się niczym nastolatek przed pierwszą randką. Biorę szybki prysznic i długo stoję przed szafą, szacując, co powinienem założyć. Garnitur wydaje się zbyt elegancki na tę okazję. Jeansy zbyt codzienne. Po długich chwilach namysłu kończę w spodniach w kratę pożyczonych od Sehuna, starannie prasując białą koszulę prostownicą Haneul.

Przed drzwiami Baekhyuna pojawiam się spóźniony o kwadrans z winem, kupionym w osiedlowym sklepie i różą - ostatnią, jaką udało mi się kupić o tej godzinie. "Albo wyjdę na dżentelmena, albo się zbłaźnię" - mówię sobie w myślach po naciśnięciu dzwonka do drzwi. Nagle nachodzi mnie niepokojąca myśl - co jeśli otworzy mi narzeczona Baekhyuna? Zraniona Reira, o której mi opowiadał?

Na szczęście drzwi otwiera Baekhyun - w koszuli oraz kardiganie ze starannie ułożonymi włosami i niebiańskim uśmiechem na twarzy.

- Przyszedłeś - szepcze bezgłośnie i rzuca mi się w objęcia.

Jestem zaskoczony, ale nie mogę ukryć faktu, że od początku na to czekałem. Tak bardzo kocham czuć go przy sobie.

- Kupiłem wino - mówię głosem skończonego idioty.

Baekhyun mierzy mnie rozbawionym wzrokiem i zaprasza do środka. Zauważam, że z przedpokoju zniknęły kobiecie szpilki i płaszcz. Uznaję to za dobry znak i zostawiam kurtkę na wieszaku, buty zrzucając w miejsce, gdzie wcześniej widziałem buty narzeczonej Baekhyuna. Zupełnie tak, jakbym chciał tak prostym gestem zająć jej miejsce.

- Dla ciebie - mówię, wręczając mu różę. Podróż motocyklem raczej jej nie służyła. 

- Dziękuję, Chanyeol - uśmiecha się zarumieniony. Znów drżą mu dłonie, gdy przyjmuje kwiat i zbliża do twarzy, wdychając różaną woń. Mam ochotę uprzedzić, że róże z przedmieść nie są zbyt luksusowym towarem i nie spodziewałbym się po nich zbyt wybitnego zapachu. - Pięknie pachnie.

- Cieszę się - kiwam głową i wspólnie przechodzimy do jadalni, gdzie stół został przystrojony wysokimi świecami i płatkami róż (tych luksusowych, słodko pachnących, soczyście czerwonych i kosztujących miliony monet). - Romantycznie.

- Poczekaj, aż spróbujesz mojego risotto - mówi zalotnie, znikając w kuchni.

- Pomóc ci z czymś? - pytam w sumie bardziej z grzeczności niż z rzeczywistej chęci pomocy w kuchni.

- Nie, dziękuję - odpowiada zza ściany. Wydaje się zbyt podekscytowany i spłoszony jednocześnie.

Nieco zawstydzony zajmuję miejsce przy stole. Ciągle czuję się w tym domu jak intruz. Mam wrażenie, że lada chwila pojawi się tu narzeczona Baekhyuna i wszystko legnie w gruzach. Aby odwrócić uwagę od towarzyszącego mi stresu badam wzrokiem kolekcję płyt winylowych na regale w rogu. Nie przypominam sobie, aby Baek je kolekcjonował. Czy to jakaś nowa pasja, o której mi nie powiedział?

Wkrótce na stole pojawia się półmisek z risotto z krewetkami oraz kalmary w panierce. Baekhyun również zakupił na tę okazję wino, lecz pokusił się o nieco droższy trunek, niż ja. Decyduje jednak zdać się na mój gust i otwieramy przyniesioną przeze mnie butelkę, choć z daleka czuć, że przyniesiony przeze mnie alkohol jest tańszy, gorszy i dedykowany dla alkoholików oraz zdesperowanych studentów.

- Sam gotowałeś? - spoglądam na niego znad uniesionej brwi.

Chichocze nerwowo i nalewa wina do kieliszków. Nadal drżą mu dłonie. 

- Nie - wzrusza ramionami. - Ale możemy udawać, że tak.

Uśmiecham się lekko. Zauważam, że w tle rozbrzmiewa lekka muzyka klasyczna - idealnie w stylu Baekhyuna. Marmurowe blaty, zapach słodkiego wina i dźwięk kwartetów smyczkowych.

- Smakuje? - pyta, gdy tylko biorę kęs. - To z mojej ulubionej restauracji. Muszę cię tam kiedyś zabrać.

- Jest pyszne - odpowiadam z lekkim uśmiechem. Nie mam odwagi zapytać, jak klarują się sprawy pomiędzy nim, a cholerną Reirą, której imię ciągle siedzi mi w głowie.

- Owoce morze to afrodyzjak - uśmiecha się znad kieliszka wina. - Wznieśmy toast.

Podchwytuję jego sugestię.

- Za co, Aniele?

Rzuca mi spojrzenie, od którego kręci mi się w głowie.

- Za nas.

Pierwszy łyk ma smak naszego pierwszego pocałunku - intensywny, słodko-gorzki, z nutą obietnicy.

Jemy praktycznie w milczeniu, co jakiś czas wznosząc toasty za wszystko - za ponowne spotkanie, za jego zmarłą mamę, za naszą plażę. Aż w końcu jesteśmy pijani i wzruszeni, patrząc na siebie tak, jakbyśmy dopiero teraz spotkali się po latach. Jakbyśmy na nowo obudzili w sobie nas młodych - prawdziwych, zakochanych, oszalałych z pragnienia. Patrząc na niego znów mam wrażenie, że nic się nie zmieniło. To dalej ten sam naiwny chłopiec w sweterku.

- Zaraz wracam - mamrocze pod nosem i przerywa nasz kontakt wzrokowy, by odnieść talerze do kuchni.

Korzystając z jego nieuwagi podchodzę do głośnika i zmieniam utwór na coś, co wydaje mi się bardziej nastrojowe - "Ti Amo". Wypijam do dna kieliszek wina i porywam Baekhyuna w objęcia, gdy tylko przekracza próg pokoju.

- Co robisz? - śmieje się, gdy zapraszam go do tańca przerysowanym gestem. Czuję się już dość pijany. Kręci mi się w głowie i nagle staję się niepoprawnym romantykiem z zamiłowaniem do ballad miłosnych. 

- Świętuję - odpowiadam szeptem, przyciągając go do siebie.

Rumieni się wściekle wtulając policzek w moje ramię i wirujemy po całym pokoju, kołysząc się w rytm.

- Vesti la rabbia di pace... - nucę do jego ucha, gdy gorące łzy wsiąkają w moją koszulę. - ...e sottane sulla luce.

Czuję wolność, gdy mogę mieć go przy sobie ze świadomością, że możemy tańczyć całą noc. Nikt nie ma prawa nas już rozdzielić. Możemy pić obrzydliwego szampana i znów oglądać fajerwerki z dachu mojego domu. Kolejny raz pozwolę mu nosić moją kurtkę. Jutro zabiorę go na plażę. Postaram się, abyśmy oboje znów poczuli to samo. Nasze pierwsze lata były piękne, ale nasza przyszłość będzie jeszcze piękniejsza.

- Io ti amo, ti amo, ti...

Czuję, że Baekhyun płacze, ale ja sam mam łzy w oczach. Łzy szczęścia, albo tęsknoty. Może nawet żalu za tym, że straciliśmy tyle lat i nie przetańczyliśmy ani jednej nocy.

"Felicita" rozbrzmiewa jako kolejny utwór. Baekhyun rozpromienia się. Łzy przestają moczyć moją koszulę. Uśmiecha się i spogląda na mnie, jakby chciał zapytać "Jaką playlistę wybrałeś?".

Szybko okazuje się, że obaj znamy słowa, więc nucąc coraz głośniej wirujemy po pokoju, aż w końcu całe pomieszczenie rozbrzmiewa naszymi głosami. Wpadamy na meble, ślizgamy się na panelach, w biegu dopijamy wino prosto w butelki i całujemy się w blasku stopionych świec. Giniemy i rodzimy się na nowo. Wszystkie moje fantazje i pragnienia spełniają się właśnie tego wieczoru - gdy mogę mieć Anioła przy sobie.

***

Rano budzi mnie dotyk ciepłych dłoni i miękkiego koca. Rażące promienie słońca irytująco przebiegają po mojej twarzy. 

- Przepraszam - szepcze Baekhyun, chichocząc pod nosem.

- Za co? - pytam sennie, uśmiechając się na uczucie jego ust na mojej skroni. Wieczory z nim mogą być cudowne, ale nic nie zastąpi mi wspólnych poranków. 

- Nie zdążyłem założyć pościeli. Śpimy pod kocem.

- Jakby kiedykolwiek mi to przeszkadzało, Aniele.

Obejmuję go ściśle i wtulam policzek w jego nagie plecy. Pachnie winem, za mocnymi perfumami i kacem. Śmieje się cicho, gdy łaskoczę go w bok, a potem odwraca się, by pieszczotliwie uderzyć mnie poduszką. Nie pozostaję mu dłużny i przez kilka chwil okładamy się poduszkami wzniecając w powietrze chmurę białych piórek. 

- Rozejm? - pyta w końcu, oddychając ciężko. Jego wcześniej perfekcyjnie ułożone włosy teraz opadają pasmami na czoło. Nadal ma w sobie ten niewinny, chłopięcy urok.

- Rozejm - odpowiadam i podaję mu dłoń.

Zawieszenie ataku zostanie przypieczętowane uściskiem dłoni i soczystym pocałunkiem, a potem bez końca leżymy w morzu piórek wtuleni w siebie. Europejska playlista disco nadal gra - "Acapulco" rozbrzmiewa przytłumionymi dźwiękami zza ściany.

- Która godzina?

Baekhyun wyciąga rękę, by sięgnąć telefon z szafki nocnej. Ma na ramionach gęsią skórkę przez wiatr, wpadający do pomieszczenia zza uchylonego okna.

- Hm, jedenasta.

- Zbieraj się - mruczę, przeciągając się. - Zabieram cię na plażę.

- Żartujesz? - pyta ze śmiechem, patrząc na mnie. Biel pościeli kontrastuje z jego zaróżowionymi policzkami. 

Kręcę przecząco głową i znów przyciągam go do pocałunku.

- Czy kiedykolwiek żartowałem na ten temat? 

***

Przez całą drogę wtula policzek w moje plecy, a ja nie mogę powstrzymać uczucia, że czas stanął dla nas w miejscu. Jeździliśmy na tę plażę tak wiele razy - tyle wspólnych ucieczek, zachodów słońca, pocałunków słonych od morskiej wody.

Baekhyun ma nieodgadniony wyraz twarzy, gdy szuka wzrokiem dobrze znanej dziury w siatce, przez którą zawsze wchodziliśmy na teren plaży.

- Nie ma jej - mówię, w odpowiedzi otrzymując jego smutne spojrzenie.

- Jak to?

- Jakiś bogacz postawił sobie tu dom. Cała plaża jest prywatna, brak dziur w siatce i takie tam.

- Więc jak wejdziemy? - pyta, wyglądając na naprawdę przejętego. Boże, jaki z niego mały chłopiec. Kto mógł kiedykolwiek wymagać od tego dziecka bycia mężczyzną?

- Górą.

- Żartujesz?

- Nie.

Chichocze, gdy wspinam się po siatce i przerzucam na drugą stronę koc oraz siatkę z jedzeniem i napojami. Obserwuje mnie z dołu takim wzrokiem, jakby zakochiwał się we mnie ponownie.

- Podam ci rękę.

- Nie dam rady.

- Aniele.

Determinacja jest silniejsza od lęku wysokości - chwyta moją dłoń i pozwala mi wciągnąć się na szczyt cholernego ogrodzenia, a następnie czeka aż zeskoczę pierwszy, abym mógł złapać go przed upadkiem na piasek. Kocham to, że czuję jego zgodę na adorowanie go. Widzę to w sposobie, w jaki jego ręka szuka mojej, w jaki jego spojrzenia odbijają się od mojej twarzy.

Dzień jest chłodny, ale gdy rozkładamy koc i układamy na nim pojemniki z owocami i plackami, które rano usmażyłem mamy wrażenie, jakbyśmy znów doświadczali upalnego lata. Patrzę na niego i widzę te promienie słońca tańczące w czarnych włosach, jego policzki przyprószone piegami, wakacyjna opalenizna pod rękawami koszuli.

- Bałem się, że nigdy więcej tego nie doświadczę - morska bryza niesie głos Baekhyuna.

Szum fal niknie, pozwalam sobie zatopić spojrzenie w jego wymizerowaną twarz. Poczucie winy każe mi po raz kolejny przeprosić, ale nie chcę w dalszym ciągu rozdrapywać starych ran. Przyciągam go do uścisku i długo trzymam w ramionach, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Też się tego bałem? Byłem podświadomie przygotowany na porażkę? Żyję w przekonaniu, że w każdej chwili mogę stracić cię ponownie?

- Doświadczymy razem tak wielu rzeczy, Aniele.

- Chciałbym.

- Ja też.

- I chciałbym znów ufać ci tak, jak na początku.

Uśmiecham się pod nosem.

- Aż tak bardzo? Przypomnij sobie, jaki byłeś wtedy ufny.

- Pamiętam - wzdycha, chichocząc. - Byłem tak naiwny. Chłopak na wyścigach mógł się z tobą całować, a ja i tak dalej wierzyłem, że jestem dla ciebie jedyny.

- Byłeś jedyny. Nadal jesteś.

- Nie o to chodzi. Myślałem, że traktujemy to poważnie od samego początku, a wtedy ty i on... Zapominałem o tobie tak długo, a gdy już miałem całkowicie wrócić do dawnej rutyny, ty pojawiłeś się pod moim balkonem. Masz tupet, Park.

- Zakończyłem relację z Luhanem po tym, jak poznałeś go na wyścigach. I żałowałem jej bardzo długo - przyznaję, choć nie chcę wracać do tego tematu. Byłem takim dupkiem. Nawet w perspektywy czasu trudno mi się pogodzić z tą myślą.

- Chodzi o to, że zawsze przychodzisz w ostatniej chwili, gdy ja już chcę odpuścić. Wiesz, o czym mówię, prawda? Znikasz na wiele lat i nagle, bum, widzę cię na widowni.

- Czy to źle?

- Trochę tak. Jakbyś angażował się dopiero pod koniec.

- Sprawdzam ile beze mnie wytrzymasz.

- Przestań żartować - szturcha mnie w ramię. - To okrutne.

- Przepraszam, Aniele. Ja również nie lubię o tym mówić.

- Zdradziłeś mnie wtedy?

Zamieram. Boże, byłem idiotą jeśli sądziłem, że naprawdę zostawimy za sobą wszystkie niedokończone sprawy.

- Kiedy?

- Wtedy - ścisza głos. Drżącymi dłońmi wydobywa z kieszeni wisiorek z wiolonczelą. - Wtedy, kiedy on to miał.

Milczę. Byłem krótkowzrocznym dupkiem. Pieprzyłem się z Luhanem, aby udowodnić i sobie i jemu, że jestem górą. W rzeczywistości zniżałem się do jego poziomu.

- Tak.

- Słucham? - głos Baekhyuna drży.

- Przepraszam.

Mam wrażenie, że się rozpłacze, ale on tylko ściska wiolonczelę w dłoni i oddycha głośno. Jest taki delikatny, bezbronny, tyle przeszedł. Nic dziwnego, że wplątał się w gówno, nic dziwnego, że jest blady jak duch i brak w nim życia. Ten dzieciak doświadczył wszystkiego, co zabiło w nim dawnym entuzjazm.

- Nie powiedziałeś mi o tym wtedy.

- Wiem. Przepraszam. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.

- Czułem, że wtedy kłamałeś - mówi tak słabym głosem, że ledwo go słyszę. - Ile razy to jeszcze zrobiłeś?

- Tamten raz był ostatni.

- Brzmisz jak kłamca, Chanyeol.

- Wiem, ale jestem szczery - unoszę jego podbródek. - Brzydzę się sobą, gdy myślę o tamtych czasach, ale nie mogę udowodnić ci tego, jak bardzo cię wtedy kochałem. Byłem zagubiony.

- Kochałeś się z nim?

- Nie, tylko go pieprzyłem.

- Dałeś mu to - wskazuje na wiolonczelę.

- Nie - wzdycham, bo coraz ciężej zebrać mi się na szczerość. - Zdjąłem ją u niego. Najwyraźniej jej wtedy zapomniałem.

Kiwa głową, jakbym nic się nie stało, choć widzę, że w jego oczach błyszczą łzy.

- Przynajmniej nie pieprzyłeś go, mając to na szyi - uśmiecha się smutno, nerwowo pocierając nos wierzchem dłoni. - Trzymaj.

- Co robisz?

Baekhyun bez słowa wpycha mi w dłoń wisiorek z wiolonczelą. Jest już wyraźnie wysłużona - tak często przechodziła z rąk do rąk.

- Chcę, żebyś nadal to nosił.

- Po tym, co powiedziałem, ty nadal...

- Co nadal?

Słowa zamierają mi w gardle. On patrzy na mnie tak odważnie, że nie mam odwagi powiedzieć czegoś, co mogłoby go urazić. Nie mam serca po raz kolejny wystawiać jego uczuć na próbę.

- Nadal mnie chcesz? Chcesz żebym to nosił?

- Pewnie - wzrusza ramionami. - Tym razem nie ze względu na to, że jestem naiwny. Teraz ufam ci, bo nie mam już nic do stracenia.

- Nie brzmisz na zbyt pewnego.

- Spójrz na mnie - parska śmiechem, demonstracyjnie kładąc dłoń na swojej zapadniętej klatce piersiowej. - Nieważne, jak bardzo mnie skrzywdzisz, nie będę już większym wrakiem. Moje pokłady bólu się wyczerpały. Możesz pieprzyć wszystkie dziwki w okolicy.

- Wiesz, że nie mam zamiaru.

- Nie wiem. Tak naprawdę nadal jesteśmy dla siebie obcy, Chanyeol.

Chcę się wykłócać, tłumaczyć, że poznaliśmy się tak dobrze, jakbyśmy byli dla siebie od zawsze niebem i ziemią. Przypominam sobie jednak, że moje postępowanie samo w sobie zaprzecza tym przekonaniom.

- Nie znam nikogo silniejszego od ciebie, Baekhyun.

__________

toksyczne związki są gorze niż narkotyki. dziś pierwszy raz w życiu śpię sama w pustym mieszkaniu. 

wielki powrót. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top