10. Nadzieja
- Park!
Odwracam się, słysząc wołanie z przeciwnej strony placu. Jest środek upalnego dnia, a ja ścigam się z czasem, dźwigając materiały budowlane, zatopiony w swoich myślach.
- Ktoś do ciebie! - współpracownik macha ręką w kierunku niskiej sylwetki w koszuli majaczącej w blasku słońca za siatką, odgradzającą plac budowy od chodnika.
Cholera. Tylko nie on. Walczę z całych sił, aby nie podbiec do siatki jak na skrzydłach i nie dać się znowu omamić. Nie, Chanyeol. Nie będziesz dla niego zabawką. Naćpał się? Chce znów jednorazowej przygody w jego cholernym mieszkaniu, z którego tymczasowo wyjechała jego kobieta? Chce się wyżalić? Niech idzie i znajdzie psychologa albo prostytutkę. Nie będę pełnił roli pocieszania na trudne chwile.
- Przekaż, że nie ma mnie w pracy - odpowiadam, gdy mężczyzna podchodzi bliżej.
- Co?
- No, że nie ma mnie w pracy.
- Ale...?
- Daj spokój - macham ręką i wracam do taczki.
Naraz podchodzi do mnie inny współpracownik, wpatrując się uporczywie w stojącego za siatką Baekhyuna.
- To co za typ? Komornik? Kłopotów sobie narobiłeś?
- Nie - odpowiadam, zajęty pracą.
- Jak chcesz to go możemy z kolegami...
- NIE - odpowiadam ostrzej i jeszcze agresywniej ładuję materiały budowlane na chwiejącą się taczkę.
- Okej, dobra, bez przesady - chłopak daje za wygraną. - Myślałem, że się kumplujemy.
Nie mam kumpli, ani przyjaciół. Ci ludzie, których spotykam w pracy są mi kompletnie obcy. Prawdziwy przyjaciele odeszli.
Baekhyun przychodzi do mojej pracy jeszcze kilka dni z rzędu. Za każdym razem udaje mi się go zignorować. Współpracownicy spławiają go różnymi wyjaśnieniami - że nie ma mnie w pracy, że mam sraczkę, że znów poszedłem siedzieć, albo, że wygrałem na loterii i wyjechałem z rodziną na Hawaje. Któryś nawet przekazuje mi karteczkę od Baekhyuna - liścik, w którym przeprasza oraz wizytówka na grubym pachnącym papierze z numerem jego telefonu.
Ignoruję to wszystko do dnia, kiedy wychodząc z pracy nie spotykam się z nim twarzą w twarz. Słońce zachodzi za szczytami wieżowców, zatapiając miasto w brzoskwiniowym blasku, a on stoi oparty o białe auto z okularami przeciwsłonecznymi na nosie. Mógłbym go nie poznać, ale niemal natychmiast podbiega do mnie i desperacko chwyta za rękaw.
- Chanyeol.
- Zostaw - wyrywam rękaw z jego uścisku. - Czego chcesz?
- Porozmawiać.
- Nie znamy się już.
- Proszę - jego głos staje się płaczliwy. - Chcę wyjaśnić.
- Mogłeś wyjaśniać wcześniej.
- Chanyeol, proszę - zza oprawek czarnych okularów na blade policzki spływają strużki łez.
Zawsze byłem przewrażliwiony na punkcie jego płaczu.
- Niech będzie, ale nie dam ci się zaciągnąć do domu. Wolę uniknąć spotkania z twoją żonką.
Baekhyun gorączkowo kiwa głową.
- Wiem... Wiem, że chodzi o Reirę.
- Tak się nazywa ta twoja narzeczona?
Z obawy przed ciekawskimi spojrzeniami współpracowników, kończących pracę o tej samej godzinie idziemy do auta Baekhyuna. Tam brunet zdejmuje okulary, ukazując mi swoje czerwone, załzawione oczy. Ukłucie współczucia każe mi przyciągnąć go do siebie i zamknąć w uścisku, ale przypominam sobie o tym, że zamierzałem nie dać się zmanipulować.
- Nie kocham jej, Chanyeol. Nic mnie z nią nie łączy. Nic.
- Ale mieszkacie razem.
- Wiem.
- Nawet dzielicie jedno łóżko.
- Reira często wyjeżdża. Nieważne. Wyjaśnię ci.
- Streszczaj się - odparowuję rzeczowo, starając się zachować pozory niewzruszonego. Ciągle mam nadzieję, że Baekhyun w końcu powie mi to, co chcę usłyszeć - ta kobieta to ktoś odległy, kto nie będzie wchodził pomiędzy nas, ich związek jest już zakończony. Zaczynam jednak wątpić, czy takie wyjaśnienia satysfakcjonowałyby mnie w stu procentach.
- To zaczęło się, gdy poszedłem na studia. Reira jest kompozytorką. Poznaliśmy się na uniwersytecie. Przyjaźniliśmy się. Moja mama... ona bardzo chciała, aby Reira stała się dla mnie kimś więcej.
Spuszcza wzrok ze wstydem i czeka na moją odpowiedź.
- Baekhyun - mruczę chrapliwie zbity z tropu. - Mów dalej.
- Kłóciliśmy się, bo nie mogłem dać moim rodzicom wszystkiego, czego ode mnie oczekiwali. Byłem wiolonczelistą, odnosiłem sukcesy, skończyłem studia, ale nadal byłem sam. I oni doskonale wiedzieli, że to się nie zmieni. Moja mama... jej zależało najbardziej. "Przyszłość jest niepełna bez kobiety" - tak mówiła. Ale ja nie potrafiłem obdarzyć Reiry innym uczuciem. Któregoś dnia... mój tata powiedział mi o chorobie matki. To był najgorszy dzień w moim życiu. Słabła tak szybko... Wszyscy wiedzieliśmy, że zostało jej niewiele czasu. Kiedyś powiedziała, że jedynym czego chce jest to, aby dożyć mojego ślubu.
Milczymy. Krople deszczu miarowo uderzają w dach auta, gdy obserwuję jak Baekhyun kuli się w sobie, nie mogąc zmusić się do kontynuowania historii.
- Oświadczyłem się Reirze, gdy moja mama była już w hospicjum. Ten ostatni raz chciałem, aby była ze mnie dumna. Aby pamiętała, że miała takiego syna, jakiego chciała.
Jestem zupełnie oszołomiony i trudno mi pozbierać myśli. Wcześniej myślałem, że żadne wyjaśnienia nie byłyby wystarczające, aby usprawiedliwić Baekhyuna, jednak teraz sprawy prezentują się zupełnie inaczej.
- Czyli wy...? Nie jesteście razem? - pytam delikatnie.
- Nie - Baekhyun unosi spojrzenie, ocierając wilgotne policzki. - Reira ma ostry charakter, ja również trochę się uodporniłem na uczucia. Współpracujemy w branży, ale uświadomiłem jej, że nie interesuje mnie głębsza relacja. Co prawda, na początku próbowałem ją pokochać, ale to było bez sensu. Nie potrafię kochać nikogo poza tobą.
Mam mętlik w głowie. Patrzę na niego i nagle stwierdzam, że mam przed sobą zupełnie obcą osobę - w życiu nie spodziewałbym się po nim czego takiego. Może i jest zagubiony, ale nadal nie potrafię mu w pełni wybaczyć. Jego czyny są zrozumiałe, choć mogłyby sprawiać wrażenie głupich. Miał również motyw, z powodu którego Reira stała się dla niego kimś bliskim. Przyznał też, że nie potrafi kochać nikogo poza mną. Chyba tego ostatniego zapewnienia najbardziej potrzebowałem.
- Wiesz, że jeśli chcesz ze mną być, to nie może tak wyglądać - mówię rzeczowym tonem, patrząc mu prosto w oczy.
Kiwa głową jak posłuszny chłopiec i uśmiecha się lekko.
- Wiem, Chanyeol, ja... Ja wszystko to naprawię. Reira wraca w sobotę, powiem jej, aby się wyprowadziła i skończymy ten cyrk.
- Powiesz jej o mnie?
- O tobie? - wygląda na zaskoczonego moim pytaniem. Nerwowo szarpie na spinkę od mankietu i odwraca wzrok. - Ja... Nie wydaje mi się, aby to było konieczne. Nie musi znać całej prawdy. To tylko Reira, nie czuję się zobowiązany do spowiedzi przed nią.
- Wstydzisz się tego, że zostawiasz ją dla mnie?
- Co? Nie.
- Boisz się, co będzie, gdy inni się dowiedzą, prawda?
- Ja... tak. Może. Nie wiem - bezradnie wzdycha i wywraca oczami. - Nie chcę, aby ktoś wiedział, że jestem inny. Nie chcę. Uszanuj to, Chanyeol.
- A ja nie chcę być twój w ukryciu. Również powinieneś uszanować to, że chcę, abyś się do mnie przyznawał.
- Ja nie obracam się w zbyt tolerancyjnym towarzystwie - syczy przez zęby.
- Więc, cóż, pozycja w towarzystwie albo ja, wybieraj.
Milczy, po czym ostrożnie bierze moją dłoń w swoje. Jego lodowate delikatne palce splatają się z moimi - szorstkimi, twardymi i spracowanymi.
- Ja zrobię wszystko, żebyśmy byli razem, Chanyeol. Wszystko. Tylko, proszę, nie zostawiaj mnie ponownie.
- Aniele - serce mi mięknie, gdy widzę go takiego rozbitego. Przyciągam jego dłonie do moich ust i całuje delikatnie. - Kocham cię, ale nie mogę dać się tak traktować. Nie będę twoim sekretnym romansem ani kochankiem pod przykrywką kolegi. Jeśli mamy być razem, bądźmy razem naprawdę. Szczerze przed sobą nawzajem i przed każdym z naszego otoczenia.
- Wiem, Chanyeol.
- Jeśli ma być pomiędzy nami cokolwiek, chcę wiedzieć, że akceptujesz te warunki.
- Akceptuję - odpowiada bez zastanowienia.
- I jeszcze jedno - mówię, patrząc na niego z rezerwą. - Wiem, że bierzesz. Masz z tym skończyć.
Baekhyun wygląda, jakbym uderzył go w twarz. Otwiera szeroko oczy, a jego oddech przyspiesza. Odruchowo łapie za lewą kieszeń, co nie umyka mojej uwadze - na przyszłość powinienem wiedzieć, gdzie mógłby ukrywać to świństwo.
- Nie martw się - mówi, nagle odzyskując nad sobą panowanie. - To proszki od lekarza. Przepisał mi receptę. Biorę na stres przed koncertami, czasami na sen. Coś jak hydroksyzyna dla bardziej wymagających.
- Lekarz przepisał ci heroinę?
Baekhyun znów nieruchomieje, doskonale świadomy tego, że przyłapałem go na kłamstwie.
- Grzebałeś w moich rzeczach? - pyta oskarżająco.
- To nie ma znaczenia - prycham. - Heroina to gówno. To cię zniszczy, Baekhyun. Tego chcesz? Chcesz być wrakiem w wieku dwudziestu trzech lat?
- To mi pomaga. Nie biorę dużo.
- Ale jesteś uzależniony. Widzę to. Nie mam zamiaru pozwolić, aby to cię zniszczyło.
- Nie biorę dużo.
- Baekhyun - chwytam go za ramiona. - Nie będę tego akceptował. Pomogę ci z tego wyjść, słyszysz?
Brunet odwraca wzrok i nagle wygląda, jakby był na mnie wściekły.
- Myślisz, że to proste? - prycha. - Nie poradzę sobie z tym wszystkim. Wiesz, ile mam na głowie? No tak, skąd możesz wiedzieć. Ktoś z twoimi ambicjami raczej nie ma nad sobą zbyt dużej presji.
Zabolało, ale wiem, że tak działa jego mechanizm obronny.
- Nie musisz być arogancki. Nie uda ci się mnie sprowokować - parskam ironicznym śmiechem. - Jeśli już teraz jesteś pewien, że nie możesz z tego zrezygnować dla mnie, ja...
- To nie tak! - z rozdrażnieniem uderza pięścią w kierownice. - Chcę! Kurwa, chcę, żebyś do mnie wrócił i zrezygnuje ze wszystkiego, ale, Boże, ty nie rozumiesz, że to nie jest proste. Że mam miliony spraw na głowie, przez które nie mogę normalnie funkcjonować.
- Nie jesteś jedyną osobą z problemami, Baekhyun - odparowuje, choć wiem, że to ostatnie, co chce usłyszeć. - Wiem, że jest ci ciężko...
- Najwyraźniej nie wiesz!
- Wiem, albo przynajmniej staram się zrozumieć. I wiesz co, nie zostawię cię z tym samego.
Baekhyun milczy ze wzrokiem wlepionym w przednią szybę. Nie wygląda na chętnego do zwierzeń. Mam wrażenie, że przez to, iż nasza rozmowa zeszła na temat jego uzależnienia całkowicie stracił ochotę, aby kontynuować naszą konwersację. Może nawet momentalnie stwierdził, że nie jestem mu potrzebny - woli zostać sam ze swoimi prochami w udawanym związku.
- Dobrze - odzywa się w końcu.
- Co dobrze? - pytam.
- Skończę z tym, ale nie możesz wymagać ode mnie zbyt wiele. Nie odstawię tego z dnia na dzień. To wymaga czasu. I musisz przy mnie być.
- Jeśli wiesz, że temu nie podołasz powiedz to teraz. Wolałbym wiedzieć na początku.
- Podołam - mówi z przekonaniem. - Podołam dla ciebie.
Chcę wierzyć w jego słowa, ale coś sprawia, że mam wrażenie, iż nie był ze mną całkowicie szczery. Ignoruję to jednak, gdy brunet opiera dłonie na moich policzkach i pochyla się, całując mnie namiętnie. Na te kilka sekund cały świat przestaje dla mnie istnieć.
- Proszę, bądźmy w kontakcie - szepcze, czy nasze usta się stykają. - Dałem ci mój numer na wizytówce. Chcę z tobą rozmawiać tak, jak kiedyś.
Staram się nie dać ponieść emocjom. Nadal przepełniają mnie obawy i nie chcę podejmować pochopnych decyzji, które mogłyby okazać się dla mnie fatalne.
- Muszę to przemyśleć, Aniele.
- Dlaczego brzmisz, jakbyś chciał mnie zostawić? - pyta łamiącym się głosem.
- Nie zostawię cię. Muszę tylko to przemyśleć - ściskam jego dłoń. - Mam wizytówkę. Zadzwonię, gdy trochę ochłonę. Myślę, że kilka dni dobrze nam zrobi, aby pozamykać za sobą pewne sprawy.
Baekhyun doskonale wie, czego dotyczy moja wypowiedź, a w tym wypadku raczej - kogo. Kiwa głową i pozwala mi opuścić auto, żegnając mnie smutnym uśmiechem. Czuję, że postąpiłem słusznie i wracam do domu z poczuciem spełnienia oraz z tęsknotą ciążącą w sercu.
***
Mijają dwa dni. Jest piątek - pochmurny, burzowy piątek i chmurami w kolorze popiołu. Pracuję w pocie czoła, gdyż lada chwila mamy zakończyć budowę. Kierownictwo wymaga od nas dotrzymania terminu, wobec czego ostatni przepracowany tydzień uważam za najcięższy w mojej karierze robotnika budowlanego.
Nie mówiłem nikomu o mojej rozmowie z Baekhyunem. Czułem, że Sehun nie będzie pochwalał mojej decyzji, a wyjątkowo irytowała mnie sama myśl o byciu negowanym przez młodszego brata. Stwierdziłem, że wtajemniczę go w moje życie uczuciowe, gdy sprawy nieco się naprostują - gdy ja i Baekhyun będziemy już szczęśliwi, wolni od trosk, uzależnień i udawanych związków.
W trakcie przerwy na lunch piszę do Byuna krótką wiadomość, której treść przemyślałem już milion razy w trakcie bezsennych nocy i godzin najcięższej pracy.
Do: B.
Chciałbym cię zobaczyć. Tęsknię. Twój, PCY
Ktoś mógłby nazwać mnie banalnym, ale liczę na to, że Baekhyun poczuje emocje, które przelałem na klawiaturę telefonu. Dopiero po powrocie z pracy dociera do mnie jego odpowiedź.
Od: B
Przepraszam, byłem w trakcie nagrywek. Również tęsknię. Jutro wszystko zakończę, dla Ciebie. Nic nie stanie pomiędzy nami.
Od jego wiadomości robi mi się gorąco. Brakuje mi słów i zupełnie nie wiem, co powinienem odpisać. Może wypadałoby zadzwonić? Powiedzieć kilka słów? Nim zdążam zdecydować dociera do mnie kolejna odpowiedź Baekhyuna.
Od: B
Martwiłem się, że nigdy nie napiszesz. Teraz pewnie już śpisz. Dobranoc.
Odpisuję z serce w gardle.
Do: B
Nie śpię. Jak się czujesz?
Od: B
W porządku. Wracam do domu. Cały byłem dzień w studiu.
Do: B
Musisz być wyczerpany. Odpocznij i dbaj o siebie, Aniele.
Od: B
Ty z pewnością również jesteś zmęczony. Jak Ci minął dzień?
Do: B
Nic nowego. Praca.
Od: B
Chciałbym, żebyś był tu ze mną. Masz chwilę? Przyjedziesz?
Waham się. Stary Chanyeol bez namysłu wsiadłby na motocykl i spełnił życzenie kapryśnego Anioła. Aktualny Chanyeol jednak potrafi odróżnić realia od fantazji.
Do: B
Jutro wraca twoja narzeczona. Wolałbym jej nie spotkać.
Od: B
Nie nazywaj jej tak. Nie jesteśmy zaręczeni naprawdę.
Do: B
To niczego nie zmienia. Spotkamy się, ale nie teraz. Nie dziś. Dobranoc.
Od: B
Dobranoc. Kocham Cię.
Do: B
Również Cię kocham. Proszę, nie każ mi z Ciebie zrezygnować.
Od: B
Zrobię wszystko, aby było, jak kiedyś.
Zostawiam jego wiadomość bez odpowiedzi i idę pod prysznic, starając się zebrać myśli. Nagle czuję się przytłoczony tym wszystkim. Nie mogę przestać myśleć o tym, że odmówiłem mu spotkania oraz o fakcie, że jutro Baekhyun zobowiązał się zerwać ze swoją "narzeczoną". Wszystko wydaje mi się nagle strasznie komiczne i bez sensu. Nie moglibyśmy po prostu nie przejmować się tym wszystkim?
***
W niedzielne popołudnie gniję w garażu razem z Sehunem. Naprawiamy tłumik w jego aucie i w międzyczasie grzebiemy w masce. Trzymam w ręku zimne piwo, radio rozbrzmiewa ciężkimi rockowymi kawałkami, a Sehun jest w trakcie kolejnej opowieści o wakacyjnych planach na wyjazd do Japonii.
- Chciałbym się tam oświadczyć Haneul. To bardzo romantyczne miejsce - mówi z zaangażowaniem, pochylony nad maską auta z rękoma ubrudzonymi do łokci smarem.
- Odważne plany, jak na szczeniaka - parskam, upijając długi łyk. Zimny napój przyjemnie mrozi mi przełyk.
- Kiedyś trzeba się ustatkować, a im wcześniej, tym lepiej - wzrusza ramionami Sehun. - Spójrz na siebie, Yeol. Masz dwadzieścia pięć lat, niedługo wleci ci dwudziestka szóstka, potem trzydziecha, a nadal jesteś samotny.
- Nie do końca - mruczę i właśnie w tym momencie mój telefon wibruje.
Od: B
Chciałbym zaprosić Cię na kolację dziś wieczorem. Masz jakieś plany?
- Oho - Sehun patrzy na mnie znad maski.
- Zamknij się.
- Nowy obiekt westchnień? Czy dalej dajesz się ruchać na boku?
Do: B
Gdzie i kiedy, Aniele?
- Spadaj, dzieciaku. Muszę lecieć.
- Jeszcze nie skończyliśmy.
Rzucam mu ostre spojrzenie, wycierając ręce w starą, flanelową ścierkę.
- Ja skończyłem. Poradzisz sobie z resztą - rzucam na odchodnym i opuszczam garaż.
________________________
jak myślicie, co Baekhyun zostawi pierwsze - narzeczoną czy dragi???
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top