Rozdział 3

#rodzinacarmodyap

– Wiesz, że jeszcze żadna kobieta nie posłała mnie na kolana i nie skuła tak sprawnie podczas gry wstępnej jak ty?

Posyłam siedzącemu naprzeciwko wampirowi chłodne spojrzenie.

– To nie była gra wstępna. A teraz skup się, bo to ostatni raz, gdy zadaję to pytanie: jak się nazywasz?

Przykuty do stołu w pokoju przesłuchań mężczyzna nie zmienia pozycji, nie rusza się, nie mruga. Po prostu wpatruje się we mnie bez słowa, jakby nie zrozumiał pytania, a mnie powoli kończy się cierpliwość.

– Czy zrobiłam ci jakąś poważną krzywdę, gdy użyłam swojej mocy?

To przyciąga jego uwagę.

– Krzywdę?

Kiwam głową.

– No tak. Uszkodziłam cię poważnie?

Śmieje się lekko, jakbym opowiedziała świetny dowcip.

– Nie, czarownico.

– Wspaniale, to znaczy, że masz sprawne uszy i język, więc będziesz potrafił odpowiedzieć na moje pytanie. Jak. Się. Nazywasz. – Unoszę palec, gdy otwiera usta: – Przysięgam, że jeśli nawiążesz do posiadania sprawnego języka, odetnę ci go.

– To by było okrutne – oznajmia. – A język i tak by mi odrósł. Z tym, że jakikolwiek uszczerbek na moim zdrowiu jest naruszeniem porozumień pomiędzy naszymi rasami, a ja jestem tutaj bezprawnie przetrzymywany. Nie przedstawiłaś mi moich praw, nie pozwoliłaś skontaktować się z prawnikiem, nie poinformowałaś kłów o tym, że aresztowałaś jednego z wampirów... Jestem ciekawy, jak zareaguje na to twoja królowa.

Powieka drga mi na wspomnienie kłów, czyli wampirzego odpowiednika siódemki. Powinnam była skontaktować się z dowództwem i poinformować o sytuacji. Naruszam bardzo wiele przepisów przez jedno zdanie wypowiedziane przez tego faceta, a on nie chce podać mi żadnej odpowiedzi. Nie mogę go wypuścić bez uzyskania ich. Nie mogę, póki nie dowiem się, czy rzeczywiście wie cokolwiek na temat tego, co się zbliża i jakie to oznacza zagrożenie. Bo jeżeli wie... Nie powinien wiedzieć. A tym bardziej informować o tym kogokolwiek.

– Nijak. Jeśli się ciebie pozbędę, nawet nie dowie się, że istniałeś – stwierdzam.

– Czy w twoim życiu przemoc zawsze wszystko załatwia?

Zabawne, Caitria i Ivor też często o to pytają.

– Tylko wobec tych, którzy mi podpadli.

– Założę się, że to niekończąca się lista – mruczy z rozbawieniem wampir.

Odchylam się na krześle.

– Nie zakładam się o tak oczywiste rzeczy – stwierdzam. – A teraz, wróćmy do tematu, jeżeli nie chcesz, żebym zademonstrowała ci, czy to, co o mnie mówią, to prawda.

– To już kolejny raz, gdy mi grozisz. Lista twoich przewinień zaraz stanie się dłuższa niż ta lista wrogów – odpowiada. – A przez twoje oczy nie potrafię się skupić. Możesz włożyć okulary przeciwsłoneczne?

Wytrąca mnie tą uwagą z równowagi.

– Co?

– Rozpraszają mnie. W twoich tęczówkach ciągle krążą jakieś małe błyskawice, jakby szukały drogi wyjścia, paralizatorku. Zrób coś z tym.

Paralizatorku. Co za pajac.

Wyciągam dłoń.

– Zgłaszasz się na ochotnika?

– Rozkuj mnie, a wtedy porozmawiamy.

Uśmiecham się.

– Myślałam, że spodobają ci się te kajdanki. Wyglądasz na takiego.

– A ja myślałem, że spędzę dziś normalnie czas w knajpce, tymczasem wylądowałem w jakimś obskurnym posterunku czarownic. Miałem plany na dzisiejszy wieczór, czarownico.

Krzyżuję ręce na klatce piersiowej.

– Po pierwsze ten posterunek nie jest obskurny. A po drugie też miałam plany. Chciałam zjeść pierwszy posiłek tego dnia, wrócić do domu, położyć się w swoim wygodnym łóżku i przespać chociaż parę godzin. Ale później pewien irytujący wampir zaczął mi grozić...

– Nie groziłem ci – przerywa.

– Więc co miało oznaczać „dopóki nie zgaśnie słońce"?

Jego twarz pozostaje bez wyrazu.

– Nie wiem, może bawiłem się w poetę. A powinno coś oznaczać?

Zaciskam zęby, po czym wstaję.

– Okay. Jak chcesz. Nie rozmawiaj ze mną. Udawaj, że nie masz pojęcia, o co chodzi. Może pobyt w areszcie zmieni twoje zdanie. Po jakim czasie wampir zaczyna odczuwać brak pożywienia? Cztery dni, jakoś tak, prawda? Zatem do zobaczenia za cztery dni, wampirze.

Ruszam do drzwi, nie oglądając się za siebie, jednak nim chwytam klamkę, słyszę za sobą:

– Renan. Mam na imię Renan.

Zatrzymuję się. Nie wiem, dlaczego moje serce zaczyna bić nieco szybciej. Chyba przez to, że wreszcie mam jakiś przełom.

– A na nazwisko? – rzucam, nie ruszając się z miejsca.

– Czy twoja moc zawsze objawiała się w ten sposób w twoich oczach?

Przymykam powieki.

– To nie jest gra w pytanie za pytanie.

– Szkoda. Wtedy może byś się czegoś dowiedziała. I może nie zgłosiłbym twoich nadużyć.

Jestem zmęczona, głodna, zirytowana i naprawdę mam dość, ale spoczywa na mnie obowiązek odnalezienia mordercy, a ten gość serio dziwnie się zachowuje. I coś... coś sprawia, że czuję, że muszę się dowiedzieć o nim jak najwięcej. Muszę tu zostać. Nie chcę przekazać go telepacie, który dostałby się do jego umysłu. Chcę sama poznać odpowiedzi. A jeśli jest niewinny, tylko ja zostanę za to ukarana.

– Tak, moja moc od zawsze tak robiła, ale niewiele osób to dostrzega – mówię więc niechętnie, wracając na miejsce. – Te małe błyskawice pojawiają się na ułamki sekund. Trzeba się bardzo uważnie przyglądać, żeby je zobaczyć.

Uśmiecha się, jakby usatysfakcjonowany.

– To niesamowite.

Ignoruję dziwne potknięcie serca i rzucam:

– Jak masz na nazwisko?

Wzdycha.

– Zadaj inne pytanie. To popsuje całą zabawę.

Mrugam.

– Uważasz, że to jest zabawa? – pytam z niedowierzaniem. – Serio sądzisz, że użyłam mocy na wampirze, mimo że to może mnie wiele kosztować, zaciągnęłam go przez całe miasto do wiedźmiego aresztu, a teraz przesłuchuję... dla zabawy? Moi ludzie giną. Widziałeś wczoraj pozbawione krwi ciało kobiety z rozszarpanym gardłem. Nie była pierwsza ani ostatnia. Twoim zdaniem to jest zabawne? – mówię coraz szybciej, kipiąc coraz większą złością, a on kręci głową.

– Nie. Źle to zabrzmiało.

– Cholernie źle. Więc albo będziesz od tej chwili współpracował, albo skończę z tą twoją gierką bardziej ostatecznie i będę miała gdzieś, co powie Caitria albo krwiopijcy.

Mężczyzna wpatruje się we mnie parę długich sekund, spokojny wobec wszystkich tych zarzutów, aż w końcu wzdycha głośno i otwiera usta, by odpowiedzieć, tyle że nim to robi, drzwi pokoju przesłuchań zostają nagle otwarte.

– Carmody, na zewnątrz. Natychmiast – poleca ostro Sevan, ruszając do stołu.

Prostuję się i spoglądam na obrońcę. Jego szerokie ramiona są napięte, szczęka zaciśnięta, a wyraz twarzy wskazuje na to, że jest wściekły. Najwyraźniej przyłapał mnie na działaniu niezgodnie z porozumieniami, za co będę w ogromnych tarapatach, zwłaszcza że nie wyciągnęłam z wampira zupełnie niczego, co mogłoby usprawiedliwić moje zachowanie. Mam tylko podejrzenia, niejasne poszlaki, no i jego słowa, do których się nie przyznał. Te o gasnącym słońcu. Skąd on może w ogóle wiedzieć, co oznacza dla czarownic?

– Obrońco, ja...

– Natychmiast – warczy Sevan, po czym sięga ku kajdankom. – Proszę o wybaczenie. To nieporozumienie nie miało na celu zerwania ugody ani znieważenia pana. Strażniczka Carmody jest przemęczona i zestresowana ostatnim śledztwem. Mam nadzieję, że ten incydent może zostać puszczony w niepamięć.

Nie ruszam się z miejsca, słuchając jego spokojnego, rzeczowego tonu, gdy zwraca się do wampira. Mówi do niego... mówi do niego tak, jakby był kimś ważnym, a nie przypadkowym krwiopijcą aresztowanym w knajpce. Mrozi mnie myśl, że to ktoś z kręgu króla wampirów, jak wcześniej podejrzewałam. Szpieg, który teraz wykorzysta sytuację przeciwko nam, bo zachowałam się zdecydowanie nieodpowiednio. Tyle że miałam powód. Słaby, ale miałam. No i...

– Kto? – pyta spokojnie wampir, kiedy zostaje uwolniony.

Nie do końca rozumiem, o co pyta, dopóki Sevan nie wyjaśnia:

– Dostałem telefon od pańskiego doradcy, że niestety spóźni się pan na planowane spotkanie z królową, bo został pan aresztowany przez jej siostrę.

Zamieram. Moje serce chyba przestaje bić. Unoszę pełne niedowierzania spojrzenie na wampira, na którego twarzy maluje się irytacja.

– Kto oprócz ciebie wie? – rzuca chłodno.

Jego postawa diametralnie się zmienia. Przestaje być tym rozbawionym, kpiącym i wyluzowanym facetem, który zbywał moje pytania. Prostuje się, przybiera beznamiętną minę, zaczyna bić od niego jakieś zimno, które przeszywa mnie do kości. Razem z tym w głowie pojawia mi się myśl, że o taką zabawę mu chodziło. On bawił się mną i moją niewiedzą. Nigdy nie widziałam na oczy króla wampirów, nikt z nas go nie widział. Nasi szpiedzy nie zdołali ustalić, jak wygląda mimo kilku miesięcy prób. Krążą pogłoski, że ma przy sobie czarownicę z talentem maskowania, która zawsze zakrywa rysy jego twarzy. Nigdy jednak nie przypuszczałabym...

Ja pierdolę.

Nie zostanę ukarana. Caitria skróci mnie o głowę.

– Nikt. Doradca bardzo jasno określił, że to informacja wyłącznie dla mnie, żebym mógł zareagować. – Odwraca się do mnie. – Carmody. Dałem ci przed chwilą rozkaz.

Spoglądam na niego.

– Ja... Tak, obrońco.

Podnoszę się, rzucam ostatnie spojrzenie pieprzonemu Wardowi, który je odwzajemnia, a potem ruszam do drzwi, póki nie słyszę:

– Ward. Mam na nazwisko Ward, czarownico.

Teraz to się pierdol.

Nie mówię tego oczywiście na głos, jedynie odwracam się do niego, próbując zachować spokój, nawet jeśli w jego oczach pojawia się przebłysk rozbawienia, jakby dokładnie zdawał sobie sprawę z tego, co właśnie pomyślałam.

– Dlaczego nie powiedziałeś mi od razu?

– Nie rozmawiałabyś ze mną, gdybyś wiedziała – odpiera.

Parskam.

– Och, czyli my rozmawialiśmy? Dobrze wiedzieć. Bo...

– Carmody – wtrąca ostro Sevan. – Nie będę powtarzał trzeci raz. Idź do swojego biura. Porozmawiamy po spotkaniu, na które odeskortuję cię osobiście, panie Ward.

Zaciskam zęby.

– Świetnie. Powodzenia. Ale on bardzo dobrze wie, że nasze czarownice giną i jak to wygląda. Był na ostatnim miejscu zbrodni. Caitria nie powie mu niczego, czego już nie wie – oznajmiam pod pełnym nagany wzrokiem Sevana. – Gdyby wiedział coś więcej albo chciał zaproponować pomoc, zrobiłby to dawno temu.

– Carmo...

– Jak miałem to zrobić, gdy twoja siostra ignorowała moje telefony? – pyta spokojnie Ward.

– Wystarczyło zrobić to, co zrobiłeś. Wejść mi w drogę. I bardzo dobrze o tym wiesz. – Mijam Sevana, z którego niepokój i niezadowolenie wręcz biją, po czym opieram się o stół i nachylam do wampira. – Nie zapomnę ci tej głupiej gierki, Ward. Niezależnie od tego, kim jesteś. A jeśli spróbujesz zagrozić mojej siostrze, dowiesz się, że nie jestem paralizatorkiem. – Dbam o to, by w moich oczach dostrzegł objaw mocy, o którym wcześniej mówił, tyle że o wiele potężniejszy. – Potrafię spopielić wrogów mojej królowej w ułamku sekundy, jeśli tylko skinie głową. I robię to bardzo chętnie.

Kącik jego ust wędruje delikatnie w górę.

– Nie wątpię. – Podnosi się tak szybko, że ledwo rejestruję ten ruch, a już stoi naprzeciwko mnie, w takiej samej pozycji, z rękami wspartymi o blat, ustami tuż przy moich i wbitym we mnie wzrokiem. – I dlatego dobrze, że nie jestem wrogiem twojej siostry, a tym bardziej twoim. – Jego oddech owiewa moją skórę. – Więc ty też nie bądź moim wrogiem. Potrzebujesz mnie, nawet jeśli jeszcze o tym nie wiesz i nigdy tego nie przyznasz, Aislinn.

Następnie odsuwa się tak samo szybko, jak do mnie przybliżył, i nim się orientuję, jest już przy moim boku.

– Do zobaczenia niedługo, czarownico – szepcze mi do ucha.

Drżę mocno, jakby ta obietnica była przyjemna, a przecież powinnam uznać ją właściwie za groźbę. Nie zdążam jednak odpowiedzieć, bo wampir już zwraca się do Sevana:

– Nie każmy twojej królowej dłużej czekać, to nieuprzejmie. Ruszajmy.

Zostawiają mnie bez słowa, a ja opadam na krzesło, próbując uspokoić myśli i bijące o wiele za nerwowo serce. Nie mam pojęcia, o co chodzi temu krwiopijcy, ale nie dam się wciągnąć w jego kolejną gierkę.

Pieprzony Ward.

Renan Ward. Jego imię też nigdy nie padło, zawsze wszyscy powtarzali tylko nazwisko. Z czcią i strachem po tym, jak pojawił się w mieście i zaprowadził nowe porządki wśród wampirów. Mówiono, że jest potężny, ma kilkaset lat i rozdarł kiedyś gołymi rękami wilkołaka na pół. Wiadomo, że to jedynie plotki, mimo to...

Ktoś taki jak on nie dałby się po prostu obezwładnić w knajpce. Nie z tą dawką mocy, którą użyłam. Nie z tymi kajdankami, jakie mu założyłam. Te były na zwykłe wampiry i czarownice. Żeby powstrzymać kogoś takiego jak Caitria by nie wystarczyły. Cholera, mnie by nie powstrzymały. A króla wampirów? Nie mógł być tak słaby, by na niego działały. Co oznaczało jedno – udawał. To dlatego śmiał się, gdy pytałam, czy wyrządziłam mu krzywdę. To dlatego nazywał mnie paralizatorkiem. Zrobił ze mnie idiotkę i serio dobrze się bawił, a teraz... w jaki sposób wykorzysta to przeciwko mnie? Bo że to zrobi, nie mam wątpliwości. Ale jeśli spróbuje zaszkodzić w ten sposób mojej siostrze lub jej ludziom...

To ja rozerwę go na pół i to nie będą plotki.

*

Nie zostaję wywalona ani ukarana za to, co zrobiłam, tylko dlatego, że Sevan osobiście eskortuje Warda do pałacu. Dopiero wtedy właściwie dociera do mnie, że on serio był dziś umówiony z moją siostrą na pokojowe rozmowy, które moje działania mogły całkowicie przekreślić. Nie zdawałam sobie sprawy, kim jest ten wampir, ale tak czy siak naruszyłam dzisiaj wiele przepisów. Coś takiego nie uszłoby płazem w przypadku podrzędnego krwiopijcy, a ich władcy?

Będę mieć szczęście, jeśli nie zostanę zabita lub wygnana.

– Carmody?

Unoszę głowę i spoglądam na wchodzącego do mojego gabinetu Caspiana, który przystaje po dwóch krokach. Krzywi się mocno, a wtedy uświadamiam sobie, że nie pilnowałam tarczy mentalnej, przez co zapewne jako empata mógł odczuć moje gniew, strach, zażenowanie i irytację ze swojego biura.

– Wybacz. Już przestaję – odpowiadam, skupiając się na postawieniu bariery. – Nie chciałam.

– Co się stało?

Aresztowałam króla wampirów i prawdopodobnie niedługo zginę.

– Szczerze, Cas? Chuj wie.

Przyjaciel parska pod nosem.

– Aż tak dobrze? Słyszałem, że przywiozłaś kogoś dziś na przesłuchanie? To przez to?

Przytakuję.

– Żebyś wiedział.

– Nie udało ci się nic wyciągnąć czy gość był niewinny?

Przesuwam dłonią po twarzy.

– Wiesz co? Znów chuj wie – odpowiadam, po czym podnoszę się i łapię swoją kurtkę. – Ale to jego wina. Pojawił się na miejscu zbrodni, znał moje imię, urządził sobie zabawę i nawiązał do zaćmienia. Co miałam zrobić? Sądzić, że to przypadek? To nie był przypadek. – Nakręcam się w drodze do wyjścia, mówiąc bardziej do siebie, niż do niego. – On coś wie. I coś ukrywa. A ja dowiem się co.

– Czekaj, Ais, co ty...

Nie słucham, tylko niemal wybiegam na korytarz, mijam drzwi do podziemnego archiwum i parę pokoi, aż w końcu wydostaję się z posterunku. Docieram do swojego samochodu w szybkim tempie, a później odpalam silnik i ruszam w stronę pałacu mojej siostry, ignorując kolejny dziś rozkaz Sevana. Kazał mi zostać na miejscu, ale jak mogę usiedzieć, gdy nie wiem, czy ten krwiopijca właśnie nie próbuje jakoś mi zaszkodzić albo wykorzystać tego, co się działo, przeciwko Cait? Muszę coś zrobić. Muszę...

Nie kończę tej myśli. Rozdzwania się mój telefon, a kiedy na ekranie dostrzegam imię brata, już wiem, że coś poszło zdecydowanie nie tak.

– Ivor? – odbieram.

– Potrzebujemy cię w pałacu, Ais. Gdzie jesteś? Możesz...

– Daj mi dziesięć minut – odpowiadam. – Co się dzieje? Czy ten wampir zrobił coś Cait? Groził jej? Nadal jest w pałacu?

– Caitrii nic nie jest, Ward nic nie zrobił. Po prostu... pojawiły się pewne... sprawy, które musimy omówić w trójkę.

– Jakie sprawy?

– Dowiesz się na miejscu. I Ais?

– Tak?

– Wampir razem z paroma swoimi ludźmi będzie naszym gościem przez najbliższe dni. Nie wpadnij na nich i nie urządź rozróby, dobra?

Zaciskam palce na kierownicy. Robi się coraz gorzej.

– Niczego nie obiecuję, Ivor.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top