Zwrot


   Kobieta wyprostowała się z wolna, mocno zaciskając dłoń na rękojeści swojej broni... A następnie z niewyobrażalną prędkością ruszyła do ataku. 
Nie dała przeciwnikom czasu do zastanowienia, nie pozwoliła, by naprędce obmyślili strategię.
 
    Siwy wampir identyfikujący się jako Jos po raz drugi tego dnia zmuszony był pogodzić się ze śmiercią swojego wierzchowca. Zaklną szpetnie, gdy cudem tylko unikając nadlatującego, zakrzywionego ostrza niespodziewanej przeciwniczki zatoczył się do tyłu, upadając na truchło martwego wilkołaka. 
  Zraniona noga nie pozwalała mu na wiele więcej; im częściej jej używał, tym bardziej czuł, jak wielkie spustoszenie wilcze zęby zdołały zdziałać w jego mięśniach. 
  Miał tego dnia jednak wiele szczęścia.
    Podczas wcześniejszego pojedynku stracił sporą ilość wojowników, wciąż jednak posiadał po swojej stronie persony które teraz, świadomie bądź też nie, odciągnęły od niego uwagę potencjalnej zabójczyni.
Wstając z ziemi lecz wciąż trzymając się z tyłów, stał i obserwował, rozbieganymi oczami chłonąc jak największą ilość informacji. 
     Im dłużej patrzył, tym bardziej włos jeżył się mu na głowie. 
Zwycięstwo stanęło pod znakiem zapytania i nawet on, dumny i zachłyśnięty swoją siłą, musiał się do tego przyznać. 

    Kobieta która tak rychle pokrzyżowała jego plany tańczyła pośród łowców najbardziej nieokiełznanym z układów; wysublimowane ataki rąk oraz nóg zdradzały jej biegłość w boju. Wampiry, choć wielokrotnie przeszkalane w technikach walki wręcz nie byli w stanie nadążyć za tempem i techniką brunetki. A ta zdawała się nie przerywać ani na sekundę. 
Zaostrzone ostrza którymi posługiwała się z równą biegłością jak własnymi stopami lawirowały w powietrzu, tnąc tkanki oraz powietrze. 

   Jos zagwizdał przeciągle, sygnalizując jednemu z dwóch pozostałych wilkołaków by ruszył do ataku. Zwierzę poderwało się natychmiast, szarżując na kobietę. 
   Jeden rzut oka Ingrid na zbliżającą się bestię poskutkował jednym tylko ruchem, wyprowadzonym w sposób zamierzony i niezwykle celny. 
  Już po chwili wielkie cielsko leżało na przerytej od hamowania upadkiem ziemi, wyjąc i skowycząc z bólu. Z parującej, żarzącej się żywym ogniem rany na piersi, pośród sierści wystawała zgrabna, metalowa rękojeść - dowód udanego rzutu. 
    Siwy wampir zdumiał się okrutnie patrząc na to, co własnie się wydarzyło. Wcale jednak nie porażała go szybkość z jaką pokonano jego zwierzę. Nawet sposób, choć godny uznania, nie zaprzątał właśnie jego myśli. 
   Tylko ta broń. 
Mało było na świecie lykanów, którzy na co dzień obcując z innymi osobnikami swojego gatunku oraz prosperując w stadnym środowisku mimo to i tak posługiwało się srebrnymi ostrzami. Fakt ten pozwolił mu wiedzieć, że kobieta która dosłownie spadła im na głowę, mimo życia w gromadzie nie ufała swoim towarzyszom. W każdej chwili gotowa na obronę, nosiła przy sobie jedną rzecz która w istocie mogła sprawić wilkołakowi krzywdę. 
   Srebro.
 To dlatego jego wierzchowiec tak szybko wyzionął ducha; dlatego jego drugi wilk leżał na ziemi głośno skorywcząc. 
    I podczas gdy jego myśli pędziły w zawrotnym tempie przywołując niemożliwe do pojęcia wnioski, Ingrid wcale nie czekała w miejscu, napawając się swoim sukcesem. Nim jeszcze rzucone poniewczasie ostrze dobyło celu, ona już znajdowała się dużo dalej jednym uderzeniem pojedynczej, wpół przemienionej łapy skręcając rywalowi kark. 
Myślała schematycznie; wyłączona na wszystkie bodźce, miała tylko jeden cel - Pokonać i nie dać się zabić. 
   A to wyłączyło w niej wszelkie hamulce. 

   Roztropnie już wcześniej podjęła decyzję o nie przemienianiu się w wilka. Zrozumiała, że łowcy przygotowany byli tylko na tą formę kontaktu. Wielki, masywny sprzęt przyda się w obronie przed bestią, niezbyt jednak wiele uczyni komuś pokroju przeciętnego człowieka. 
 Ta myśl napędzała ją do przodu, gdy wymijając ostrzał wielkich, srebrnych włóczni przemieniła na wilcze tylko swoje nogi, by tym samym wyżej odbić się w powietrze. 
    - Niemożliwe... - Jos szeptał bezdźwięcznie, niczym zafascynowany wodząc wzrokiem za brązowowłosą demonicą.
   Była jak sekutnica przyzwana prosto z piekła; istna maszyna do zbijania. Szybka, zwinna, zaradna, mądra, roztropna, bezlitosna. 
  A po za tym... Te umiejętności! 
     - To się nie zdarza - mamrotał bez końca nie mogąc wyjść z podziwu. A owy rósł i rósł, napawając go dziwną do pojęcia euforią i podnieceniem. Drżącymi rękami wyciągnął z kieszeni niewielką komórkę, z trudem wybijając numer. Odebrano już po pierwszym sygnale - Znalazłem dziesiątkę!- Zawołał rozemocjonowany nim jego rozmówca zdołał powiedzieć choćby słowo - Dziesiątkę! Jestem niemal pewny. Te ruchy, ta gracja, ta dzikość. Nietypowe umiejętności! Nie, nie można tego pomylić! 
    - Dziesiątka w stadzie szóstego poziomu? - Głos w telefonie zabrzmiał znużeniem i poniekąd zniecierpliwieniem - Zastanów się, zanim zadzwonisz do mnie z jakąś informacją.  Nie mam czasu na twoje fanaberie. 
     - Na moich oczach przemieniła się tylko połowicznie! Potrafię odróżnić dziesiątkę ze stada szarych kundli! - Jos nie dawał za wygraną, swoim głosnym zachowaniem powoli zwracając na siebie uwagę wilczycy, siejącej pogrom wśród jego ludzi. Od minuty nie dała rady nikogo zabić, zdołała jednak przekłuć na wylot pierś Lorgana czym równocześnie przybiła go do drzewa.
Cisza po drugiej stronie przeciągała się, wiec kontynuował: 
  Lub chociażby miał taki zamiar.

   W momencie w którym uwierał usta poczuł przy głowie niewyobrażalny ból; chwile później całą  jego twarz zalała się ciepłą, lepką krwią. 

Jego krwią. 

    Wrzasnął otumaniony niespodziewanym uderzeniem i w ostatniej chwili uchylił się od wyprowadzonego kopnięcia. Dziewczyna, choć niecałą sekundę temu stała parę metrów dalej, teraz właśnie zamierzała się na jego życie. 
Ostrze którym niemal odcięła mu ucho leżało na ziemi tuz obok komórki, która wybrzmiewała od głosów wcześniejszego rozmówcy. 

   Za sprawą tak namacalnego bodźca Jos pojął bezsprzecznie, że niewiele czasu mają na wycofanie się z cennym łupem, który udało im się do tej pory zyskać.

Pięć związanych wilkołaków wierciło się nerwowo usiłując wydostać z pętających więzów. Stado wyczuwając raptowny obrót sytuacji naraz zapragnęło znów walczyć o swoje dobro. 
   Stary łowca wiedział, że pętle wytrzymają wszelki nacisk i przetrwają każdą próbę rozerwania. Nie był jednak pewien co do ich skuteczności w zetknięciu z ostrą stalą. 
    Uniósł głowę i spojrzał prosto w puste oczy kobiety, szybko pojmując, że oto popełnił jeden z największych błędów.

     Ingrid zatrzymała się przed kulejącym mężczyznom i powoli ruszyła śladem jego wzroku w miejsce, gdzie skrępowani i ubezwłasnowolnieni przebywali jej towarzysze. Zmarszczyła brwi, powróciła wzrokiem do wampira po czym...

  W momencie, w którym Jos krzyknął, by pozostali natychmiast zabierali wilki i wycofywali się, Ona już stała przy pierwszej z bestii w paru nazbyt nerwowych ruchach pozbawiając stworzenie posrebrzanych sznurów krępujących ogromne łapy. Wilkołak natychmiast poderwał się do góry, wielkim łbem wciąż zaopatrzonym w kaganiec z mocą odpychając i poniekąd nokautując pierwszego ze śmiałków, który usiłował się zbliżyć. 

   Zawarczałby ostrzegawczo gdyby kaganiec pozwalał na otwieranie pyska, a następnie uchylił się od nadlatującego z prędkością światła, wystrzelonego łańcucha o zaostrzonym na kształt grota końcu- Ingrid jednak nie miała tyle szczęścia.

   Skupiona na wrogich wilkołakach, które nagle wyrosły naprzeciwko nie zauważyła nadciągającego niebezpieczeństwa. 
  Łańcuchowa strzała przeszyła na wylot jej drobne, ludzkie ramię uderzając rykoszetem w ciało obcej bestii stojącej nieopodal. Wilk zawył okrutnie, gdy harpun zatrzymał się głęboko w  jego barku, Ona tymczasem stała jak rażona gromem, powoli uświadamiając sobie co się wydarzyło.

Powiodła spojrzeniem w bok, na ziejącą, krwawiącą ranę wielkości pięści z której wystawał srebrny, teraz mieniący się kontaktem z jej skórą łańcuch. 
    - Tak jest! Mamy ją! - rozległo się wołanie Jos'a, mężczyzny którego zdołała poznać jako przywódcy tego zgromadzenia - Wal pełną mocą!
    Nagle jej ciało, jak i ciało obcego wilkołaka przeszyła potężna fala porażenia elektrycznego, która wielką bestię dosłownie powaliła na trawę, ją za to ścięła z nóg powodując, że upadła na kolana zginając się niekontrolowanie. 
   Dawka była niemal zabójcza dla zwierzęcia liczącego kilka ton, a ona teraz ważyła niemalże okruszek z tego. Pociemniało jej przed oczami, w uszach czuła głośny pisk. 
  Bestia rzucała się po ziemi w niekontrolowanych, elektrycznych skurczach a ona walczyła z tym uczuciem, choć walka ta była z góry przegrana. Mocno, bez świadomości zacisnęła własne dłonie głęboko wbijając sobie w nie paznokcie.

   Wiedziała, że musi z tym skończyć. Że musi się uwolnić, w przeciwnym razie już po niej.

Uczyniła jedyną rzecz która przyszła jej do głowy, jedyną, którą mogła się obronić. Ale miała na to tylko jedną szansę.


   Zaczęła się przemieniać, w tym samym, jednym momencie gwałtownie odskakując w bok. Niespójne, mutujące się tkanki osłabione przez kontakt ze srebrem żywcem oderwały się od siebie niczym przerywana na pół kartka papieru.   Rozszarpane mięśnie na ramieniu świadczyły o zalegającym tam przed momentem ciele obcym, nie mniej jednak... była wolna. 

   Promieniujący ból nie powstrzymał rozpoczętej przemiany nad którą nie zdołała już zapanować. Gdy tylko wyszarpała z ciała łańcuch i równocześnie pozbyła się elektrycznej udręki, stanęła na ziemi już jako czworonożna, ogromna bestia, która wielkością przewyższała wszystkie wilkołaki, które Jos do tej pory widział w swoim długim życiu. 
   Ingrid musiała co prawda podciągnąć do góry przednią, zmasakrowaną szarpnięciem łapę, nie ujęło jej to jednak na majestatyczności.
  Gruba, czarna sierść zawiała na wietrze a złote, dziko zwężone oczy po raz pierwszy spojrzały na przeciwników z prawdziwie wilczej perspektywy. 
     A to sprawiło, że wszystkie wampiry na polanie poczuły na plecach lodowaty dreszcz strachu. Nawet ich przywódca zwątpił, choć tylko na krótką chwilę. W mig pojął, że wilczyca nie doszła jeszcze do siebie po wcześniejszym wstrząsie.

   Tymczasem kobieta odetchnęła głośno, po raz pierwszy od wielu sekund łapiąc gwałtownie powietrze. Powoli wracała do rzeczywistości, gdy nagle..
    - Łapać ją, póki jeszcze możecie!  - rozległ się dziki wrzask 
Nieznacznie jeszcze otumaniona do kontakcie z prądem, uniosła głowę tylko po to by zobaczyć szarżującego w jej strone Axela - wilka, którego udało jej się uwolnić. Taranował przeciwników mających zamiar ponownie ją zaatakować. Gwałtownie ryjąc ziemię łapami zatrzymał się dopiero przed jej postacią, o wiele większą od niego samego. 
  Bez słów, po prostu pchnął ją silnie głową zmuszając do ruchu. 
    Instynktownie pojęła co ten pragnął jej przekazać. 

Obejrzała się ostatni raz na pochwycone i zniewolone wilkołaki po czym na trzech łapach puściła się biegiem prosto w gęsty las. 
   Ucieczka wydawała się teraz najroztropniejszą z możliwości. Axel deptał jej po piętach i zarazem ochraniał tyły; czuła za sobą odgłosy jego kroków. 
      Łowcy nie ruszyli za nimi w pogoń, byli na to zbyt mądrzy. 
  Po pierwsze. Zawsze istniał cień możliwości, że bestie w pośpiechu nie spostrzegą pułapek gęsto porozstawianych po całym terenie. 
Druga zaś, najistotniejsza z opcji....


  Jos zaklną szpetnie, wiedząc, że teraz w pośpiechu musi brać to, co już ma. W przeciwnym razie wyjdzie z tego z niczym. 
Gwizdnął przeciągle przywołując do siebie swojego jedynego już wilka. Ostatni po kontakcie najpierw ze srebrnym sztyletem brunetki, a później harpunem i prądem leżał teraz na ziemi, wciąż jeszcze żywy, choć bardzo słaby. 
   Nikt nie poświęcił mu nawet namiastki uwagi, pozwalając, by bestia umierała samotnie, cierpiąc i dławiąc się własną krwią.
  Jedyne co uczyniono to pozbawionym delikatności ruchem wyszarpano z jego ciała srebrny grot, by umiejscowić go z powrotem w prowizorycznej kuszy.  Krew rozchlapała się po trawie a wilkołak zawył przeciągle z bólu. Otwarta rana, w tym poszarpane mięśnie i zmielone w proch kości raziły w oczy. 
   Siwy wampir wskakując na grzbiet ostatniego, kudłatego wierzchowca, rozkazał reszcie natychmiast zapakować schwytane wilkołaki do wozów.
    Muszą stąd szybko uciekać. 
Miał dziwne przeczucie, że to jeszcze nie koniec tego piekielnego dnia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top