Kordian
- Halo, jesteś tam? Haloooo! - Gdy donośne pukanie ustało, przyszła pora na klasyczny numer "na szukacza". Ingrid niemal odliczała sekundy aż klamka ustąpi pod naciskiem czyjejś nadgorliwej dłoni.
I stało się.
Grobowe milczenie z wnętrza pokoju wcale nie powstrzymało jakiegoś narwańca do wtargnięcia na jej teren. Gniewnie zmarszczyła nos, po zgrabnej chwili postanawiając, że nadość już nawściekała się dzisiejszego dnia. Być może wpływ na jej decyzję miał też osobnik, który tak rychle postanowił zburzyć jej spokój. Wyczuła go z łatwością, młody i niedoświadczony, kompletnie nie radził sobie z zatajaniem własnej obecności.
Płomienna, jasno ruda czupryna wychyliła się zza drzwi, prędko odnajdując kobietę wzrokiem. Nieproszony gość wyszczerzył się łobuzersko.
- Wołałem cię, dlaczego nie odpowiadałaś?
- Nie odpowiadałam, dlaczego wszedłeś? - zironizowała, obrzucając chłopaczka krótkim zerknięciem. Następnie wróciła do studiowania książki.
Siedząc zgarbiona na łóżku z nogami skrzyżowanymi w siad turecki wyglądała niemal jak nastolatka ucząca się na kartkówkę z biologii. Wielka, stara księga rozłożona na jej kolanach świadczyła jednak o tym, że to nie podręcznik tak zaprząta jej uwagę.
- Zordon i przywódca rozmawiają o Tobie - stwierdziły przybysz bez ogródek, zamykając za sobą drzwi.
Niski, piegowaty i chudy był raczej marnym kandydatem na mężczyznę, tym bardziej wilka. I właśnie dlatego dużo osób lekceważyło jego obecność, co w konsekwencji zawsze kończyło się tak samo.
Rozpowszechnianiem stadnych ploteczek.
Ingrid wydała z siebie krótki dźwięk, mogący równie dobrze świadczyć o zirytowaniu jak i rozbawieniu, po czym odłożyła księgę i wstała, przeciągając się leniwie.
Kordian słynął ze swojej przeciętności. Przemieniony w wilkołaka jako piętnastolatek, niestety, zatrzymał się na tym etapie rozwoju. I choć liczył sobie o wiele więcej wiosen, jego ciało nie postarzało się ani o sekundę, co było dziwnym i raczej niespotykanym zjawiskiem. Zazwyczaj osoby pogryzione za dzieciaka dojrzewały stopniowo, zatrzymując się dopiero na fazie szeroko pojętej dorosłości.
- O czymś konkretnym? - zapytała bardziej z braku laku aniżeli ciekawości.
- Że jesteś bardzo ważna dla stada. Cenna, tak, takiego wyrażenia użyli. A przed tym była jeszcze mowa o braku funduszy. - Chłopiec podrapał się z zakłopotania po głowie - Wiesz, co to może oznaczać?
Cóż, nie wiedziała. Tym bardziej, że wybujała fantazja rudzielca z całą pewnością wykraczała poza zasięg jej artystycznych możliwości.
Mimo to uniosła leniwie jedną brew, pozwalając mu dokończyć. Był mistrzem wszelkich teorii spiskowych i zarazem jedynym osobnikiem w ich sforze, który najmocniej interesował się prawem cywilizowanego świata. Wiedział o nim bardzo dużo.
Gdyby nie był tak beztrosko nieporadny, byłoby to nawet podejrzane.
Zachęcony jej milczeniem, rzucił wreszcie:
- Sądzę, że będą chcieli Cię sprzedać. Musisz stąd uciekać!
Ingrid bardzo chciała wierzyć, że to tylko kiepski żart, mimo to poważna twarz młodzieńca dobitnie uświadamiała ją że oto... mówi całkiem poważnie.
Zaśmiała się tak rychle i bez ostrzeżenia, że niemal zaskoczyła samą siebie.
- Sprzedać? Mnie? Coś ty znowu wymyślił - Jej dobry humor trwał i trwał, w najlepsze trawiąc dumę piętnastolatka, niczym żrący kwas - To najgłupsza rzecz którą w życiu słyszałam. I najmniej możliwa do zrealizowania. Kordianie niestety muszę Cię zmartwić. Nie kupicie sobie za pieniądze za mnie nowego telewizora.
- Ty się śmiejesz, a w tym momencie jakaś wataha sprzedaje własnie swoje wilki! To się dzieje na całym świecie, Ingrid. Nie rozumiesz, wy wszyscy nic nie rozumiecie - Urażony do cna, skrzyżował ramiona na piersi - Gdy się zorientujecie, będzie już za późno.
Ponownie mu nie odpowiedziała. Tym razem jednak z innego powodu. Na jej twarz powoli wstępowała zaduma rozganiając w proch wcześniejsze rozbawienie.
Kobieta w roztargnieniu zagryzła wargę.
Nie była pewna na ile słowa chłopaka to prawda, ile z tego zaś to jedynie wybujała plotka. Nie raz i nie dwa słyszała w podrzędnych barach i uliczkach, że istnieją na świecie osoby, skromnie zwący siebie samych hyclami.
Że zajmują się oni wyłapywaniem wilkołaków, nie po to jednak, by pozbawiać je życia. Powód był inny, bardziej skomplikowany, zatajony i co za tym idzie, skrajnie niejasny.
Wiele osób mówiło wiele rzeczy.
W ciszy przypatrywała się piegowatym policzkom i zielonym oczom, wpatrzonym w nią w wyrazie skrajnej powagi. Przekrzywiła więc głowę niczym nierozumne szczenię, myśląc.
Nie była głupia i w przeciwieństwie do reszty watahy potrafiła wyciągać logiczne wnioski. Swoje podejrzenia miała już od jakiegoś czasu, nigdy jednak jeszcze nie spotkała się z sytuacją która choć w niewielkim stopniu pokrywałaby się z licznymi legendami, opowiadanymi szeptem pod niejednymi, nie działającymi latarniami.
Na czym więc budować mogła swoją wersję prawdy, skoro nie miała żadnego dowodu na to, że wokół nich dzieje się cokolwiek niepokojącego. A jednak Kordian nie żartował.
I w tym wypadku coś nakazywało jej wierzyć jego słowom. Jak irracjonalne by się nie wydawały.
A jednak nie pociągnęła tego tematu, uznając, że lepiej będzie gdy przemilczy jego wypowiedź. W głębi serca wiedziała za to, że jej rozbudzony instynkt i na poły zrodzona ciekawość nie pozwoli jej odpuścić. Przyjrzy się bliżej tej sprawie, gdy tylko znajdzie ku temu sposobność.
Natenczas po prostu rzekła:
- W porządku, niech będzie. Wierzę Ci. - Uśmiechnęła się figlarnie - Obiecuję, że zaraz pójdę i wybiję ich dwójce ten głupi pomysł sprzedania mnie z ich pustych głów.
- Nie! Nie o to mi chodziło! - zawołał z trwogą, wyciągając przed siebie ręce - Tylko się znowu nie bijcie, błagam!
- Oh przestań. Widok krwii i powybijanych zębów żadnemu z Wam nie jest przecież obcy.
- Matko boska, Ingrid!
W duszy śmiała się szyderczo, na żywo zaś własnie w skupieniu wybijała palce w dłoniach i rozluźniała ramiona, rozciągając je w komiczny sposób. Miało być to rzecz jasna preludium do nadchodzącej bijatyki.
Tymczasem Kordian bladł z sekundy na sekundę
- Błagam Cię, jak tylko Clay dowie się, że napuszczam Cię na niego pożre mnie żywcem. - Panika przemawiała przez jego czyny, gdy z uporem zatarasował sobą drzwi. Tak, jakby miało ją to powstrzymać.
Wyszczerzyła się szeroko
- Nic ci nie zrobi, bo ja połknę go pierwsza!
- Kogo znowu będziesz gryzła Ty jadowita bestio! - Nieoczekiwanie w pokoju pojawił się kolejny osobnik. Wysoki i barczysty, zasłonił sobą niemal całą framugę gdy z impetem otworzył drzwi, posyłając tym samym nieszczęsnego Kordiana na przeciwległą ścianę.
Ingrid spojrzała na napastnika i zmrużyła powieki.
- Napad się powiódł? - zapytała
- Nawet nie wiesz jak! Chodź, jest cała masa pysznego żarcia!
Tego nie trzeba było jej powtarzać. Wyminęła obydwu mężczyzn i szybkim krokiem zmierzała do kuchni. Ewentualne starcie lepiej przeprowadzić przy pełnym żołądku, ot co!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top