5.

Thomas:

Miałem wyrzuty sumienia, że wieczór wcześniej się trochę upiłem, ale usprawiedliwiłem to tą trudną sytuacją w której się znalazłem. Przecież żaden normalny człowiek nie zniósłby tej chorej sytuacji na trzeźwo. 

Pewnym siebie krokiem wszedłem do miejsca pracy i od razu pokierowałem się do biura szefa. Zadzwoniłem i drzwi od razu się otworzyły. Zmierzył mnie swoim wzrokiem, ale widziałem że patrzy na mnie z satysfakcją, wiedział pewnie co postanowię.

- Zgadzam się - powiedziałem pewny siebie.

- To się cieszę - powiedział i zachęcił bym usiadł za biurkiem, podsunął mi pod nos umowę, którą zacząłem dokładnie czytać.

- Thomas, przecież to nic takiego. I tobie będzie dobrze i mi. To będą obustronne korzyści - zapewnił, a ja miałem ochotę mu wpierdolić. Zacisnąłem lewą pięść pod biurkiem.

- Super - powiedziałem naburmuszony i złożyłem niedbały podpis na kartce.

- Obyś mi naprawdę zrobił dobrze, bo nie ręczę za siebie - powiedziałem wkurwiony.

- Może zniesiesz lekki ból tyłka - powiedział, a ja popatrzyłem na niego, bo się chyba kurwa nie zrozumieliśmy.

- Ból tyłka? Mam być na dole?! - ryknąłem.

- Tak - powiedział i puścił mi oczko.

- Kurwa - powiedziałem pod nosem i wyszedłem z jego biura.

Ja zaraz rozpierdolę wszystko dookoła. Nie dość, że będę musiał się z tym kretynem pieprzyć, to jeszcze będę na dole, nienawidzę jak ktoś nade mną dominuje i mi rozkazuje. Ja pierdole, na co ja się zgodziłem.

Zdruzgotany poszedłem do łazienki i zamknąłem się w kabinie. Bezradnie kucnąłem oparty o ścianę. Czułem jak do oczu mi napływają łzy. Poczułem się w tym momencie jak jakaś dziwka. Oddam swoje ciało za pieniądze i pracę. Nienawidzę pokazywać komuś swoich słabości, nie pamiętam kiedy ostatnio płakałem. Ale teraz czułem się w cholerę bezradny. Będę dużo zarabiał, kupię większe mieszkanie i markowe ciuchy. Ale co z tego, jak będę na każdy telefon tego zboczeńca. Za każdym razem jak będzie miał chcicę będzie do mnie dzwonił z tekstem "Thomas obciągnij mi"? Tak to będzie wyglądało?

- Wszystko dobrze? - usłyszałem Liama w łazience.

- Tak - powiedziałem załamującym się głosem.

- Nie wydaje mi się. Co jest? - zapytał, a po moich policzkach spływało coraz więcej łez.

- Nic.. Przyjdę zaraz... Daj mi chwilę - powiedziałem i usłyszałem, że chłopak wychodzi.

Opuściłem kabinę i przejrzałem się w lustrze. Umyłem twarz wodą, aby jakoś się doprowadzić do stanu użytkowania.

Nie pokażę temu zboczeńcowi mojej słabości i że się boję. Niech myśli, że mam wyjebane. A to, że będę się czuł jak jakaś kurwa to już co innego. Gdy zobaczę niezłą sumkę na moim koncie to mi przyjedzie. 

Wróciłem do biura, zastałem tam Liama.

- Powiesz co się stało? - zapytał.

- Już dobrze. Nic, taka bzdura. Potrzebowałem chwili dla siebie - powiedziałem.

No tak wyszedłem od Dylana z gabinetu, a nawet nie zapytałem co mam robić, czy mam jakieś nowe obowiązki z uwagi, że jestem jego pożal się Boże asystentem. Poszedłem znowu do jego gabinetu i zadzwoniłem tym cholernym domofonem.

Kto to widział, żeby do własnego biura mieć domofon?

Drzwi po chwili otworzyły się.

- Jakie mam obowiązki jako twój asystent? - zapytałem obojętnie żeby nie pokazać draniowi, że jestem cholernie urażony.

- Bywa tak, że mnie nie będzie w pracy kilka dni lub tygodni. Delegacja lub coś podobnego. Wtedy ty przejmujesz obowiązki. Pod moją nieobecność artykuły będzie poprawiać edytor, ty będziesz zatwierdzał wszystko - powiedział nawet na mnie nie patrząc, bo przeglądał jakieś papiery.

- Co kurwa? - oburzyłem się i oparłem rękami o biurko patrząc wprost na ciemnowłosego, który przeniósł swój szanowny wzrok na mnie.

- Wyraziłem się nie jasno? - zapytał spokojnie.

- Jak ja mam zatwierdzać jakieś artykuły, jak ja sam nie umiem pisać? - zapytałem cały czas patrząc w jego oczy.

- Nauczę cię. Nie dramatyzuj - powiedział i wręczył mi kilka kartek. Popatrzyłem na nie pytająco.

- Twoja praca na dziś. Zapoznaj się z tym dokładnie. Sprawa dotyczy przekrętu podatkowego znanej partii politycznej. Materiały zebrał Carter, ale jest za tępy, żeby to dobrze napisać więc ty się popisz swoimi umiejętnościami, masz czas tak do osiemnastej żeby to napisać - powiedział.

Wziąłem szybko kartki i energicznym krokiem wyszedłem z gabinetu, ignorując wzrok tych zawistnych współpracowników zamknąłem się u siebie w gabinecie.

Muszę się wykazać i to jakoś napisać. Nagle drzwi się otworzyły, w pierwszej chwili się wystraszyłem, że to może Dylan ale to tylko Liam.

- Jak tam? - zapytał i popatrzył na stertę kartek.

- Mam mu napisać artykuł do osiemnastej - powiedziałem zdenerwowany. Liam zaczął przeglądać zapisane kartki.

- Carter to zbierał przez ostatnie dwa tygodnie. Czemu ty masz o tym pisać? - zapytał.

- Bo mi kazał ten tyran. Który to Carter? - zapytałem zdezorientowany, bo z tych nerwów mało co ogarniałem.

- No ten z długimi włosami z którym się pokłóciłeś - powiedział, a na moją twarz wkradł się cwaniacki uśmiech - Więc napisz to dobrze żeby szef był zadowolony - powiedział Liam zostawiając mnie samego z tym wszystkim.

Po zapoznaniu się dokładnie ze wszystkim co zajęło mi kilka godzin zacząłem pisać. Kasowałem i dopisywałem non stop jakieś zdania czy zwroty. To mój pierwszy artykuł do gazety, mam nadzieję, że Dylan nie oczekuje ode mnie nie wiadomo czego.

Tak się wkręciłem w pisanie, że nie zauważyłem, że większość osób już wyszła z redakcji. Od komputera oderwało mnie pukanie do drzwi.

- Piszesz jeszcze? - zapytał Liam.

- Tak. Kończę już chyba niedługo - powiedziałem.

- Już dochodzi siedemnasta, ja spadam - powiedział i mi pomachał na pożegnanie.

Tyle godzin siedziałem bez jedzenia, na samą myśl o tym zrobiło mi się słabo i sięgnąłem po kanapkę. Uchyliłem drzwi od mojego biura i zobaczyłem, że jest już pusto. Pomieszczenie, które tętniło życiem nagle zamilkło, słyszałem głuchą ciszę i zdałem sobie sprawę, że prawdopodobnie jestem tu sam na sam z tym tyranem.

Wepchnąłem resztę kanapki do buzi i pobiegłem, by skończyć pisać. Kilka minut później stałem i drukowałem moje wypociny, tak jak polecił Liam.

Drzwi od pokoju w wspólnego się otworzyły i ujrzałem mojego ukochanego szefa. Cholera, nie mógł siedzieć na dupie i czekać cierpliwie u siebie?

- Skończyłeś pisać? - zapytał i stanął centralnie za mną patrząc jak z drukarki wychodzi kartka papieru.

- Tak - powiedziałem zestresowany.

Poczułem nagle jego ręce na moich biodrach.

- Ej! - krzyknąłem i się raptownie obróciłem w jego stronę. Zmarszczył brwi i na mnie popatrzył.

- Musisz mnie macać? - zapytałem.

- Zobaczymy, czy w łóżku też jesteś taki głośny - powiedział i wyjął z drukarki kartkę celowo zaczepiając ręką o moje biodro.

- No chodź - nakazał, gdy zmierzał do swojego gabinetu. Niechętnie udałem się za nim. Usiadł za biurkiem i zaczął czytać moje wypociny, a ja naprawdę się stresowałem i zacząłem nerwowo chodzić po dużym przejrzystym gabinecie.

- No nieźle - powiedział i odłożył kartkę.

- Co nieźle? - zapytałem.

- Nieźle napisałeś. Kilka rzeczy zmienię, ale to naprawdę niewiele w porównaniu do błędów jakie muszę poprawiać po twoich kolegach - powiedział, a ja się uśmiechnąłem, bo nie liczyłem, że usłyszę coś tak miłego.

- Będzie artykuł na drugą stronę - dodał po chwili, a mi się zrobiło ciepło i błogo.

- To teraz pojedziemy do mnie - zarządził, a ja myślałem, że mnie kurwica weźmie.



Next będzie jutro, bo czuję, że jakbym go nie zamieściła jutro to byście mnie ukamieniowali, w końcu jadą do Dylana cnie XD
🤔🤔🤔🤔🤔
Miłego piątku wam życzę! ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top