39.

Dylan:
Nastał nowy dzień. Wziąłem dzisiaj wolne, aby pojechać z Thomasem na spotkanie AA. Wczorajszego wieczoru nie raz mnie prosił żebym jednak nie kazał mu tam iść, jednak ja pozostałem nieugięty. Zbyt dużo razy mu darowałem i nic z tym nie robiłem, chociaż było mi go szkoda.

Pojechaliśmy na miejsce. Podczas drogi chłopak się mało odzywał. Gdy staliśmy na światłach wziąłem go za rękę i posłałem lekki uśmiech.

- Wszystko będzie okej - powiedziałem, jednak on nadal wyglądał na osobę gotową by wyskoczyć na środku drogi z auta.

Wysiedliśmy na parkingu, wziąłem go za rękę w razie jakby chciał uciec. Panikował tak, jakby właśnie miał iść na ścięcie głowy.

Thomas stanął przed wejściem do budynku i popatrzył na mnie raz jeszcze wzrokiem skrzywdzonego zwierzęcia.

- Już o tym rozmawialiśmy - powiedziałem i otworzyłem mu drzwi.

Powolnym krokiem wszedł, a ja za nim. Musiałem go odprowadzić pod same drzwi aby nie wywinął jakiegoś numeru, bo jak wiadomo jego głowa jest pełna głupich pomysłów których konsekwencje bywają różne.

Szliśmy przez korytarz, ogólnie cały budynek przypominał niedużą szkołę. Na ścianach były porozwieszane różne plakaty dotyczące uzależnień.

- Źle się czuję w tym miejscu - powiedział chłopak.

- Wszystko jest dla twojego dobra. Przecież ja też chodzę na terapię. Zobacz jacy jesteśmy do siebie dopasowani - powiedziałem i go objąłem, widziałem że się bardzo stresował. Poszliśmy pod salę w której miało się odbyć spotkanie. Czekało już tutaj parę osób.

- Sama patologia - powiedział mi blondyn na ucho.

- Przestań. Po prostu przestań i tak nie mów - powiedziałem.

Mimo to chłopak nadal patrzył z pogardą na ludzi, którzy czekali na spotkanie.

Chwilę później przyszedł mężczyzna, któremu wszyscy zaczęli mówić "dzień dobry", założyłem że to osoba która będzie prowadziła całe spotkanie. Popchnąłem chłopaka lekko do sali, oczywiście wszedł jako ostatni i zamknąłem za nim drzwi.

Postanowiłem, że będę tu na niego czekał żeby stąd nie uciekł. Obiecałem sobie, że teraz się nim porządnie zajmę. Zacząłem się przechadzać po korytarzu, przeglądać plakaty i ulotki. Mam nadzieję, że nie będę potrzebował ulotki z zakładem zamkniętym dla alkoholików. Swoją drogą Thomas zawsze ma dużo do powiedzenia, no ciekaw jestem czy na tym spotkaniu coś powie czy będzie siedział i się nic nie odzywał, bo mu będzie wstyd. Tak, mam nadzieję że będzie mu do tego stopnia wstyd że się tam znalazł, że już nie sięgnie po alkohol i będzie spokój.

Godzinę później spotkanie dobiegło końca. Thomas się wytoczył z sali jako ostatni, ale wyglądał dość dziwnie, był jakiś smutny i przybity tym wszystkim.

- Jak było? - zapytałem, na co ten jedyne co zrobił to się do mnie przytulił - Ej, co jest? Tommy? - spytałem zaniepokojony. Chłopak podniósł głowę i się na mnie popatrzył.

- Już nie będę. Naprawdę. Nie będę już kłopotem dla ciebie - powiedział.

Thomas nie chciał za bardzo mówić o tym spotkaniu, uznałem że to uszanuję. Ale jak widać przyniosło to efekt o jaki mi chodziło, może to nim trochę wstrząsnęło i jak się nasłuchał historii tych ludzi, jak przez picie stracili rodzinę, pracę i się stoczyli to do niego dotarło, bo moje suche gadanie nie dało nic.

Thomas:
Wróciliśmy z Dylanem do domu. Byłem psychicznie wykończony tym co mnie spotkało z samego rana. To całe spotkanie było dla mnie czymś naprawdę mocnym, musiałem poleżeć i przemyśleć kilka spraw.

Zmęczony położyłem się do łóżka i chciałem pójść spać by uwolnić myśli od tego wszystkiego, ale jeden telefon zerwał mnie na nogi, był to telefon od Liama i nie dzwonił on wcale z dobrą informacją.

- Halo? - zapytałem.

- Thomas? Słuchaj, jest... Jest problem - powiedział.

- O co chodzi?

- Dzisiaj w jednej z gazet ukazał się artykuł. Dotyczy on Dylana. A dokładniej tego, że ma chorobę dwubiegunową. W redakcji jest wielkie poruszenie, a jego nie ma - powiedział chłopak, a mi momentalnie się zrobiło gorąco.

- Co? Co ty mówisz? Jaki artykuł?! - wywrzeszczałem.

- Wyślę ci zaraz zdjęcie. Słuchaj, gorsze jest to, że wszyscy w to uwierzyli, a kilka osób chce się zwolnić - powiedział chłopak.

- Bo to... To prawda - powiedziałem.

- Jestem w szoku...

- Ja też, słuchaj muszę kończyć i mu o tym powiedzieć przecież trzeba to jakoś rozwiązać - powiedziałem i się rozłączyłem.

Chwilę później chłopak wysłał mi zdjęcie artykułu. Kto mógł zrobić takie świństwo, przecież tylko nieliczne osoby wiedziały że on jest chory. Zresztą jak bardzo popierdolonym trzeba być żeby takie rzeczy ujawniać.

- Dylan! - krzyknąłem i zacząłem go szukać po domu.

- Nie śpisz jednak? - zapytał wychodząc z łazienki. Podałem mu telefon z artykułem. Chłopak zrobił się blady, i aż usiadł na podłodze.

- Musimy coś zrobić. Wyprzyj się wszystkiego albo zostaw to w spokoju. Liam mi powiedział, że w redakcji jest zadyma. Chodź, wyjaśnimy to - powiedziałem, ale Dylan nie wyglądał w danej chwili na osobę, która miałaby ochotę na tłumaczenie się przed gronem pracowników.

- Nie. Nikt mi nie uwierzy. Wszyscy pokojarzyli fakty, wyszło na jaw dlaczego jestem jaki jestem. Już nigdy się tam nie pokażę - powiedział chłopak.

- Ale przecież to nic takiego. Przecież to tylko choroba... Kto to mógł napisać?

- Tylko, że ludzie się boją takich jak ja. Mają za kompletnych wariatów. I wcale się nie dziwię. Autorem lub pomysłodawcą na ten artykuł był zapewne Martin. To z nim się pokłóciłem ostatnio. I on wiedział.

- Wiedział?

- Ta. Jak mieliśmy razem prowadzić gazetę, to musiałem mu powiedzieć. Nie myślałem tylko, że wykorzysta to w tak podły sposób. Żeby mnie zniszczyć i w ten sposób zniszczyć moją gazetę, wszystko co osiągnąłem. Nie wrócę tam - powiedział chłopak ze łzami w oczach.

Nie wiedziałem co mam zrobić, wygląda na załamanego, a jeśli zaraz zrobi coś głupiego? Pobiegłem szybko poszukać jego telefonu by skontaktować się ze Scottem, opowiedziałem mu po krótce co się stało, i zaraz miał do nas przyjechać.

Bałem się, że Dylan wpadnie zaraz w ten stan gdy będzie stanowił zagrożenie dla samego siebie. Siedział pod ścianą i patrzył się tępo przed siebie.

- Dylan? Posłuchaj... Nie przejmuj się tą gazetą i tym wszystkim. Nie wstydź się tego jaki jesteś, przecież to nie twoja wina - powiedziałem i usiadłem obok niego, złapałem go za rękę.

- Wszyscy się dowiedzą. Coś co tak długo trzymałem z tajemnicy wyszło na jaw - zaszlochał.

Gdy usłyszałem dzwonek do drzwi było to jak zbawienie. Pobiegłem szybko otworzyć.

- Jak z nim? - zapytał Scott.

- Jest załamany - powiedziałem i wpuściłem chłopaka do środka po czym zaprowadziłem do Dylana.

- Czy możesz nas zostawić? Muszę z nim porozmawiać, ale trochę to potrwa - powiedział Scott.

- Tak... Ja w tym czasie pojadę do redakcji - powiedziałem.

Byłem strasznie wkurwiony, że teraz w redakcji wszyscy pewnie jeżdżą po Dylanie i robią z niego wariata. Nie było sensu ukrywać prawdy, swoją drogą nie ma czego się wstydzić. Dylan jest cudowną osobą, która może i czasami ma wybuchowy charakter i chwile gdy nie może funkcjonować, ale to nadal mój chłopak, i ja się nie wstydzę tego, że choruje.

Wparowałem do redakcji, wszyscy zamiast pracować siedzieli sobie i rozmawiali w najlepsze.

- CO TU SIĘ ODKURWIA??! - krzyknąłem.

Wszyscy popatrzyli zdziwieni, bo jednak od kilku tygodni nie było mnie w pracy, ledwie wczoraj tu byłem, ale nikt mnie nie widział.

- To, że o waszym pracodawcy ukazał się artykuł w gazecie to nie jest powód by nie pracować i dyskutować o pierdołach - powiedziałem.

- Wszystko jasne, Dylan to wariat. Wiedziałem, że coś jest nie tak. Taka nieobliczalna osoba nie powinna być na takim stanowisku - powiedział Carter, podszedłem do niego i go popchnąłem na ścianę.

- On osiągnął już teraz więcej niż ty i wy wszyscy razem wzięci osiągnięcie przez całe wasze marne życia. A co do stanowiska, jesteś zwolniony - powiedziałem.

- Zwalniasz mnie jako kto przepraszam bardzo?

- Jako zastępca - powiedziałem pewny siebie.

- Przecież kto inny pełnił tę rolę, a ty rzekomo wyleciałeś z roboty.

- Wróciłem i będę zastępować Dylana. Każdy kto uważa, że Dylan jest wariatem niech stąd wypierdala, od jutra gazeta normalnie funkcjonuje. I macie się mnie słuchać dopóki Dylan nie wróci - powiedziałem.

Z pomieszczenia wyszła tylko osoba z którą się chwilę wcześniej poszarpałem. Reszta została i patrzyła na mnie jak na wyrocznię.

- Jeśli jeszcze raz usłyszę, że najeżdżacie na Dylana to macie przejebane. To, że jest chory to nie jego wina. Nikt z was nie powie, że jest nieuczciwy lub nie umie zarządzać i pisać. Może i jest czasem wybuchowy, ale to też po części kwestia jego charakteru. I ten artykuł, który was uświadomił nic nie zmienia. Dzisiaj macie wolne, bo już nic pożytecznego nie zrobicie - powiedziałem.

Odetchnąłem z ulgą, gdy wyrzuciłem z siebie to wszystko. Pracownicy zaczęli wychodzić, tylko Liam został.

- Jestem w szoku - powiedział.

- Ja też. Nie spodziewałem się, że to wyjdzie.

- Ja jestem w szoku, że on jest chory. Już trochę tu pracuję i nie podejrzewałbym, że on się zmaga z taką choroba.

- Ukrywał to nawet przede mną. Co mówili tutaj wszyscy zanim przyszedłem? - zapytałem.

- Że jest wariatem i powinni takich trzymać w psychiatryku. I że cud, że nikogo jeszcze nie zabił. I takie tam. Ale to chyba tylko kilka osób, reszta miała mieszane uczucia.

- Okej. Pomogę Dylanowi. Muszę już iść do niego. Widzimy się w poniedziałek.

Byłem oburzony tym co się odjebało w redakcji, ale miałem satysfakcję, że wyrzuciłem stamtąd tego pacana. Mam tylko nadzieję, że Dylan mi nie będzie miał mi tego za złe.
Wróciłem do domu. Aż się bałem co powie mi Scott. Mój chłopak leżał w sypialni i spał, wyglądał tak bezbronnie.

- Wiesz... On jest załamany, ale to nie jest taki depresyjny stan, że on nie jest do końca świadomy co się dzieje i nad tym nie panuje. Trochę dziwne... Dałem mu leki żeby poszedł spać. Ale nie wiem co dalej z nim zrobić - powiedział chłopak.

- Boję się, że sobie coś zrobi - powiedziałem.

- Nie. Raczej nie. On teraz jest świadomy co się dzieje. Zresztą powiedział mi, że nie może się złamać ze względu na ciebie. Nie ma sensu zabierać go do psychiatryka. Myślę, że nie masz się o co martwić, ale jesteśmy w stałym kontakcie. Dzwoń do mnie w nocy jak będziesz zaniepokojony - powiedział chłopak i nas zostawił. Zaoferował, że jeśli się bardzo boję, to może zostać u nas na noc. Mi jednak głupio było go fatygować, i powiedziałem, że nie ma potrzeby. Oczywiście, że czułbym się lepiej, ale nie miałem sumienia. To mój obowiązek czuwać przy Dylanie, tylko że jeśli jemu odwaliłoby coś i na przykład zagroziłby, że wyskoczy zaraz z okna nie wiem co bym wtedy zrobił.

Jak ja mam się nie martwić, a jeśli mu nagle odbije? Byłem wręcz przerażony stanem Dylana, co ja mam mu powiedzieć, jak pocieszyć. Jak mam go pocieszyć po tym gdy wydała się jego tajemnica. Nawet nie pomyślałem o tym by się policzyć z tym wstrętnym osobnikiem, który śmiał ten artykuł napisać. Ale teraz najważniejszy jest Dylan. A ja tak tego nie zostawię, osoba która tak bezczelnie się zachowała w stosunku do mojego chłopaka na pewno poniesie tego konsekwencje.

Zostawiłem go samego w sypialni i poszedłem się umyć. Popatrzyłem w lustro. Muszę być silny. Jestem potrzebny Dylanowi i nie mogę już pić, zresztą to dzisiejsze spotkanie na tyle mną wstrząsnęło, że nie w głowie mi picie. Obydwaj mamy jakieś problemy, Dylan jest chory a ja... Tak jakby też jestem trochę chory. Żałuję, że przedwczoraj nie umiałem się powstrzymać przed piciem i do tego mało pamiętam. Tak w sumie to jaki jest sens pić skoro się potem nic nie pamięta. Jakby Dylan miał mało problemów ja mu dokładam jeszcze swoje...

Poszedłem do sypialni, Dylan nadal spał. Położyłem się obok i go przytuliłem. Gdyby coś mu się stało nie wiem co bym zrobił. Muszę go jakoś wyciągnąć z tego doła i przekonać, że to co się wydarzyło to nie koniec świata, oraz że gazeta czeka na niego i go potrzebuje.

Tej nocy postanowiłem nie spać. Bałem się, że może w środku nocy nagle wstanie i zrobi coś dziwnego. Wolałem go pilnować. O godzinie dwudziestej wypiłem kawę tak by nie zasnąć. Wróciłem do łóżka, a on nadal spał w takiej samej pozycji w jakiej go zostawiłem. Musiał być w naprawdę głębokim śnie skoro nawet zapalona lampka mu nie przeszkadzała. Ja w tym czasie czytałem w internecie komentarze dotyczące tego cholernego artykułu. Tylko niewielka ich część była negatywna, muszę porozmawiać o tym z Dylanem, jutro mu to pokażę. Może jakoś go to pocieszy.


Jutro kochani ostatni rozdział.
Tylko wstanę i się jakoś przywrócę do życia i wrzucam, zakończmy to! 💪
PS. Nie będzie to jakaś bardzo wczesna godzina, bo muszę poprawić rozdział, oraz nic nie będę widziała przez łzy kapiące mi na telefon XD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top