36.

Dylan:
Cały w nerwach przyjechałem do szpitala, przecież musiałem obdzwonić wszystkie szpitale w mieście, bo ten idiota Dunbar nie odbierał ode mnie telefonu. Byłem tak zdenerwowany, Thomas chciał się zabić, przeze mnie... Co ja narobiłem!

Oczywiście na informacji nie chcieli mi udzielić informacji co dodatkowo mnie wkurwiło. Powiedziałem, że jestem jego bratem, i dopiero wtedy udzielono mi informacji gdzie on dokładnie leży. Wiem, że są takie procedury, ale i tak byłem już wystarczająco wkurwiony.

Wpadłem na oddział jak burza, i natknąłem się na Liama, który siedział na ławce na korytarzu i na mój widok zrobił się blady, ogólnie to wyglądał jakby zobaczył ducha.

- Co z nim? - zapytałem.

- To znaczy... Zaszło małe nieporozumienie. I no... Thomas nie chciał się zabić tylko wziął za dużo leków na sen i połączył to z alkoholem.  Więc... No - powiedział zakłopotany.

- Dość tego - warknąłem i bez żadnego pytania wszedłem do sali gdzie leżał Thomas, wyglądał jak sto nieszczęść, emocje wzięły u mnie górę i podjąłem spontaniczną decyzję.

- Słuchaj, koniec tego wszystkiego. Zabieram cię do mnie do domu. Liam sobie z tobą nie poradzi. Ale u mnie już nie będziesz robił takich głupot - powiedziałem, Thomas wytrzeszczył oczy, a Dunbar popatrzył zdziwiony - Bez urazy, ale jesteś za dobry dla niego. On potrzebuje twardej ręki, a teraz zostaw nas samych - powiedziałem na co chłopak wyszedł.

- Co? Co ty w ogóle gadasz? - zapytał, lekko się podnosząc z łóżka. Usiadłem obok niego.

- Słuchaj... Ja... Dopiero jak sobie uzmysłowiłem, że mogę cię stracić to dotarło do mnie że... Zależy mi na tobie... I nie pozwolę żebyś odwalał takie rzeczy - powiedziałem, chociaż jeszcze chyba nigdy żadne słowa tak ciężko mi nie przechodziły przez gardło, tym bardziej, że tego nie planowałem.

- Nie wiem co mam powiedzieć...

- Nieważne już to co się wtedy stało. Zacznijmy do nowa. Czy będziesz chciał ze mną być czy nie to i tak zabieram cię do siebie i ja ci już wybiję z głowy te bzdury - powiedziałem, a po policzku chłopaka popłynęła łza, ale jego wzrok sięgał za okno, nie popatrzył na mnie, chyba było mu głupio.

- Z Theo zdradziłem cię raz. Jeden jedyny raz. Naprawdę. Theo się chciał zemścić za swojego brata, którego kiedyś odrzuciłem i ośmieszyłem. To co było w tym smsie to była prawda. Chciałem żebyś wiedział... Żebyś był świadomy, że zdarzyło się to tylko raz.

- Teraz już wiem. Jestem pojebany, że to jemu uwierzyłem. Gdybym mógł cofnąć czas... - powiedziałem czując się jak kretyn, gdy widziałem Thomasa w takim stanie, czułem że mógłbym mu wybaczyć wszystko.

- Już nieważne...

- Wiadomo kiedy stąd wychodzisz? - zapytałem.

- Jutro. To znaczy mógłbym już dzisiaj, ale wolą mnie jeszcze zostawić - powiedział chłopak.

- Okej. Do jutra ogarnę dom. I przyjadę po ciebie - obiecałem i wziąłem go za rękę.

- Nie musisz. Zresztą masz pracę - powiedział chłopak i w końcu zaszczycił mnie swoim wzrokiem.

- Nie idę jutro do pracy. To co miałem zrobić jutro zrobię dziś w nocy. Dasz mi jutro znać o której mam przyjechać. I wezmę cię do siebie... Pójdę już, bo mam naprawdę dużo do zrobienia. Odpocznij - powiedziałem i pocałowałem go w rękę.

Wyszedłem z sali, na przeciwko na ławce siedział Liam, który chyba się trochę bał po tym co na mnie nawrzeszczał przez telefon.

- Przecież ci nic nie zrobię. Tylko nie nazywaj mnie już palantem, bo sobie inaczej porozmawiamy - powiedziałem i opuściłem szpital. Normalnie wyjebałbym kogoś kto nazwałby mnie palantem, ale zrobił to w nerwach, zresztą to on się zajmował blondynem przez ostatnie dni, a wcale nie musiał.

Była godzina osiemnasta. Czeka mnie dzisiaj pracowita noc. Po drodze do domu pojechałem do sklepu żeby kupić jakieś jedzenie, w końcu teraz nie będę mieszkał sam. Nie wiem ile Thomas u mnie zostanie. Szczerze mówiąc nigdy z nikim nie mieszkałem, więc muszę się chyba dobrze przygotować.

Wpadłem do domu, na szczęście było w miarę czysto. Uzmysłowiłem sobie, że Thomas nigdy nie był w mojej sypialni umiejscowionej na końcu korytarza, tylko w pokoju przeznaczonym do zabaw. Nawet nigdy z nikim nie spałem w jednym łóżku, wstyd się przyznać. Wszystkich moich asystentów przyjmowałem w tym pokoju, bo jednak łóżko to dość osobiste miejsce, ale on zasługuje na to by się w nim znaleźć. Mam nadzieję, że Thomas nie będzie zmuszony do zobaczenia mnie w trakcie depresji, bo wystarczy że on już tutaj odwala i trzeba go jakoś ogarnąć. Ale decyzja o sprowadzeniu go tutaj to był mega spontan. Z tej okazji postanowiłem zmienić pościel, łóżko jest duże więc bez problemu się zmieścimy. No i musiałem zwolnić trochę miejsca w szafie, by mógł poukładać swoje rzeczy.

Poszedłem do kuchni i zacząłem przeglądać wszystkie szafki czy aby nie ma tu jakiegoś alkoholu. Znalazłem jakieś otwarte wino, które wylałem żeby go tutaj nic nie kusiło. Naprawdę się zdenerwowałem jak okazało się, że on jest w szpitalu. Może właśnie takiej sytuacji było potrzeba żebym w końcu wydusił z siebie to co do niego czuję. Chyba pierwszy raz w życiu opuszczę dzień w pracy, ale są rzeczy ważniejsze od tej gazety.

Następnego dnia dostałem telefon od Thomasa, że już zaraz dostaje wypis. Od razu po niego pojechałem. Siedział sobie na ławce przed szpitalem i palił papierosa. No ja mu dam popalanie. Zatrzymałem się centralnie przed nim i wysiadłem z auta.

- Nie palimy - powiedziałem i mu wyrwałem tego wstrętnego peta z ust i rzuciłem do kosza.

- Ej no - powiedział naburmuszony.

- Nie będziesz się już truł. Wsiadaj - powiedziałem i otworzyłem mu drzwi. Wsiadł do auta, ale widziałem że jest trochę zdenerwowany.

- Słuchaj, bo ja przemyślałem sprawę i no nie ma potrzeby żebym się do ciebie wprowadzał. Przecież sam sobie poradzę, zresztą nic mi nie jest, nie potrzebuję opiekunki - powiedział.

- Wyjmij to co masz w wewnętrznej kieszeni kurtki - powiedziałem.

- Nic nie mam - powiedział trochę zmieszany. On chyba nie wie z kim ma do czynienia.

Sięgnąłem ręką do rozpiętej kurtki chłopaka, gdzie oczywiście znalazłem do połowy wypitą setę. No to są chyba jakieś żarty. Popatrzyłem na niego z wyższością, bo myślał że uda mu się mnie przechytrzyć.

- Skąd... - powiedział nieśmiało.

- Skąd wiedziałem? Bo mam kurwa jakąś zdolność rozpoznawania kiedy coś wychlałeś. Wczoraj miałeś płukanie żołądka, a dzisiaj od rana sobie popijasz. Ale to już ostatni raz, kupiłem alkomat - powiedziałem dumny i wysiadłem z auta by wyrzucić ten alkohol. Zrobiłem to na oczach chłopaka, aby był świadomy co się stanie z każdym alkoholem jaki on sprowadzi do domu. Po chwili ruszyłem, bo jednak stanie pod szpitalem gdzie jeżdżą karetki to głupi pomysł.

- Alkomat? Ale po co? Przecież ja nie jestem alkoholikiem - powiedział, a ja wyczułem, że ma żal o to co przed chwilą zrobiłem z jego własnością.

- Słuchaj, jeśli nie przestaniesz chlać to oddam cię do zakładu zamkniętego. Tak wiem, że nie jesteś alkoholikiem, ale nie będziesz chlał i koniec. Teraz będziesz się mnie słuchał - powiedziałem. Poczułem się przez moment jak na początku znajomości, gdy blondyn musiał się mnie słuchać i być mi posłusznym.

Pod tym przytłoczonym wszystkimi sprawami chłopakiem dostrzegałem tego dawnego Thomasa, jednak w większości była to osoba której nie znałem. Nie widziałem tej jego przesadnej pewności siebie.

Dojechaliśmy do mojego domu uprzednio zahaczając o mieszkanie chłopaka by mógł wziąć swoje rzeczy. Jeszcze nie raz wspominał, że on może tu zostać i nie chce mi zawracać głowy, oraz że skoro już jesteśmy pogodzeni to nie potrzebuje nadzoru. Ja mu nie wierzyłem, jego gadanie było bez sensu, bo ja sobie postanowiłem, że tak będzie, więc tak ma być. To ja tu w końcu dominuję.

- Oczywiście czuj się jak u siebie. Nie krępuj się - powiedziałem do Thomasa i go zaprowadziłem na górę.

- Tu śpimy - powiedziałem i pokazałem mu sypialnię.

- No, tu jeszcze nie byłem - powiedział.

- Nikt tu nie był oprócz mnie. Nikt nie spał w tym łóżku oprócz mnie. Nigdy z nikim nie spałem w nocy więc... Jesteś pierwszy - powiedziałem i poczułem się jak jakiś głupek, było mi wstyd.

- Jak to? Naprawdę... Będę pierwszą osobą z którą będziesz spał?

- Tak. Przez moją chorobę. Mam nadzieję, że nie będzie jakiegoś nieoczekiwanego zwrotu akcji co do mojego samopoczucia. Ale chyba się w nocy nie rozpycham, i może kołdry ci nie zabiorę - powiedziałem i pogłaskałem chłopaka po włosach, nie mogłem się powstrzymać, tak strasznie za nim tęskniłem.

- Kim dla ciebie jestem? - zapytał po chwili mierząc mnie wzrokiem. Musiałem się chwilowo zastanowić, bo nie jestem najlepszy w mówieniu o uczuciach.

- Osobą, która wyjebała moje życie do góry nogami. Osobą która... Mi się podoba - powiedziałem i pocałowałem go w usta.

Położył ręce na mojej klatce piersiowej, i trwaliśmy tak w delikatnym i namiętnym pocałunku.

- Czyli... Będziesz ze mną? Zaczniemy od nowa? - zapytałem na co blondyn pokiwał w akcie zgodności głową, i w końcu sytuacja między nami była jasna. Nie jakieś przyjacielskie układy, okazywanie sobie czułości po przyjacielsku co było głupotą totalną. Dopiero teraz do mnie dotarło jaki byłem głupi i ślepy, że nie zauważyłem, że on jest we mnie zakochany.

- Tylko od razu ci mówię... Ja nigdy z nikim nie byłem. Nie wiem.... Nie umiem... Jakieś randki, czy coś. Nie znam się na tym - powiedziałem zakłopotany.

- Tego się nie da nauczyć. Po prostu robisz coś co podpowiada ci serce. Bądź przy mnie. I mnie nie zostawiaj. Tylko tyle.

- Jakbym coś robił źle, to mi powiedz. A teraz mniej przyjemna część rozmowy - zacząłem, a Thomas się lekko skrzywił - Od dzisiaj nie tykasz alkoholu, palić też nie możesz. Krótko mówiąc żadnych używek. O każdym wyjściu informujesz mnie, nawet o wyjściu do sklepu na przeciwko. Jak będziesz brał jakieś leki, to masz mnie informować. No i masz nie grymasić jak będę kazał ci chuchnąć w alkomat, a będę kazał codziennie.

- Mmm... To trochę jak więzienie... Ale ty pamiętasz, że ja nie chciałem się zabić, prawda? - zapytał.

- Pamiętam, ale nie wiem co ci może do głowy strzelić. Będziesz chciał nadal u mnie pracować jak już wydobrzejesz? - spytałem.

- Tak, jasne. Ale ja już jutro mogę iść do pracy. Co ja mam tu robić...

- O, nie nie kochany. Kilka dni posiedzisz w domu, a potem gdy już będę miał pewność, że wynormalniałeś, wróciły twoje humorki, chamskie odzywki, krótko mówiąc dawny Thomas to wrócisz do pracy. Teraz idę zrobić ci coś do jedzenia, a ty się rozpakuj czy co tam chcesz - powiedziałem i wskazałem na wolne półki w szafie.

Thomas:
Czułem się trochę nieswojo u Dylana. Jednak tak jak mi poradził zacząłem się rozpakowywać. Dziwne, że tyle bywałem w tym domu a nigdy nie byłem w tej sypialni. Powinienem czuć się wyróżniony. Przeszło mi przez myśl, że może Dylan się lituje i myśli, że naprawdę chciałem się zabić, że może to wszystko jest sztuczne, ukartowane. Postaram się o tym nie myśleć, bo to głębokie myślenie doprowadziło mnie do delikatnie mówiąc chujowego stanu.

Wypakowując ubrania do szafy ciągle czułem zapach Dylana, bo jednak były tu jego ubrania. Uwielbiam jego mocne perfumy. Tak w ogóle to on jest jakimś pedantem, bo te wszystkie ubrania są idealnie i równo poskładane, pomijając fakt że w pokoju jest idealnie czysto. Będę musiał się wpasować w ten klimat. Swoją drogą świat na trzeźwo jest dość dziwny. Ale to tylko moje bezsensowne przemyślenia. Tak w ogóle głupio mi, że Dylan znalazł w mojej kieszeni tę wódkę, ale miałem taki odruch by szybko skoczyć do sklepu. To było głupie, ale mam nadzieję, że szybko puści to w niepamięć.

Przebrałem się i poszedłem na dół. Dylan krzątał się po kuchni i coś robił w telefonie. Dziwnie było mi go widzieć w dresach, bo zazwyczaj widywałem go w eleganckich ubraniach. On we wszystkim wyglądał zajebiście i seksownie, w tych dresach również.

- Już się rozpakowałeś? Wystarczyło ci miejsca? - spytał, a mi się tylko jedno pytanie cisnęło na usta.

- Czy ty mnie wziąłeś do siebie z litości, czy naprawdę mnie kochasz? Bo tydzień temu... Ci nie zależało... - powiedziałem i ugryzłem się w język, zabrzmiało to jak lekka pretensja.

- Oj Thomas - westchnął chłopak i usiadł na przeciw po czym złapał mnie za rękę. -  Nie robię tego z litości. Po prostu ten twój pobyt w szpitalu mi uświadomił bardzo dużo. Wyobraziłem sobie jak miałbym funkcjonować gdyby ciebie zabrakło. Gdybyś nie wylądował w szpitalu to i tak gdyby mi przeszła złość przyszedłbym do ciebie i prawdopodobnie wyznał że... No wiesz... Zakochałem się... Boże jak to głupio brzmi w moich ustach. Ale szpital to przyspieszył. Zrozum mnie, byłem strasznie zły. Zresztą nie wiem czy umiałbym być dla kogoś litościwy, więc wszystko co robię jest szczere, pamiętaj. I proszę cię nie myśl już o tym wszystkim - powiedział i popatrzył mi prosto w oczy, jednak ja błądziłem wzrokiem po podłodze, bo było mi głupio że wyjechałem z takim pytaniem, zresztą Dylana też dużo to wszystko kosztuje.

- Ale dobrze, że mnie zapytałeś. Możesz pytać o wszystko, nie tłum w sobie tych emocji, bo tak nie można. Możesz mi powiedzieć o wszystkim, nawet o tym co dla ciebie jest bzdurą i głupotą. Pamiętaj o tym. A ja już nakładam obiad, i masz zjeść wszystko, bo jakoś schudłeś o ile to w ogóle możliwe - powiedział Dylan i mi puścił oczko. Uśmiechnąłem się do siebie, uśmiech sam mi się cisnął  na buzię, bo nigdy nikt mi nie powiedział takich miłych słów.

Nastał wieczór. Po wykąpaniu się poszedłem do sypialni, w łóżku leżał Dylan i coś czytał. Nie wiedziałem przez moment co mam zrobić, tak po prostu się położyć... To nasza pierwsza wspólna noc.

- Zapraszam - powiedział chłopak i odkrył kawałek kołdry. Nieśmiało wszedłem do łóżka, ale czułem się tak dziwnie, że żadne słowa tego nie opiszą.

- Co ty jesteś taki nieśmiały? - zapytał. No właśnie, co jest ze mną nie tak.

- Trochę słabo się czuję - powiedziałem. Tak, to była prawda, tak bardzo chciałem się napić, a nie mogłem. Dylan przysunął się bliżej mnie i do siebie przytulił.

- Już wszystko będzie dobrze. Jeśli byś czegoś potrzebował to mi mów - powiedział i składał delikatne pocałunki na mojej szyi. Tak Dylan, potrzebuję czegoś, potrzebuję się znowu najebać. Mimo tego, że mam przy sobie osobę którą kocham, to potrzebuję się napić.

W nocy nie mogłem zasnąć. Dylan już spał, oddychał powoli i głęboko, a ja się kręciłem z boku na bok. Chłopak przylegał do mnie i objął mnie ręką, czułem się przy nim bezpieczny, ale mimo to nie mogłem zasnąć. W końcu odwróciłem się w jego stronę cały czas czując jego rękę na mojej talii, światło księżyca prześwitywało przez zasłony i padało delikatnie na jego twarz. Przyglądałem mu się, gdy spał to wyglądał tak niewinnie, nie przypominał tej osoby, która już na wejściu do pracy drze się na cały budynek i opierdala wszystkich dookoła.

🌈🌈🌈🌈🌈🌈🌈🌈🌈🌈🌈🌈🌈🌈
No i jest rozdział😃
Pragnę zaznaczyć, że kolejne rozdziały, które będę zamieszczać są pomysłem mojego doradcy w sprawach fanfikowych jak i codziennych :  snowqueena ❤️🌈!

Nie wiem kiedy next, nie jestem pewna czy jeszcze w tym roku czy już w następnym, bo mam napisane, uwaga: 0 słów
🌈🌈🌈🌈🌈🌈🌈🌈🌈🌈🌈🌈🌈

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top