33.
Liam:
Wziąłem najpotrzebniejsze rzeczy z domu i wróciłem do mieszkania Thomasa. Gdy jechałem ogarnął mnie stres, mam nadzieję że on sobie grzecznie śpi w łóżku. Mógłby spać jak najdłużej i odpocząć od tych emocji.
Wszedłem do mieszkania. Cisza jak makiem zasiał. Zmartwiłem się, że może gdzieś poszedł chociaż nie wiem czy byłby w stanie otworzyć sobie drzwi no i daleko by raczej nie zaszedł.
Otworzyłem drzwi od jego sypialni, spał. Spał przytulony do poduszki, zamknąłem po cichu okno, bo zrobiło się już zimno. Gdy wychodziłem od siebie z domu to zabrałem ze sobą jeszcze jakieś jedzenie i dobrze zrobiłem, bo lodówka Thomasa była prawie pusta, oprócz jakiegoś dżemu, butelki soku i śmietany niczego tu nie było. Ja bym nie dopuścił do takiego stanu mojej lodówki, ale on sam mówił że czasami nie je obiadów, bo mu się nie chce robić.
Może nie powinienem, ale zacząłem przeglądać jego szafki, zastanawiało mnie czy on popija. No i się nie pomyliłem, znalazłem szufladę gdzie były dwa wina, kolejne pół litra, kilka setek smakowych i kilka piw, oprócz tych piw wszystko było otwarte. No to pięknie.
Czyli Thomas ma problem z alkoholem. Tutaj chyba sobie z nim nie poradzę, potrzebna jest pomoc specjalisty, nie mogę go kontrolować cały czas. Bardzo mnie zmartwiło to znalezisko.
Wziąłem ze sobą z domu laptopa tak abym mógł coś porobić, ewentualnie popracować, chociaż nie tak wyobrażałem sobie sobotni wieczór. Przeglądałem jakieś bzdury w internecie, natomiast blondyn nadal spał.
Koło godziny dwudziestej drugiej usłyszałem jak drzwi od sypialni się otworzyły, od razu wstałem, zobaczyłem Thomasa opierającego się o framugę, wyglądał jakby średnio ogarniał co się w ogóle dzieje.
- Jak się czujesz? - zapytałem.
- Chujowo - powiedział ochrypniętym głosem.
- Idź się może wykąpać? Wyglądasz jakbyś był jeszcze trochę pijany - powiedziałem ostrożnie, nie wiedziałem czy się nie wkurzy za to, że się wtrącam, i mu zwracam uwagę.
Chłopak bez słowa poszedł do łazienki. Mam nadzieję, że nie narobi jakichś głupot, ale on raczej nie jest typem osoby, która zrobiłaby sobie krzywdę.
Zrobiłem jakieś kanapki żeby coś zjadł, bo pewnie jest o pustym żołądku, nie licząc oczywiście tej wódki. Stałem tyłem do wejścia i się przestraszyłem jak on nagle wszedł do pomieszczenia i usiadł bez słowa.
- Chciało ci się czekać aż się obudzę? - zapytał
- Śpię dzisiaj tutaj. Nie zostawię cię - powiedziałem. Kąciki jego ust się lekko podniosły.
- Dziękuję. Chyba oprócz ciebie nikt by nie był zdolny do czegoś takiego - powiedział. Podałem mu talerz z kanapkami, lek na kaca i herbatę.
- Twoja mama dzwoniła. Powiedziałem jej, że wrócisz w nocy, bo pojechałeś wieczorem na wywiad i zostawiłeś telefon w pracy, więc zadzwoń jutro do niej - powiedziałem i usiadłem na przeciw.
- Dziękuję. Dziękuję za wszystko... A Dylan...
- Nie odezwał się jeszcze - powiedziałem cicho.
Thomas wyglądał naprawdę okropnie, miał podkrążone oczy i bladą twarz. To nie była ta sama osoba, która pyskowała wszystkim w redakcji, po jego pewności siebie i pewnego rodzaju bezczelności nie było ani śladu.
- To już koniec. On mi nie daruje - powiedział załamującym się głosem.
- Nie wiem. Może jeszcze zadzwoni, musi sobie przemyśleć pewne rzeczy. Daj mu czas. Tak w ogóle to... Masz dużo alkoholu w domu... Thomas masz jakieś problemy z piciem? - zapytałem prosto z mostu, nie było sensu się bawić w podchody i owijanie w bawełnę.
- Ta sytuacja z Theo... Musiałem.. Ale niedużo. Nie mam problemu, nie musisz się martwić.
- Jak ja mam się nie martwić jak ty trzymasz tyle alkoholu w domu. I jesteś w rozsypce...
- Przejdzie mi. Muszę się pogodzić ze stratą Dylana. Będzie dobrze - powiedział, chociaż ja nie uwierzyłem w ani jedno jego słowo i on chyba też.
Postanowiłem dać mu kilka dni na ogarnięcie się, pomyślałem, że może jak trochę odreaguje pijąc niewielkie ilości alkoholu to się szybciej pozbiera. W końcu złamane serce najlepiej leczy się alkoholem i wymaga to czasu. Jednak postanowiłem się do niego wprowadzić, bo jeśli on się stoczy, to ja sobie tego nigdy nie wybaczę.
Niestety, ale wolna niedziela spędzona na rozmowach i wmawianiu Thomasowi, że to wszystko nie jest jego winą się zakończyła. W poniedziałek nadszedł ten czas by iść do pracy. Nie wiem czy będę umiał spojrzeć na Dylana bez grama nienawiści, gdy już teraz jestem świadomy co się stało.
Wszedłem do redakcji, każdy pracował, chyba większość jeszcze bardziej bała się naszego szefa po tym jak wybuchnął w sobotę i zaczął drzeć pizdę na cały budynek.
Mimo to, ja postanowiłem pójść i sobie zrobić kawę, kanapa u Thomasa była średnio wygodna chociaż chłopak się uparł bym spał w łóżku a on na kanapie, to jednak było mi głupio i wybrałem kanapę. Do tego cały czas martwiłem się o niego, jak wychodziłem to sobie spał, a wczoraj wieczorem obiecał, że nie zrobi nic głupiego i będzie siedział w domu. Tylko że on jest teraz w takim stanie emocjonalnym, że nie wiem czego się mogę po nim spodziewać. Mimo to muszę być dobrej myśli, że zachował on resztki zdrowego rozsądku.
Czekałem aż zagotuje się woda i przeglądałem w tym czasie internet, gdy nagle do pomieszczenia wszedł Brett, moje serce zaczęło bić jak szalone a mój telefon wylądował na podłodze z wrażenia.
- Nie chciałem cię przestraszyć - powiedział.
- Eee...Nic...Nic się nie stało - wydukałem i podniosłem telefon, na szczęście nic mu się nie stało, za to ja wyszedłem na debila, jak zawsze.
- Wystarczy jeszcze wody dla mnie? - zapytał po chwili i wskazał na czajnik.
- Jasne, oczywiście że tak, wystarczy - powiedziałem i posłałem mu szeroki uśmiech, po chwili zdałem sobie sprawę jak ta wypowiedź idiotycznie brzmiała, i że ogólnie jestem idiotą. Ale on wyglądał tak dobrze, był taki przystojny i nie myślałem do końca racjonalnie podczas gdy on znajdował się w pobliżu.
Nagle ten cały radosny krajobraz wypełniający kuchnię przeminął i nastały chwile grozy, gdy przyszedł Dylan.
- Dunbar, przyjdź do mnie zaraz - powiedział i poszedł.
- Współczuję - powiedział Brett i zalał sobie herbatę.
- Ja sobie też - powiedziałem pod nosem i poszedłem do Dylana. Znowu mu się nie podoba coś co napisałem? Nie umiałem go nie wyklinać w myślach, przez niego i jego popierdolony charakter Thomas może się stoczyć.
- O co chodzi? - zapytałem gdy wszedłem do jego gabinetu. Po samej jego mimice twarzy, mogłem wyczytać że jest wkurwiony. On zawsze jest wkurwiony, ale dzisiaj był bardziej wkurwiony niż zawsze.
- Wiesz może co z Sangsterem? - zapytał. Wytrzeszczyłem oczy i mnie lekko przytkało - Wiesz czemu wyleciał? - dodał po chwili.
Zacząłem się jąkać i nie wiedziałem co mam powiedzieć. Nagle on wstał i podszedł zajebiście blisko mnie podsuwając mnie pod ścianę i patrząc prosto w oczy. Kolejna chwila grozy, jego twarz była w tym momencie straszniejsza niż twarz tej Zakonnicy z filmu.
- Pamiętaj, że mam pierdolonego rentgena w oczach i będę wiedział jeśli skłamiesz - powiedział mierząc mnie wzrokiem. Dylan był w tym momencie naprawdę przerażający, a ja czułem się jak w potrzasku.
- Tak... Tak wiem - powiedziałem.
- Wiesz co było między nami? - zapytał nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Wiem trochę... - powiedziałem nieśmiało.
- NIE MA KURWA "TROCHĘ"! ALBO WIESZ, ALBO NIE! - ryknął i uderzył pięścią w ścianę tuż obok mojej głowy.
- Wiem. Wiem - powiedziałem.
- Co dokładnie wiesz. Mów w tej chwili - nakazał.
- Wiem, że... Się trochę spotykaliście i tyle. Nic poza tym - powiedziałem przerażony. Nie musi wiedzieć, że znałem szczegóły, że wiedziałem o tym, że Dylan jest maniakiem BDSM, i robili to nawet na biurku co bardzo mnie zachwyciło. W sumie to do niego pasuje, on jest tyranem i nie wyobrażam sobie jak może być dla kogoś czuły, mimo to dla Thomasa był.
- Jeśli ktokolwiek się dowie o tym, to jesteś skończony, obiecuję ci to - powiedział i otworzył mi drzwi co oznaczało, że jest wkurwiony tak bardzo, że ma ochotę mnie zabić.
Wróciłem do siebie, byłem w cholerę wystraszony, Dylana to ja się bałem na co dzień, a co mówić o tym gdy jest wkurwiony, bo Thomas go zdradził a ja wiedziałem o tym o czym nie powinienem.
Jednak na szczęście nic mi nie zrobił. Gdybym był odważny to powiedziałbym mu, że to jego wina że zniknął wtedy w niewyjaśnionych okolicznościach, że rzekomo leżał w szpitalu, ale Thomas nawet o tym nie chciał gadać więc nie wiadomo gdzie Dylan się wtedy podziewał, chociaż Thomas upiera się, że miał problemy zdrowotne. Mniejsza o to, gdybym był odważny to mógłbym mu powiedzieć żeby się odezwał do Thomasa, bo jest w złym stanie, ale jak już mówiłem do odważnych nie należę.
W tym momencie naprawdę go nienawidziłem, dodatkowo zepsuł mi moment w którym byłem sam na sam z Brettem i miałem okazję z nim porozmawiać. Nie mógł sobie wybrać lepszej chwili.
Thomas:
Nadszedł poniedziałek. W domu kompletna cisza i pustka. Pustka w domu i w moim sercu. Czułem się taki beznadziejny, odrzucony.
Liam poszedł do pracy, a ja mimo mojego wycieńczenia psychicznego postanowiłem działać. Liam nie musi o wszystkim wiedzieć, bo pewnie chciałby mnie powstrzymać przed zrobieniem pewnej rzeczy. Ale trzeba komuś stłuc ten bezczelny uśmieszek z buźki.
Poszedłem do sklepu i kupiłem sobie dwie setki, które wypiłem jak jakiś żul za sklepem. Ale potrzebowałem czegoś na odwagę bo sama myśl o wejściu do burdelu mnie trochę stresowała. Zresztą chyba mogę sobie pozwolić na procenty, mam złamane serce. Kobiety siedzą w łóżku, jedzą lody i oglądają romantyczne filmy, a ja się zapijam aby nie myśleć.
Po wypiciu poczułem się nagle odważny i czułem, że jak się wkurwię to zabiję tego Theo. Zadzwoniłem do drzwi, otworzył mi ten chłopak co zawsze.
- Jest Theo? - zapytałem.
- Jest, drogę znasz - powiedział i wpuścił mnie do środka. Potraktował mnie jak jakiegoś stałego klienta. Jaki wstyd.
Zacząłem pukać albo raczej walić w drzwi. Otworzyła mi ta żmija, której mój widok chyba zbytnio nie zdziwił. Rzuciłem się na niego z pięściami i zacząłem odkładać po tej zdradzieckiej mordzie.
- Ty chuju! - wydarłem się i powaliłem go na podłogę, z jego nosa zaczęła się sączyć krew, ale chłopak nie pozostał mi dłużny i oddał cios, tyle że w żebra. Momentalnie się zwinąłem z bólu, ale jego cios mnie tak rozwścieczył, że od razu się podniosłem.
- Uspokój się i mnie zostaw! - krzyknął i zrzucił mnie z siebie, tak że z całej siły przywaliłem głową o szafkę.
- Bicie mnie nic ci już nie da - powiedział.
Mimo to znowu się na niego rzuciłem, złapałem za włosy i zacząłem tłuc jego głową o podłogę. Gdy zobaczyłem, że z głowy leci mu krew była to dla mnie lampka ostrzegawcza by przestać, bo rzeczywiście zaraz go zabiję.
Wybiegłem stamtąd szybko, nie zdziwię się jak doniesie na mnie na policję i sam sobie w ten sposób narobiłem kłopotów. Ale on musiał dostać, nie mogło mu to ujść na sucho. Nie zdziwię się jak on jeszcze uknuje jakąś intrygę przeciwko mnie, ale ja już straciłem wszystko co mogłem stracić. Jedyne co mógłby mi odebrać to Liam, ale on wie jak wygląda sprawa i nie uwierzyłby w ani jedno słowo Theo.
Obicie mordy temu sukinsynowi wcale nie poprawiło mojego samopoczucia. Nadal byłem zły na siebie za to wszystko. Gdybym wtedy nie poszedł i nie przeruchał się z Theo to wszystko byłoby w normie, tkwiłbym we friendzonie przy osobie którą kocham. Ale nie, ja oczywiście musiałem wszystko zepsuć.
Tak bardzo tęskniłem za Dylanem, za jego dotykiem i zboczeństwem. Za jego uśmiechem i tym jak jego wyraz twarzy na mój widok nagle łagodniał. Jak był o mnie zazdrosny i robił dziwne sceny zazdrości. Miałem teraz tak bardzo mieszane uczucia, miałem do niego lekki żal, że nawet nie chce ze mną pogadać. Ale to moja wina, nie jestem idealny jak zawsze myślałem.
Snułem się bezsensowne po domu, wyobrażałem sobie jak inaczej rozegrać tę sytuację. Co zrobić, żeby jakoś to naprawić. Chyba nie było sensu iść do Dylana, Liam mu napisał całą prawdę, a potwierdzenie jej prosto w twarz chyba nic nie zmieni. Może rzeczywiście trzeba mu dać czas.
Siedziałem sobie w domu i jadłem słodycze, które kupiłem. Rzekomo czekolada poprawia nastrój, chociaż u mnie to chyba jakoś tak nie działa. Nagle do domu wrócił Liam, no tak, ta pora. On ma pracę, nie to co ja.
- Jak się czujesz? - zapytał w przedpokoju podczas zdejmowania kurtki i butów.
- Jak śmieć - powiedziałem.
- Byłeś gdzieś dzisiaj? - zapytał i usiadł na przeciw przyglądając mi się uważnie.
- Byłem u Theo - powiedziałem usatysfakcjonowany. Ten popatrzył na mnie zdziwiony - Wjebałem mu. Mam w chuju czy on pójdzie na policję czy co z tym zrobi. Naprawdę jebie mnie to - powiedziałem beztrosko, byłem w takim stanie, że mnie to wszystko poniekąd bawiło.
- Dylan się pytał o ciebie. Pytał czy wiem co między wami było - powiedział, a ja prawie się zakrztusiłem czekoladą, którą właśnie jadłem.
- Co? I co powiedziałeś?
- Był troszkę agresywny, wziął mnie pod ścianę i bałem się skłamać. Powiedział, że pozna jak kłamię. Więc powiedziałem że... Wiedziałem o tym, że się spotykaliście.
- I dobrze, niech wie że ktoś jeszcze to wie. Niech żyje w strachu - powiedziałem z satysfakcją, bo na daną chwilę byłem na takim etapie, że nienawidziłem go za to że mnie wywalił, mimo iż wiedziałem że to moja wina.
- On w strachu? Chyba raczej ja. Powiedział, że mnie zniszczy jak coś komuś powiem - powiedział Liam, a ja miałem wyrzuty sumienia, że go w to wszystko wplątałem.
- Czuję się trochę winny za to wszystko. Teraz będzie miał do ciebie jakiś problem - powiedziałem zamyślony.
- Przestań. Ja cię wtedy za język ciągnąłem żebyś mi powiedział. Już nie gadajmy o tym. Jadłeś coś poza tymi słodyczami?
- Nie. Nie jadłem.
- A piłeś alkohol? - zapytał, głupio mi było kłamać ale... Ale to zrobiłem.
- Nie - powiedziałem pewny siebie. To było kilka godzin temu, więc nie czuć już ode mnie tej wódki, zresztą była kolorowa, a taka wódka to nie wódka.
Przez resztę dnia Liam pracował, pisał coś i szukał jakichś ważnych informacji. A ja jestem bezrobotny, nie mam pracy, ale na szczęście mam trochę kasy, bo jednak Dylan mi sporo przelewał. Zbierałem na nowe mieszkanie, ale teraz chyba nie chcę tego nowego mieszkania. Będę musiał na razie żyć za te pieniądze, bo nie czuję się na siłach by szukać jakiejś pracy.
💔
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top