Wyznania Stursy cz.1 - Czesi
Kilka pokoi dalej:
Najstarszy z ekipy czeskiej, Jakub Janda, zdobywca Kryształowej Kuli, szedł w stronę swojego pokoju z telefonem przy uchu, odbywając ciekawą konwersację z kolegą po fachu, Janne Ahonenem, gdy usłyszał niepokojące trzaski oraz śmiechy dobiegające z jednego z pokoi zajmowanych przez Czechów.
-Wiesz, muszę chyba kończyć, bo moi koledzy chyba urządzają armagedon. Zostawić ich na chwilę...- zakończył rozmowę i bez pukania wparował do pomieszczenia, z którego dobiegały hałasy. To, co tam zastał omal nie przyprawiło go o zawał serca.
Viktor wraz z Cestmirem śmiejąc się w głos skakali z łóżka na łóżko jak małe dzieci. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że robili to tylko w bieliźnie. I że nagrywał ich równie rozbawiony Vojtech. Obok niego stali Roman, Filip i Tomas, którzy dzielili się butelką wódki i o czymś gorąco dyskutowali. Co jakiś czas zerkali w stronę skaczących chłopaków i rechotali. Towarzyszyło temu głośna muzyka. Czeski rap niskich lotów. Jakub szybko wyłączył lecący utwór. Polasek, który akurat miał lądować na jednym z łóżek, obrócił się, by spojrzeć kto wszedł do pokoju i nieszczęśliwie wylądował stopą, spadając z posłania. Kozisek znieruchomiał, nie reagując na spadającego kolegę.
-Mogę wiedzieć co do szybkiej kurwy? Słychać was w całym hotelu.- młodsi kadrowicze jedynie spuścili głowy. Zły Janda potrafił być groźny i przerażający. Cała kadra o tym wiedziała. Nie musiał podnosić głosu, by reszta wiedziała, że jest mocno niezadowolony. Tak jak w tej chwili, gdy oczekiwał na jakiekolwiek wyjaśnienia.
- O, i kolejny dzban. - tu zwrócił się do Romana, który wywrócił oczami. Jakub potrafił dramatyzować. -Niby kolejny w starszeństwie, a mam wrażenie, że coraz głupszy. Czy wy powariowaliście? Chcecie płacić za połamane łóżka? Jak się trener o tym dowie...
- Nie dowie się, bo mu nikt o tym nie powie! Mam nadzieję, że ty nie staniesz się konfidentem. - zwrócił się do Jandy, Tomas.
- Czy ja kiedykolwiek doniosłem o waszych wybrykach, człowieku małej wiary? Nie, więc zawrzyj jadaczkę. Sprzątać mi ten burdel, spotkanie mamy na dole.
- Jakie spotkanie? - wyjęczał Viktor, powoli zbierając się z podłogi.
-Dowiesz się, jak zejdziesz na dół. I otwórzcie okno. Śmierdzi tu jak w oborze. Nie wiem co ty tu robiliście przed moim przyjściem. -skrzywił się Czech, patrząc na walające się po podłodze kołdry i poduszki wraz z puszkami po piwie i bielizną? Wolał nie wnikać w to, czyje to jest.
- Po prostu zajebiście się bawiliśmy. A ty powinieneś wyluzować. Stres szkodzi zdrowiu. - Roman wlał w siebie jeszcze jedną porcję wódki. Janda szybkim krokiem do niego podszedł i wyrwał butelkę z ręki.
- Jesteś większym debilem niż myślałem. Przyda ci się zimny prysznic. Natychmiast. -popchnął Koudelkę w kierunku łazienki. - Oby papa Walter nie wyczuł od ciebie alkoholu. Bo będziesz miał, krótko mówiąc, przesrane.
- Boże, ale ty jesteś zasadniczy. Wyjmij kij z dupy i wyluzuj, stary. - zajęczał Polasek masując obolałą stopę.
-On tego kija nie ma, bo Ahonen mu nie daje, temu taki sztywny jest. -zaśmiał się Cestmir, lecz niemal natychmiast przestał, widząc mordercze spojrzenie Jandy.
- Cest, przegiąłeś. - upomniał kolegę Filip, stając między nim, a rozjuszonym Jakubem. - A ty, Kuba idź i ochłoń. Ten matoł trochę przesadził z alkoholem.
-A ty co taki obrońca uciśnionych? - Kozisek nie odpuszczał.
-Zamknij japę, papciu. Otrzeźwij, a najlepiej się połóż. Najwyżej powiemy Hoferowi, że nie najlepiej się czujesz. Do wyra, Kozisek.
- Fifi ma rację. Kładź się. Najwyżej streścimy ci co stary powiedział. - wtrącił się Vojtech i pomógł Cestmirowi położyć się, po czym przykrył go kołdrą.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top