Siedem minut w niebie cz.2
...jego wargi zetknęły się z gładką powierzchnią policzka Lindvika. W tym samym momencie szafa gwałtownie się otworzyła, ukazując roześmiane twarze Markusa i Piotrka. Niemiec niemal natychmiast okazał swoje rozczarowanie.
- Całus w policzek? Tylko tyle?
- A czego się spodziewałeś? Dzikiego seksu? - odpowiedział zgryźliwie Daniel, wychodząc, a raczej wypadając z ciasnej przestrzeni.
- No...tak.
- No to się pomyliłeś, bo nie mam w zwyczaju zdradzać Johanna. - wspomniany chłopak był na granicy łez, lecz robił dobrą minę do złej gry. Otaczali go Tom i Robert, który coś mu szeptał do ucha.
- To nie byłaby zdrada. To tylko zabawa. - zaprotestował Markus. Daniel spojrzał na niego z niedowierzaniem.
- Ciekawe, czy Richard też tak myśli.
- Jesteśmy w otwartym związku. - wzruszył ramionami czarnowłosy. Norweg już tego nie skomentował, siadając przy Forfangu. Ten natychmiast opatulił go ramionami, przyciągając do siebie władczo. Blondyn nie zaprotestował, lądując w jego uścisku uszczęśliwiony.
- No to teraz następna parka! - oznajmił głośno Eisenbichler, niemal przekrzykując głośną muzykę puszczoną przez Norwegów. Hilde wraz z Fettnerem, Huberami i Domenem Prevcem pląsali w rytm muzyki, popijając piwo. Panowała rozluźniona atmosfera. Nawet Kamil, początkowo wycofany, teraz całkowicie wyluzował, nogą wybijając rytm lecącej piosenki. Nie krył się też z tym, że obserwuje stojącego Petera, który nie odrywał wzroku od swoich braci. Między brwiami pojawiła się mała pionowa zmarszczka.
- Czemu on musi być tak atrakcyjny? Cholera jasna, jestem żonaty! Nie mogę o nim myśleć w tych kategoriach! To wszystko wina alkoholu! - Polak potrząsnął głową, odstawiając piwo na bok. Zrezygnowany przejechał dłonią po twarzy. Ta impreza nie skończy się dla niego dobrze.
- No chłopaki, koniec potańcówki. Zabawy ciąg dalszy! - Żyła przyciszył muzykę, a butelka ponownie poszła w ruch. Wylądowała na najstarszym Prevcu. Wszyscy zawyli z radości.
- No proszę, nasza lodowa księżniczka będzie się z kimś zabawiać. Co za niespodzianka. - zarechotał Anze, obejmując w pasie Cene. Ten szturchnął go ostrzegawczo w bok. Piotrek drugi raz zakręcił butelką. Plastik kręcił się i kręcił, a zgromadzeni wstrzymali oddech. Po kilku chwilach zwolnił i wylądował na...
Kamilu!
Polak znieruchomiał, a alkohol niemal natychmiast z niego wyparował.
- No i co się tak na mnie patrzycie? - wydukał zaczerwieniony, czując spojrzenia na sobie.
- Boże, jestem waszą hotką! Proch is real! - wydarł się niespodziewanie Freitag. Peter nie wyglądał na ucieszonego, lecz w głębi duszy niemal skakał z podniecenia.
- Rychu, ja też! Piona! - Andreas przybił piątkę z kolegą z drużyny, szczerząc się.
- Skoro już ustaliliśmy, że Piątek i Welli są fanami Petera i Kamila, czas, żebyśmy przeszli do głównej części wieczoru. - Stoch zrobił niezrozumiałą minę.
- Co to znaczy GŁÓWNA CZĘŚĆ WIECZORU? Czy to było zaplanowane? - zażądał odpowiedzi od stojącego obok Żyły. Niby wyczuwał, że to i tak jest ustawione, ale wolał to usłyszeć niż żyć w domysłach. - Was to kurwa bawi? - warknął w stronę rozbawionych Norwegów.
- No wiesz...
- To tylko zabawa, Kam! - zawołał Markus znad ramienia Richarda.
- Bawiąc się czyimiś uczuciami? Bardzo dojrzałe. - odparował ironicznie Polak. - Widziałeś może w jakim stanie był Johann? Na szczęście Daniel i Marius są na tyle rozsądni, że nie poszli na całość. A tego byście chcieli, co? - zapadła cisza. - Rozwalić czyjś związek, bo chcecie się zabawić. Ja mam tyle szacunku do Petera, że nie wejdę tam z nim. Dla waszej wiadomości: mam żonę, Pero dziewczynę. Uszanujcie to. - po tych słowach opuścił pomieszczenie, ledwo powstrzymując się od trzaśnięcia drzwiami. Musiał ochłonąć. To był błąd, wogóle się tam pojawiając. Za to pozostający w środku Peter bił się z myślami. Wyjść za Kamilem i uspokoić go czy zostać z tymi idiotami?
- Brawo. Udało się wam. - w końcu i on opuścił imprezę z marsową miną.
- Przegięliśmy? - pisnął Richard, wtulając się w Markusa.
- Chyba tak. - odpowiedział Markus, całując go w czoło. - Ale nieważne. Bawmy się dalej. - na te słowa znów rozbrzmiała muzyka, a skoczkowie wyluzowali. Tak jakby nic się nie stało.
W tym samym czasie Peter biegł za Kamilem.
- Kam! Kam! Poczekaj! - Polak zatrzymał się, słysząc nawoływanie Słoweńca. Wyglądał na zmęczonego i zrezygnowanego.
- Ja...przepraszam za nich. Alkohol im rzucił się na mózg. - Słoweniec przygryzł wargę, czując jak serce chce mu się wyrwać z piersi.
- To nie twoja wina. Nie musisz przepraszać. Od początku domyślałem się o co im chodzi. I tak w to wszedłem. - westchnął, pocierając swoje ramiona. - Nie wiedzą kiedy odpuścić. Może po dzisiejszym odpuszczą.
- Ty w to wierzysz? - Peter lekko się uśmiechnął, rozluźniając atmosferę. Kamil się zaśmiał.
- Masz rację. Nie wierzę. Oni nigdy się nie zmienią.
- Trzeba im to wyperswadować. - odparł Prevc, ignorując ukłucie bólu serca. Jeśli rzeczywiście Polak nic do niego nie czuł, musiał pozwolić mu odejść. Cene miał rację. Nie mógł wymusić na nim uczucia.
- Masz pomysł jak? - Stoch spojrzał na niego zaintrygowany.
- Zagramy w ich własną grę. Będziemy udawać parę. - Kamil wybałuszył oczy.
- Udawać parę? Niby jak? Nie uwierzą nam. - Polak miał wątpliwości.
- Musimy to zrobić stopniowo. Żeby uwierzyli, że jednak coś się między nami wydarzyło. Nie jestem idiotą przecież. - wytłumaczył najstarszy z Prevców.
- Ty to chyba geniuszem zła jesteś. Nie wierzę, że to robię, ale zgadzam się. Byleby się tylko odczepili. - obydwoje uśmiechnęli się konspiracyjnie.
- To jak, wspólniku? Zaczynamy?
- Jeszcze jak! Zaczynamy, P! - przybili sobie piątki, ustalając deal między nimi. Deal, który miał zmienić ich życie. Tylko jeszcze o tym nie wiedzieli.
- To co? Idziemy na dół? Napijemy się czegoś, obgadamy plan. - zaproponował Peter, chowając dłonie w kieszeniach spodni.
- W sumie dlaczego nie. - Kamil nie widział przeciwwskazań. Obydwoje ruszyli korytarzem prowadzącym do windy. Po chwili ciszy zadał pytanie: - Dlaczego chcesz mi pomóc? Przecież...chyba coś czujesz do mnie. - Prevc nie od razu odpowiedział. Przez chwilę wpatrywał się w metalowe drzwi windy.
- Sam nie wiem co czuję. To takie dziwne. Niby coś do ciebie czuję, ale nie mogę określić co to. - odpowiedział nostalgicznie i enigmatycznie. Kamil musiał intensywnie pomyśleć, by zrozumieć co powiedział do niego Słoweniec.
- Nie wiem czy dobrze cię zrozumiałem...- drzwi windy się otworzyły z cichym piknięciem. Skoczkowie weszli do środka. Brunet wcisnął przycisk i drzwi się zamknęły.
- Kam, to nie takie proste...Czuję coś do ciebie, to fakt, ale muszę odkryć czy to miłość czy to tylko zauroczenie.
- Jak długo...czujesz coś więcej do mnie? - spytał zdawkowo Polak, obserwując z boku profil przyjaciela. Zapadła cisza. Słoweniec przygryzł nerwowo wargę.
- Jakieś kilka miesięcy. Odkryłem to zaraz po debiucie Domena w zeszłym sezonie. Była impreza z tej okazji i....jakoś tak wyszło. Pierwszy domyślił się Cene. - tu zaśmiał się cicho. - Zawsze był mądrzejszy i rozsądniejszy z naszej trójki. Teraz też tak było. - winda stanęła i się otworzyła, więc Peter musiał przerwać swoje wynurzenia, zostawiając Kamila z mętlikiem w głowie. A nie zanosiło się, że to był koniec.
- Chodź. - chwycił go za nadgarstek i pociągnął w stronę hotelowej restauracji. Musieli znaleźć jakiś stolik w ustronnym miejscu, by mogli spokojnie pogadać. W końcu znaleźli odpowiednie miejsce w kącie restauracji.
- Kontynuując...Chciałem ci wcześniej powiedzieć, ale miałem złe myśli. Do dzisiaj. Cene uświadomił mi, że gdybym wyznał ci co czuję to rozwaliłbym nasze rodziny, również kariery. Musiałem chyba nabrać do tego dystansu. Gdybyś mnie widział kilka godzin temu...ogarnęło mnie jakieś szaleństwo. - Peter zaśmiał się gorzko. - Jedno jest pewne: to co czuję do ciebie wykracza poza ramy przyjaźni. - Kamil nie ukrywał swojego zaskoczenia. To co mówił, wydawało mu się surrealistyczne, wręcz absurdalne. Nigdy nie dawał Prevcowi żadnej nadziei na coś więcej. A tu takie coś.
- Kam...powiedz coś. - Peter patrzył na niego niemal błagalnie.
- Ale co? Mam totalny chaos w głowie. - Polak ukrył twarz w dłoniach. Nie wiedział jak przeprocesować wszystkie te informacje. To nie była normalna sytuacja, gdzie kumpel praktycznie wyznał mu miłość.
- Cokolwiek. Tylko nie karz mnie milczeniem. - Peter wpatrywał się intensywnie w Kamila. Stochowi jego oczy przypominały bezkresny ocean tuż przed burzą.
- Pero...to dużo jak dla mnie. I jeszcze ten nasz plan. Chcesz się w to pakować? Wiedząc co do mnie czujesz? Nie będzie ci...ciężko? - dopytywał, nerwowo wystukując rytm palcami.
- Lekko nie będzie, fakt. - przyznał Peter, drapiąc się po brodzie. - Ale chcę ci pomóc, żeby w końcu twoi kumple dali ci spokój. Zawody plus ta sytuacja będzie dla ciebie za wiele. Takiego napięcia nikt by nie wytrzymał.
- Chyba nie doceniasz Polaków. - Kamil wybuchnął wymuszonym śmiechem. - Jakoś sobie poradzę, ale ten plan wyjątkowo mnie kusi. Chcę zobaczyć ich miny, gdy zobaczą nas razem. - Słoweniec ledwo powstrzymał się od okazania jak bardzo go to zdanie zabolało. - Kamil cię nie kocha, chce tylko dopiec tym idiotom z kadry – podpowiadał mu umysł. Bolało go serce, bolała każda kość czy mięsień w ciele. Pragnął go przytulić, lecz był świadomy, że dostałby za to w mordę. Wymusił jedynie uśmiech.
- O tak, to będzie bezcenny widok. - wymamrotał słabo. Kamil zdawał się nie dostrzegać zmiany nastroju swojego rozmówcy.
- Będzie im głupio. Chociaż...nie. Będą zadowoleni, że to dzięki nim jesteśmy razem. - kontynuował mistrz olimpijski z Sochi. - Ta pielgrzymka to będzie idealna okazja na pokazanie im, że nie można się bawić czyimiś uczuciami. - A ty tego teraz nie robisz? - pomyślał rozgoryczony Peter, nie mając na uwadze, że to on jest pomysłodawcą tego szalonego pomysłu.
- Może to ich czegoś nauczy. - mruknął, wydymając wargę.
- Więc jak zaczniemy? Wymiana spojrzeń, przypadkowe dotknięcia? - spytał Słoweńca.
- Możemy tak zrobić. Ale tak, żeby oni zauważyli, a jednocześnie, żeby nie wyglądało to zbyt obscenicznie.
- Myślę, że powinniśmy zamówić coś do picia. Obgadanie tego wszystkiego trochę czasu nam zajmie. - Kamil wstał, wyciągając portfel. - Co chcesz? Ja stawiam.
- Wodę, nic mocnego. Jakoś nie mam ochoty na alkohol. - Polak kiwnął głową i udał się do baru, odprowadzany tęsknym spojrzeniem Prevca.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top