Bolesne wspomnienia
- Jaka rozpusta?! No pojebało! - te i inne inwektywy leciały w stronę Hofera, który jedynie uniósł brew, czekając aż skoczkowie się uspokoją. A na to się nie zanosiło. Najgłośniej krzyczeli Norwegowie z Danielem na czele.
- Niby dlaczego mamy iść na jakąś popieprzoną pielgrzymkę?! Nasze życie prywatne nie powinno pana obchodzić! - blondyn wstał, gwałtownie gestykulując. - I nikt nie zabroni mi spotykać się z Johannem, miłością mojego życia! - Tande przerwał swoją tyradę, by nabrać oddechu. Forfang błagalnie się w niego wpatrywał, pragnąc, by zakończył tę farsę. Ale Norweg dopiero się rozgrzewał. - Nikt nas nie rozdzieli! Będziemy razem do końca świata i jeden dzień dłużej! I dyrektor Pucharu Świata mnie przed tym nie powstrzyma! Po moim trupieeeee....- zachwiał się, gdyż Johann pociągnął go za rękaw, sycząc coś po cichu do ucha. Niespodziewanie uaktywnił się Kraft:
- Mógłbyś się też tak postarać, Michi. Dobrze wiesz jak bardzo lubię romantyczne gesty. - Hayboeck wyglądał na zrezygnowanego. Jeszcze tego brakowało.
- Coś wymyślę...- wymamrotał, z powrotem przytulając się do partnera. Manuel pokręcił głową.
- Mógłbyś tak Michaela nie zajeżdżać. Daj mu luz.
- Michi dobrze wie, że go kocham ponad życie z czy bez romantycznych gestów! - zaprotestował brunet.
- No właśnie widzę. - skomentował zgryźliwie Fettner. Reszta zawodników przypatrywała się temu z ciekawością, jak i rozbawieniem. Najmłodszy Prevc nagrywał to z ukrycia, ciesząc ryja.
- Co za drama queens, ja pierdolę. - mruknął pod nosem Wank, przecierając oczy. Siedzący, a raczej półleżący Pius, drzemał na jego ramieniu, wciąż blady jak ściana. - Jeszcze kurwa odstawcie tu Romea i Julię. Tego brakuje.
- Andreas! - upomniał go łagodnie Stephan, przerywając zabawę palcami z Wellingerem.
- No co no? Skoro tak uwielbiają dramaturgię, to ta sztuka jest idealna dla nich. - bronił się Niemiec, wywracając oczami.
- A zdajesz sobie sprawę, że oni giną na końcu? - odezwał się Peter, unosząc brew.
- Serio? - Wank był autentycznie zaskoczony. Wszyscy jęknęli z niedowierzaniem.
- Skończyliście już ze swoimi wynurzeniami? - odchrząknął znacząco Hofer, patrząc się na zawodników.
- Jeszcze nie! - wykrzyknął Daniel, wyrywając się Johannowi. Ten moment idealnie wybrał sobie Markus, robiąc wejście smoka. Przeciągnął się, co w konsekwencji spowodowało, że koszulka mu się podniosła, ukazując kawałek owłosionego brzucha. Ziewnął spektakularnie.
- Czy coś mnie ominęło? - spytał z sennym uśmiechem, widząc, że skupił na sobie uwagę wszystkich. Spojrzenie Schustera mówiło wszystko: zajebać Markusa Eisenbichlera.
- Siadaj Markus, nie rób widowiska. - Freitag pociągnął go w stronę siedzącej grupy niemieckiej. To samo zrobił Johann, ale z Danielem. Ta dwójka odwaliła już wystarczający cyrk. Norweg łypał groźnie na partnera, w głowie układając monolog, który wygłosi Danielowi, gdy tylko znajdą się sami w pokoju. Przegiął pałę ze swoimi wynurzeniami na oczach wszystkich.
- Johann...ja...
- Nie odzywaj się do mnie. Pogadamy sobie później. - warknął brunet, przeczesując palcami włosy. Daniel zrobił żałosną minę.
- Ale misiu, ja cię kocham...- zajęczał, szarpiąc go za rękaw.
- Wszyscy wiedzą. - odparł Forfang z przekąsem.
- Co ty się go tak czepiasz? To akurat było urocze. - odezwał się Gregor, patrząc prosto na Johanna. - Nie zdajesz sobie sprawy ile masz szczęścia mając tak zakochanego, lojalnego i oddanego partnera. Każdy ci zazdrości. - oczy Schlierenzauera zaszkliły się. Atmosfera momentalnie zmieniła się z rozluźnionej na napiętą. Chyba wszyscy się domyślili do czego pije Austriak. Sam, na własne życzenie przekreślił idealny wręcz związek z Thomasem. Gregor i Thomas stanowili trzon drużyny austriackiej. Dwie niezwykle utalentowane gwiazdy świecące na firmanencie skoków narciarskich. Gdy ta dwójka się spotkała, Thomas odniósł już kilka znaczących zwycięstw. Gregor – szesnastolatek z dużymi perspektywami na świetną karierę. Musieli się spotkać. Początki ich znajomości nie należały do najłatwiejszych. Oboje nie zapałali do siebie sympatią. Wręcz przeciwnie – stali się sobie wrogami. Ale tak to już było, gdy dwójka ludzi z ogromnymi ambicjami musiało ze sobą współpracować. Na przestrzeni lat wielokrotnie między nimi iskrzyło. Aż do momentu, gdy Thomas po serii upadków, zdecydował się na zakończenie kariery. To wtedy Gregor zorientował się, że darzy Morgensterna uczuciem głębszym i piękniejszym niż nienawiść, którą musiał udawać od kilku miesięcy, by podtrzymać swój wizerunek. Doszło między nimi do gwałtownej rozmowy, w trakcie której wykrzyczeli sobie co do siebie czują. I od tego momentu byli razem aż do feralnej nocy sprzed kilku miesięcy. Największy błąd jego życia.
- Greg...- Kraft zbliżył się do niego, kładąc dłoń na jego ramieniu. Zapadła niezręczna cisza.
- Ja...muszę iść. - mruknął Schlierenzauer, przeciskając się między skoczkami, by wyjść z pomieszczenia. Thomas przygryzł mocno wargę, ledwo się powstrzymując, by nie pobiec za byłym kochankiem.
- Thomas, zrób coś! - krzyknął Kraft, zaciskając dłonie w pięści. - Możecie się pogodzić! Jest na to idealna szansa! - Manuel wywrócił oczami.
- Panie trenerze, to chyba pora, by zakończyć spotkanie. Stefan zaczyna majaczyć i jest ewidentnie zmęczony. - wspomniany Stefan prychnął niczym wściekła kotka. Czemu nikt nie brał go na poważnie?
- Misiu, jesteś zmęczony? - szepnął Michael, zaciskając dłoń na biodrze partnera. Ten coś mruknął pod nosem, niebezpiecznie blisko do przekleństw.
- Chyba Manuel ma rację. Spotkanie dokończymy jutro albo wasi trenerzy przekażą wam więcej szczegółów. Nie wiem, czy moja głowa zniesie jeszcze więcej waszych nonsensów. - po tych słowach Walter Hofer zszedł z podestu i opuścił salę konferencyjną.
- Nonsensów. To jest nasze życie. - prychnął Daniel, wyginając usta w naburmuszoną podkowę. Reszta nie skomentowała słów Norwega.
- Nie słyszeliście!? Koniec spotkania! Rozejść się do pokoi! - krzyknął Schuster, wyraźnie sfrustrowany postawą skoczków, a zwłaszcza swoich podopiecznych. Rozległ się rumor odsuwanych krzeseł. Zawodnicy wyszli w milczeniu, trawiąc informację o nadchodzącej pielgrzymce.
- Może to nie taki zły pomysł? Wszyscy będziemy się dobrze bawić. Poznamy się lepiej. - odezwał się Anze, przygryzając paznokieć.
- I będziemy się integrować przy piwku! - zawołał Domen, radośnie unosząc pięść do góry. Peter zerknął na niego z politowaniem.
- Ty, to co najwyżej będziesz pił soczek z kartoniku. - poczochrał brata po włosach, ignorując jęki protestu.
- Jestem już dorosły, Pero! Daj mi żyć! - najmłodszy z rodzeństwa usiłował się wyrwać spod ramienia brata. - Timi, pomóż! - wspomniany Zajc podszedł do nich i wyzwolił go z uścisku Petera. Domen odetchnął z ulgą.
- Dzięki. - chwycił go z rękę, uśmiechając się nieśmiało.
- Zajc, co to ma znaczyć? Nie dotykaj mojego brata! - Peter zmarszczył brwi niezadowolony. Idący obok Cene westchnął ciężko.
- Pero, ty się lepiej zajmij Kamilem. Kuj żelazo póki gorące.
- Kuj żelazo...co? - zdobywca Kryształowej Kuli spojrzał na brata nierozumiejącym wzrokiem.
- Polacy mnie nauczyli tego przysłowia.
- Za dużo czasu z nimi spędzasz.
- W porównaniu co do niektórych to tak.
- Co to miało znaczyć? - Peter zażądał odpowiedzi.
- Nic, nic.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top