7. Pomyłka

    Siedzę w swoim pokoju i z braku bardziej ambitnych pomysłów tworzę jakieś losowe grafiki w Canvie. Nagle moje drzwi otwarły się na całą szerokość klamką uderzając w ścianę. Znowu.
  — Lucas ile razy mam ci powtarzać, że będziesz mi łatał tą dziurę w ścianie? — zapytałam wkurzona odwracając się na obrotowym krześle.
  — Dobrze wiesz, że tego nie zrobię — odparł kładąc się na moim łóżku.
  — Zrobię to zaraz ja tobie guza — mruknęłam pod nosem — Czego dusza zapragnie?
  — Zamawiamy pizzę? — pomachał mi ulotką pizzeri.
  — Jak dasz pieniądze to czemu nie? — odparłam i się uśmiechnęłam. Dobrze wiedział że jestem pasożytem.
  — Jak zawsze — pokręcił głową — Dobra, ale ty zamawiasz i płacisz.
  — Spoko — wzruszyłam ramionami — To jaką bierzemy?
  — Margherita i hawajska? — zapytał
— Ble, hawajska — jęknęłam — pepperoni?
  — Nie — oburzył się i na mnie spojrzał — Wiesz jakie te pepperoni jest tłuste u nich?
  — A jadłam pepperoni od nich? Nie — odparłam przewracając oczami i oparłam głowę na kolanie. Spojrzeliśmy się na siebie.
  — KEBAB! — krzyknęliśmy naraz.
  — To dobrze, że się rozumiemy — odparłam i wyciągnęłam rękę po ulotkę.
  — Gdzie z łapami? — zapytał odsuwając rękę z ulotką. 
  — Czyli ty zamawiasz? Świetnie — odparłam i odwróciłam się do laptopa.
  — No chyba cię coś pogrzało koleżanko — oburzył się, a ja odwracając się uniosłam brew.
  — To daj tą ulotkę — przewróciłam oczami ponownie wyciągając rękę. Popatrzył na mnie zdziwiony, a ja pokręciłam głową. Jaki on jest czasem głupi to to się w głowie nie mieści — Muszę mieć jakiś numer by zadzwonić. Tak działa komunikacja i jej istota, dwie strony muszą się ze sobą skontaktować tak? — wytłumaczyłam jak dla idioty, bo kocham się wymądrzać przez bratem.
  — Chryste — wzniósł oczy ku sufitowi — Przysięgam z całej waszej trójki to najbardziej mam ochotę ciebue udusić.

    Wiedziałam, że to nie prawda i dał mi tą głupią ulotkę.
  — To teraz wypad — pokazałam dłonią drzwi — A i jakbyś mógł zamknij je za sobą.
  — Tak się teraz gówniarze odpłacają — mruknął pod nosem i wyszedł specjalnie zostawiając otwarte drzwi.
  — Drzwi! — krzyknęłam a w odpowiedzi ujrzałam tylko środkowy palec.

Kochamy rodzeństwo.

Westchnęłam i wstałam by zamknąć drzwi. Następnie wzięłam telefon, ulotkę i ułożyłam się wygodnie na łóżku. Wpisałam numer po czym zadzwoniłam.
  — Dobry wieczór Pizzeria Napoli — odezwała się dziewczyna.
  — Dobry wieczór chciałabym zamówić jedną dużą kebab i dużą Margheritę.
  —  dwie duże Kebab i Margherita tak?
  — Tak.
  —  Adres?
  — Sunny Street sześć przez dwa.
  — Dostawca będzie u pani między osiemnastą a dwudziestą. To będzie sześćdziesiąt pięć dolarów.

I tyle. Pozostało mi czekać dwie godziny na jedzenie. Wróciłam do biurka dalej tworząc jakieś nic nie znaczące projekty. Raz mój znajomy zapytał, że skoro mamy technologię AI to po co to robię. No właśnie. Bo lubię się bawić i zabijać czas. Nie lubię wykorzystawać sztucznej inteligencji, bo według mnie te obrazy są niedokładne i trzeba trochę się namęczyć zanim się uzyska oczekiwany efekt. Ot, po prostu lubię tworzyć.

    Po godzinie zachciało mi się pić, a że ja to ja to nigdy nie miałam ani odrobiny wody w butelce tylko pusta zajmowała miejsce na biurku. Westchnęłam i się ociągając ruszyłam do kuchni. Jak zwykle kok na głowie mi się rozwalił w ptasie gniazdo, a mniejsze włoski robiły ze mnie owcę wokół twarzy. Totalnie rozwalona fryzura, ale co z tego? Przecież jestem w domu i mi tak wygodnie. Tak samo jak w poplamionym t-shirtcie. Zajrzałam do lodówki skanując wzrokiem jej zawartość. Jestem pewna, że rano jeszcze był...

Jest!

Chociaż jeden raz Lucas nie wypił mi soku. Ten jeden jedyny raz! Dzień dobroci dla pasożytów!

Wzięłam sok i wyciągnęłam szklankę. Zadowolona nalewając zaczęłam cicho śpiewać. Oczywiście jak przystało na geny mojej mamy musiałam rozlać i jednocześnie oblać siebie.
— No spoko — mruknęłam sama do siebie nie tracąc dobrego humoru i dalej nuciłam. Wzięłam szmatkę i wytarłam blat. Po chwili stwierdziłam, że jednak pójdę po mopa patrząc na niedużą plamę na podłodze.

Ledwie wytarłam podłogę nie zdążyłam nawet wziąć łyka picia, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Westchnęłam i poszłam otworzyć. Zdążyłam już zapomnieć o tym, że zamówiłam pizzę. Przekręciłam klucz i na sekundę spojrzałam na dostawcę, po chwili coś do mnie dotarło.
  — Przepraszam na chwilę — uśmiechnęłam się, mam nadzieję, przepraszająco, wycofałam się trochę chowając się połowicznie za drzwiami krzyknęłam w głąb domu — Luca ty pieprzony idioto! Pieniądze!

Charlie

    Znudzony zadzowniłem do drzwi jednego z domów. Miałem już dość tego dnia przez ten upał. Jeszcze tylko ta dostawa i kończę robotę. Odetchnąłem z ulgą. Gdy drzwi się otworzyły stanęła w nich Mia zastygłem. Czerwone włosy miała wszędzie wokół twarzy a czubku głowy mały nieład, ale dodało jej to jakiegoś uroku. Wyglądała uroczo i niewinnie w takiej fryzurze i za dużej  białej koszulce. Męskiej koszulce. Dopiero po chwili ogarnąłem, że była przeplamiona, a na środku koszulki widniała plama, chyba po soku. Uśmiechnąłem się lekko.
  — Przepraszam na chwilę — uśmiechnęła się do mnie i mógłbym przysiąc, że ten uśmiech rozświetlił cień na ganku, ale chyba mnie nie poznała i przymknęła drzwi do połowy szerokości i po chwili krzyknęła — Luca ty pieprzony idioto! Pieniądze!

Męska koszulka, ten uśmiech i imię jakiegoś chłopaka. Ma chłopaka. Te jebane plotki okazały się prawdą. A moje serce, które było na to przygotowane i tak pękło na pół. Ten dzień stał się jeszcze gorszy. Poraz pierwszy się zakochałem i poraz pierwszy dowiedziałem się co to znaczy kochać bez wzajemności. Prawdopodobnie zbladłem, poczułem się jakby ktoś dał mi z pieści w brzuch. Po chwili otwarła drzwi na całą szerokość, a ja by ukryć swój zawód zacząłem wyciągać pizzę z torby. Jednak nie było mi dane ukryć emocji. Zdradzieckie ręce zdecydowały by akurat w tym momencie zacząć się trząść.
  — Wszystko w porządku? — zapytała  łagodnie patrząc na mnie badawczo.
  — Tak, tak — odparłem od razu, lekko się uśmiechając i wreszcie udało mi się odpiąć te pieprzone rzepy torby — To przez zmęczenie i lekkie uzależnienie od kawy.

Zaśmiała się lekko i spojrzała na mnie. Teraz chyba dopiero mnie rozpoznała, bo zmarszczyła brwi i po chwili je uniosła i się uśmiechnęła.
  — Też mam lekkie uzależnienie od kofeiny — zaśmiała się wyciągając ręce, które lekko się trzęsły, ale nie aż tak jak moje. Po chwili je zabrała i założyła jeden z małych kosmyków za ucho, a ja dopiero teraz zauważyłem delikatny naszyjnik na jej szyi.

Zauważyłem za jej plecami chłopaka i tak szybko jak o nim zapomniałem tak szybko znowu poczułem ucisk w żołądku.
  — Mówiłem ci, że dzisiaj ty płacisz — rzucił do niej, a ona tylko przewróciła oczami odwracając się do niego.
— A ja mówiłam, że ty skoro ja zamawiam — wyciągnęła do niego rękę. Przekomarzali się.

Chciałbym być na jego miejscu.

   Blondyn wzniósł oczy ku sufitowi i wyciągnął portfel.
  — Następnym razem ty płacisz — odparł mrużąc oczy, a ona go zignorowała przewracając oczami.
  — Następnym razem to ty zamówisz — odparła.
Czułem jakby ten spektakl nie był dla mnie. Chłopak odszedł, a ona odwróciła się w moją stronę. Ja czekający z dwoma kartonami jedzenia na zapłatę raczej przedstawiałem marny widok.
  — Charlie? — zapytała patrząc na mnie i wystraszona uśmiechnęła się lekko.
  — Mia? — przełknąłem gulę w gardle.  
  — Nie wierzę — westchnęła i się zaśmiała — Pieprzony Charlie Coleman. Z początku cię nie rozpoznałam. Ten niecodzienny strój mnie zmylił.
  — Cały ja — odparłem i się zaśmiałem, mimo że moje serce krwawiło.
  — Gdzie ty byłeś przez połowę wakacji? — zapytała, a jej oczy wyrażały ukryty zawód.
  — Można powiedzieć, że problemy rodzinne — podrapałem się po karku odwracając wzrok.
  — Milo o ciebie pytał. Martwiłam się, jak my wszyscy — powiedziała smutno i tak samo się uśmiechnęła — Ale u rodziny już wszystko okej?
  — Tak — uśmiechnąłem się. Martwiła się. Mia Barrow martwiła się o mnie. Zdradzieckie serce zaczęło szybciej bić.
  — Czyli teraz będziesz z nami wychodził? — zapytała opierając się o framugę. Nie zważała na to czy pizza jej stygnie czy chłopak na nią czeka. Wolała porozmawiać ze mną.

Ze swoim przyjacielem, nie rób sobie nadziei, jest zajęta matole.

    Jak zwykle rozsądek ocucił moje myślenie, a moje serce coraz to bardziej krwawiło. Jakby wbito w nie tysiąc małych noży.
  — Raczej tak — odparłem uśmiechając się na przymus.
  — Mia! Dalej, gdzie ta pizza, bo głodny jestem! — zawołał blondyn z domu, a ja uznałem że to czas by iść.
  — W dupie! Jak chcesz jedzenie to sobie zrób! — odwróciła się i zaczęła do niego wołać.
  — Widać, że się kochacie — zaśmiałem się lekko — Zapłacisz mi w końcu czy mam tak tutaj stać i zapuścić korzenie?
  — Myślę, że to drugie nie byłoby takie złe — uśmiechnęła się, a ten uśmiech był tak uroczy że moje serce zawyło. Była tak nieświadoma wszystkiego co się działo wewnątrz mnie, ale było widać, że jest szczęśliwa  z nim. A ja na zawsze zostanę tylko przyjacielem.
  — Wiesz, że muszę oddać służbowy samochód? A nie zrobię tego jak będę siedział pół godziny na ostatnim przystanku — odparłem.
  — Smerf maruda — stwierdziła — Muszę oddać samochód ble ble ble — przedrzeźniła mnie, ale dała mi banknot.
  — Ja nie mówię ble ble ble — odparłem. Hotel Transylwania był jedną z niewielu bajek którą obejrzeliśmy wszyscy razem u Sama w domu.
  — Słaby z ciebie Drak — zmarszczyła nos.
  — Z ciebie nie lepszy — zmrużyłem oczy i zacząłem odliczać resztę — Nie myślałem, że mieszkasz na obrzeżach miasta.
  — A niby gdzie? — zaśmiała się sztucznie.
  — Nigdy nie mówiłaś, gdzie mieszkasz więc uznałem, że pewnie w centrum — wzruszyłem ramionami i dałem jej pieniądze.
  — Nie mówię o domu, nie dlatego żebyście się domyślali, a dlatego że nie chcę po prostu byście wiedzieli. Popatrz na taką Blair, po pijaku to by pewnie mnie odwiedziła i rozbiła okno. Między innymi dlatego, a ty? Gdzie mieszkasz? — zapytała wdychając głęboko ciepłe powietrze.
  — Tak właściwie — zaśmiałem się niezręcznie — To na końcu tej ulicy — wskazałem ręką w kierunku jednej z uliczek niedaleko jej domu.
  — To dlaczego cię tutaj nie widziałam? — zapytała unosząc brew.
  — Bo jesteś ślepa? — zapytałem, a ona się uśmiechnęła.
  — Coleman ty to jednak masz łeb na karku . A już myślałam że alkohol wyżarł ci resztki mózgu  — pokręciła głową rozbawiona — Humoru o dziwo też.
  — Odezwała się największa abstynentka w naszym gronie — odparłem i wziąłem w końcu torbę po pizzy z jej ganku — Do jutra Arielko.
  — Do jutra gnomie — odparła i zniknęła za drzwiami.

    Za to ja mogłem przeżywać swój mały koniec świata wracając do tej przeklętej pizzeri. 

Ledwie wszedłem i odstawiłem torbę na miejsce, zjawiła się Elizabeth. Moja szefowa była niższa ode mnie o dobrą głowę. Za to mnóstwo tatuaży na rękach i włosy wiecznie związane w kitkę próbowały budzić respekt. Niestety gdy masz dziecinną twarz trudno cię brać na poważnie. Ona wyglądała jak wilk w owczej skórze. Póki cię nie skrzyczała była niegroźna. Później zamieniała się charakterem z dobermanem.
  — Gdzieś ty się do cholery  podziewał Charlie? — zaczęła mi machać jakimś zamówieniem przed twarzą.
  — W aucie — odparłem rozbawiony, a ona jeszcze bardziej się wkurzyła.
  — Nie wytrzymam kiedyś z tobą dzieciaku — warknęła unosząc ręce ku sufitowi — Gott helfe Ihnen!

   — Bóg w niczym nie pomoże — odparłem, a ona zgromiła mnie wzrokiem.
  — Pojedziesz na jeszcze jedną dostawę — oznajmiła dając mi zamówienie. Przysięgam zabiję ją.
  — Jestem już po pracy — odparłem oddając jej kartkę i uniosłem ręce do góry.
  — Jestem twoją szefową — odparła wtykając mi zamówienie w rękę — Nick daj młodemu zamówienie na Osborns Eye — krzyknęła do jednego z pracowników.

Co to za chujowy dzień?!




Siema generalnie to miało być piekło fandomów nie, a to jakiś zbiór random gówna XDD
Polecam się na przyszłość

Rudy cwel :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top