Rozdział 88
Olgierd czekał jakieś pół godziny. Po tym czasie z pokoju wyszedł lekarz.
- Niech pan do niego wejdzie. - Rzucił tylko, po czym oddalił się w sobie znanym kierunku. Policjant miał złe przeczucia.
Wszedł do pomieszczenia i usiadł na małym krzesełku obok łóżka. Chłopak leżał zwinięty w kłębek pod kołdrą. Olo odsunął ją i zmartwił się, gdy zauważył mokre ślady na jego policzkach.
- Idź so-bie-e! - Krzyknął chłopak i wyrwał mu kołdrę z dłoni.
- Co się stało? - Spytał policjant. Chłopak wychylił głowę spod kołdry i spojrzał mu prosto w oczy.
- Okła-amałeś mnie-e. - Zapłakał.
- C-co? - Spytał. - Mały, nie okłamałem cię-
- O-biecałeś, że ni-ikt mnie-e już nie dotknie-e! - Zapłakał. Olo westchnął.
- Lekarz musiał cię zbadać... Chciał tylko sprawdzić, czy wszystko z tobą w porządku... Chciał po prostu dowiedzieć się, co ci zrobili. Tylko tyle. Przysięgam, nie chciał zrobić ci krzywdy. - Powiedział troskliwie. Wyciągnął dłoń w stronę jego włosów.
- NIE! - Sprzeciwił się młodszy, osłaniając głowę rękami. - Jesteś ta-aki sam jak oni-i! - Wyrzucił z siebie. - Nie-e dam ci-i się wię-cej dotknąć!
- Krystian... - Westchnął Olo.
- Nie! - Krzyknął znowu chłopak. - Idź s-sobie! - Wyrzucił, a potem zwinął się w kulkę, nadal osłaniając głowę i rozpłakał się na dobre.
- Chodź tu, mały. - Mruknął Olgierd. Było mu szkoda chłopaka. Złapał go i mocno do siebie przycisnął. Krystian po chwili wtulił głowę w jego szyję. - Przysięgam, nikt cię nie skrzywdzi. Pan doktor chciał tylko cię zbadać. Taka jest jego praca. Naprawdę... - Mruczał mu do ucha, delikatnie go kołysząc. - Już cii... - Szepnął, gdy czuł jak jego łzy ściekały mu na rękę, którą dociskał głowę chłopaka do swojej piersi.
---
Tulił go przez jakieś 30 minut. Tyle musiało minąć, zanim młodszy uspokoił się na tyle, że już na niego nie krzyczał i nie oskarżał o spoufalanie się z jego oprawcami.
Olo uniósł wzrok i napotkał współczujące spojrzenie lekarza. Mężczyzna stał w progu i czekał na niego. Skinął ręką, by ten wyszedł z sali. Policjant zerknął na młodszego kolegę. Chłopak zasnął, zapewne wykończony nerwami i płaczem. Wtulał się w jego klatkę piersiową. Jego oddech był spokojny i miarowy.
Powoli odłożył go do łóżka i dokładnie przykrył kołdrą.
Wstał i na palcach przemknął na korytarz.
Zamknął za sobą drzwi.
- Biedny chłopak. - Westchnął lekarz, wkładając policjantowi plik dokumentów w dłoń. - Proszę dostarczyć to szefostwu. - Dodał.
- Tak, oczywiście. - Pokiwał głową. - Co teraz? - Spytał. Doktor znów westchnął.
- Będę z panem szczery... Nie mam pojęcia. - Przyznał. - Przydałoby się zostawić go na oddziale, ale równocześnie widział pan, w jakim jest stanie psychicznym. Nie mogę ciągle trzymać go na lekach uspokajających. - Mruknął.
- Ma pan dla niego jakieś leki? - Spytał Olo. - Mógłbym wziąć go do siebie. - Zaproponował. - Na razie i tak mieszka u mnie. - Dodał. Kamil zastanowił się.
- Możemy zrobić tak, że wypiszę go jutro po południu. Do tego czasu zrobimy wszystkie dodatkowe badania i jeśli wyniki będą dobre, będzie mógł go pan zabrać. - Powiedział. - Jest zagłodzony, wyziębiony i przerażony. Ale osłuchałem go i wszystko brzmi w porządku. Ma sporo ran, siniaków i zadrapań, ale wszystkie ładnie się goją, nie ma potrzeby ingerencji. Tak jak mówiłem, zrobię mu parę badań i przedzwonię do pana. Dam znać co i jak. - Stwierdził.
- Dziękuję bardzo. - Rzucił Olo, wpisując w kontakty numer telefonu doktora. - Myśli pan, że to mądre zostawiać go tu na noc? - Zapytał niepewnie.
- Dostanie coś na uspokojenie w kroplówce. - Zapewnił go. - A jeżeli zacznie się rzucać zapniemy go w pasy. - Westchnął. - Naprawdę nie chcę tego robić, zwłaszcza w tym przypadku... Ale czasem nie mamy wpływu na procedury. - Mruknął ponuro. Mazur pokiwał głową.
- Dziękuję jeszcze raz. Do widzenia.
- Do widzenia. - Rzucił lekarz.
Mazur pozbierał swoje rzeczy i wyszedł ze szpitala. Chciał ogarnąć wszystkie papierki zanim chłopak wróci do jego mieszkania.
Wsiadł do samochodu i pojechał na komendę.
Gdy tylko wszedł do gabinetu szefa, lawina pytań niemal go zalała.
- Czy wy czekaliście tu te parę godzin?! - Warknął.
- Znów trafiłeś na odprawę. - Mruknął Kuba.
- Głośna sprawa o porwanie, cała komenda jest na nogach. - Dodał Adam. Olo westchnął tylko, po czym podszedł do Zarębskiego i włożył mu grubą teczkę w ręce.
- Co to? - Zapytał, z zaskoczeniem ważąc przedmiot w dłoniach.
- Wyniki obdukcji. - Mruknął. Na wszelki wypadek odsunął się od szefa. I to był dobry odruch. Policjanci rzucili się w stronę Piotra jak wygłodniałe sępy na świeżą padlinę.
- NA MIŁOŚĆ BOSKĄ, SPOKOJNIE! - Wydarł się szef. - Spokój ma być! - Dodał surowo. Policjanci odsunęli się nieco, lecz każdy wbijał wzrok w grubą, białą teczkę.
Mężczyzna otworzył ją i zaczął czytać. Z każdym słowem jego oczy rozszerzały się coraz bardziej.
Skończył czytać, po czym westchnął, zamknął teczkę i podał ją dalej.
- Wracam do domu. - Rzucił do szefa. Zarębski skinął głową. Mazur westchnął i wyszedł. Nie chciał czytać tego ponownie. Nie chciał widzieć ich reakcji. To, co musiał przejść ten chłopak było po prostu... straszne.
Pojechał do swojego mieszkania i z nudów zaczął przeglądać rzeczy swojego przyjaciela. Znalazł w nich dużego, pluszowego misia. Zdziwił się, bo nie pamiętał, żeby go zabierał. W końcu wzruszył ramionami. Uznał, że może to i lepiej, że go znalazł. Na pewno się przyda. Ze zdziwieniem nie znalazł ani jego telefonu, ani portfela. Jego porywacz musiał zabrać je ze sobą. Mazur zazgrzytał zębami. Jak tylko znajdzie tego skurwiela, który mu to zrobił to go...
Rozluźnił zaciśnięte pięści i westchnął cicho. Poszedł do kuchni, zrobił sobie parę kanapek, kubek herbaty i wrócił na kanapę w salonie. Zjadł kolację oglądając jakiś film w telewizji. Zdziwił się, gdy zobaczył jakąś wiadomość na telefonie. Zerknął na zegarek. 23:40. Kto pisze o takiej godzinie?
Dominika:
Hej, wybacz, że tak późno, ale dopiero teraz przeczytałam tą obdukcję.
290-XXX-XXX - masz, powinien się przydać.
To numer mojej znajomej, bardzo dobrej psycholożki. Miała już kiedyś taki przypadek, bezbłędnie pomogła chłopakowi.
:Ja
Jezu, dzięki.
Ratujesz nam życie.
Dominika:
Nie ma za co. Mam nadzieję, że z Krystianem też jej się uda.
:Ja
Na pewno się uda.
Dobranoc.
Dominika:
Dobranoc.
Olo uśmiechnął się, zadowolony. Wygląda na to, że wszystko zaczyna się układać. Wziął szybki prysznic, a potem położył się spać. Zagrzebał się w świeżej, miękkiej pościeli i odetchnął. Przypomniał sobie rozmowę z Kubą. Tą, w której mówił, że chciałby położyć się spać zmyślą, że go znaleźli. Że leży w szpitalu żywy i bezpieczny. Uśmiechnął się do swoich myśli. Zasnął spokojnie, po raz pierwszy od dawna.
***
Do przeczytania,
- HareHeart
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top