Rozdział 193

Jakieś 10 minut po wyjściu lekarza podano mu śniadanie. Starsza już kobieta z siwymi włosami położyła na jego kolanach talerz pełen kanapek.
- Smacznego, kochanieńki. - Zagruchała, a potem zajęła się uchylaniem okien w pomieszczeniu. Krystian szybko pochłonął podane kanapki. Oddał pielęgniarce talerz i cicho podziękował za posiłek.
- Nie ma za co. - Uśmiechnęła się kobieta. - Jesteście rodzeństwem? - Spytała patrząc na ich dwójkę.
- Bliźniakami. - Poprawił ją Sebastian.
- Zawsze wolałam blondynów. - Zaśmiała się i potarmosiła jego policzek. Krystian zaczął się śmiać. Policzki blondyna spłonęły delikatnym rumieńcem.
- Uroczy aniołek. - Szepnął do niego policjant.
- Och, zamknij się! - Odparował zawstydzony.

--- 

Przez następne parę godzin nie robili w sumie nic ciekawego. Rozmawiali na różne tematy, nadrabiali zaległości uzbierane przez te kilkanaście lat swojego życia...
- Jest jeszcze jedna rzecz, którą chcę zrobić zanim pojadę do Stanów. - Zaczął nagle brunet. - Gdy Zieliński wywalił mnie z mieszkania w zimę spotkałem takiego bezdomnego... Facet mi pomógł... Gdyby nie on już bym nie żył, bo zamarzłym na śniegu. - Westchnął. - Chciałbym go znaleźć i jakoś mu pomóc. - Wymruczał.
- Mogę ci jakoś pomóc? - Spytał blondyn.
- Dam sobie radę, dzięki. - Policjant uśmiechnął się do niego. W tej właśnie chwili do ich sali wszedł lekarz dzierżąc ze sobą jakieś dokumenty.
- Wyniki nadal nie są najlepsze, ale zgodnie z pana prośbą... - Westchnął mężczyzna i wręczył mu wypis. 
- Dziękuję. 
- Pomogę panu się wypiąć z tych kabli. - Zaproponował doktor i sprawnie uwolnił policjanta z sieci rozmaitych kabelków i żyłek.

---

30 minut później wreszcie opuszczali ten przeklęty szpital. Wsiedli do samochodu.
- To co? - Zagaił blondyn. - Pizza? Chińskie? - Spytał.
- Jajka nadziewane? - Podsunął Krystian. Sebastian klasnął w dłonie.
- I to jest plan! - Powiedział. 
- Co do nich dajemy? Cebulę, szynkę, pieczarki? - Spytał.
- Nie wiem. Nie mam pieczarek... Możemy wrzucić cebulę z szynką.
- I to jest plan! - Zaśmiał się. Blondyn zachichotał.

---

Dojechali do domu Sebastiana.
Krystian już sięgał po torbę z rzeczami, gdy nagle blondyn zgarnął ją wprost spod jego ręki. Ciemne oczy zwróciły swój zaskoczony wzrok na dziennikarza.
- Nie będziesz targał tego ze złamaną ręką. - Powiedział twardo niebieskooki. Policjant westchnął.
- No dobrze, mamusiu. - Wymruczał pojednawczo. Sebastian zachichotał, a potem pacnął go w plecy.
- Sam jesteś mamusia. - Zaśmiał się.

<><><>

Aron wysypał na dłoń kolejne dwie pastylki, a potem wrzucił je do ust i przepił wodą. Usłyszał zmartwione westchnięcie za swoimi plecami.
- Wykończysz się. - Mruknęła smutno Luiza.
- Mamo, proszę cię. - Westchnął zirytowany brunet. Kobieta podeszła do niego i pogładziła jego ramię. - On musi mnie nienawidzić... - Szepnął i zagryzł wargę.
- Kochanie... Przecież nie widzieliście świata poza sobą. - Mruknęła. - Po prostu z nim porozmawiaj. Musicie się w końcu rozmówić. - Poradziła gładząc ramię syna.
- Nie wiem czy on w ogóle chce ze mną rozmawiać. - Westchnął brunet. Zerknął na piec. Zupa zachęcająco bulgotała w garnku, natomiast na patelni smażyła się cebula do drugiego dania. Jego mama zamieszała w smażącym się warzywie. 
- Zaraz będzie obiad. - Poinformowała go jakby wiadomość o posiłku miała poprawić mu humor. Odkąd zniknął jego promyczek szczęścia nawet wspaniała kuchnia jego matki straciła smak.
- Tęsknię za nim... - Szepnął nagle.
- Wiem, kochanie... Wiem. - Mruknęła Luiza i mocno objęła swoje dziecko.
- Myślisz... że kiedyś do mnie wróci? - Spytał i przełknął gulę, która nagle stanęła mu w gardle.
- Na pewno wróci, kochanie. - Westchnęła cicho. - Na pewno... - Dodała gładząc jego plecy.
- Oddałbym wszystko, żeby do mnie wrócił... - Wymruczał jeszcze i wtulił się w swoją rodzicielkę.

Wziął kubek herbaty i udał się do salonu. Zawinął się w koc i włączył telewizor. Upił łyk i nieco się skrzywił. Napój był gorzki, bez ani krzty cukru, który złagodziłby tę gorycz. Wygiął usta w smutny grymas. Bardzo chciał wiedzieć co porabia teraz jego druga połówka. Czy jest cały i zdrowy? Czy nie jest głodny...? Czy nie jest mu zimno...?

Przytulił policzek do oparcia. Miał ochotę płakać. Jego promyczka nadal nigdzie nie było. Nie miał od niego żadnych wiadomości. Panowała jakaś cholerna zmowa milczenia, której naprawdę nienawidził. Nie był w stanie funkcjonować z męczącymi go koszmarami.
Nagle rozdzwonił się jego telefon. Luiza wystawiła głowę z kuchni. Szybko podeszła do stolika i wzięła urządzenie. Wróciła do poprzedniego pomieszczenia. Przesunęła palcem po dotykowym ekranie i odebrała połączenie.
- Cześć! Przepraszam, że nie odbierałam, ale byłam na urlopie i nie miałam ze sobą służbowego telefonu. Coś się stało? Wydzwaniałeś do mnie dobre parę dni. - Ze słuchawki posypał się potok słów, który zaskoczył Luizę.
- Dzień dobry. - Zaczęła niepewnie.
- Oh! - Zdziwiła się jej rozmówczyni. - Przepraszam, z kim rozmawiam? - Spytała.
- Luiza Górska, mama Arona. Zna pani mojego syna? - Przedstawiła się i od razu zadała pytanie.
- Tak, jego chłopak był moim pacjentem. - Odparła. - Czy coś się stało? - Luiza westchnęła.
- Wiem, że to dziwne pytanie, ale czy przewiduje pani wizyty domowe? - Po drugiej stronie zapadła cisza.

- Wie pani co... - Zaczęła niezręcznie kobieta. - Zwykle tego nie robię, ale mam wrażenie, że coś się stało. Pani syn dzwonił do mnie przez naprawdę długi okres czasu, więc zakładam, że sprawa była poważna. Nie odbierałam i mogło to doprowadzić do nieoczekiwanych i nieprzyjemnych konsekwencji... - ,,Żebyś wiedziała, że były nieprzyjemne...", pomyślała Luiza, przełykając swoje rozgoryczenie. - Więc mogę zrobić wyjątek i wpaść na wizytę do pani syna. - Powiedziała. Luiza cicho odetchnęła z ulgą. - Mogłabym porozmawiać z pani synem? - Poprosiła.
- Obecnie... to nie jest chyba najlepszy pomysł... - Wymruczała.
- Mogę wiedzieć co dokładnie się stało? Chciałabym móc się przygotować. - Luiza chwilę wahała się nad odpowiedzią.
- Jakiś tydzień temu Krystian wrócił z pracy... Gdy Amelka wróciła ze szkoły podeszła do niego i chciała poprosić go o pomoc w zadaniu... On na coś się zdenerwował i podniósł na nią rękę... Nie zdążył jej uderzyć, bo mój syn zaciągnął go na górę... O coś strasznie się pokłócili... Krystian wyszedł z domu i w zasadzie od tygodnia nikt go nie widział... - Wymamrotała. - Był chyba jeden moment, gdzie przelotem się spotkali, a potem Krystian gdzieś zniknął. - Po drugiej stronie zapanowała cisza.

***

KAMILA, GDZIEŚ TY BYŁA?!

Do przeczytania,
- Hareheart 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top