Rozdział 186
Nagle przed oczami zamajaczyła mu znajoma, uśmiechnięta twarz. Natalia uśmiechała się do niego, przytulając swojego narzeczonego i ich adoptowanego synka. Zacisnął zęby. Musi to zrobić. Jeśli nie dla siebie, to dla niej... Dla niej, dla jej rodziny i dla tych maluchów, które uda się uratować dzięki ich akcji. Podniósł się z głuchym jękiem. Spojrzał przed siebie. Ciemność.
Powoli ruszył w jej stronę. Nagle zamarł. Usłyszał bowiem dziwny, niecodzienny dźwięk. Ciche syknięcie. Zmrużył oczy. Wydawało mu się, że coś zalśniło w tle. Nagle w tyle ujrzał mgliste światełko. Delikatne, ledwie dostrzegalne... Ale jednak tam było! Poczuł wszechogarniającą ulgę. Radość wypełniła jego serce. A potem spojrzał w dół.
Na betonowej posadzce ślizgały się boleśnie znajome, czarne węże. Krystian poczuł jak żołądek podchodzi mu do gardła. Gdzieś między wijącymi się kształtami dostrzegał jakieś kości, jednak nie miał zamiaru ani czasu, żeby do nich podejść. Przełknął ślinę. Czarne stworzenia ruszyły w jego kierunku. Nie miał czasu na reakcję. Odwrócił się na pięcie i rzucił się do ucieczki. Światełko zza jego pleców nieco ułatwiało mu ucieczkę. Dlatego gdy zauważył boleśnie znajomą dziurę zamiast wpaść w nią, skoczył w bok, odbił się od ściany i wylądował na drugim końcu. Wziął drżący oddech. Jego oczy wypełniły się łzami, widząc tak pożądane światełko. Chciał tam iść. Chciał wreszcie wydostać się z tego koszmaru. Jednakże czarne kreatury uniemożliwiały mu wyjście z tego przeklętego labiryntu. Lodowate ubranie dodatkowo przeszkadzało w funkcjonowaniu.
Odwrócił się w stronę ciemności, a potem przełknął łzy i ruszył w jej stronę.
Miał wrażenie, że minęła wieczność zanim znów nabrał odwagi, by dotknąć ściany. Ku jego zdziwieniu okazało się, że korytarz skręca i gdyby nie dotknął powierzchni po swojej prawej stronie najpewniej wpadłby na ścianę na przeciwko. Przełknął ślinę i wyszedł zza rogu. Jego oczom ukazał się kolejny czarny korytarz. Naprawdę chciało mu się płakać. Po raz kolejny przełknął gorzkie łzy i ruszył na przód.
Nagle poczuł jak coś pod jego stopą zapada się. Po bokach usłyszał charakterystyczny syk wypuszczanego gazu. Od razu zakrył usta i nos rękawem, a potem padł na ziemię. Miał nadzieję, że gaz ten jest lżejszy od powietrza i poleci w górę, pozostawiając na ziemi trochę tlenu, dzięki któremu mógłby przeżyć ten horror.
Czołgał się dalej, i dalej, aż w końcu złowieszczy syk zaczął cichnąć. Niepewnie podniósł się na kolana. Wiedział, że gaz zaraz do niego dojdzie. Dlatego po chwili namysłu wstał i zaczął biec.
Jego kroki dudniły mu w uszach gdy przemierzał ciemny, pusty korytarz.
Nagle na coś wpadł.
- Nie... Nie! - Zawył, gdy gorączkowo obmacywał ścianę w poszukiwaniu drzwi. Powoli zaczynał docierać do niego smród gazu. Uderzył pięściami w ścianę i nagle ta otworzyła się wypuszczając go na zewnątrz. Padł na czworaka i wziął głęboki oddech. Oddech pełen nieopisanej ulgi i wdzięczności. Drzwi za nim zatrzasnęły się z hukiem.
Po chwili uniósł głowę. I zamarł.
Znajdował się na środku bardzo ładnego i z pewnością drogiego pomieszczenia. Przypominało ono jakąś salę balową. Przed sobą widział duży, łukowaty stół z dziesiątkami talerzy. Każdy z nich zawierał jedną i tą samą potrawę. Przynajmniej wyglądały one identycznie.
- Gratulacje! - Dobiegł go ten sam, znienawidzony głos. - Ukończyłeś etap drugi. Zakładam, że jesteś bardzo głodny po takim wysiłku. - Ciągnął troskliwie mężczyzna. Podszedł do niego. - Częstuj się. - Polecił wskazując talerze. Krystian ani drgnął.
- Mądry glina. - Ucieszył się psychopata. - Nie wypada jeść samemu. - Wskazał na coś tuż obok. Policjant dopiero wtedy zauważył, że tuż obok niego znajduje się stół. Przy tymże stole siedziała przerażona Natalia. - Twoja koleżanka bardzo się o ciebie martwiła. A jak pewnie wiesz, negatywne emocje zaostrzają apetyt. - Ciągnął. - Przed tobą znajduje się 80 talerzy z dokładnie tym samym daniem. No, prawie. - Zachichotał. - W każdym z nich znajduje się jakaś inna przyprawa. W jednym znajdziecie końską dawkę leku zwiotczającego mięśnie... W innym będziecie mieli okazję spróbować najmocniejszych dragów na polskim rynku... W którymś macie też nieco inne niespodzianki, na przykład jad tych przemiłych stworzonek, na które natrafiłeś w labiryncie. - Krystian spuścił głowę. Lekko nią pokręcił. Cieszył się, że opiera się na swoich dłoniach. Gdyby stał, zapewne by się teraz przewrócił.
- Nie mogę tego zrobić. - Odparł cicho. Przestępca cicho westchnął.
- Oj, przecież już tak dobrze ci szło... - Wymruczał. - To jest ostatni etap. Po nim będziecie wolni. - Przekonywał go. Krystian znowu pokręcił głową.
- Nie mogę. - Odszepnął. Mężczyzna cmoknął z niezadowoleniem. Stanął na jego rękę. Chłopak zawył. Przewrócił się na bok i przycisnął do siebie poszkodowaną kończynę.
- Na pewno jesteście głodni. - Ciągnął dalej.
- Nie mogę. - Wysapał brunet. Nie mógł tego zrobić. Przestępca westchnął. Podniósł go za włosy i sprzedał mu mocny lewy sierpowy. Policjant przewrócił się na ziemię. Pokręcił głową. Skulił się na mocne kopnięcie w klatę piersiową. Zacisnął powieki. Przestępca warknął sfrustrowany. Postawił go do pionu, a potem uderzył pięścią w brzuch. Krystian padł na kolana i zaniósł się kaszlem. Wypluł trochę krwi.
- No więc? - Zagaił mężczyzna.
- Nie. - Odparł ponownie.
- Masz to kurwa zjeść! - Wybuchnął przestępca. - Choćbym sam miałbym cię tym nakarmić! - Ryknął, a potem sięgnął po broń. Krystian mimo zimna i bólu skoczył na równe nogi. Sięgnął ręką do kieszeni i wbił mu scyzoryk w gardło. Jego oczy zaszkliły się na ból kontuzjowanej ręki. Od razu wyciągnął ostrze. Mężczyzna złapał się za krwawiącą ranę i cofnął o krok. Jego oczy rozszerzyły się pod wpływem szoku. Z jego ust uciekł mrożący krew w żyłach dźwięk topienia. Krystian zadrżał. Padł na kolana. Wypuścił z rąk ostrze. Przestępca upadł na ziemię parę metrów dalej. Chwilę się ruszał, a potem zamarł.
Policjant poczuł jak ktoś klęka obok.
- On nie żyje. - Wyszeptała Natalia. Po jej policzkach spływały łzy ulgi. - On nie żyje! - Powtórzyła. Jej usta rozciągnęły się w uśmiechu. - To już koniec! - Dodała i mocno objęła policjanta. Czuł jak kobieta drży. Nie miał sił oddać uścisku.
- Policja! Wszyscy na ziemię! - Rozległ się wrzask. Natalia wybuchła płaczem.
***
Ej jestem dumny z tego rozdziału. Jakby... wow!
Do przeczytania,
- HareHeart
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top