Rozdział 157

Po paru godzinach dzieciaki zaczęły się nudzić. Siedziały obok swoich rodziców co jakiś czas zerkając na zegar wiszący na ścianie. Ich rodzice nic sobie jednak z tego nie robili, choć powoli zaczynało udzielać się im znudzenie ich pociech.
- Rozruszajmy tą imprezę, co wy na to? - Wyszczerzył się Sebastian.
- Co ty chcesz zrobić? - Spytał Krystian. Blondyn pełnym energii gestem wstał z kanapy, przy okazji zgarniając coś z półki pod stołem. Szepnął coś Aronowi, a ten uśmiechnął się i kiwnął głową.
- Dzieciaki, kojarzycie Lego Ninjago? - Zapytał blondyn. Zaciekawione maluchy pokiwały głowami. - To świetnie. - Odparł i wyjął telefon. Poklikał chwilę w telefonie. Z głośników popłynęła znajoma piosenka. 

- It's time on training and we're getting started... - Zaczął śpiewać, przykładając usta do mikrofonu. Zszokowane miny dzieci szybko ustąpiły miejsca zachwytowi. Zebrały się w kółeczko wokół blondyna, a po chwili przyłączyły się do piosenki. Dziennikarz wkładał całe serce w śpiewanie i widać było, że sprawia mu to radość.
Dorośli nie mogli powstrzymać uśmiechów widząc ten uroczy obrazek. Zachwycone młodsze dzieci oglądały występ blondyna na kolanach swoich rodziców, wesoło podskakując w rytm piosenki.

Gdy tylko blondyn skończył śpiewać dzieciaki zasypały go gradem okrzyków i próśb o powtórkę. Sebastian parsknął śmiechem, ale spełnił ich prośbę. Krystian w tym czasie posadził Adasia na kolanach Arona, a sam udał się do kuchni.
Przygotował rękawice, wyjął kurczaka z piekarnika i pokroił go na równe plastry, które ułożył na talerzu, żeby każdy mógł spróbować mięsa. Polał je sosem i przystroił grillowanymi warzywami, z uśmiechem słuchając jak jego klon śpiewał dwa piętra wyżej. Zaniósł kurczaka na górę i z zaskoczeniem zmierzył wzrokiem pomieszczenie. Dzieci biegały po nim z nową dawką energii, dorośli rozmawiali o czymś z uśmiechami na ustach, a Sebastian stał na niewielkiej scence, otoczony przez maluchy i z mikrofonem przy uśmiechniętych ustach. Lucy ganiał się z dziećmi po miękkim dywanie. Parę maluchów skakało po dużych, miękkich klockach z materacy. Krystian nie miał pojęcia skąd Aru je wytrzasnął, ale cieszył się, że je ma.

Podszedł do stolika, na którym położył talerz z kurczakiem.
- DLACZEGO MI NIE POWIEDZIAŁEŚ, ŻE BĘDZIESZ GO ROBIŁ?! - Zawył Aru i od razu nałożył sobie porcję, a potem z zachwyconym uśmiechem wziął się za jedzenie.
- Przepis jego mamy. - Wyjaśnił chłopak. - Jedzcie, jedzcie. Chcę zobaczyć waszą reakcję. - Uśmiechnął się. Filip niepewnie spróbował dania i wytrzeszczył oczy.
- O kurwa- - Wykrztusił. - Jezu Chryste- - Dodał jeszcze. Wszyscy zebrani patrzyli na niego jakby był chory psychicznie. - Kurwa musicie tego spróbować. - Dodał szybko wypełniając usta kurczakiem. Za jego przykładem poszli kolejni policjanci i w parę sekund całe pomieszczenie wypełniło się zachwyconymi pomrukami i cichymi, mimowolnymi przekleństwami, gdy smak okazywał się być zdecydowanie zbyt dobry na ich kubki smakowe.
- Błagam cię, muszę mieć przepis. - Jęknął Mora.
- Nie. - Odparł Krystian. - O to musisz błagać mamę Arona. - Uśmiechnął się. - Opowiesz jeszcze raz tą legendę o waszym spisie? - Poprosił. Brunet usiadł obok, objął młodszego, dał mu buzi i spełnił jego prośbę.
Chłopak widział, że zebranym podobała się legenda. Tak jak i jemu.
- Błagamy, jeszcze raz! Prosimy! - Wyły dzieci, gdy Sebastian podszedł do nich i usiadł obok Krystiana.
- Dzieci, dajcie mi 10 minut. Muszę dać odpocząć gardłu, bo jutro nie będę w stanie się odezwać. - Zaśmiał się. 
- Nie wiedziałem, że tak dobrze śpiewasz. - Mruknął Krystian. Blondyn tylko się uśmiechnął. Złapał kubek, nalał do niego soku i wypił całą zawartość duszkiem. Od razu uzupełnił kubek. Jego klon nałożył mu kurczaka. Blondyn spróbował i wytrzeszczył oczy.
- Zajebiste. - Wyszeptał. - Kto zrobił takie cudo? - Dopytał.
- Ja. - Przyznał Krystian. - Według przepisu teściowej. - Dodał ze śmiechem.
- Pycha. - Westchnął.
- Moje spaghetti nie umywa się do kuchni mojej mamy. - Uśmiechnął się Aru, czule obejmując mniejsze ciałko ramieniem. Krystian wygodnie wtulił się w swojego faceta.
- Jesteś najlepszą poduszką. - Uśmiechnął się policjant.
- A ty najlepszym chłopczykiem. - Odparł uradowany brunet i jakby mimowolnie cmoknął pełne usta policjanta. Jego policzki pokryły się czerwienią.

---

Następne parę godzin przesiedzieli w zdecydowanie bardziej przyjemnej atmosferze. Sebastian dodał im energii swoim występem. Dzieciaki go pokochały, a teraz siedziały wokół niego w kółeczku i zasypywały pytaniami, i historiami.
- Cieszę się, że chociaż przez jeden wieczór ktoś inny będzie Magikiem. - Westchnął zadowolony policjant, tuląc do siebie zmęczone ciałko swojego synka. Adaś ssał swój niebieski smoczek powoli mrugając jak gdyby ostatkiem sił walczył ze snem. Krystian wcale nie pomagał, czule tuląc i lekko kołysząc malucha. Chłopiec tulił się do jego ręki jak do najlepszej maskotki. Aru raz po raz składał delikatne, kochające pocałunki na ciemnej głowie, na co jej właściciel tylko się uśmiechał i rumienił. Już się nauczył, że kłótnie z brunetem nie mają sensu. Ten i tak będzie go całował, i przytulał. Chłopak nie miał nic do gadania.

Dzieciaki wreszcie pobiegły kontynuować swoją zabawę i zostawiły ich samych.
- O mój Boże, myślałem, że mnie zamęczą. - Zaśmiał się Sebastian i rozłożył na pufie. - Poszedłbym spać. - Zamruczał nagle. - Ciekawe co porabia mój Vergi. - Dodał jeszcze.
- Znając koty to spał cały dzień. - Podsunął rozbawiony Olo.
- Vergil jest ruchliwym kociakiem. Ale myślę, że był grzeczny. Ma tyle rzeczy do zabawy, że naprawdę nie powinien zniszczyć mi domu. - Westchnął. Wziął sobie koktajl. Pyszny, śmietankowy, z waniliowymi lodami, bitą śmietaną na górze i mnóstwem posypki. - A to jest najlepszy koktajl jaki piłem w życiu. - Dodał z cichym westchnięciem.
- Pomysł mojego Kociaka. - Pochwalił się Aru.
- Dlaczego ty nazywasz go ,,kociakiem"? - Zainteresował się Zarębski. - Mam dziwne wrażenie, że nie mówisz tak do niego z czystego przypadku. - Mruknął. Aru zachichotał.
- No cóż, na samym początku naszej znajomości Krystian kiedyś siedział obok mnie na kanapie i w końcu mu się przysnęło. Skończyło się na tym, że spał mi z głową na udzie. Pogłaskałem go, a on zamruczał. Przestałem, bo byłem pewien, że śpi, a nie chciałem go obudzić. Ale faktycznie spał. Pogłaskałem go znowu, a on ponownie zamruczał. I moja myśl wyglądała mniej więcej tak: Kotek. No przyznajcie, nie mogłem się ze sobą nie zgodzić. - Wyszczerzył się.
- I wielka tajemnica wyjaśniona! - Rzucił Olo. - Z niego ogólnie jest taki kot. Chodzi swoimi ścieżkami, uparty jak osioł i podrapie jak przesadzisz, a z drugiej jak czegoś chce jest w stanie zrobić wszystko. - Zaśmiał się. Zebrani poszli w jego ślady. 

***

Do przeczytania,
- HareHeart

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top