Rozdział 15


Niepewnie otworzył oczy. Zerknął na rękę. Ranka była naprawdę płytka. Nie powinien zostać po niej najmniejszy ślad. Na jego szczęście. 

- Krystian? Jesteś tam? Wszystko dobrze? - Dobiegł go przytłumiony głos. Chłopak odetchnął bezgłośnie.
- Tak, daj mi chwilę, zaraz do ciebie przyjdę. - Obiecał. Usłyszał ciche, oddalające się kroki, choć był pewien, że jego kumpel uważnie obserwuje drzwi do łazienki.

Przepłukał ranę w zlewie, a potem zakleił jakimś plastrem, który miał w apteczce. Żyletkę ostatecznie schował, uprzednio myjąc ją dokładnie. Uznał, że przyda się na później. Przemył twarz wodą, żeby pomogła mu pozbyć się dowodów na to, że płakał.

Wyszedł z łazienki i poszedł do salonu. Poczuł na sobie uważny wzrok przyjaciela. Odetchnął cicho.
Bez słowa stanął obok kanapy nie wiedząc, co ze sobą zrobić.
- Siadaj. - Starszy zdecydował za niego. - Musimy porozmawiać. - Dodał poważnie. Chłopak przełknął ślinę.
- Nie masz jakiegoś bardzo ważnego śledztwa? - Spytał z nadzieją, ale posłusznie usiadł. 
- Nie. - Odparł spokojnie. Chłopak spuścił głowę. Jego przyjaciel zauważył, że zaczął drżeć. - Nie wierzę, że po prostu się przeziębiłeś... Nie ma opcji, żebyś po lekach miał taką gorączkę... W dodatku dwa antybiotyki... Ludzie mówią, że jeden to dużo... I jeszcze to twoje picie... Pamiętasz jak przez jakiś miesiąc byłem na lekach? Pilnowałeś mnie na każdym kroku i co rusz przypominałeś, że nie wolno mi pić... A teraz... To... - Wskazał na puste butelki na podłodze. Chłopak z każdym stwierdzeniem coraz bardziej spuszczał głowę. - W dodatku nie było z tobą kontaktu przez jakieś 4 dni... Cała komenda cię szukała... Informatycy siłowali się z twoim telefonem, a patrole przetrzepywały okolicę... Coś musiało się stać... Ale ty nie chcesz o tym mówić... - Oczy młodszego policjanta delikatnie się zaszkliły. - Napadli cię, tak? Pewnie i okradli... Nie ma się czego wstydzić... Policjantów też napadają... Naprawdę nie ma w tym nic złego... Opowiesz mi o tym, a my złapiemy tych skurwysynów i- 
- Tam są drzwi. - Chłopak wstał i wskazał palcem kierunek. 
- Co? - Olgierd był dość mocno zdziwiony.
- Nie rozumiesz prostego przekazu? - Zapytał roztrzęsionym, wilgotnym głosem. Głowę nadal trzymał spuszczoną. - WYPIERDALAJ STĄD! - Ryknął na kolegę z pracy, który aż się cofnął.
- Krystian, ja-
- WYNOCHA! JUŻ! - Chłopak dalej krzyczał, ignorując nasilający się ból gardła. Chciał po prostu zamknąć się w swoim mieszkaniu, z butelką wódki do towarzystwa i całkowitą samotnością. 
- Nie.
- Nie? - Spytał młodszy cicho. Jego przyjaciel zmarszczył brwi. Wyglądało to jak jakaś choroba psychiczna. Chłopak schylił się i poczuł ból w dolnych partiach ciała. Jęknął cicho, ale zgarnął pustą butelkę i zbliżył się do drugiego.
- Krystian, co ty robisz? - Młodszy nic nie mówiąc uniósł dłoń i już miał atakować, gdy poczuł, jak jego przyjaciel łapie go za rękę, a potem mocno do siebie przyciska.

Chwilę mu zajęło, zanim zrozumiał co się dzieje. W momencie zatęsknił za brunetem, który go uratował. Brakowało mu tych ich przytulanek. Nawet nie zarejestrował, gdy zaczął się trząść. Oczy wypełniły się łzami... Chyba zbyt długo nie płakał.
Olgierd najwidoczniej zrozumiał, co się dzieje, bo przejął pustą butelkę i odłożył ją na stolik, a sam mocniej przycisnął do siebie młodszego kolegę.
- Już okej... Nie masz czego się bać... Już dobrze... - Szeptał cicho. Może było to dziwne, ale jego policyjna natura przejęła kontrolę. Ofiary czasami potrzebowały po prostu nacieszyć się bliskością drugiego człowieka. Poczuć, że nie są same. 

Najwidoczniej o to właśnie chodziło młodszemu, bo po chwili tulenia i lekkiego kołysania uspokoił się trochę.
- Lepiej ci? - Spytał zmartwiony przyjaciel.
- Po prostu stąd idź... - Wyszeptał chłopak. Niech wszyscy dadzą mu wreszcie spokój...
- Ty chyba nie próbujesz mi wmówić, że nic się nie stało i dasz sobie radę sam? - Spytał z niedowierzaniem policjant. - Jaja sobie robisz... - Dodał zszokowany. - Nie ma mowy, po tym, co się przed chwilą stało nie ma bata, że zostawię cię samego! 

Usiadł na kanapie i pociągnął na nią kolegę. Włączył telewizor i chwilę przerzucał kanały, co jakiś czas kontrolnie zerkając na chłopaka. Ten siedział z brodą opartą na kolanach i tępo wpatrywał się w jakiejś miejsce przed sobą. 

,,Muszę iść do pracy... Zajmę nią głowę i przestanę rozpamiętywać ten gwałt... Taak, to będzie dobre... Praca, praca, praca... Łapanie przestępców, tropienie zbirów, zbieranie dowodów... Musi mnie zająć... Nie ma innej opcji... I tak nie mam po co wracać do domu, więc mogę wziąć nadgodziny... Może awans dostanę... Byłoby fajnie... I jeszcze mógłbym ponadrabiać papiery... Ogarnąć ten syf w dokumentach... I jeszcze poprawiłbym sobie wyniki..." - Odbijało mu się w głowie. - ,,Wystarczy, że wrócę do pracy i wszystko będzie dobrze... Taak, po prostu muszę wziąć się w garść i iść pracować... Przetrwać do czasu powrotu, a potem będzie z górki... Wyłączyć mózg i po prostu przeżyć te parę dni..."

Olgierd zerknął na chłopaka. Siedział bez ruchu i wpatrywał się w jakiś punkt przed sobą. Wydało mu się to dziwne.
- Krycha? - Zagaił cicho.

,,...I może nawet Szwarc* mnie polubi... Przestałby się tak na nas wyżywać... Cała komenda by na tym zyskała..."

- Krycha, żyjesz? 

,,Po prostu wrócę do pracy i wszystko wróci do normy... Będzie dobrze, tylko muszę mieć coś do zajęcia głowy..."

- Krystian, halo!

,,Przecież nic mi nie jest... Nie muszę brać tych leków... Zostawię je tu, żeby nikt się nie domyślił. Po prostu będę je brał przed i po pracy. Będzie dobrze... Muszę tylko jechać na komendę i zająć głowę..."

- Krystian! - Chłopak poczuł, jak przyjaciel łapie go za ramiona i nim potrząsa.
- C-co? - Rozejrzał się. Był pewien, że znajduje się na komendzie.
- No nareszcie! - Olgierd odetchnął z ulgą. - Co się stało?
- Zamyśliłem się. - Burknął chłopak.
- No... Na pół godziny. - Mruknął patrząc na zegarek. - Mogę wiedzieć o czym tak gorączkowo myślałeś? - Spytał.
- Nie. - Odparł młodszy. 
- Nie? - Powtórzył zdziwiony policjant. - A ja bym jednak chciał. - Nadal próbował.
- A ja bym jednak nie chciał. - Odpyskował chłopak.
- A mogę znać powód? - Spytał starszy. Chciał go podpuścić. 
- Nie. - Odparował.
- Dlaczego? - Obaj szli w zaparte. 
- Bo musisz się już zbierać. - Odparł chłopak. Olgierd zbaraniał. Na początku myślał, że jego przyjaciel żartuje, ale potem zdał sobie sprawę, że Krystian mówi zupełnie poważnie.

-*-

Szwarc* - jest to jeden z ich szefów, Robert Szwarc. Drugim jest Piotr Zarębski. Szwarc słynie z tego, że lubi ochrzaniać policjantów, nawet, jeśli robią dobrze. Dla niego najważniejsze są procedury, dlatego ma na pieńku z niektórymi policjantami.

***

Jednak udało się siąść do laptopa!

Co myślicie? 

Do przeczytania,
- HareHeart


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top