Rozdział 149

Dojechali na komendę w ciszy. 
- Na pewno mogę tam wejść? - Spytał niepewnie blondyn, z lekkim strachem zerkając na całkiem spory budynek.
- Z nami możesz. - Odparł mu Krystian i zaprowadził go do windy. - Teraz ważą się nasze losy. - Zarechotał. Blondyn zerknął na niego zmieszany. - Ten rupieć jest tak zepsuty, że już dawno powinien być zmieniony na nowy. Mamy 50% szans na to, że nas podwiezie i drugie 50 na to, że będziemy musieli wspinać się po schodach. - Wyjaśnił. Sebastian posłał mu niepewny, lekko rozbawiony uśmiech.

- Zapraszam na wspinaczkę. - Zaśmiał się brunet gdy cholerne urządzenie odmówiło wykonania ich rozkazów. - Mam nadzieję, że masz dobrą kondycję. - Zażartował jeszcze i sam stanął na pierwszy stopień.
- Nie jest najgorzej. - Odparł niepewnie blondyn i ruszył za swoim klonem.

---

Ku ich zdziwieniu dotarli do nie spotykając nikogo po drodze. Grzecznie zapukali do gabinetu Zarębskiego i Szwarca i zaczekali na chwilę. Usłyszeli stłumione ,,Proszę!" i Olgierd wszedł do gabinetu. Krystian podążył zaraz za nim, a Sebastian popędził za swoim klonem. 

Oczy mężczyzn spoczęły na blondynie i rozszerzyły się w szoku, przeskakując z niebieskookiego na ich pracownika.
- Też widzisz ich dwóch? - Spytał szeptem Zarębski. Robert pokiwał głową.
- To jest Sebastian Górski. - Zaczął Olo. - W pewnym sensie, pierwsza ofiara Zielińskiego. - Wyjaśnił. Piotr ze swoim współpracownikiem wymienili zdziwione i skołowane spojrzenia.
- W takim razie, zapraszamy. - Powiedział naczelnik wskazując krzesła przed ich biurkiem.
- Olo, pozwól na chwilę. - Rzucił w tym czasie Szwarc i zabrał drugiego policjanta za drzwi.
Zestresowany blondyn spuścił wzrok na swoje stopy.
- Chodź. - Mruknął Krystian, objął go ramieniem i zaprowadził na wskazane przez szefa miejsce.
- Zieliński w rozmowie ze mną mówił prawdę. - Zaczął z cichym westchnięciem. - Tyle, że pomylił osoby. - Dodał i zerknął na Sebastiana.
- Czym konkretnie zawinił Zieliński? - Spytał blondyna. To właśnie on przyjął go na służbę tym samym przyczyniając się do cierpienia swojego człowieka, więc bardzo zależało mu na tym, by mieć swój udział we władowaniu tej zakały do pierdla.
- Zamordował mojego chłopaka. - Przyznał cicho młodszy. Gdy nie usłyszał żadnych obrzydliwych uwag, nieco zaskoczony podjął dalszy wątek. - Jakieś cztery lata temu robiłem reportaż o imigrantach, ogólnie ludziach z zagranicy. Poznałem wtedy jednego Amerykanina. Nazywał się Jake Hunter i opowiadał, że przyjechał do Polski z czystej ciekawości. Mówił, że chciał zobaczyć nowe miejsce na świecie, a u nas mu się spodobało i już został. Nie będę ukrywał, spodobał mi się i zaczęliśmy się spotykać. - Przyznał lekko zarumieniony. - Byliśmy ze sobą jakiś rok, gdy nagle zmarł nasz pies, Luna. Wściekłem się na niego, bo weterynarz powiedział, że znalazł w jej przełyku gwoździe, a Jake trochę wcześniej naprawiał płot...
- Zieliński już się przyznał do zabójstwa tego psiaka. - Wtrącił Krystian wykorzystując przerwę w monologu swojego klona. Blondyn zacisnął szczęki.
- Jakiś czas później dostałem nowe zlecenie. Miałem zrobić materiał o wojnie na wschodzie. Spakowałem się, pożegnałem z Jake'm, a potem pojechałem na lotnisko. W ciągu mojego pobytu tam miałem straszny zawrót głowy i rozmawiałem z nim może ze dwa, trzy razy przez cały tydzień, w ciągu którego tam byłem. Reportaż okazał się być sukcesem, dostałem premię i podziękowania, a potem wróciłem do domu... - Zrobił krótką przerwę. Zarębski wszystko skrzętnie notował. - Przyjechałem do domu... W drodze zrobiłem jeszcze szybkie zakupy, bo Jakey czasem miał z nimi problem. Stanąłem przy drzwiach... Otworzyłem je... I zobaczyłem jak... to... to coś, ten pieprzony potwór usiłuje zamknąć walizkę, w której jest mój Jakey. - Jego głos zrobił się wilgotny. - I... i chciałem krzyczeć... ale nie mogłem... stałem jakbym miał nogi z kamienia i tylko patrzyłem w oczy tej bestii... A Jakey ocknął się, popatrzył na mnie... powiedział, że mnie kocha... i że mam uciekać... - Sapnął przełykając łzy. - I... uciekłem... Wiem, powinienem to zgłosić... powinienem rzucić się na niego z pięściami... Co ze mnie za facet, że nie potrafię obronić własnej rodziny... - Schował twarz w dłoniach. Krystian luźno objął go ramieniem.
- Miałem dokładnie takie same myśli o sobie... - Przyznał cicho.
- I co zrobiłeś dalej? - Spytał Zarębski.
- Zostawiłem ten dom i to wszystko za sobą... Nie wiem dlaczego, ale wróciłem tam po paru tygodniach... Udało mi się uratować Vergila, mojego kota. Weterynarze mówili, że po tym jak ktoś rzucił nim o ścianę ma marne szanse na to, że będzie zdrowy, ale na szczęście wszystko się udało. I... od tamtej pory nie widziałem ani Jake'a, ani tamtego cholernego diabła. - Warknął. - Aż do teraz... - Dodał, znacząco zerkając na Krystiana. Zarębski pokiwał głową.
- Wybaczcie, że was o to zapytam, ale po prostu mój mózg nie jest w stanie tego przetworzyć. Czy wy jesteście braćmi? - Spytał. - A jeśli tak, dlaczego nie masz nic wpisane w dokumentach? - Zerknął na Krystiana. - Dlaczego nigdy o tym nie wspomniałeś?
- My nie mamy pojęcia. - Odpowiedzieli jednocześnie.
- Ja wychowałem się w domu dziecka. - Przyznał blondyn.
- Nikt mi nigdy nie powiedział, że mam jakiekolwiek rodzeństwo. - Dodał Krystian.
- Zróbcie testy DNA. - Doradził Piotr.
- Szefie, chcemy je zrobić. - Odparł chłopak. - Ale najpierw chcemy zamknąć Zielińskiego. - Dokończył. Blondyn pokiwał głową.
- Dobrze. - Mruknął zamykając swój notes. - Zakładam, że chcesz wypełnić oficjalne zgłoszenie. - Blondyn zerknął na swojego klona. - Ciebie też to czeka. - Dodał Zarębski w stronę swojego pracownika. Ten cicho westchnął.
- Wiem. - Rzucił, a potem wstał. - Chodź. Im szybciej to zrobimy, tym lepiej. - Westchnął ponownie i wraz ze swoim klonem wyszli z gabinetu swojego szefa.
Nie zauważyli tam ani Szwarca, ani Olgierda, więc ruszyli do operacyjnego.

- Krystian, ja serio nie wiem czy powinienem tu być. - Szepnął cicho blondyn przysuwając się do bruneta. Był coraz bardziej zestresowany.
- Spokojnie. - Mruknął pocieszająco i posłał mu ciepłe spojrzenie znad swojego ramienia. - Zarębski o tym wie, więc wszystko jest ustalone. - Uśmiechnął się do niego i wpuścił do pomieszczenia. Olo siedział przy swoim biurku i wpisywał jakąś frazę na klawiaturze komputera.
- I jak? - Zagaił. 
- Zgłoszenia. - Westchnął Krystian.
- Pomóc ci? - Spytał troskliwie policjant.
- Dzięki, damy sobie radę. Co nie, Sebastian? - Zagaił do blondyna, który stał przy drzwiach.
- Skoro i tak nic nie robię, mogę skoczyć po coś do picia. - Mruknął i wstał. - Jakie zamówienia? - Spytał żartobliwie.
- Co powiesz na herbatę? - Spytał brunet. 
- Jasne. - Odparł Sebastian.
- Żadnej kawki? - Zapytał rozbawiony Olo.
- Olgierd, mamy taki mętlik w głowach, że nie potrzeba nam dodatkowej dawki kofeiny. - Westchnął Krystian i usiadł na swoim miejscu. Wyjął z szuflady teczkę i otworzył ją.
- Zawsze myślałem, że praca policjanta jest bardziej ekscytująca. - Mruknął Sebastian patrząc na wypchaną po brzegi białą teczkę. Krystian cicho prychnął. W jego głosie wybrzmiała nuta rozbawienia.
- Bo taka jest. - Odparł. - A potem adrenalina paruje z ciebie i zostaje góra raportów do zrobienia. - Dodał żartobliwie. - Trochę mi zajmie wypisanie tego... - Westchnął. - Nie zanudzisz się? 
- Nie. Mam nawet plan czym mogę się zająć. - Uśmiechnął się blondyn i wyjął swój telefon.

---

Olgierd wszedł do pokoju taszcząc ze sobą tackę z trzema kubkami. Krystian siedział przy biurku i wypełniał dokumenty, a Sebastian przesuwał palcami po dotykowym ekranie swojego telefonu.
- Proszę bardzo, należy się dwieście. - Zarechotał stawiając przed nimi kubki.
- Ile?! - Spytał Sebastian.
- No, z fakturą byłoby jeszcze drożej! - Parsknął śmiechem. Krystian tylko na niego spojrzał, natomiast blondyn krzywo się uśmiechnął, a potem wrócił wzrokiem do swojego telefonu. Olgierd spoważniał.
- Powtórzę moje pytanie: pomóc ci? - Spytał przysuwając kubek do swojego przyjaciela. Chłopak machnął ręką. - A ty co porabiasz? Szukasz kursu na policjanta? - Dopytał.
- Zgaduj dalej. - Mruknął blondyn. 
- Nie wiem.
- Szukam jakiejś kliniki, która zrobiłaby nam ten cholerny test. - Odparł. 
- Czyli jak zwykle: wszyscy wokół mnie zasuwają, a ja się opierdalam. - Westchnął. 
- Kiedyś mi to odpracujesz. - Krystian wyprostował się na krześle i jęknął. - Kurwa. - Warknął jeszcze przykładając dłoń do karku. - Leki chyba przestają działać. - Mruknął i lekko się skrzywił. Blondyn uniósł na niego swoje zaciekawione spojrzenie. - Co ja cię będę kłamał...- Mój facet chciał popróbować nowych pozycji i wszystko cholernie mnie boli. - Westchnął i przymknął oczy.
- Wiesz, jak mój Jake przesadził w łóżku zazwyczaj robił mi potem masaż. - Powiedział blondyn bez krzty skrępowania w głosie. - Powinien pomóc. A jak nie, to spróbuj ciepłej kąpieli. Najlepiej w wannie. Też działa cuda. Czasem na ból pleców pomagało mi przespanie się na czymś twardym typu dywan. - Dodał jeszcze.
- Dzięki. - Odparł po prostu chłopak, zgarniając swój kubek. Upił z niego spory łyk. - Przysięgam, jak jeszcze raz mi tak zrobi, to go wyślę zamiast mnie. - Westchnął i oparł głowę o zagłówek fotela.
- Też jest policjantem? - Spytał niebieskooki.
- Nie. Biznesmenem. - Odparł Krystian.
- Skoro i tak na razie tego nie wypełniasz... - Zaczął blondyn. - Co o tym myślisz? - Spytał i pokazał mu swój telefon. - Jest otwarta do 22, więc moglibyśmy się wyrobić. Wyniki byłyby do 4, 5 dni. - Powiedział. Krystian zamrugał usiłując zrozumieć o co chodzi jego klonowi. Nagle go olśniło.
- Aa! - Zaczął. - Dobra, może być. - Odparł. - I tak pewnie będziemy siedzieć tu do późna. - Mruknął. Nagle jego telefon dał o sobie znać.

Aru <3:
Hej, Kotku.
Chcesz popisać ze swoim starym, schorowanym mężczyzną? 

Chłopak nie mógł powstrzymać uśmiechu, który wkradł się na jego usta.

***

Znowu 1.5K

Do przeczytania,
- HareHeart

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top