Rozdział 12
Brunet zaparkował pod blokiem i zerknął zmartwiony na chłopaka. Ten siedział skulony na fotelu pasażera, z oczami mokrymi od łez. Wyglądał, jakby szedł na ścięcie, a nie wracał do domu.
Położył mu dłoń na kolanie i mocno je ścisnął.
- Będzie dobrze, pamiętaj. - Powiedział, patrząc mu w oczy. Chłopak skinął lekko głową, ale nie wydawał się zbyt przekonany. - Mam twój numer, ty masz mój. Gdyby cokolwiek się działo, pamiętaj, że zawsze możesz zadzwonić. - Przypomniał.
Młodszy tylko odwrócił się w jego stronę i cicho pociągając nosem mocno się w niego wtulił.
- Ja wiem, że to dziwne, ale czuję się przy tobie bezpiecznie... Mam wrażenie, że jak tylko zostanę sam, to coś się stanie... - Wyznał wystraszony.
- Spokojnie, zawsze będę po twojej stronie i zawsze przybiegnę ci na ratunek, gdy będziesz go potrzebował... Obiecuję, mały. - Szepnął jeszcze.
Krystian nie chciał go puścić, ale w końcu musiał to zrobić. Odsunął się od niego i ze smutkiem wysiadł z auta.
Stanął przy wejściu do bloku i zobaczył, jak brunet macha do niego. Uśmiechnął się smutno i odmachał mu, po czym odwrócił się i wszedł do budynku, żeby starszy nie zobaczył jego łez.
---
Wszedł do swojego mieszkania i nawet nie zapalając światła rzucił reklamówkę na stolik w salonie.
Rozejrzał się po pomieszczeniu.
Było takie... Dziwne... Obce... Jakby był tu pierwszy raz w życiu.
Westchnął i zgarnął świeżą bieliznę, po czym ruszył do łazienki. Wyszorował się porządnie, lecz wciąż czuł się cholernie brudny. Jakby kąpiel nic nie pomogła.
Usiadł pod prysznicem, opierając się o zimną ścianę, Podwinął kolana pod brodę i oparł o nie głowę. Brakowało mu tego wesołego sapania psa. Cichego śpiewu bruneta. Miał taki ładny głos...
W końcu wstał i wyszedł spod prysznica. Wytarł się byle jak i założył czystą bieliznę, a potem ruszył do kuchni. Musiał... Zapomnieć...
Wyjął parę butelek wódki z lodówki, a potem skierował się do salonu. Usiadł na kanapie i odkręcił pierwszą z nich. Gdy tylko ciecz wlała się do jego gardła, ten niemal krzyknął z bólu. No tak, zdarte gardło w połączeniu z czystą wódką nie było zbyt dobrym pomysłem, ale nie miał wyboru.
Zagryzł zęby, po czym opróżnił całą flaszkę. Czuł przyjemne szumienie w głowie, a obraz lekko mu się zamazywał, ale to i tak było za mało. Wciąż czuł te cholerne dłonie na swoim ciele. Gdy to sobie uświadomił, bez wahania sięgnął po drugą butelkę. Odkręcił ją i wypił niemalże duszkiem.
Ledwo pamiętał, jak przewrócił się na kanapę, a potem przykrył czymś i zasnął.
---
Obudził go cholernie mocny ból głowy.
Zataczając się i łapiąc za obolałą głowę sięgnął na oślep do reklamówki. Wyjął stamtąd jakieś przeciwbólowe tabletki i od razu wziął trzy. Gdzieś miał dawkowanie, czy to, że nie wolno łączyć leków z alkoholem. Musiał zapomnieć. Po prostu musiał. Nie liczyło się nic innego poza tym.
Połknął tabletki, po czym znów położył się na kanapie i zasnął.
---
Ciągnęli go do uliczki. Gdy zaczął krzyczeć, dostał w twarz, a potem czyjaś dłoń zasłoniła mu usta. Chciał się wyrwać, ale nie mógł. Było ich za dużo.
Zaciągnęli go między budynki, a potem powalili na ziemię. Słyszał szydercze śmiechy, ale nie mógł dostrzec przeciwników. Zwinął się w kłębek na materacu i owinął głowę rękami. Poczuł, że go rozbierają. Nagle zerwał się do biegu, ale złapali go i siłą ściągnęli na ziemię.
- Nie wyrywaj się tak, owieczko. - Chłopak uniósł głowę. Ten cholerny lider stał tuż przed nim i z uśmiechem na ustach patrzył na niego. Po chwili kucnął i złapał go za szczękę. - Będziesz grzeczny, prawda? - Spytał. Gdy policjant nie odpowiedział mu, ten ponowił pytanie. - Pytam się, czy będziesz grzeczny. Masz odpowiedź ,,Tak, panie.". - Wyszczerzył się.
- Nie... - Szepnął młodszy.
- Moja cierpliwość powoli się kończy. - Oznajmił mężczyzna.
- Zostaw mnie! - Krzyknął. Ten od razu mocno złapał go za włosy i odgiął jego głowę do tyłu.
- Widzę, że najpierw trzeba cię wytresować. - Warknął. Krystian zauważył, że facet zaczyna rozpinać sobie pasek.
- Nie... - Szepnął jeszcze.
Ten uśmiechnął się do niego, po czym z niebezpiecznym błyskiem w oczach zaczął się do niego zbliżać.
- NIE! - Wrzasnął, zrywając się do siadu. Siedział u siebie w mieszkaniu. Na swojej kanapie. Był bezpieczny... A przynajmniej powinien być...
Salon był pogrążony w mroku. Każdy kąt wyglądał obco i niebezpiecznie. Chłopak na oślep sięgnął po jakiś koc i owinął się w niego, po czym znów spróbował zasnąć. Pociągnął cicho nosem.
Po chwili zmienił jednak plany, bo najpierw wziął wszystkie potrzebne leki, a potem ponownie się położył.
---
Obudził się wcześnie rano. Kolejny koszmar. Był tak cholernie niewyspany, że myślał, że zaraz zemdleje ze zmęczenia.
Skoczył do łazienki, gdzie załatwił swoje potrzeby, a potem stanął przed lustrem. Kończył myć zęby, gdy nagle zerknął na swoje odbicie. Prawie się zakrztusił.
Chłopak wpatrujący się w niego w ogóle go nie przypominał. Blada skóra poznaczona siniakami i śladami zębów, ślady łez na policzkach... I oczy... Zeszklone i wyblakłe...
Sam widział, że to już nie był on. Czuł się jak zaprogramowana na rutynę maszynka. Nie czuł głodu ani pragnienia. Jedyne, co chciał zrobić to zasnąć. Nieważne gdzie i jak. Po prostu zasnąć i już się nie obudzić, bo mimo tego, że był w mieszkaniu całkiem sam, a przynajmniej taką miał nadzieję, to ciągle czuł się obserwowany. Dokładnie jak w tej uliczce. Nagi, poturbowany i bezbronny. Jak dziecko.
Zazgrzytał zębami. Dokończył względne ogarnianie się, a potem wrócił do salonu. Otworzył okno i usiadł na parapecie. Zimny powiew wiatru zmierzwił mu włosy. Krystian nagle zatęsknił za brunetem. Pewnie teraz by się przytulali i rozmawiali na jakiś ciekawy temat, a duży, czarny pies biegałby po salonie.
Chłopak dopiero wtedy zdał sobie sprawę z tego, jaki jest samotny.
Spuścił głowę. Przez chwilę nawet zastanawiał się, czy nie wychylić się i spaść. Spełniłby marzenie o wiecznym śnie.
Poszedł do siebie do sypialni i założył jakieś dresowe spodnie, po czym wrócił do salonu i ponownie usiadł na parapecie. Lodowate powietrze przyjemnie chłodziło jego rozgrzane gorączką ciało.
Postanowił, że przed śmiercią zrobi jeszcze jedną rzecz. Włączył telefon i chwilę czekał, aż urządzenie ogarnie tą ilość połączeń i wiadomości.
Zdziwił się, bo miał ich ponad 200. Część od szefów, część od kolegów z pracy. Część od dziewczyny. I w tym jedna z nieznanego numeru.
Coś podkusiło go i otworzył ją jaki pierwszą.
Nieznany:
Hej, mały, to ja, Aron.
Do wiadomości była dołączona jeszcze jedna, tym razem nagranie głosowe.
Chłopak uruchomił je i oparł się o szybę za sobą. Zakaszlał cicho. Zerknął w bok. Wystarczyłoby tylko się przechylić... To skończyłoby wszystkie jego problemy...
Tak się zamyślił, że dopiero po chwili dotarło do niego, że wiadomość, którą odpalił dawno się skończyła.
Westchnął i włączył ją ponownie, już skupiając się na jej treści.
- Hej, mały... Chciałem sprawdzić jak się trzymasz... Wiem, że to może głupie, ale naprawdę się o ciebie martwię. Chciałbym być ciągle z tobą, żebyś miał jakieś wsparcie, bo zakładam, że poza Darkiem będę jedyną osobą, która będzie wiedziała o całej sprawie... Jeśli nie chcesz, nie mów tego nikomu z pracy. Ale błagam cię, znajdź sobie zaufanego terapeutę lub psychologa. Ci ludzie są od tego, żeby pomóc. Wiem, że się wstydzisz i boisz, ale przecież to ich praca. Nie zrobią z tego żadnej afery. Słyszeli setki, jak nie tysiące takich samych przypadków. Dla nich to tylko formalność, ale za to ty będziesz pod opieką doświadczonych ludzi. Będziesz bezpieczny. Dostaniesz ochronę i nikt już nic ci nie zrobi. Nie będziesz musiał tłumaczyć się szefowi, dlaczego nie było cię w pracy. Możesz wymyślić cokolwiek, żeby uwierzyli. Ale proszę, mały, nie zostawiaj tak tego. Pomogę ci, doskonale o tym wiesz. Darek też. Ale ty sam musisz chcieć dać sobie pomóc... A jeśli sprawy przybiorą inny obrót, obiecaj mi, że nic sobie nie zrobisz. Ratowałem cię, dbałem o ciebie... Nie chcę dowiedzieć się, że taki wyjątkowy chłopak nie żyje, wiesz...? Obiecaj, że nie popełnisz samobójstwa, proszę... Proszę, obiecaj, mały...
Krystian siedział z dłonią przyciśniętą do ust oraz oczami mokrymi od łez. Nagle zachwiał się i prawie spadł.
Odskoczył od okna jak oparzony. Ruszył do kuchni, już nawet go nie zamykając. Stanął przy lodówce i wyjął kolejne dwie butelki alkoholu. Wrócił do salonu i usiadł na kanapie. Wypił je duszkiem, a potem położył się spać.
Cienie z nocy dalej tam były. Stały w każdym rogu pomieszczenia. W każdej szczelinie. Wpatrywały się w niego...
---
Nie zauważył dwóch, znajomych cieni przy drzwiach wejściowych. Nie wiedział, że te tylko czekają, aż chłopak wpuści je do środka.
***
Panie i Panowie! 1382 słów!
Za wszelką cenę chciałam wrzucić tu ten wątek z wiadomością, ale zarazem za wszelką cenę chciałam, żeby rozdział kończył się tak, jak teraz.
Co myślicie?
Kto odwiedzi naszą owieczkę?
Do przeczytania,
- HareHeart
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top