Rozdział 119
- Chodź do środka. - Poprosił czule. Młodszy przygryzł wargę. Wstrzymał oddech i modlił się, by wytrzymał wystarczająco długo, by jego mężczyzna sobie poszedł. Wiedział, że gdy tylko nabierze powietrza w płuca, zacznie płakać. Brunet musiał zauważyć okropny stan swojego partnera, bo sam odłożył swój kubek, zamiast tego zgarniając mniejsze ciałko na swoje kolana. Chłopak chciał z nich zejść, lecz Aru tylko mocno go do siebie przytulił.
- Puść- - Miauknął w końcu, przy okazji wypuszczając rzekę łez ze swoich oczu. Oparł głowę o jego klatkę i po prostu się rozpłakał. - Puść- - Powtórzył, kładąc dłonie na piersi swojego partnera.
- Kochanie... - Westchnął smutno brunet. Nienawidził jego łez. Każda z nich wbijała mu małą, ostrą szpileczkę prosto w serce. - Dlaczego płaczesz? - Spytał, mocniej owijając go w koc i swoje ramiona.
- Zerwij ze mną. - Poprosił. Sam nie był w stanie tego zrobić. Powtarzał sobie, że to będzie najlepsze wyjście, ale nigdy nie był, nie jest, ani nie będzie wstanie prosto w oczy powiedzieć miłości swojego życia, że to koniec.
- Krystian-! Boże, co ty mówisz?! - Przeraził się brunet.
- Zerwij ze mną... Proszę... - Zapłakał młodszy, siadając na jego kolanach i patrząc mu w oczy.
- Kochanie, ja... - Zaczął i zamilkł. Jego ukochany... go nie kocha?
- Błagam cię, Aru- - Rozpłakał się znowu, opierając czoło o pierś swojego partnera.
- Dlaczego mam z tobą zerwać? - Zapytał smutno.
- Bo sam nie dam rady... - Wykrztusił.
- Chcesz... ze mną zerwać? - Spytał czując jak i jemu zbiera się na płacz.
- Nie. - Zapłakał młodszy. Brunet niesamowicie się zdziwił.
- To dlaczego chcesz, żebym ja zerwał z tobą? - Zapytał. Uniósł jego śliczną, mokrą twarz i spojrzał mu w oczy. Ciemne, sarnie oczy, wypełnione po brzegi nieopisaną tęsknotą, bólem, smutkiem i samotnością.
- Nie-e chcę skłócić cię z rodzi-cami. - Wykrztusił w końcu.
- O czym ty mówisz? - Szepnął przerażony brunet.
- Twoi rodzice na pewno cię znienawidzą, jak przyprowadzisz takie coś jak ja, zamiast porządnej dziewczyny. - Wyjaśnił smutno. Otarł swoje łzy, a potem wtulił twarz w koszulkę bruneta.
- Kotku, oni nigdy by mnie za to nie znienawidzili. - Zapewnił, z rozczuleniem unosząc na siebie jego twarz. Spojrzał mu w oczy.
- Skąd możesz to wiedzieć? - Spytał smutno chłopak, ponownie ocierając swoje oczy.
- Bo nigdy nikogo nie znienawidzili. - Zaśmiał się cicho. W jego głosie brzmiała nieopisana ulga. Zrozumiał, że jego ukochany nie chce z nim zrywać. Teraz zostało mu uświadomić temu małemu skarbowi, że nie ma się czym martwić. - Ani gdy przyprowadziłem swojego pierwszego chłopaka... Ani gdy moja siostra przyprowadziła dziewczynę... Ani gdy mój brat przyprowadził ze sobą osobę niebinarną... Ani gdy moja kuzynka przyprowadziła dwóch chłopaków... Ani gdy moja ciocia okazała się być wujkiem. - Zaśmiał się i z uczuciem go pocałował. - Nigdy nie znienawidziliby swoich dzieci za to, że ci chcą być szczęśliwi. - Powiedział, patrząc prosto w te zdziwione, ciemne oczka. Chłopak po chwili ponownie wybuchł płaczem. Zaskoczony brunet schował go w swoich ramionach.
- Kotku, co się dzieje? - Spytał zmartwiony. Pierwszy raz widział taki stan u swojego chłopaka. A widział ich naprawdę wiele.
- Moi rodzice... by mnie rozszarpali. - Zapłakał, wcisnął twarz w jego tors. - Boję się, że mnie znajdą i jakoś się dowiedzą... Tak bardzo ich nienawidzę... - Dodał jeszcze.
- Och, kochanie... - Westchnął czule brunet i mocno go do siebie przycisnął. - To dlatego tak się stresujesz? - Spytał i sięgnął dłonią do jego twarzy. Chłopak pokiwał niepewnie głową.
- Nie chcę skłócić cię z rodzicami... - Szepnął jeszcze w jego koszulkę.
- Nie skłócisz, skarbie. - Przekonywał go Aru. Opatulił go miękkim kocykiem, a potem złapał kubek kakao i włożył mu do rączek. Młodszy niepewnie upił łyk, opierając się policzkiem o tors swojego partnera.
- Boję się, że moi rodzice się dowiedzą... - Westchnął, po raz kolejny ocierając policzki z łez.
- Nie bój się. - Mruknął kojąco starszy. - Obronię cię. - Dodał i cmoknął go w głowę.
Posiedzieli chwilę na huśtawce. Aru kołysał swoją drugą połówkę, aż ta w końcu się uspokoiła. Wziął go na ręce i zaniósł na kanapę do salonu. Sam wrócił jeszcze do ogrodu i pozbierał z niego kubki i tackę, które zaniósł do kuchni.
Gdy wszedł do salonu, jego chłopiec drzemał słodko, wtulony w miękkie obicie kanapy. Podniósł go i ruszył do sypialni. Zanim poszedł do swojego Kociaka, porozmawiał trochę ze swoją mamą. Powiedziała, że Amelka dostała leki, a teraz śpi na górze. Dodała, że położyła Adasia spać, więc nie muszą nic z nimi robić.
Naprawdę nie rozumiał, dlaczego jego kruszynka tak bardzo boi się weekendu. Niby jego chłopak wiele mu wyjaśnił, ale brunet chciał, żeby nastał już ten dzień. Młodszy przekonałby się, że cały ten stres i płacz były kompletnie bez sensu.
Zawinął swoje maleństwo w koc i położył je na łóżku. Przykrył go też kołdrą. Zgarnął świeżą bieliznę z szafy i poszedł wziąć prysznic. Przez całą tą bójkę z policjantami strasznie się zgrzał. Miał wrażenie, że wręcz cały się lepi.
Wskoczył pod prysznic i z westchnięciem pełnym ulgi puścił wodę, która spłynęła po jego umięśnionym torsie, zabierając ze sobą cały stres i nerwy z dzisiejszego dnia. Zwykle gdy się stresował brał długie, ciepłe kąpiele, jednak teraz miał na uwadze swoje maleństwo drzemiące za ścianą, w ich wspólnym łóżku. Nalał żel na dłoń i przeniósł ją na swoją klatkę piersiową. Zapach mięty pieprzowej uderzył w jego nos. Ten żel zawsze, za każdym razem go otrzeźwiał. A w dodatku pachniał naprawdę ładnie. Przynajmniej dla niego. Najwidoczniej Krystianowi zapach ten też nie przeszkadzał, biorąc pod uwagę całe to przytulanie się do starszego mężczyzny. Aru uśmiechnął się do siebie, widząc owocowy żel swojego Kociaka. Pamiętał, że kiedyś Amelka dostała go od jego mamy, gdy przyjechali do nich na wakacje. Dziewczynka korzystała z niego przez chwilę, lecz potem o nim zapomniała. A teraz przyjemny, owocowy zapach miał nowego właściciela. Brunet musiał przyznać, że bardzo pasował do jego maleństwa. Owocowy, słodki, ale zarazem delikatny i przywodzący na myśl lato. Zdecydowanie ładnie komponował się z uroczym charakterem jego ukochanego.
Opłukał się, po czym wyszedł spod prysznica i dokładnie się wytarł. Założył świeżą bieliznę, umył zęby i wrócił do sypialni.
Wpakował się pod kołdrę, obok swojego maleństwa i owinął go ramionami, by po chwili zapaść w sen wypełniony słodkim, owocowym aromatem.
***
:>
Do przeczytania,
- HareHeart
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top