Rozdział 117
- Ktoś zadzwonił do Zarębskiego. Dostaliśmy informację, że złodziej został złapany przez drogówkę. Ktoś od nas powiedział, że to chyba najszybsze śledztwo w naszej karierze, a wtedy Aru zaprosił ich na maraton filmowy wieczorem. Zgodzili się wszyscy, a Zarębski zaproponował, że pozbiera detektywów od nas, bo przyda się im taki relaks. - Ciągnął dalej. - W ciągu dnia spakowałem swoje rzeczy i przeprowadziłem się do Arona, wieczorem faktycznie zrobiliśmy sobie maraton. Na następny dzień odwiozłem Amelkę do szkoły i poszedłem do pracy i- - Urwał nagle i przygryzł wargę.
- I? - Zagaiła kobieta. - Co było dalej? - Spytała. Chłopak westchnął. - Coś się... stało? - Dodała niepewnie.
- Olo poszedł do gabinetu szefa, bo Szwarc chciał czegoś od niego i Mai. Siedziałem w archiwum, do którego co chwila ktoś wchodził, więc nie było sensu zamykać drzwi. I usłyszałem jak dwójka policjantów mnie obgaduje. - Mruknął i wtulił się w swojego mężczyznę. Zanim kobieta zdążyła to skomentować, ten ciągnął dalej. - Najgorsze było to, że uznali, że Aru jest moim sponsorem. - Przyznał cicho. - Pamiętam, że starałem się nie rozpłakać, bo zrobiło mi się po prostu przykro... Potem przyszedł Olo. Zauważył mój humor i spytał co się stało. Nie miałem ochoty na rozmowę. Rzuciłem telefon na biurko i wyszedłem. Byłem na tarasie, zaczerpnąć świeżego powietrza. Przyszedł do mnie Kuba i powiedział, że Szwarc z Zarębskim chcą nas widzieć. Jak przyszedłem do gabinetu okazało się, że jest odprawa. Szefowie podziękowali nam i pogratulowali rozwiązania takiej jednej sprawy. Nagle wpadł Olo prowadząc za sobą dwójkę policjantów. Puścił nam nagranie, na którym znowu ci mnie wyzywali, nazywali Arona moim sponsorem, ale... mówili o naszych dzieciach. - Przyznał. Jego głos nabrał złowrogiego brzmienia. - Mówili, że nauczymy ich jakichś bzdur, gadali coś o tym, że kobieta lepiej zajmie się dziećmi... A potem zaczęli snuć plan jak je nam odebrać-! - Warknął. - Uwierzysz w to? - Sapnął do psycholożki. - Chcieli nam odebrać nasze dzieci! Rozmawiali o nich jakby były zwierzątkami! - Dodał. - Jak przez mgłę pamiętam, że wpadłem w szał. Zacząłem na nich krzyczeć, a potem ich uderzyłem. Jak chciałem przyłożyć im drugi raz, to ktoś mnie złapał i odciągnął między kolegów z pracy. - Westchnął. - Nagle do pokoju wszedł Szwarc i powiedział, że Aru przyjechał. - Mruknął. - A właśnie, po co ty przyjechałeś do nas na komendę? - Zapytał nagle.
- Zarębski podpisał ze mną kontrakt. - Uśmiechnął się Aru. - Tak samo Szwarc. - Dodał. - Dostaniecie nowy sprzęt i nowinki technologiczne z mojej firmy. Będziemy na siebie wpadać, Kociaku. - Ucieszył się.
- Naprawdę?! - Sapnął chłopak.
- Naprawdę, skarbie. - Zaśmiał się brunet i szybko go pocałował. Zerknął na Kamilę. - Robert zapytał co to za wojna i powiedział, że słychać ich przed komendą - co swoją drogą było prawdą. - Spojrzał na swojego chłopaka. Ten zarumienił się i ukrył twarz w jego koszulce. Brunet szybko cmoknął go w głowę i wrócił do opowieści. - Przywitałem się z nimi i spytałem, czy Amelka nie będzie im przeszkadzać, bo jej nauczycielka zadzwoniła do mnie i prosiła, żebym odebrał ją wcześniej. Podeszła do Krystiana i wdrapała mu się na ręce. Ja dałem Piotrowi dokumenty i powiedziałem, że ich nowy sprzęt jest na parkingu. Moi pracownicy go rozładowują, a ich informatycy pilnują, by nic się nie zepsuło. Już miałem wychodzić, kiedy Zarębski mnie zatrzymał i puścił tamto nagranie...
- Co było dalej? - Spytała kobieta.
- Ja... nie wiem. - Przyznał brunet. - Pamiętam, że w którymś momencie znalazłem się na fotelu, a Krystian mówił coś do mnie i mnie głaskał. - Dodał. Kamila zerknęła na chłopaka.
- Wpadłeś w szał. - Wyjaśnił krótko. - Rzuciłeś się na nich z pięściami. Dwa razy uderzyłeś faceta o ścianę, a potem rzuciłeś go na ziemię, wytarłeś nim podłogę i zacząłeś się z nim kotłować, bo usiłował się obronić. Trójka policjantów chciała cię złapać. Rzuciłeś jednego na podłogę, a wtedy czwarty wskoczył ci na plecy. Padłeś na podłogę i przygniotłeś go swoim ciałem, a jak cię puścił, to rzuciłeś się na pozostałą dwójkę. Podszedłeś do policjantów. Zarębski krzyknął, żebyś stanął, a jak odwróciłem się w jego stronę to trzymał wycelowany w ciebie pistolet. Wystraszyłem się, że cię zastrzeli i chciałem cię zasłonić, ale dziewczyny mnie złapały i nie mogłem się ruszyć. - Mruknął, mocniej wtulając się w swojego mężczyznę. To było straszne. - Rozkojarzyłeś się i wtedy rzucili się na ciebie i się skuli, a potem posadzili na fotelu i przytrzymali, żebyś nie wstał. Olo spytał, czy mają jeszcze te strzykawki z lekiem uspokajającym, który podali kiedyś jemu. Ktoś je wyjął i podał ci lek. Zarębski po chwili powiedział, żeby dali ci drugą dawkę, a ty się wtrąciłeś i powiedziałeś, że jej nie chcesz. Szef powiedział, że go to nie obchodzi i zaczął na ciebie krzyczeć, że mogłeś zabić tamtego policjanta. Ty też zacząłeś krzyczeć, ale mówiłeś o tym, że pozwolił, by jego ludzie mówili takie rzeczy. Potem zapytałeś tamtej dwójki jak oni by się czuli, gdybyśmy planowali odebranie im dzieci. Mówiłeś, że ich imiona to ostatnia pamiątka po ich biologicznych rodzicach. Poprosiłem Ola, żeby potrzymał Ami, bo ta zaczęła przysypiać. Jak wziął ją na ręce, podszedłem do ciebie, kucnąłem obok i zacząłem głaskać cię po twarzy. Mówiłem, że jest okay i że im wystarczy. Mówiłem, że dostali już ode mnie, a ty im jeszcze poprawiłeś. Wtuliłeś twarz w moje ramię. - Dodał i uśmiechnął się rozczulony. - Po chwili zapytałem, czy ci przeszło i poprosiłem, żeby dali mi klucz od kajdanek. Zarębski się zgodził, rozpiąłem cię, wstałeś, spiorunowałeś wzrokiem tamtych policjantów, wziąłeś Amelkę na ręce i powiedziałeś Zarębskiemu, że zastanowisz się nad tym kontraktem. Przypomniałeś mu, że zgodził się na tygodniowy okres próbny, a potem otworzyłeś mi drzwi i wyszliśmy. I pojechaliśmy do domu. - Skończył.
- Naprawdę wpadłem w taki szał? - Spytał z niedowierzaniem Aru.
- Naprawdę. - Potwierdził chłopak. - Ale wiem, że to było w trosce o mnie i dzieciaki. - Uśmiechnął się do niego.
- Ciągle mówisz o dzieciach. - Zauważyła Kamila. - Opowiecie mi o nich? - Poprosiła. - Skąd w ogóle je macie?
- To dzieci mojej zmarłej kuzynki. - Wtrącił starszy. - Zaadoptowałem je, bo byłem jedyną osobą, która była w stanie je wziąć. - Mruknął. - A potem pojawił się Krystian i został ich tatusiem. - Uśmiechnął się i cmoknął szybko te miękkie, ciepłe usta.
***
Do przeczytania,
- HareHeart
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top