Rozdział 317
Darek wpadł do pokoju z torbą na ramieniu zgarniając sobie spojrzenie wszystkich zebranych w pomieszczeniu osób. W kilku krokach znalazł się przy kanapie, na której leżał chłopak.
- Mówiłem, kurwa, żebyście nie dali mu zasnąć! - Wycedził przez zęby przykładając mu palce do szyi drugą dłonią szperając w torbie. - Może jeszcze zdążę. - Szepnął do siebie i pochwycił jego zwisającą z kanapy rękę. Zdjął osłonkę ze strzykawki i od razu podał jej zawartość policjantowi. - Ile on brał te leki? - Spytał ani na chwilę nie spuszczając oczu z chłopaka.
- Z-z 2, max 3 tygodnie. - Podsunął przerażony biznesmen.
- ...Ja pierdolę! - Syknął lekarz i od razu podał chłopakowi następną dawkę leku. Spojrzał na zegarek. - Dobra, za 5 minut dam mu następną i zobaczymy czy je przyjmie. - Postanowił i wyjął telefon, żeby ustawić przypomnienie. Dopiero po tym usiadł w fotelu i odetchnął głęboko spuszczając głowę pomiędzy napięte ramiona. Chwilę siedział tak rozkoszując się momentem wytchnienia, a potem oparł się o oparcie i zmęczony spojrzał na przyjaciela.
- Może Pan... to... wyjaśnić? - Poprosił cicho Zarębski dłonią wskazując pomieszczenie obecnie ogarnięte przez chaos. Lekarz wziął jeszcze jeden głęboki wdech dając sobie czas na przetrawienie swoich własnych słów. Na chwilę zawiesił wzrok na nieprzytomnym policjancie, aż w końcu spojrzał na biznesmena.
- Młody jest chyba w czepku urodzony. - Mruknął.
- Co masz na myśli? - Spytał cicho ten, choć tak bardzo obawiał się odpowiedzi na to pytanie.
- Gdyby mój pacjent nie odwołał dzisiejszej wizyty bardzo możliwe, że jutro obudziłbyś się z trupem w łóżku. - Powiedział poważnie. Mina Arona sprawiła, że momentalnie pożałował swoich słów, lecz było już za późno, żeby je odwoływać.
- Żartujesz... prawda? - Szepnął Sebastian. - ...O Boże, ty mówisz poważnie. - Uzmysłowił sobie nagle i zamarł w przerażeniu.
- ...Co on takiego brał? - Spytała cicho Aneta.
- Kryminolodzy? - Zapytał ponuro. Kobieta skinęła głową. Mężczyzna już nabierał powietrza, gdy nagle jego telefon dał o sobie znać. Podał chłopakowi kolejną dawkę leku i ustawił kolejny alarm. - Teraz czekamy. - Wyjaśnił.
- Mów, do cholery! - Warknął w końcu Aron nie wytrzymując już z tych wszystkich emocji.
- Gdy byłem na studiach mieliśmy parę zajęć dotyczących lekarstw, których pod żadnym pozorem nie wolno ze sobą łączyć. - Zaczął i przysunął do siebie swoją szklankę, po czym upił z niej niewielki łyk. - ...Pamiętam jak bardzo zesrani byliśmy w trakcie zajęć, bo wykładowca dał każdemu dziesięciokartkowy plik dokumentów A4 i powiedział, że całość materiału będzie na egzaminie. Plik zawierał nazwy lekarstw, których nie wolno ze sobą łączyć oraz skutki ich ewentualnego połączenia. I teraz zgadnij na której pozycji były leki, które brał twój dzieciak. - Skierował pytanie na biznesmena. - Na pierwszej. - Odpowiedział na własne pytanie. - Mam szczerą nadzieję, że jak zaczął po nich wymiotować to je odstawiliście. - Odetchnął ciężko. Aron zamarł. Jego brak reakcji sprawił, że lekarz zerknął na niego. - Odstawiliście je, prawda? - Nacisnął. Biznesmen spuścił głowę. Darek zerwał się na równe nogi i doskoczył do niego. Złapał go za ubranie i uniósł lekko z kanapy. - CZY CIEBIE DO RESZTY POJEBAŁO?! - Ryknął mu w twarz. - JAK CZŁOWIEK WYMIOTUJE PO LEKACH, TO SZUKA SIĘ INNYCH, A NIE KARMI GO NIMI NA SIŁĘ!
- A-ale przecież sam powiedziałeś, że jeśli musi je brać...-
- BO NIE WIEDZIAŁEM, ŻE CHODZI O TE LEKI! TY GO PRAWIE ZABIŁEŚ, ROZUMIESZ?! DOCIERA TO DO CIEBIE?! - Pytał raz po raz wściekle nim szarpiąc. - MOGŁEŚ GO ZABIĆ I NAWET BYŚ NIE WIEDZIAŁ DLACZEGO UMARŁ! - Darek chwilę jeszcze trzymał go w żelaznym uścisku, a potem uderzył go w twarz. Raz, drugi, trzeci... gdy zamachnął się po raz czwarty Kuba złapał go od tyłu i na siłę odciągnął od mężczyzny. Aron ani drgnął. Siedział i patrzył na lekarza jakby miał się zaraz rozpłakać. Ten odepchnął od siebie policjanta i zaczął krążyć po pokoju niczym tygrys w klatce. - Kurwa, mogłem zapytać cię o nazwy tych leków! - Warknął szarpiąc się za włosy. - Do teraz śni mi się ta zasrana kartka z objawami! Powinienem od razu to skojarzyć! - Wyrzucał sobie.
- D-dlaczego te leki są tak niebezpieczne? - Spytał cicho Adam.
- I dlaczego są dopuszczone do użytku, jeśli są w zasadzie bronią? - Dopytała Natalia. Lekarz zerknął na Bogusza.
- Bo niosą cichą śmierć. I są nie do wykrycia po zgonie. - Wyjaśnił cicho nagle zatrzymując się w miejscu. - Pierwsze objawy to zwykle wymioty, ale one następują na przykład po przedawkowaniu leków, więc nie jest to nic aż tak niepokojącego. Następnie pojawia się zmęczenie. Nieważne ile i jak ktoś śpi, nigdy nie będzie wypoczęty. Nic nie daje kawa, energetyki. Wieczne zmęczenie. Następnie ustają wymioty, a to już jest dramat, bo to oznacza, że całość tego świństwa jest wchłaniana. Człowiek coraz więcej śpi, potrafi przespać cały dzień z pobudką na wzięcie kolejnej dawki i powrót do spania. Aż w końcu po prostu... umiera. - Powiedział ściszając głos i zerkając na nieprzytomnego policjanta. W oczach biznesmena lśniły łzy. - Słuchaj, dałem mu odtrutkę, więc miejmy nadzieję, że zdąży zadziałać. - Powiedział zaskakująco miękko. Podszedł do niego i kucnął na przeciwko. - Przepraszam, że cię uderzyłem, ale puściły mi nerwy. - Przyznał. - W życiu nie przypuszczałem, że będę musiał ratować kogoś od zatrucia tym syfem. - Dodał.
- Okay. - Szepnął Aron.
- Dlaczego są nie do wykrycia? - Zapytała Aneta, wracając do przerwanego tematu.
- Bo w wynikach zawsze wychodzi zatrzymanie akcji serca. - Wyjaśnił zmęczonym głosem. - Nie zostawiają żadnego zapachu, bardzo szybko się wchłaniają, a do tego zmieniają zachowanie ofiary, więc najbliżsi są przekonani, że to śmierć z przyczyn naturalnych i często nawet nie zlecają żadnego badania.
- A dlaczego są dopuszczone do użytku? - Lekarz spiorunował blondynkę wzrokiem.
- Bo jestem w stanie na palcach jednej ręki policzyć lekarzy, którzy odważyliby się je połączyć. A osobno działają naprawdę dobrze. - Powiedział, a potem spojrzał na Arona. - Niech zgadnę, dzieciak był u tego... jak mu... Maliny?
- Maliniaka. - Poprawił go przez łzy.
- Roberta Maliniaka? Przecież to szanowany lekarz. - Wtrącił zaskoczony Szwarc.
- Bo nikt nie łączy go ze zgonami ludzi. - Prychnął doktor. - To jedyna osoba w Warszawie i możliwe, że w całej jej okolicy, która jest na tyle głupia, bezmyślna i zadufana w swoim kompleksie wyższości, że zaryzykowałaby przepisanie tego syfu. Byliście u niego prywatnie, co nie? - Spytał ponuro. Aron skinął głową. - Ile razy?
- Dwa. - Mruknął cicho.
- I co, pewnie skasował was jak za zboże? - Dopytał. Biznesmen nie odpowiedział. Zerknął tylko na swojego partnera ukradkiem ocierając łzę z policzka. Lekarz postanowił, że przestanie go już dobijać i spojrzał na zebrany w salonie tłum. - No, to tak. Kto z zebranych wie jak sprawdza się puls? - Spytał. Wszyscy poza Sebastianem podnieśli ręce. - Będę trzymał pierwszą wartę, bo za niedługo muszę dać mu kolejną dawkę. Potem ktoś musi mnie zmienić. - Powiedział spokojnie.
- Ja mogę. - Zaoferował się Olgierd.
- Nie. - Zaprotestował biznesmen odzywając się pierwszy raz od dłuższej chwili. - To wszystko jest kurwa wasza wina! - Ryknął nagle sprawiając, że policjanci podskoczyli w miejscu. - Tego wszystkiego nawet by nie było, gdybyście nie nawalili, a teraz ja mam znowu ryzykować jego życiem?! - Wściekł się.
- Ja wezmę wartę. - Wtrącił cicho Bartek.
- Ja mogę wziąć następną. - Rzucił biznesmen, a potem chłodno zwrócił się do policjantów. - Zapraszam, odprowadzę was do drzwi.
- Aron, daj spokój. - Zaczął Szwarc, gdy nagle Zarębski wszedł mu w słowo.
- Wiemy, że nawaliliśmy. Naprawdę zdajemy sobie z tego sprawę. Pozwól nam odkupić winy. - Poprosił cicho. Darek wykorzystał okazję i złapał przyjaciela za ramię.
- Pozwolisz, że skorzystam z twojego ekspresu? - Spytał. - Nie śpię od czwartej, potrzebuję kawy. - Mruknął. Aron zamrugał patrząc na niego bez ruchu, a potem wstał.
- Jasne, chodź. - Rzucił przecierając oczy. Darek objął go ramieniem i udał się z nim do kuchni. Zarębski odetchnął z ulgą, a potem zauważył Sebastiana, który złowrogo się w niego wpatrywał. Blondyn skrzyżował ramiona na piersi.
- Słucham. - Warknął. - Kiedy zamierzaliście mi powiedzieć, że Szwarc przez cały ten czas wciskał mi kit?
- My z Bartkiem i Zarębskim chcieliśmy ci powiedzieć, ale dowiedziałeś się wszystkiego sam. - Wtrącił Olo.
- Skąd w ogóle dowiedziałeś się, co tam się stało? - Zagaił nagle Bartek.
- Jak Krystian leżał jeszcze w szpitalu poprosił mnie kiedyś, żebym wziął sprzęt, którego używam do przeprowadzania wywiadów i do niego przyjechał. - Wyjaśnił chłodno, a następnie zwrócił się do Szwarca. - Cholernie żałuję, że nie mogłem zobaczyć twojej miny gdy przeczytałeś ten artykuł. - Przyznał niebezpiecznie mrużąc oczy, na co Robert zacisnął szczęki. Przez dłuższą chwilę mierzyli się wściekłymi spojrzeniami. Chwilę tę przerwał lekarz, który rozsiadł się w fotelu z kubkiem kawy w dłoni. Aron wrócił chwilę po nim i usiadł na swoim poprzednim miejscu. Darek zerknął na zegarek, a potem kucnął przy kanapie i zmierzył chłopakowi puls.
- Bez zmian. - Westchnął wracając na fotel.
- Ile zajmie zanim jego organizm zareaguje? - Spytał Kuba.
- Nie wiadomo. - Przyznał doktor i upił łyk kawy. - Dużo rzeczy na to wpływa. Masa ciała, stopień zatrucia, czas jaki upłynął od ostatniej dawki leków, czasem nawet geny. Niektórzy reagują szybciej, inni wolniej.
- Skąd bierze się odtrutkę na takie coś? - Zapytał Zarębski. Lekarz znieruchomiał przez moment analizując swoje położenie.
- Nie mogę powiedzieć. - Westchnął w końcu. - Biorę to od swojego dostawcy, nie mam pojęcia skąd on bierze odtrutkę. Udało mi się go ubłagać, żeby się jej nie pozbywał, bo on nie ma co z nią zrobić, więc ją dla mnie przechowuje. - Mruknął.
- Jak ja ci się za to odwdzięczę? - Wyszeptał nagle Aron.
- Możesz zacząć od spłacenia dwóch mandatów, które dostałem za przekroczenie prędkości. - Darek uśmiechnął się krzywo.
- Zdejmę je. - Zaoferował Szwarc i wyjął telefon. - Będę potrzebował Pana danych. - Mruknął i podał mu swój telefon.
Gdy doktor skończył wpisywać potrzebne informacje jego telefon odezwał się po raz kolejny.
- Dobra, czas na kolejną dawkę i jeszcze booster, żeby młody szybciej się ogarnął. - Westchnął zmęczony i podał mu zawartość dwóch strzykawek, a potem znów wrócił na fotel i upił parę łyków kawy.
Przez chwilę siedzieli w ciszy, gdy nagle oddech Krystiana ewidentnie przyspieszył.
***
Mam ofertę, sprzedaję widły i pochodnie na 'doktorka'.
Do przeczytania,
- HareHeart
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top