Rozdział 307
Policjant wypił parę łyków mięty i ponownie spróbował się podnieść. Jego plecy zaprotestowały pieczeniem, na co chłopak jęknął cierpiętniczo. Dopiero wtedy przypomniał sobie, że zapomnieli zmienić wczoraj jego opatrunki. Przysunął sobie wózek i usiadł na nim. Zarzucił na siebie koszulkę, dres i skarpetki, a potem zgarnął jeszcze kubek i opuścił pomieszczenie.
Usłyszał jakieś dźwięki dobiegające z kuchni, więc się tam udał.
- Gofry! Gofry! - Skandowała Amelka skacząc wokół Bartka. Nagle zajrzała przez ramię i zauważyła policjanta. - Tatuś! Obudziliśmy cię? Tata mówił, że mamy cię nie budzić. Chcesz gofra? - Chłopak nie mógł się nie roześmiać.
- Nie, sam się obudziłem. I nie, nie jestem głodny. - Mruknął i odłożył kubek na stół. Adaś przyraczkował do niego, a potem stanął i wyciągnął do niego ręce.
- Opa. - Mruknął roześmiany. Policjant z chęcią wziął go na ręce i przytulił do siebie.
- Cześć, kochanie. - Zamruczał brunet. - Wyspany? Zjadłeś śniadanko? Idziemy się pobawić? - Zasypał go gradem pytań. Maluch odpowiedział mu śmiechem, co również i jemu poprawiło humor. Ostrożnie posadził go na swoich kolanach.
- Zrobiłem im gofry na śniadanie, chcesz jednego? Powinieneś coś zjeść. - Rzucił Bartek stawiając kolejny talerz z goframi na stole. Policjant zawahał się.
- Ja nie wiem czy to jest dobry pomysł. - Mruknął.
- Są naprawdę lekkie. A poza tym, ty musisz coś jeść jak bierzesz leki. - Uświadomił mu.
- Bartek...? - Zagaił nagle chłopak. - Możesz pomóc mi zmienić opatrunki? Wczoraj zapomnieliśmy o tym z Aronem. - Przyznał cicho.
- Jasne, daj mi chwilę, pochowam tu wszystko. - Powiedział podsuwając mu gofra pod nos i podając mu leki. Chłopak westchnął cierpiętniczo, ale zjadł wszystko i zapił resztą miętowej herbaty z kubka.
- Okay, można iść. - Bartek złapał Adasia za rękę i zaprowadził go do salonu. - Ami, pobawisz się z nim na chwilę? Muszę pomóc Krystianowi zmienić opatrunki.
- Ale ja chciałam porysować... - Zaprotestowała dziewczynka.
- Kochanie, to tylko na chwilę. - Mruknął Krystian.
- No dobrze... - Westchnęła i usiadła z bratem na dywanie. - Możemy poukładać puzzle?
- Puzzle są za małe dla takiego maluszka. Poza tym mógłby je połknąć. - Zauważył chłopak. - Na półce są takie drewniane klocki, możecie coś nam zbudować. - Podsunął. Bartek zdjął im pudełko z klockami i położył je na dywanie.
- Proszę bardzo, a my zaraz wracamy.
---
Chłopak usiadł na brzegu wanny i zdjął koszulkę cicho sycząc. Bartek pomógł mu zdjąć bandaż, zwinął go i odłożył na bok. Zdjął resztę opatrunków odsłaniając gojące się rany i prawie zemdlał na widok jaki zobaczył.
- Zapomniałem już, że te rany są aż tak poważne. - Szepnął nie mogąc się powstrzymać.
- Możesz się pospieszyć? - Zapytał zniecierpliwiony już chłopak.
- Tak, już, już. - Rzucił i wycisnął trochę maści na dłoń, a potem zaczął delikatnie wmasowywać ją w rany młodszego. Ten westchnął na kojące działanie leku i przymknął oczy. - Ta maść naprawdę robi aż taką różnicę? - Spytał cicho Bartek.
- Jest z antybiotykiem i lekami przeciwbólowymi. Działa cuda. - Wymamrotał Krystian. Bartek zaczekał aż maść się wchłonie, nałożył mu nowe opatrunki i zawinął wszystko czystym bandażem.
- Jest okay?
- Ale ulga. - Mruknął zadowolony policjant. - Dziękuję. - Dodał jeszcze.
- Nie ma za co, naprawdę. - Odparł Bartek sprzątając łazienkę. - Ubierz się i choć do nas. - Rzucił wychodząc z pomieszczenia. Chłopak założył na siebie ubranie i udał się do salonu. Ami siedziała na dywanie i z Adasiem układali klocki, a Bartek siedział na kanapie i obserwował ich z uśmiechem. Chłopak dołączył do niego na kanapie i odsunął wózek na bok. Jęknął cicho z bólu.
- Nogi? - Spytał Bartek. Ten pokiwał głową.
- Wczoraj jak mi było niedobrze niezbyt miałem czas, żeby pomyśleć o wózku. - Starszy skinął głową.
- Czekaj, to znaczy, że udało ci się tam dojść o własnych siłach? - Spytał podekscytowany.
- Raczej dobiec, ale tak. Udało się. - Odparł.
- To świetnie. Czyli rehabilitacja przynosi skutki. - Ucieszył się.
- W sumie, to tak. - Westchnął policjant i przymknął oczy. Nagle poczuł, że znów mu niedobrze, więc od razu wstał i ruszył w stronę łazienki.
- Co jest? - Zawołał za nim Bartek, a potem westchnął widząc w jaką stronę zmierza jego przyjaciel. Wstał i poszedł za nim.
- Dalej ci niedobrze? - Spytał zatroskany obserwując młodszego policjanta pochylającego się nad toaletą. Ten pokiwał głową. - Było ci niedobrze jak się obudziłeś? - Krystian zaprzeczył. - Może to po moich gofrach? - Zastanowił się na głos. Policjant wzruszył ramionami. Bartek usłyszał płacz dochodzący z salonu i sprintem rzucił się w jego stronę.
Wpadł do pomieszczenia i zauważył klocki rozsypane na dywanie między dziećmi, smutną Amelkę i Adasia, który płakał w niebogłosy.
- Co się stało? - Zapytał Bartek kucając obok nich.
- Chcieliśmy wam zbudować domek i klocki się nam rozsypały. - Mruknęła mała. Bartek w duchu odetchnął z ulgą.
- To dlatego Adaś płacze? - Spytał i wziął go na ręce.
- Mhm... - Dodała. Lucy podszedł do nich i zaczął lizać ją po twarzy, więc go od siebie odsunęła. Bartek skarcił psa, lecz niewiele to dało.
- Zbudujemy od nowa, co wy na to? - Zapytał. Ami niechętnie się zgodziła.
- Nie. - Mruknął naburmuszony Adaś i odsunął od siebie Bartka, a potem raczkując ruszył w tylko sobie znanym kierunku. Bartek poszedł za nim.
Nagle maluch usiadł na środku pokoju i rozejrzał się.
- Tata. - Mruknął smutno.
- Chodź, weźmiemy cię do taty. - Rzucił czule policjant i wyciągnął po niego ręce. Maluch w końcu dał się podnieść i zanieść do swojego rodzica.
Bartek ostrożnie zajrzał do łazienki. Nie widział tam policjanta, więc poszedł do ich tymczasowej sypialni i zapukał w drzwi.
- Krystian, jesteś tam? - Zawołał. - Adaś chce do ciebie.
- ...Już idę! - Dobiegło ze środka.
- Tatuś zaraz do siebie przyjdzie. - Rzucił do małego i zaczekał na policjanta. Ten po chwili wyszedł. Bartek zauważył, że ma na sobie inne ubranie.
- Wybrudziłem się. - Odparł lakonicznie i wyciągnął ręce po dziecko. - No chodź, słyszałem, że płakałeś. Co się stało? - Zacmokał i przytulił do siebie chłopca.
- Klocki im się rozsypały. - Wyjaśnił Bartek i wziął wózek policjanta do salonu.
- Ojejku... - Zmartwił się Krystian. - Pocieszymy cię mlekiem. Chcesz piciu? - Spytał czule. Maluch nic nie odpowiedział. - Zrobisz mu mleka do butelki? - Zapytał.
- Zwykłego mleka?
- Mhm. Z miodem i cytryną. - Rzucił i zszedł z wózka na dywan.
- Uh, okay. - Odparł nieco zmieszany, ale poszedł wypełnić polecenie.
***
:>
Do przeczytania,
- HareHeart
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top