Rozdział 278
Nataniel był przekonany, że złamał wszystkie możliwe przepisy ruchu drogowego pędząc na złamanie karku do szpitala. Luiza nawet go nie skarciła. Za każdym razem gdy jego noga nieco zbyt rwała się do wciśnięcia gazu, jego żona skutecznie wybijała mu ten pomysł z głowy. Teraz, jednak, było inaczej. Siedziała obok niego, w milczeniu ocierając łzy wzruszenia ze swoich policzków. Oddali Adasia pod opiekę rodziny, a sami pojechali zaopiekować się wnuczką.
- KURWA! - Warknął Natan i zahamował z piskiem opon gdy sygnalizator zmienił kolor na czerwony. Zabębnił palcami w kierownicę. Kobieta położyła głowę na jego ramieniu na co ten cicho odetchnął. Ścisnął palcami nasadę nosa i wrócił wzrokiem na światła.
- Jak myślisz... - Zaczęła, również wpatrując się w czerwony sygnał. - ...dlaczego Krystian do nas nie zadzwonił? - Zagadnęła.
- Nie wiem. - Przyznał. Nagle prychnął z lekkim uśmiechem. - Nie zdziwiłbym się gdybyśmy po dotarciu do szpitala zastali go śpiącego w poczekalni. Albo przy łóżku małej. - Powiedział. Luiza uśmiechnęła się lekko. Sygnalizator zmienił kolor na zielony, więc mężczyzna ruszył z piskiem opon. Mieli dojechać na miejsce za 10 minut. Luiza zerknęła we wsteczne lusterko. Na kanapie z tyłu pojazdu siedział nowy przyjaciel dla małej: duży, pluszowy, biały miś. Co z tego, że nie mieli pojęcia jak ona wymieści się z nim w jednym łóżku. Ważne było, żeby była szczęśliwa. Luiza przetarła oczy i na chwilę je przymknęła. Nie mogła się doczekać aż wreszcie dotrą na miejsce.
---
Natan zamknął samochód i złapał jej dłoń. Drugą dłonią złapał pasek od torby z rzeczami dla Amelki. Wzięli jej trochę ubrań, jej ulubiony szampon i żel pod prysznic, szczoteczkę i pastę do zębów, a do tego trochę zabawek, żeby jej się nie nudziło. Luiza pomyślała jeszcze o spakowaniu jej tabletu, żeby miała na czym porysować. Kobieta nie mogła się doczekać, aż pokaże jej swoje najnowsze dzieła. Miała nadzieję, że spodobają się one dziewczynce.
Weszli do szpitala i podeszli do recepcji. Stojąca za ladą młoda dziewczyna z uśmiechem podała im wszystkie informacje. Ruszyli więc do odpowiedniej sali.
Po chwili znaleźli się pod jej drzwiami i po krótkim momencie zawahania weszli do środka. Blondynka leżała na jednoosobowym łóżku i wpatrywała się w swoje dłonie. Na dźwięk otwieranych drzwi podniosła głowę.
- Babcia! Dziadek! - Ucieszyła się i prawie wyskoczyła z łóżka. Para w chwilę znalazła się obok i przytuliła do siebie małą.
- Tak się cieszę, że nic ci nie jest. - Wykrztusiła Luiza.
- Tata mnie uratował! - Oznajmiła jej Ami. Kobieta odsunęła się od niej, ewidentnie zdziwiona.
- Tata cię uratował? - Spytała.
- Tak! I jak pani pielęgniarka brała mnie na badania, to powiedział, że na mnie zaczeka. A jak wychodziłam z nich to jego kolega powiedział, że tatuś poszedł mi po sok i zaraz wróci. A jego dalej nie ma. I mi się nudzi. I za nim tęsknię. - Wymruczała.
- Na pewno wróci, Kochanie. - Powiedziała Luiza i zerknęła na męża. Popatrzyła mu w oczy, a potem spojrzała w stronę drzwi. Wróciła spojrzeniem do jego tęczówek. Ten kiwnął głową.
- Słońce, zaraz wrócę. - Obiecał i po szybkim pożegnaniu się wyszedł z sali. Uśmiechnął się lekko. W dokładnie taki sam sposób zawsze zrywali się ze spotkań, na których nie chcieli być. Wyjął komórkę i wszedł w ostatnie wiadomości. Jego żona przesłała mu kontakt do Olgierda po tym jak ten ostatnio zadzwonił. Wybrał numer i przyłożył telefon do ucha. Policjant odebrał po drugim sygnale.
- Olgierd Mazur, słucham. - Zaczął gliniarz.
- Dzień dobry, Nataniel Górski z tej strony. Kojarzy mnie pan? - Spytał. Olo zawahał się.
- Niestety nie. ...W czym mogę pomóc?
- Jestem tatą Arona. Ja i Luiza jesteśmy właśnie u Amelki... - Zaczął.
- Aaa! To pan! - Policjant nagle doznał olśnienia. - Przepraszam, nie poznałem pana. - Rzucił.
- Nic się nie stało. - Zaśmiał się starszy. - Dzwonię, żeby spytać czy nie wie pan czy Krystian jest w szpitalu z małą. Wiem, że powinienem dzwonić do niego albo na niego zaczekać ale gdy wcześniej próbowaliśmy się do niego dodzwonić nikt nie odebrał. - W słuchawce nastała cisza. - ...Halo-? ...Jest pan tam?!
- Są państwo teraz w szpitalu?
- Tak.
- Może mi pan podać numer sali? Zaraz po państwa przyjdę. - Osłupiały Natan wymamrotał odpowiednią cyferkę. - Dobrze, zaraz będę. - Obiecał Mazur i rozłączył się. Natan zamrugał zaskoczony. Wrócił do sali. Luiza musiała wyczuć, że coś się stało.
- Kochanie? - Zagaiła. Ami spojrzała na nią znad tabletu. - Kotku, narysuj mi niespodziankę, okay? Dziadek coś ode mnie chce. - Puściła jej oczko i wyszła z sali razem z mężem.
- Co się stało? - Spytała poważnie.
- Zadzwoniłem do tego Olgierda, a on poprosił mnie o numer sali i powiedział, że zaraz po nas przyjdzie. - Wyjaśnił osłupiały. Właśnie w tej chwili usłyszeli kroki dobiegające z głębi korytarza, a po chwili ich oczom ukazał się ponury policjant.
- Proszę za mną. - Powiedział tylko cicho, odwrócił się i zaczął ich gdzieś prowadzić. Małżeństwo spojrzało po sobie, wzruszyło ramionami i poszło za nim.
---
Po chwili dotarli pod salę. Natan zmarszczył brwi.
- OIOM? - Przeczytał zaskoczony. Luiza zauważyła Sebastiana i powoli do niego podeszła.
- Dzień dobry, kochanie. - Zaczęła. - Dlaczego tu stoisz? - Spytała. Chłopak bez słowa odwrócił głowę w stronę szyby. Kobieta podeszła do niej i zajrzała do środka. Przez chwilę usiłowała zrozumieć na co patrzy. Jej mąż stanął tuż za nią, po lewej stronie Sebastiana. Nagle z sali wyszedł lekarz. Popatrzył na trójkę ludzi przed sobą. Jego wzrok zatrzymał się na blondynie.
- I-i jak, doktorze? Wyjdzie z tego... p-prawda? - Wyjąkał składając razem pięści i przyciskając je do swojego torsu.
Lekarz wpatrywał się w niego dłuższą chwilę jakby dobierał słowa. W końcu ciężko westchnął.
- Nawet nie wiem co miałbym panu powiedzieć-
- PRAWDĘ-! ...PIEPRZONĄ PRAWDĘ! - Wściekł się blondyn. Jego błękitne oczy zabłyszczały od łez. Lekarz spojrzał mu w oczy.
- Dawno nie mieliśmy pacjenta w tak złym stanie. - Wymruczał. - Ma paskudne obrażenia na całym ciele, zarówno nowe jak i stare. Ma bardzo wysoką gorączkę, biorąc pod uwagę stan jego ran podejrzewamy zakażenie organizmu. Postaraliśmy się pozbyć części owadów, resztę będziemy musieli po prostu wytruć. Stracił mnóstwo krwi, jest wycieńczony, wygłodzony i odwodniony... Jego serce zdążyło już stanąć... Musieliśmy go intubować... Będę z panem szczery... W swojej karierze widziałem naprawdę dużo. Ale nawet dla mnie te obrażenia są stanowczym przegięciem... - Wymamrotał doktor.
- A-ale wyjdzie z tego wszystkiego? - Spytał przerażony i zszokowany blondyn. Lekarz chwilę na niego patrzył, a potem cicho westchnął.
- Proszę przygotować się na najgorsze. - Powiedział cicho i odszedł. Blondyn osunął się na kolana.
***
Macie rozdział bo dawno nie było, a ja jestem zły.
Wybaczcie błędy, rozdział pisany po części na telefonie.
Do przeczytania,
- HareHeart
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top