Rozdział 273
Krystian wsunął telefon do kieszeni i cicho westchnął. Właśnie dowiedział się, w którym szpitalu leży jego córeczka.
Opuścił budynek komendy i skierował się na postój taksówek nieopodal. Stanął na chodniku i rozejrzał się. Nagle usłyszał, że jakiś samochód trąbi. Odwrócił się do źródła dźwięku i zauważył Huberta. Mężczyzna siedział za kierownicą i machał mu.
Chłopak podszedł do niego. Kierowca otworzył okno.
- Wybierasz się gdzieś? - Spytał.
- Jadę do małej. - Odparł tylko chłopak i podał mu jeszcze adres szpitala.
- Wsiadaj, podrzucę cię. - Rzucił.
- Dzięki. - Mruknął i wsunął się na siedzenie pasażera.
Hubert wyjechał na ulicę. Krystian westchnął, oparł się o fotel i zamknął oczy.
- Więc... jak zareagował? - Spytał cicho kierowca.
- Huh? - Mruknął tylko policjant.
- Szwarc. Jak zareagował?
- Nijak. - Wzruszył ramionami. - Był zbyt przerażony, żeby się odezwać. - Prychnął. Hubert zarechotał.
- Ciekawe czy dostanie to dofinansowanie... - Pomyślał głośno kierowca.
- Szczerze mówiąc, mam to w dupie. Nienawidzę tego gościa. - Warknął. Resztę drogi spędzili w ciszy.
<><><>
Huk zamykanych przez wiatr drzwi jeszcze chwilę rozbrzmiewał echem w pomieszczeniu. Robert dopiero po dłuższej chwili zorientował się, że Krystiana już nie ma. Splótł ramiona na biurku i niczym w zwolnionym tempie położył na nich głowę. Wypuścił z ust drżący oddech.
Parę osób przyłożyło sobie dłonie do ust i wybiegło z pomieszczenia. Kilkoro policjantów niemal w zwolnionym tempie usiadło pod najbliższą ścianą.
Bartek wyprostował się i rozcierając swoją szczękę spojrzał na Szwarca. Olo co chwila kaszląc powoli podniósł się na nogi. Twarz Zarębskiego zmieniła kolor na bladozielony. Po części z szoku, po części z przerażenia i po części z obrzydzenia. Szwarc wlepił przerażone spojrzenie w funkcjonariuszy z Komendy Głównej. Ci dopiero po chwili odwrócili spojrzenie od drzwi.
- To wasz człowiek? - Spytał jeden, ewidentnie zaskoczony.
- J-już nie. - Wymamrotał szybko Szwarc. - Spokojnie, wyciągnę z tego konsekwencje, obie-
- Można prosić jego numer? - Spytał drugi gliniarz. Szwarc zamrugał zaskoczony.
- Em, a można wiedzieć dlaczego? - Zapytał cicho.
- Komenda Główna bardzo chętnie by go przejęła. - Powiedział po prostu. - Jeśli pan pozbywa się tak dobrego policjanta z powodu pana widzi mi się, Komenda Główna z przyjemnością skorzysta z takiej okazji. - Powiedział. Szwarc otworzył usta.
- Można prosić ten numer? - Wtrącił drugi policjant. - Odrobinę nam się spieszy. - Dodał.
- Już, oczywiście. Zaraz panu prześlę. - Obiecał Szwarc i w chwilę wysłał krótkiego SMS-a.
- Dziękujemy. - Mruknął oficer i wraz z kolegą udali się do wyjścia.
- C-chwileczkę, a co z dofinansowaniem? - Wtrącił Szwarc. Policjanci odwrócili się do niego. Wyglądali na zaskoczonych.
- Z jakim dofinansowaniem? - Spytał jeden.
- Przecież przyjechali tu panowie ocenić czy ono się nam należy. - Przypomniał cichutko Robert. Jego pewność siebie malała szybciej niż temperatura w grudniu.
Policjanci spojrzeli na siebie i wymienili rozbawione uśmiechy.
- Kolego... Jakby ci to powiedzieć... - Zaczął jeden wręcz bezczelnie przechodząc na "ty". - To dofinansowanie dużo bardziej należy się temu chłopakowi, co tu przed chwilą był, niż całej tej komendzie razem wziętej. - Powiedział z lekkim uśmiechem.
- Co?! - Pisnął Szwarc nie mogąc utrzymać emocji na wodzy. - Żartujecie sobie?!
- Rozejrzyj się. - Polecił drugi gliniarz. - Banda posłusznych, łagodnych owieczek pod wodzą dwóch pasterzy... ,,Tak, szefie.", „Nie, szefie.", „Już się robi, Szefie"... Rzygać się chce od samego słuchania. Jakbyś trenował dzieci w przedszkolu, a nie przewodził zespołem policjantów. Żaden nawet nie pisnął, jak kazałeś przerwać im pracę, żeby tu się stawili. Młody miał rację, papierki są dla ciebie ważniejsze niż ludzkie życie. I ty nazywasz się policjantem? ...litości.
- Jak te jagniątka mają łapać bandytów jeśli nie są w stanie sprzeciwić się tobie jak każesz im coś zrobić? - Dodał drugi. - Jak tak trzęsą się przed tobą to aż się boję myśleć jak reagują na bandytów. - Rzucił.
- Gliniarz powinien mieć jaja! Tak jak ten Młody. Wparował w środku spotkania, mistrzowsko cię zgasił zanim w ogóle zdążyłeś się odezwać, a na końcu jeszcze przywalił ci w pysk własnym raportem. Aż żałuję, że nie nagrywamy kontroli. Oprawiłbym tą płytkę w złotą ramkę. - Rozmarzył się. Drugi gliniarz podszedł do biurka, zgarnął raport i zaczął wertować strony. Z każdym zdaniem coraz bardziej otwierał oczy i rozchylał usta.
W końcu gdy doszedł do końca pokręcił lekko głową, jakby nie dowierzał w to, co przed chwilą przeczytał.
- Już pomijając fakt, że w takim stanie był zdolny do tego wszystkiego. - Wtrącił z podziwem i zerknął w raport. - Ucieczka porywaczom, odbicie grupki porwanych dzieci w pojedynkę, wydostanie ich z lasu, zawiadomienie antyterrorystów i ratowników... A potem zamiast jechać do szpitala to jeszcze dołączył do antyterrorystów, pomógł im w akcji i aresztowaniu przestępców, a potem wytrzasnął kryminologów, żeby pozbierali dowody. I jeszcze wisienka na torcie: zebrał wszystko do kupy, napisał ci obszerny raport i to wszystko przyniósł ci tutaj niczym dar dla króla. I ty za to chcesz go zwolnić?! - Oburzył się. - Za to, że odwalił za was całe śledztwo?! Jakbym ja był w takim stanie to wątpię, czy zdobyłbym się na ucieczkę, o całej reszcie nie wspominając. - Szwarc w milczeniu spuścił głowę.
- Niezły szef z ciebie. Przewodzisz stadkiem wątłych, posłusznych jagniątek, a jak w końcu trafi ci się silny wilczur, żeby to wszystko jakoś ogarnąć, to wyrzucasz go na zbity pysk i jeszcze chcesz go karać. I jeszcze chcesz za to wszystko pieniądze... Zastanów się co ty robisz. - Mruknął.
- Aż żałuję, że nie możemy dać pieniędzy jemu... - Westchnął cicho.
- N-nie są mu potrzebne, jego facet bardzo dobrze zarabia. - Wtrącił cichutko Robert. Szczerze mówiąc, byłoby dla niego o wiele lepiej, gdyby się nie odezwał.
- Mierzysz go swoją miarą, co? Tu nie chodzi o pieniądze, tylko o bycie cholernym człowiekiem. Jak ty masz zamiar to wszystko mu zrekompensować?! Bo nie wyobrażam sobie nie wynagrodzić pracownika po takiej akcji. - Olo i Bartek wymienili spojrzenia.
- Zarabiał. - Wtrącił cicho Olo. Bartek spiorunował go wzrokiem.
- Co? - Zapytał Aleksander. Olgierd zaczął tłumaczyć całą sytuację Szwarcowi.
- Obiecaliśmy, że się nie wygadamy, ale myślę, że powinieneś wiedzieć. Kojarzysz, że chłopak Krystiana był w Stanach, no nie? - Spytał. - Problem jest taki, że on nigdy z nich nie wrócił. - Wymruczał. - Krycha dostał telefon, że samolot się rozbił, a władze podejrzewają celowe działanie.
- Chwileczkę... - Wtrącił Aleksander. - Czy wy chcecie mi powiedzieć, że on stracił osobę, którą kochał, a potem zamiast mieć czas na żałobę i formalności, to przybiegł na ratunek ofiarom, bo wy byliście zbyt zajęci jakąś tam kontrolą?! - Warknął.
- T-to nie tak! - Rzucił Szwarc.
- To w takim razie jak? - Warknął gliniarz krzyżując ramiona na piersi.
- Szukaliśmy jego córki, było widać, że chłopak już nie wyrabia, to odesłaliśmy go do domu, żeby odpoczął i-
- Zaraz, ja chyba czegoś nie rozumiem... - Rzucił Aleksander. - Czyli, że porwano mu dziecko, prawie się wykończył przy jej poszukiwaniach, zginął mu chłopak, a potem jeszcze go porwano i potem musiał sam sobie radzić ratując siebie i dzieci?! I zamiast mu pomóc, to lataliście jak ptaszki po komendzie, żeby przygotować się na jakąś tam kontrolę ignorując jego wołanie o pomoc?! - Ryknął.
- M-mniej więcej tak to wyglądało... - Wymamrotał.
Aleksander chwycił raport i przyłożył nim w twarz Szwarca.
- Już mnie nie dziwi, że tak zrobił. Zaskakująco relaksujące. - Mruknął.
- Nic tu po nas. - Rzucił Filip. - Jeśli nie jest w stanie docenić dobrego policjanta, pieniędzy z dofinansowania na pewno też nie doceni. - Mruknął ponuro i we dwójkę opuścili pomieszczenie.
***
Coraz lepsze te rozdziały, nie uważacie? :}
Rozdział pisany na stacji i w pociągu, bo wracałem wczoraj z jazd i miałem dwie godziny czasu.
Korekta robiona już na laptopie ^^
Do przeczytania,
- HareHeart
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top