Rozdział 271
- Krycha! - Krzyknął Kamil i przywołał go do siebie dłonią. Stał razem z resztą i właśnie wyciągał potrzebny sprzęt. Policjant podszedł do niego. Antyterrorysta podał mu kamizelkę kuloodporną. Chłopak popatrzył na nią bez słowa, a potem spojrzał w oczy koledze. Lekko się uśmiechnął.
- Myślę, że nie będzie mi potrzebna. - Powiedział cicho i powoli od niego odszedł. Justyna, Hubert, Andrzej i Jacek wymienili spojrzenia. Kamil zebrał szczękę z podłogi.
---
Krystian wsunął się przez wcześniej zakratowane okienko. Była godzina 7 rano. Jego serce biło jak oszalałe. Nie mieli w zasadzie żadnego planu poza zaczajeniem się i atakiem z zaskoczenia.
Stanął na kamiennej podłodze i przełknął ślinę. Jedynym pomysłem było czyszczenie budynku od dołu do góry, żeby przestępcy na wyższych piętrach nie mieli jak uciec. Wszystkie wejścia zostały obstawione. Pozostało tylko zacząć deratyzację.
Chłopak rozejrzał się. Z zaskoczeniem zauważył, że jeden więzień wpatruje się w niego rozszerzonymi ze strachu oczami. Przyłożył palec do ust i powoli do niego podszedł. Mężczyzna zaczął w przerażeniu kręcić głową.
- Ciii... Spokojnie. - Szepnął chłopak. - Chcę ci pomóc. - Powiedział i kucnął obok. Wyjął nóż i po chwili uwolnił więźnia. Złapał go za ramię i zaprowadził do okna, gdzie czekała Justyna i Hubert. Pomogli wyciągnąć mężczyznę i odprowadzili go na bok, żeby nic mu się nie stało. W międzyczasie antyterroryści powoli weszli do pomieszczenia i również pomogli wyciągnąć pozostałych więźniów.
Nagle rozległ się dźwięk otwierania drzwi. Krystian szybko wskoczył za ścianę, a gdy porywacz wszedł głębiej do pomieszczenia stanął za nim i z całej siły przyłożył mu bronią w tył głowy. Mężczyzna złożył się u jego stóp. Krystian złapał go za ubranie i przeciągnął go nieco dalej, żeby nie przeszkadzał.
- Idziemy. - Zarządził chłopak i cicho westchnął. Przynajmniej adrenalina nieco go rozgrzała. Byłby w stanie zabić za coś do jedzenia i picia. I za ciepłe, czyste łóżko. Pociągnął cicho nosem i stanął przy drzwiach. Cicho je otworzył i wyjrzał na korytarz. Wysunął się do niego i ruszył w sobie znanym kierunku. Antyterroryści poszli za nim.
---
Krystian bezszelestnie wszedł do gabinetu lekarza. Mężczyzna siedział przy biurku, plecami do niego, wypełniał jakieś papierki. Chłopak podszedł do niego i przyłożył pistolet do jego głowy.
- Załatwmy to po dobroci, okay? - Poprosił lekarz. Krystian złapał go za włosy i uderzył jego twarzą o blat biurka. Mężczyźnie krew polała się po twarzy.
- Spróbuj się odezwać, to odstrzelę ci łeb. - Warknął. Lekarz pokiwał głową. - Grzeczny chłopiec. - Rzucił z przekąsem i przekazał go kolegom. Ci skuli go i wyprowadzili przez znane już sobie okienko w celi.
Krystian odetchnął. Miał nadzieję, że inne zespoły radzą sobie szybciej.
Następnie ruszył do sali z klatką. Ku jego zaskoczeniu nikogo tam nie zastali.
- Nikogo tu nie ma? - Szepnęła Justyna. Nagle Krystian poczuł przejmujący ból na swojej szyi. Pistolet wypadł mu z dłoni i wylądował na zimnej podłodze. Chłopak również zderzył się z ziemią. Złapał za swoją obrożę, lecz gdy próbował ją zdjąć jego rany zaprotestowały ognistym bólem.
- Wiedziałem, że będziesz coś kombinować. - Warknął jego porywacz i nieco do niego podszedł. Krystian wił się na podłodze i jęczał z bólu gdy nagle usłyszał huk wystrzału. Z trudem otworzył oczy i zobaczył przed sobą leżącego porywacza. Mężczyzna obejmował swoje ramię. Kamil doskoczył do niego i wyrwał mu z ręki pilot. Rzucił na niego okiem i wcisnął największy przycisk. Prąd, który raził chłopaka, zniknął. Młodszy odwrócił się na plecy i wziął parę drżących oddechów.
- Jak mu to zdjąć?! - Warknął Gronczewski łapiąc porywacza za gardło. Ten tylko się zaśmiał.
- Już mu tego nie zdejmiesz! - Odparł dumnie. - Jeśli to zrobisz, uszkodzisz mu skórę. A może i coś więcej. - Zarechotał. - A jeśli rozwalisz pilot, prąd nie przestanie go razić. - Dodał jeszcze. Mięśnie szczęki antyterrorysty zadrżały pod skórą, a następnie ich właściciel wymierzył porywaczowi celne uderzenie bronią w twarz.
- Co za bydle z ciebie. - Splunął zgarniając pilot w dłoń. Wsunął go do kieszeni uważając, żeby przypadkiem niczego nie nacisnąć. - Skujcie go! - Rozkazał i podszedł do Krystiana. Kucnął przy nim. - Możesz wstać? - Spytał troskliwie.
- Daj mi chwilę. - Mruknął chłopak.
W końcu podniósł się na nogi lecz niemal od razu się zachwiał. Gronczewski złapał go za ramię i posadził na podłodze. Policjant zwiesił głowę.
- Niedobrze mi. - Wymruczał i zamknął oczy.
- Skutki rażenia prądem. - Zgadł cicho Kamil.
---
W końcu Krystian poczuł się na tyle dobrze, że był w stanie wstać. Odwrócił się i zauważył przerażonych policjantów.
- Co? - Spytał zachrypniętym od krzyku głosem. - Wyglądacie jakbyście ducha zobaczyli... - Dodał.
- Aż się boję spytać co jeszcze ci tu robili... - Wykrztusił Hubert. Chłopak pozostawił jego wypowiedź bez komentarza.
---
Młodszy zobaczył przed sobą inne zespoły i odetchnął z ulgą.
- Wszyscy wyłapani, karetki dla ofiar w drodze. - Zameldował dowódca innej grupy.
- Świetna robota. - Odetchnął chłopak. Justyna spojrzała na niego.
- Pójdziesz wreszcie do szpitala? - Spytała błagalnie. - Nie mogę patrzeć jak tak się katujesz. - Dodała cicho.
- Dajcie mi chwilę. - Wymruczał i odszedł parę kroków. Wybrał numer.
- Halo?
- Cześć, miejscówka wyczyszczona. Możesz wchodzić. - Zameldował krótko. - Tylko proszę, pospiesz się. Możesz wziąć kogoś do pomocy, ale muszę to mieć na dzisiaj. - Dodał.
- ...Niczego nie obiecuję. - Powiedział tylko rozmówca.
- Rozumiem. - Odparł chłopak. Pożegnali się i rozłączyli. Krystian ruszył do wyjścia. Musiał przecież zaprowadzić kryminologa do tego przeklętego domu.
- Krycha! Czekaj! - Zawołał Hubert. Podbiegł do niego. Zaraz za nim przybiegli pozostali policjanci.
- Słuchaj... Chcieliśmy cię przeprosić. - Zaczął po chwili. Chłopak zamrugał zaskoczony. - Za to jak cię traktowaliśmy... Przepraszamy... Wychodzi na to, że jesteś najbardziej ogarniętym gliną na komendzie. - Westchnął. Wyciągnął rękę na zgodę. - Co ty na to? - Chłopak spojrzał na resztę policjantów.
W końcu uścisnął dłoń kolegi po fachu.
- Gdyby nie wy już by mnie tu nie było. - Wymruczał. Nagle telefon Justyny zaczął dzwonić. Zerknęła na ekran i wymownie się skrzywiła.
- Szwarc. - Wypluła przez zęby. - Niech się pierdoli. - Odparła i odrzuciła połączenie.
- Dokładnie. - Mruknął Jacek.
- Wracając... - Wtrącił Andrzej. - Ty nie masz za co nam dziękować... Nic nie zrobiliśmy. Ty uratowałeś tych ludzi. Jesteś bohaterem, stary. - Dodał jeszcze. - Zasługujesz na uznanie. ...I na szczere przeprosiny. - Krystian tylko lekko się uśmiechnął. - Jeśli masz pomysł jak możemy ci się odwdzięczyć, mów śmiało.
<><><>
Szwarc wparował do pomieszczenia tak gwałtownie, że Bartek zakrztusił się swoją kawą, a Olo prawie zwalił monitor z biurka.
- NATYCHMIAST DO MNIE! - Ryknął wkurwiony. Policjanci zerwali się ze swoich miejsc i pobiegli do jego gabinetu. Zauważyli w nim resztę pracowników.
W pomieszczeniu panowała tak dziwna, napięta atmosfera, że dopiero po chwili zauważyli dwie, dodatkowe osoby. Byli to dwaj wysocy mężczyźni z kamiennymi maskami na twarzach. Wyglądali jak posągi. Stali w bezruchu, bez ani jednej emocji na twarzy. Wyglądali na znudzonych. I sfrustrowanych.
Szwarc pojawił się w gabinecie w akompaniamencie Zarębskiego. Obaj wyglądali na zestresowanych. Robert podszedł do swojego biurka i odwrócił się w stronę zebranych.
- Witajcie. Jak wiecie Komenda Główna miała przeprowadzić kontrolę, żeby zawyrokować czy należy się nam dofinansowanie. Pozwólcie, że przedstawię... Panowie Aleksander Gallicki i Filip Weresz. To właśnie oni zajmą się kontrolą. - Powiedział, a potem zwrócił się bezpośrednio do nich. - Panowie, tak jak prosiliście zebrałem wszystkie zespoły. Niestety nie udało mi się skontaktować ze wszystkimi pracownikami, są w terenie i nie mogą odebrać telefonu. Trzech pracowników jest na zwolnieniu, dwóch na zaległym urlopie. - Wyrecytował. Mężczyźni tylko zamrugali w odpowiedzi. Szwarc usiadł na swoim miejscu i żeby zatuszować niezręczność szybko wygładził swoją marynarkę.
Nagle na korytarzu rozległy się kroki. Osoba zatrzymała się przy drzwiach. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować drzwi otworzyły się pod wpływem kopnięcia. Wszedł przez nie Krystian z dużą, sportową torbą na ramieniu. W dłoni niósł jakieś dokumenty. Wlepił swoje spojrzenie w oczy Szwarca. Drzwi zatrzasnęły się pod wpływem przeciągu.
Brunet bez słowa podszedł do jego biurka, wpatrując się w jego oczy położył torbę na podłodze. Ciągle utrzymując kontakt wzrokowy wyciągnął dłoń z dokumentami i położył je na blacie. Na nich umieścił swoją odznakę i broń. A potem odwrócił się. I bez słowa ruszył w stronę drzwi.
Położył dłoń na klamce.
- ...Co ci się stało-?
***
NARESZCIE :>
1315 słów :>
Powodzenia wszystkim w szkole, DACIE RADĘ!
Do przeczytania,
- HareHeart
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top