Rozdział 265
- Niczym się nie martw, wyciągnę was stąd. - Szepnął jeszcze po upewnieniu się, że porywacze już go nie usłyszą.
- Tęsknię za wami. - Odszepnęła mu dziewczynka. Krystian usłyszał wilgoć w jej głosie. Mięśnie jego szczęki zadrżały pod skórą.
- My za tobą też, maleństwo. - Odparł czule. - Już ci, okay? Bądźcie grzeczni, żeby nic wam nie zrobili. I nie martwcie się. Wszystko będzie dobrze. - Powiedział jeszcze. Oparł głowę o ścianę i spojrzał w sufit.
Gorączkowo analizował wszystkie możliwe opcje. Spojrzał na okienko. Wpadały przez nie ostatnie, pomarańczowe promienie. ,,Pewnie słońce zachodzi.", pomyślał chłopak i zagryzł wargę. Jeśli nie uciekną tej nocy, to nie uciekną nigdy.
Przysunął się do szczeliny w ścianie.
- Ami? - Zagaił szeptem.
- Tak?
- Powiedz reszcie, żeby spróbowali się przespać. Musicie mieć dużo siły. - Powiedział.
- Dobrze. - Odparła dziewczynka. - I tatusiu...? - Szepnęła. Policjant ostatkiem sił powstrzymał się przed rozklejeniem. Cholernie tęsknił za tym słowem z ust swojej córeczki.
- Tak?
- Kocham cię bardzo. - Wymruczała mała.
- Ja ciebie też. - Odszepnął. - Idź już spać. - Dodał po chwili.
Ponownie oparł głowę o ścianę. Zamknął oczy. Był zmęczony. I wiedział, że też musi odpocząć. Ale bał się, że jeśli zaśnie, to obudzi się dopiero rano. Albo w chwili gdy porywacz weźmie go na kolejną walkę. A wtedy będzie już za późno.
Wlepił wzrok w promienie dochodzące z zewnątrz. Zaczeka tylko aż słońce zajdzie. Będą mieli całą noc przewagi. O ile wszystko się uda...
---
Obudził go jakiś dziwny dźwięk. Otworzył oczy i zamrugał, zdziwiony. ,,Zasnąłem!", pomyślał przerażony i zerwał się do siadu. Zakręciło mu się w głowie. Było mu cholernie zimno, cały dygotał. Przyłożył sobie dłoń do twarzy i od razu ją odsunął. Aż sam czuł swoją gorączkę. Westchnął ciężko. Spojrzał na okienko. Było czarne jak noc, słońce musiało zajść już dawno. Zazgrzytał zębami. Spojrzał na współwięźniów. Wszyscy zdawali się spać. Poczuł jak jego serce zrywa się do galopu. Przysunął się do szczeliny w ścianie. Nadstawił uszu, lecz nic nie słyszał.
- Ami? - Szepnął. Cisza.
- Gabryś? - Spróbował ponownie. Nadal nic nie usłyszał.
- Ami? Jest tam ktoś? - Spytał nieco głośniej.
- Co się stało? - Szepnął zaspany głos jego córeczki. Krystian mimowolnie się uśmiechnął. Mała uwielbiała dobrze się wyspać.
- Kotku, obudź resztę. Wychodzimy. - Powiedział. Przez chwilę słyszał jakieś ledwie słyszalne dźwięki. W końcu jego córeczka wróciła oznajmiając mu, że wszyscy gotowi.
- Dobrze. Skarbie, powiedz mi, macie tam może spinkę do włosów? - Spytał.
- Tak, jakaś dziewczynka ma je we włosach. - Powiedziała ku ogromnej uldze swojego rodzica.
- Dobrze. Jesteś w stanie mi ją podać? - Szepnął.
- Uh-uh. Możesz powiedzieć jej, żeby podała mi spinkę ze swoich włosów? - Spytała kogoś obok siebie. Po chwili Krystian usłyszał ciche skrobanie w ścianie. To jego dzielne maleństwo próbowało podać mu spinkę w tych egipskich ciemnościach. W końcu zobaczył ją po swojej stronie. Od razu porwał mały przedmiot, żeby ten nie wywołał niepotrzebnego dźwięku. Uniósł kajdanki. Na szczęście rozpoznał ich rodzaj. Szybko ułamał spinkę i wsunął jej końcówkę w odpowiednie miejsce. Chwilę siłował się z mechanizmem. Z każdą mijającą sekundą jego serce przyspieszało, a dłonie pokrywały się wilgotną warstewką potu.
W końcu usłyszał upragnione kliknięcie, a metal zsunął się z jego kończyn. Policjant ostrożnie odłożył go na ziemię i jeszcze raz uważnie się rozejrzał. Wszyscy nadal spali.
Podniósł się powoli i zrobił jeden krok. Jakiś więzień przekręcił się na drugi bok. Zrobił drugi krok i zdusił przemożną chęć zakaszlenia. Rozmawiając ze swoim dzieckiem dobitnie uświadomił sobie, że jest chory. Wątpił czy będzie w stanie przeżyć ucieczkę, o walce nawet nie wspominając.
Zbliżył się do okna i wyciągnął ręce. Złapał kratkę ze zdziwieniem zauważając, że ta jest zardzewiała. Spróbował pociągnąć ją w swoją stronę. Jego uszy poraziło przeraźliwe skrzypnięcie. Policjant prawie dostał zawału. Rozejrzał się. Parę więźniów przewróciło się przez sen, ale żaden się nie obudził. Żaden rozjuszony porywacz nie wpadł też do środka. Chłopak ponownie spróbował pociągnąć kartkę, tym razem nieco wolniej i spokojniej. Ku swojej radości poczuł jak mocowanie powoli puszcza.
W końcu udało mu się ją wyciągnąć. Powoli i ostrożnie odłożył ją pod ścianę, a potem złapał się krawędzi okna i podciągnął się do góry. Wyszedł na zewnątrz i położył się na miękkiej, zielonej trawie. Spojrzał w górę. Gwiazdy patrzyły na niego i milcząco migotały. Dawno nie był tak szczęśliwy.
Nagle spojrzał za siebie. Przypomniał sobie o dzieciach. Opadł na kolana i przysunął się do ich okienka. Ku jego zaskoczeniu to, zamiast krat, miało brudną, starą szybę. Chwilę siłował się z jego otworzeniem lecz nie był w stanie tego zrobić. W końcu odetchnął i rozejrzał się. Zauważył jakiś kamień. Złapał go i wybił nim szybę. Miał wrażenie, że trzask pękającego szkła obudzi pół Polski. Tak się jednak nie stało. Przysunął się do krawędzi okna i spojrzał w dół. Zauważył kilkanaście małych twarzyczek, które wpatrywały się w niego z mieszanką strachu, radości i zniecierpliwienia.
- Podejdźcie tu. - Szepnął. Amelka momentalnie znalazła się obok. - Wyciągnij ręce. - Powiedział, a potem złapał ją i wyciągnął do góry. Zasyczał cicho gdy wycofując się przez resztki szyby zahaczył o nie plecami. Poczuł jak szkło przecina jego skórę jak masło, a ciepła krew ścieka mu po ramionach. Nie miał jednak czasu na czułości. Wyciągnął swoją córeczkę na zewnątrz i mocno ją do siebie przycisnął. Ta wtuliła się w jego rozgrzane gorączką ciało.
Odsunął się i spojrzał w ciemne, zaszklone oczy swojego dziecka.
- Musimy się spieszyć. - Powiedział. Ta pokiwała głową. Sięgnął po kolejne maleństwo. Ami w tym czasie odwróciła się i rozejrzała czy nikt nie idzie.
Krystian coraz bardziej musiał walczyć z samym sobą, żeby nie zacząć kaszleć. Jego ciało dygotało z zimna i trawiącej go gorączki. Zacisnął zęby. Nie ma, że boli. Jeśli nie może liczyć na żadnego policjanta musi liczyć na siebie.
Chwilę zajęło mu wyciągnięcie wszystkich dzieci. Te wlepiły w niego swoje duże, niewinne oczy. Chłopak rozejrzał się. Kompletnie nie kojarzył tej okolicy. W końcu zaczął iść przed siebie, w stronę lasu. Dzieci poszły za nim.
Krystian po raz ostatni odwrócił się i spojrzał na dom, w którym przeżył koszmar. Nagle coś do niego dotarło. Jeśli to jest dom, którego porywacze używają do przetrzymywania ofiar miejsce to musi mieć jakąś drogę dojazdową.
***
Do przeczytania,
- HareHeart
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top