Rozdział 264

Krystian poczuł jak ktoś kopie go w żebra. Skrzywił się i otworzył oczy, żeby zobaczyć przed sobą porywacza.
- Wstawaj, dziecino, wracasz na ring. - Oznajmił mężczyzna. Chłopak podniósł się i oparł o ścianę, bo nagle zakręciło mu się w głowie. Dziwnie się czuł. Oparł ciężar ciała na zranionej nodze i zagryzł zęby, żeby nie krzyknąć. Nie był pewien, czy da radę wygrać tą walkę. Przełknął ślinę, lecz grzecznie dał się odpiąć od ściany i zaprowadzić do znanej sobie szatni. Zdjął z siebie spodnie i odruchowo spojrzał na swoją ranę. Prawie zwymiotował. Okazało się, że larwy, które posypały się na niego podczas palenia zwłok zadomowiły się w jego ranie.
- Ruszże się wreszcie! - Warknął porywacz. Przerażony chłopak przebrał się w spodenki. ,,Może po walce się ich pozbędę...", odetchnął w myślach. ,,O ile ją przeżyję...", dodał jeszcze mimowolnie.
Mężczyzna złapał go za kark i podniósł do pionu. Chłopak jęknął i zamknął oczy. Palce porywacza zacisnęły się na jego skórze. Młodszy odetchnął. Porywacz złapał go za włosy i wykręcił jego głowę. Spojrzał na jego twarz.
- Mam nadzieję, że znowu dostarczysz nam takiej rozrywki jak ostatnio. - Wymruczał porywacz uważnie wpatrując się w jego twarz. Chłopak zacisnął zęby. - Co, boli? - Zacmokał. - Przyzwyczaj się, mały. - Rzucił i klepnął go w policzek. Złapał go za ramię i pociągnął w stronę drzwi.

Wepchnięto go do boleśnie znajomej klatki. Na przeciwko niego stał drugi mężczyzna. Był jego wzrostu, o brązowych włosach i jasnych, przerażonych oczach. Policjant podniósł ramiona.
Gdy rozbrzmiał gong żaden z nich się nie poruszył. Jego przeciwnik przycisnął się do kratki i zamarł w bezruchu. Krystian otworzył szerzej oczy. Opuścił pięści. Nieco się rozluźnił. 
Zanim zdążył cokolwiek zrobić, rozbrzmiał gwizdek przerywający walkę. Krystian kątem oka dostrzegł jak jeden z porywaczy unosi dłoń z boleśnie znajomym pilotem i już zamknął oczy, żeby przygotować się na ból... lecz ten nie nadszedł. Zamiast tego chłopak usłyszał przeraźliwy krzyk swojego przeciwnika. Powoli otworzył oczy. I zamarł. To jego przeciwnik był rażony prądem, a nie on.
Mężczyzna na przeciwko osunął się na kolana. Dopiero wtedy sprawcy wyłączyli prąd. Ofiara ciężko i szybko oddychała, a z jej ciała unosił się dym. Policjant poczuł łzy pod powiekami. Jeśli się wtrąci, sam oberwie. Jeśli nie, człowiek na przeciwko niego najprawdopodobniej zginie.
I już w chwili gdy miał wkraczać do akcji stało się coś niespodziewanego.
Prowadzący nagle złapał mikrofon. Krystian zmarszczył brwi. Coś było z nim ewidentnie nie tak.
- Drodzy państwo, najmocniej przepraszamy, lecz musimy odwołać dzisiejszą walkę. - Chłopak kątem oka zauważył, że jego przeciwnik uniósł zaskoczony wzrok na porywacza. Nagle w jego oczach pojawił się strach. Policjant też zaczął się bać. - Bardzo przepraszamy, do zobaczenia na następnym spotkaniu. - Dodał jeszcze i odłożył mikrofon. Siedzący na kanapach ludzie zaczęli unosić się ze swoich miejsc. Krystian ze zdziwieniem zauważył, że przywódca odwrócił się i wymierzył mocne uderzenie jednemu ze swoich podwładnych, który akurat stał obok. Ten przewrócił się i brutalnie zderzył z podłogą. Porywacz warknął coś do niego, a następnie wściekłym krokiem ruszył w jego kierunku. Chłopak zapragnął zapaść się pod ziemię.
Mężczyzna wszedł do klatki i złapał go za ramię. Wbił mu palce w skórę, co młodszy skomentował cichym sykiem.
- Nie piszcz. - Warknął tylko gardłowo.

Krystian bardzo się zdziwił, gdy facet zamiast zaprowadzić go do szatni i pod prysznic od razu wsadził go do celi. Chłopak skulił się na mróz panujący w pomieszczeniu. Zwinął się w kulkę starając się tracić jak najmniej ciepła. Zza drzwi usłyszał wściekły ryk. On i inni więźniowie skulili się ze strachu. Dochodziła ich przytłumiona rozmowa. Krystian odetchnął i zamknął oczy. Wsłuchał się w głosy.
- ...zrobić?! Powiedz mi, co?! Jak mogłeś nie wpaść na pomysł, że przytarganie tu tych gówniarzy przeszkodzi nam w interesie?! - Wrzeszczał głos.
- Sz-szefie, wszystkie nasze kryjówki były spalone, te gliny przetrzepały wszystko! Zostało nam ostatnie auto i ostatnie dwie dziuple!
- IDIOTA! - Ryknął jeszcze bardziej rozjuszony zbój. - Trzeba było pisać do mnie! JA jestem szefem, rozumiesz?! JA!! 
- C-co mamy z nimi zrobić? - Spytał drugi.
- No nie wiem! To był wasz pomysł, żeby je tu przywieźć! - Wrzasnął. Zamilkł na chwilę. Potem podjął już nieco spokojniej. - Wsadźcie jej do tej celi obok. Na razie i tak nikogo tam nie ma. Pojutrze ma ich już nie być. - Dodał. - Piszcie do klientów, niech się pospieszą. Nie będę ryzykował. - Rzucił jeszcze. Policjant usłyszał oddalające się kroki.
Następnie jakiś nowy, dziwny dźwięk rzucił mu się w uszy. Czy on słyszał... płacz?
Usłyszał przeraźliwe skrzypnięcie drzwi gdzieś obok. Następnie dziwny tupot stóp. Huk zamykanych drzwi. Skrzypnięcie klucza. I cisza.

Chwilę nasłuchiwał. Wydawało mu się, że ktoś jest za ścianą. Bardziej się do niej przysunął i nieco się zgiął, żeby zajrzeć przez którąś ze szczelin. Niestety nic nie dostrzegł. Oblizał usta.
- Jest tam ktoś? - Szepnął. Dźwięki ucichły. Po chwili usłyszał szmer. Zmarszczył brwi.
- H-halo? - Odpowiedział mu cichy, dziecięcy głosik. - K-kto tam? - Dopytało ewidentnie przerażone maleństwo. Policjant przez chwilę analizował swój szok. Następnie zastanawiał się co powiedzieć.
- ...jestem Krystian. A ty? - Podjął po chwili.
- Gabryś. - Odparł malec. - Czemu tu jesteśmy? - Spytał jeszcze. Krystian zmarszczył brwi. Gabryś... Gabryś... Coś mu mówiło to imię. Nagle poczuł jakby dostał obuchem w głowę.
- Gabryś Kamieniec? - Spytał szeptem. - To ty?
- Uhuh. - Wymruczał maluch. - Zna mnie pan? - Zapytał nieco nieufnie. Krystian poczuł, że zaraz zemdleje. Tego chłopca od dwóch miesięcy szukało pół Polski.
- Kochanie, powiedz mi, jest tam ktoś jeszcze? - Spytał przybierając swój opiekuńczy, policyjny ton.
- Tak. - Wymruczał maluch.
- Wiesz ile was tam jest? - Spytał Krystian.
- Nie umiem policzyć do tylu. - Rzucił smutno.
- To nic. - Zapewnił policjant. Nagle coś do niego dotarło. Zagryzł wargę. - Gabryś, słuchaj... Jest tam dziewczynka o imieniu Amelka? - Spytał szeptem. 
- Sprawdzę. - Obiecał maluch. Krystian wsłuchiwał się w ciszę czując jak serce podchodzi mu do gardła z każdą dłużącą się sekundą.
W końcu usłyszał jakieś poruszenie.
- H-halo? - Spytał cholernie znajomy głos. Poczuł jak jego oczy wypełniają się łzami.
- Nic ci nie jest... - Wykrztusił przełykając łzy.
- ...Tata! - Krzyknęła dziewczynka. Zanim Krystian zdążył ją uciszyć ktoś uderzył czymś w drzwi pomieszczenia obok. Dzieci zaskomlały ze strachu. Policjant zazgrzytał zębami.

,,Wyciągnę was stąd. Obiecuję.".

***

Musicie mi wybaczyć za tak długą przerwę, ale mam coś na swoją obronę. Ostatnio znalazłem film pod tytułem ,,Nimona" na Netflixie i oszalałem na jego punkcie. Naprawdę, widziałem go już ze 30 razy. Znalazłem go parę dni temu i od tego momentu to moja nowa miłość.

Jeśli ktoś nie oglądał MUSI to zobaczyć.

Naprawdę, dawno nie widziałem tak dobrego filmu.

Mogę jeszcze dodać, że dla najlepszego wrażenia polecam wersję angielską (ewentualnie z napisami), bo takiego vocalu naprawdę dawno nie słyszałem.

Jeśli go widzieliście podzielcie się Waszymi przemyśleniami.

Film spodobał mi się tak bardzo, że porozsyłałem go nie tylko do przyjaciół, ale i do nauczycieli z liceum. Polonistka obiecała dać odpowiedź po obejrzeniu xD

Do przeczytania,

- HareHeart


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top