Rozdział 257
Bartek otworzył oczy. Po dłuższej chwili zdał sobie sprawę, że obudził go dzwonek telefonu. Podniósł słuchawkę i odebrał.
- Halo-? - Wymamrotał i ziewnął cicho.
- Mój drogi, jeśli w ciągu godziny nie pojawisz się na komendzie z przyjemnością WYPIERDOLĘ CIĘ NA ZBITY PYSK! - Ryknął Szwarc wprost w biedne ucho policjanta. Bartek odsunął od siebie telefon. Odruchowo zerknął na godzinę.
- Przecież do mojej zmiany mam jeszcze trzy godziny! - Powiedział sennie z nutą pretensji w głosie. - ...Halo? - Dopytał gdy jego uwaga pozostała bez odpowiedzi. Usłyszał tylko dźwięk przerwanego połączenia. Zerwał się na równe nogi i pobiegł się przygotować.
---
Wbiegł na odpowiednie piętro i ledwo łapiąc oddech zatrzymał się pod drzwiami Roberta Szwarca. Oparł się o ścianę, bo myślał, że zaraz zemdleje. Usłyszał czyjeś szybkie kroki, a potem zobaczył Natalię, Anetę i Olgierda.
- Stary, gorzej się czujesz? Czemu tak tu stoisz? - Zapytał Mazur.
- Biegłem od domu do auta, a potem z parkingu tutaj. - Wysapał Bartek. - ...Wiecie dlaczego Szwarc wezwał mnie dzisiaj trzy godziny przed służbą? Mamy coś nowego w sprawie-? - Spytał jeszcze.
- Wszystkich tak wezwał... Nikt nie wie o co mu chodzi... - Westchnęła Natalia.
- Krystian jest już w środku? - Spytała Aneta. Bartek zamrugał, zaskoczony. - Myślałam, że przyjedziecie razem- - Mruknęła skonsternowana. Starszy popatrzył w jasne oczy Olgierda. Ten w momencie zrozumiał o co mu chodzi. Właśnie w tej chwili drzwi gabinetu otworzyły się z hukiem. Robert stanął w progu i skrzyżował ramiona na piersi. Mięśnie jego szczęki drgały pod skórą.
- Nie przeszkadzam państwu w ploteczkach? - Syknął. Policjanci spuścili głowy. - Natychmiast do środka! - Warknął, odwrócił się na pięcie i wszedł do pomieszczenia zostawiając za sobą otwarte drzwi. Policjanci przekroczyli próg. Zobaczyli swoich kolegów z komendy. Wszyscy sprawiali wrażenie zdenerwowanych.
Olgierd zamknął za sobą drzwi i ustawił się koło współpracowników. Robert stanął za swoim biurkiem. Bił od niego dziwny chłód. Zarębski stał pod ścianą, ponuro wpatrując się w Szwarca.
- Słuchajcie. - Zaczął w końcu i ścisnął palcami nasadę nosa. Po chwili znów na nich spojrzał. - Wczoraj wieczorem dostałem telefon z Głównej. Mają przeprowadzić kontrolę. Od tej kontroli będzie zależało dofinansowanie w najbliższej przyszłości. Sami wiecie ile ta komenda wymaga remontów. Walczyłem o te pieniądze przez ostatnie 4 miesiące i nie mam zamiaru ich oddać bez walki. Nie wiem kiedy, ani o której będzie ta kontrola, więc od teraz aż do odwołania pracujecie na pełnych obrotach. Żadnych kawusi, żadnych ploteczek. Praca, praca i praca. Macie trzy godziny na dokończenie wszystkich zaległych raportów, potem wracacie do sprawy porwań. I jeśli ktoś mnie rozczaruje wraca do domu. - Robert wlepił swoje spojrzenie w Bartka. Reszta policjantów odetchnęła z ulgą. - Gdzie jest Krystian? - Spytał. Jego oczy zwęziły się w dwie szparki.
- S-szefie, jak zadzwoniłeś to nawet nie myślałem o tym, żeby do niego zajrzeć. - Wytłumaczył się mężczyzna. Robert westchnął cicho z ulgą.
- Świetnie. - Powiedział. Jego głos nieco złagodniał. - Nie chcę, żeby wpadł na kontrolę z Głównej. Sami wiecie jak mu odbija przez tą sprawę. Zadzwonię później do niego. - Mruknął jeszcze. - Dobrze, idźcie już. - Dodał od razu. Policjanci szybciutko rozeszli się do swoich zajęć.
- Naprawdę nie chcesz angażować go w tą sprawę? - Spytał Zarębski.
- Przecież sam widzisz co mu się dzieje. Nie ufam mu na tyle, żeby dać mu wolną rękę. - Mruknął Robert. Piotr tylko westchnął. Nie pozostało mu nic innego niż zaakceptowanie decyzji współpracownika.
<><><>
Krystian usłyszał jak ktoś zmierza w kierunku pomieszczenia, w którym się znajdował. Usłyszał to przeraźliwe skrzypnięcie otwieranych drzwi. Do pomieszczenia weszło parę osób.
- Od której zaczynamy? - Spytał głos.
- Zróbmy to tak jak ostatnio. - Odparł drugi. - Wstawać! - Warknął na nich. Więźniowie z trudem podnieśli się do pozycji stojącej. - Chodź tu! - Rzucił do kogoś. Krystian usłyszał zduszony jęk, a następnie szczęk metalu. Potem usłyszał chwiejne kroki i ciche przekleństwa rzucane na więźnia, aż w końcu rozległy się kroki na korytarzu. Oddalały się od celi. Musieli zabrać gdzieś tego człowieka.
Zaraz zabrali drugiego. I następnego. I jeszcze kolejnego. Krystian poczuł jak ktoś łapie go za ramię i drgnął zaskoczony.
- Twoja kolej. - Rzucił facet i pociągnął go w jakimś kierunku. - Daj bransoletkę. - Mruknął. Krystian usłyszał szczęk metalu, a następnie poczuł jak coś chłodnego zaciska się na jego szyi. Wystraszył się. Zaczął się cofać, aż nagle porywacz złapał go mocniej, brutalnie wbijając swoje palce w jego ramię. - A ty gdzie? - Spytał chłodno i przyciągnął go w swoją stronę.
- Już się pali do roboty. - Zaśmiał się drugi porywacz. Po raz kolejny rozległ się szczęk metalu, lecz tym razem chłopak poczuł chłód wokół nadgarstka.
- Działa? - Spytał pierwszy głos.
- Tak. - Odparł mu drugi. Policjant mógł się tylko domyślać o co chodziło.
- No, teraz możesz iść. - Rzucił mężczyzna i lekko go popchnął. Chłopak zaczął ostrożnie przesuwać się w przód. Przecież nadal miał zakryte oczy. - A teraz jakoś ci się nie chce. - Syknął i wytargał go za ubranie. - Uważaj na tego gagatka, coś kombinuje. - Rzucił.
- Uhuhu, aż nie mogę się doczekać aż zobaczę go w akcji. - Ucieszył się jakiś obcy głos. - Tacy zawsze dają najlepsze show. I zawsze najlepiej na nich zarabiamy.
- Co racja to racja. - Wymamrotał mężczyzna. - Dobra, dawaj go do setki. - Rzucił i wrócił do pomieszczenia.
- Chodź, urwisie. - Westchnął poznany przed chwilą głos i zaczął go gdzieś prowadzić. Chłopak naprawdę starał się za nim nadążyć, ale ze związanymi nogami i zakrytymi oczami było to naprawdę niezwykłym wyczynem.
W końcu przystanęli gdzieś na chwilę. Krystian usłyszał dźwięk otwieranych drzwi.
- Kolejny! - Oznajmił jego porywacz. - Podobno coś kombinuje. - Rzucił jeszcze.
- Daj go tu, zaraz sprawdzę. - Mruknął nowy, niski głos. Mężczyzna, który go prowadził przestawił go w głąb pomieszczenia.
- Będę czekał za drzwiami. - Poinformował, po czym wyszedł.
- Nie ruszaj się. - Przestrzegł go niski głos. Chłopak poczuł, jak ten ktoś zdejmuje worek z jego głowy. Nie mógł się powstrzymać i rozejrzał się po pomieszczeniu. Przypominało to gabinet lekarski.
- Nie przejmuj się, wszyscy się patrzą. - Wymruczał mężczyzna. Był wyższy, za to odrobinę chudszy. Miał lekko ciemniejszą karnację, ciemne włosy i ciemne oczy. Na twarzy miał założoną maseczkę chirurgiczną.
***
Do przeczytania,
- HareHeart
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top