Rozdział 254

Olo usiadł przy swoim biurku i wyciągnął ręce nad głowę, żeby trochę rozprostować kości. Zaczynał się właśnie trzeci dzień w trakcie którego Krystian nie przebywał na komendzie. On naprawdę nie chciał tego przyznać, ale fakt, że jego przyjaciela nie było przy nim w jakiś dziwny sposób go uspokajał. Z tego co mówił Bartek chłopak naprawdę dobrze przyjął możliwość odpoczynku. A przynajmniej jego organizm naprawdę dobrze ją przyjął. Miał nadzieję, że od tej chwili będzie już tylko lepiej.

Ktoś otworzył drzwi do pokoju.
Krystian wsunął się do pomieszczenia i od razu podszedł do swojego biurka. Olo wytrzeszczył oczy.
- Co ci się stało? - Spytał zszokowany. Chłopak wyglądał jak siedem nieszczęść, z potarganymi włosami, bladymi policzkami i cholernie zaczerwienionymi, przekrwionymi i lekko opuchniętymi oczami. 
- Nawet nie pytaj. - Warknął. - Po cholerę ty mnie kładłeś spać?! - Krzyknął. - Całą noc przekręcałem się z boku na bok, a jak wreszcie udało mi się przysnąć, to za każdym cholernym razem śniły mi się koszmary, że budziłem się cały zlany potem i nie mogłem zasnąć. I jeszcze mnie chyba jakaś alergia łapie. - Warknął. - Oczy mnie swędzą jakby mi się w nich całe mrowisko zalęgło. - Dodał. Usiadł obrażony i schował twarz w dłoniach.
- Może lepiej by było jakbyś został w domu...? - Zasugerował cicho starszy.
- Ta, a mała sama się znajdzie. - Warknął. - Znaleźliście coś jak ja spałem? - Dopytał.
- Jasiu dosprawdzał wszystkie ślady. Porównał odciski z naszą bazą i okazało się, że mamy dwóch ludzi, reszta jest nieznana. Zrobił testy DNA włosów i krwi, i faktycznie należą do zaginionych dzieci.
- A Amelka-? - Spytał cicho.
- Też tam była. - Mruknął w końcu.
- Zaraz... skąd wy macie jej DNA? - Zapytał Krystian. 
- Przypomniało mi się jak opowiadałeś kiedyś, że to dzieci kogoś z waszej rodziny. Udało nam się dotrzeć do brata jej biologicznej matki. Jasiu pobrał próbkę, porównał je... - Wyjaśnił starszy. Chłopak westchnął i zamknął oczy, bo przez to swędzenie i pieczenie nie był w stanie skupić się na rozmowie. Uniósł dłonie i przetarł powieki.
- Zostaw te oczy, żeby ci się nie pogorszyło. - Powiedział Olo.
- Mógłbyś się zamknąć. - Odwarknął chłopak. - Zabierajmy się do tej roboty. - Dodał i podniósł się na nogi. W tej chwili Bartek wszedł do pomieszczenia z tabletem w dłoni.
- Krystian? - Spytał zaskoczony. - Myślałem, że zostałeś w domu- - Zaczął. - I- O matko, Dzieciaku... Źle wyglądasz... 
- Dzięki. - Sarknął młodszy. - Mamy coś nowego w sprawie? - Chłopak zręcznie zmienił temat.
- A tak, tak. - Powiedział i odwrócił do nich ekran tabletu. Widniał na nim wizerunek jakiegoś mężczyzny.
- Co to za koleś? - Spytał agresywnie młodszy.
- Hubert Jagiecki, pseudonim Jagiel. - Odpowiedział Bartek i lekko się skrzywił. - Coraz dziwniejsze mają te pseudonimy. - Wymamrotał.
- To co, jedziemy po niego? - Mruknął chłopak i podniósł się z fotela.
- W zasadzie to Zarębski powiedział, że ja i Olo mamy po niego pojechać. - Rzucił cicho Bartek. Krystian prychnął wymownie i z powrotem usiadł.
- To jeździe. - Rzucił wyniośle i sięgnął po telefon. Olo z Bartkiem spojrzeli na siebie, a potem w miarę szybko zebrali się i wyszli z pokoju.
- Ty masz pojęcie o co on jest taki wściekły? - Zapytał cicho Mazur. Drugi pokręcił głową.
- Jak wychodziłem to wyglądało na to, że spał. - Mruknął. - Może to przez te oczy? Cholernie źle wyglądają. Może powinien skoczyć do lekarza... - Dodał już bardziej do siebie.
- Stary... On spał przez ostatnie dwa dni. Nie ma szans, że cokolwiek namówi go na cokolwiek niezwiązanego ze sprawą. - Wymruczał.
- Fakt...

<><><>

Krystian skrzyżował ramiona na blacie i położył między nimi głowę. Jego nos dotykał bluzy jego mężczyzny. Poczuł jak łzy znów napływają mu do oczu. To był prawdziwy powód jego samopoczucia.
Odsłuchał tą wiadomość tyle razy, że znał ją praktycznie na pamięć... Aż w końcu wreszcie dotarło do niego, że jego mężczyzna naprawdę może nie żyć... W końcu jakie są szanse przeżycia katastrofy w powietrzu...?
Jego oczy były w tak tragicznym stanie z powodu tego, że przepłakał całą noc. Wtulony w bluzę Arona i w swojego psiaka. Nie mógł uwierzyć, że jego... po prostu już nie ma. 
A jak dotarło do niego, że musi wziąć się w garść i iść szukać swojego dziecka zaczęło być jeszcze gorzej.
Zdawał sobie sprawę, że jeśli ktoś się o tym dowie natychmiast będzie wiedziała cała komenda. Wraz z Olgierdem, Bartkiem i Zarębskim.
Zdecydowanie tego nie chciał. Miał już dość, że wszyscy tak się nad nim użalają. Chciał tylko swojego małego aniołka z powrotem... Czy to naprawdę tak dużo? Chciał być szczęśliwy ze swoim kochankiem i ich wesołą gromadką. Jak widać szczęście nie było mu pisane.

Nie miał nic do roboty i czuł się przez to jeszcze gorzej. Wstał, żeby udać się do Zarębskiego po jakieś zadanie gdy nagle dotarło do niego jak wygląda. I że jak Piotr zobaczy go w takim stanie zapewne odeśle go do domu. Westchnął cicho i po raz kolejny przetarł oczy. Chyba nie pozostało mu nic innego niż czekać aż Bartek i Olo wrócą z terenu.

---

Usłyszał jak ktoś wchodzi do pomieszczenia. Nawet nie kłopotał się z uniesieniem głowy. Bartek i Olo rozmawiali ze sobą o czymś.
- Wróciliśmy. - Mazur uśmiechnął się do niego. Chłopak nawet nie zaszczycił go spojrzeniem. Nie miał najmniejszej ochoty na jakiekolwiek interakcje. Chciał po prostu wziąć swoją córeczkę do domu. I nie musieć z nikim rozmawiać.
- Chcesz może kawy? - Zapytał Bartek. Młodszy pokręcił głową. Nagle jego telefon zaczął dawać się im we znaki. Chłopak podniósł go, zerknął na ekran i zmarszczył brwi.
- Daj na głośny, może to coś z dziećmi. - Podpowiedział Olo. Chłopak spełnił jego polecenie.
- Dzień dobry. - Zaczął głos. Krystian jeszcze bardziej się zdziwił, bo brzmiał w nim wyraźny, obcy akcent. - Z tej strony Camilla McArtur, FBI. Czy numer 709 20X 268 należy do kogoś z pana rodziny? - Spytał głos. Bartek i Olo spojrzeli na siebie zaskoczeni. Kojarzyli ten numer- 
- Tak. - Mruknął po chwili chłopak. Splótł ramiona na blacie biurka i wlepił spojrzenie w ciemne rękawy bluzy. Doskonale wiedział czego będzie dotyczyła ta rozmowa.
Parę dni temu z tego numeru została wysłana do pana wiadomość głosowa. Prowadzę sprawę tej katastrofy. Podejrzewamy działanie celowe. Pragnę tylko uprzedzić, że w najbliższych dniach ktoś od nas będzie się z panem kontaktował. Proszę być pod telefonem. Chcemy ustalić potencjalnych zamachowców... - Kobieta zrobiła krótką przerwę. - Telefon, z którego wysłano wiadomość, odnaleziono dzisiaj na plaży. Fale wyrzuciły go na brzeg... Nie udało nam się odnaleźć właściciela... Naprawdę nam przykro... - Dodała jeszcze nieco ciszej i odczekała parę sekund. Następnym dźwiękiem w pomieszczeniu był tylko krótki sygnał zakończonego połączenia.

Zapanowała cisza.

***

Wybaczcie przerwę, ale dużo się dzieje - nowy członek rodziny, kurs na prawo jazdy, kurs na grafika - ogólnie jest CHAOS.

Do przeczytania,
- HareHeart


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top