Rozdział 251

Pchnął drzwi do piwnicy i wsunął się do środka. Zacisnął palce na trzymanej broni. Rozejrzał się.
Zobaczył puste, zimne pomieszczenie. Na podłodze leżały jakieś stare ubrania i brudne, zużyte materace. Chłopak zamrugał, zaskoczony. Powoli wsunął się głębiej. Za nim poszli jego przyjaciele. Zaczął zauważać inne rzeczy. Puste opakowania po jedzeniu, jakieś gazety. Dopiero po chwili coś do niego dotarło.
Piwnica do niedawna wcale nie była niezamieszkana.

---

- KURWA! - Warknął chłopak uderzając pięścią w ścianę. - IDIOTA! - Warknął jeszcze i uderzył o nią głową. Z gardła uciekł mu wściekły ryk. Czuł, że wszyscy się na niego gapią, ale był tak wściekły, że nie umiał nad sobą zapanować. Oparł się dłońmi o ścianę, bo ze złości aż kręciło mu się w głowie. A może był to wynik niedawnej konfrontacji z nią? Trudno stwierdzić.
Chłopak poczuł jak ktoś delikatnie go łapie, a potem odciąga od ściany.
- Chodź. - Rzucił miękko Olo i wyprowadził go na zewnątrz.

Posadził go na ściętym pniu stojącym przy drzwiach. Chłopak spuścił głowę pomiędzy drżące z zimna i emocji ramiona.
- Dobrze się czujesz? - Spytał cicho starszy. Krystian prychnął.
- Dobrze? - Powtórzył dopiero po chwili zaszczycając go spojrzeniem. - Chujowo! - Warknął i znów spuścił wzrok. - Szwarc miał rację! Kuba miał rację! Wszyscy mieli rację, a ja jak ten ostatni kretyn i tak zrobiłem po swojemu! Trzeba było ich posłuchać! Co wam strzeliło do głowy, że się na to zgodziliście?! - Zapytał zrywając się na równe nogi. Zakręciło mu się w głowie i oparł się o ścianę. Olgierd złapał go za ramiona i znów posadził na pieńku.
- Krystian, bo oni nie wymyśliliby nic lepszego. - Powiedział spokojnie. - Jutro jak przyjedziemy na komendę to zapytamy się ich co znaleźli. Zobaczysz, że nie będą mieli nic. A my może coś tu znajdziemy. Przecież ci porywacze musieli coś tu zostawić. - Dodał. Kucnął przy koledze i spróbował złapać jego spojrzenie. Chłopak jednak uparcie wpatrywał się w ziemię pod swoimi stopami.
- A-a co jak spanikowali i poz-byli się dzieciaków? - Spytał. Jego zęby zaczęły dzwonić o siebie z zimna. - P-przecież musie-li zauważyć, ż-że ich śle-dzimy. - Dodał. Objął ramiona dłońmi. Chłód trochę pomógł mu się uspokoić. Usłyszał jak jego kolega ciężko wzdycha, a potem wraca do piwnicy. Krystian skulił się nieco. Noc robiła się coraz zimniejsza. Miał tylko nadzieję, że jego aniołkowi nic nie jest. Że jest cała, że jest jej ciepło... Że żyje...

---

Olo wyszedł z domu i spojrzał na pieniek. Krystian siedział na nim oparty o ścianę.
- Lepiej ci już? - Spytał. Chłopak nie odpowiedział. Starszy zamrugał, zaskoczony. Przyjrzał się koledze. Dopiero po chwili zauważył, że ten śpi. 
Złapał go za ramiona i potrząsnął nim. Krystian zerwał się na równe nogi.
- Co się stało? - Spytał zaspany. - Cholera, zasnąłem...? - Dodał jeszcze. Olgierd w milczeniu zacisnął palce na jego ramionach.
- Wracasz do domu. Koniec na dzisiaj. - Powiedział stanowczo, po czym złapał go za ramię i zatargał do auta.

Otworzył mu drzwi od strony pasażera.
- Wsiadaj. - Polecił.
- Ale-
- Ale co?! - Krzyknął Olo. - Dzieciaku, ty zasnąłeś na takim zimnie, bez kurtki, bez czegokolwiek! Jakbyś był tu sam, to byś zamarzł! I już w ogóle nikomu byś nie pomógł! - Krzyczał dalej. - Wracasz do domu. - Powiedział stanowczo. Chłopak w końcu odpuścił. Widocznie był zbyt zmęczony, żeby dalej się wykłócać. A może coś w końcu do niego dotarło.
- Mam nadzieję, że jakoś przeżyję jutro. - Westchnął młodszy. - Będę musiał wziąć jakieś leki... - Wymamrotał i przetarł twarz dłonią.
- W takim razie jutro zostajesz w domu. - Postanowił starszy. - Odpocznij wreszcie, bo się wykończysz.
- Olo, ale chodzi właśnie o to, że ja jutro nie idę na komendę. - Powiedział chłopak. Olgierd zbaraniał.
- Jak to ,,nie idziesz"? - Zapytał.
- Zarębski powiedział, że mam się tam jutro nie pokazywać. - Westchnął młodszy i znów przetarł twarz dłonią. - I powiedział, że wieczorem do mnie zadzwoni, żeby mi streścić co udało wam się ustalić, ale mam się nawet nie pokazywać na komendzie, bo zabroni mi brać udziału w śledztwie. - Wymamrotał i ziewnął. Olo dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że nadal stoją na zewnątrz. Puścił kolegę, zaczekał aż ten wsiądzie do samochodu, a potem obszedł pojazd i usiadł za kierownicą.
- I co? - Zagaił. - Nie masz zamiaru się wykłócać? - Dopytał niedowierzająco. Chłopak ścisnął nasadę nosa.
- Chyba macie rację... - Powiedział w końcu. - Jestem tak zmęczony, że ledwo widzę na oczy. - Wymamrotał. - Chyba przydałoby się w końcu przespać. - Dodał jeszcze.
Olo odetchnął w duchu. Wreszcie coś dotarło do tego dzieciaka.
- Mogę mieć do ciebie prośbę? - Spytał młodszy.
- Jasne, mów. - Odparł Olo. Po tym jak Krystian przyznał się do tego, że zamierza odpocząć humor starszego policjanta uległ znacznej poprawie.
- Mógłbyś odwieźć mnie jeszcze na komendę? Tak, jestem zmęczony i wiem, że się martwicie, ale chcę dopiąć to przeszukanie i zdać raport Zarębskiemu. - Westchnął. - O ile jeszcze siedzi na komendzie. - Dodał cicho.
- Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego jak bardzo mi się to nie podoba. - Wymruczał Olo.
- Zdaję, stary, zdaję...
- Niech ci będzie. - Odparł niechętnie Mazur. - Ale jutro nie chcę cię tam widzieć, jasne? - Podkreślił.
- Tak, mamo. - Rzucił Krystian.
Zapanowała krótka cisza.
- Nie chcesz może czegoś przekąsić? - Zagaił jeszcze starszy.
- Nie, nie. Zarębski już mnie nakarmił. - Wyjaśnił chłopak.
- Co ci dał dobrego? - Uśmiechnął się Olo.
- Ten mój zestaw, który tak mi smakuje... Wiesz, ten z łódeczkami z ziemniaków. 
- Jasne, jasne. Potrafiłeś zjeść takie trzy. - Zaśmiał się cicho.
- Wiem. Pamiętam. - Wymruczał. Ziewnął cicho.

W ciszy dojechali na komendę. Chłopak pożegnał się z kolegą, wysiadł z pojazdu i zamknął drzwi auta. Udał się do gabinetu szefa.

Zapukał delikatnie w drzwi, a gdy nie otrzymał odpowiedzi lekko je uchylił. Pomieszczenie było puste, światło zgaszone, a karteczki, którą wcześniej zostawił, nigdzie nie było. Chłopak westchnął cicho i zamknął drzwi. Udał się do pokoju operacyjnego. Usiadł przy swoim biurku, skrzyżował ramiona na jego blacie i położył na nich głowę. Znów westchnął. Spojrzał nieco wyżej. Na zdjęcie ich szczęśliwej, pełnej rodziny.
- Odnajdę cię, choćbym miał przy tym zginąć. - Szepnął nagle. - Obiecuję...

***

qwq

Do przeczytania,
- HareHeart


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top