Rozdział 240

Chłopak po raz kolejny prychnął zirytowany, na co Olo odpowiedział mu kolejnym westchnięciem.
- Ty wiesz ile byłbym w stanie teraz zrobić? - Mruknął Krystian.
- Jak myślisz, co powie Aron jak się dowie, że się zaniedbujesz? - Spytał.
- Może wreszcie zrozumie, że nie jestem już małym chłopcem. - Powiedział chłopak. - Mam już tego dość! Duży jestem, zajmę się sobą. - Warknął. Olo tylko westchnął. Szkoda, że partnera jego przyjaciela nie ma w kraju. Pewnie zdołałby go jakoś uspokoić. Olo naprawdę starał się go zrozumieć, ale dzieciak nawet dla niego robił się nieznośny.
- Krystian, zastanów się trochę. My naprawdę rozumiemy sytuację i chcemy zrozumieć też ciebie. Ale nawet dla nas robisz się nie do wytrzymania. - Olgierd spodziewał się wszystkiego. Na pewno jakiegoś wybuchu złości, wykłócania się, obelg... Chłopak tym czasem po prostu spuścił głowę.

- Wiem... - Szepnął w końcu. - Ja... Nie wiem co się ze mną dzieje. - Wyznał. - Cholernie się boję... - Dodał jeszcze i odwrócił głowę w stronę szyby. Olo zerknął na niego współczująco. Wygląda na to, że brak Arona dawał mu się we znaki o wiele bardziej niż wszyscy myśleli.

---

Podjechali pod znajomą już knajpkę i opuścili samochód. Olgierd wszedł do budynku i wciągnął nosem zapach pysznych, gorących potraw.
- Idziemy tam, do rogu? - Zapytał, głową wskazując upatrzone miejsce. Młodszy kiwnął smutno głową, a potem powlókł się za przyjacielem.
Usiedli i sięgnęli po menu. Krystian przeleciał wzrokiem kartę dań. Prawdę mówiąc, nie miał ochoty na nic.
- Weź sobie cokolwiek. Bylebyś coś zjadł. - Mruknął Olo. Chłopak westchnął i wrócił wzrokiem do karty dań. 

W końcu poddał się i wybrał sobie sałatkę z kurczakiem. Była to jedna z mniej tłustych opcji, a chłopak był pewien, że jeśli dożyje wieczora i jego córeczki nadal nie będzie, całą noc będzie rzygał z nerwów. Zdecydowanie nie chciał przesadzać z tłuszczem.
- Wybrane? - Zagaił Olo.
- 25. - Chłopak rzucił numer dania i cicho westchnął. - Iść zamówić? - Zaoferował.
- Zostaw, sam pójdę. - Uśmiechnął się. - A właśnie, a pro po chodzenia, jak wrócimy na komendę to pokażesz mi tą nogę. - Powiedział. Chłopak zamrugał, zaskoczony.
- Cholera, zdążyłem już o niej zapomnieć... - Wymamrotał. Starszy tylko pokręcił w rozbawieniu głową.
- Zaraz wrócę. - Obiecał, zgarnął portfel i poszedł zamówić im jedzenie. Chłopak westchnął cicho i oparł policzek o przyjemnie chłodną szybę. Spojrzał w niebo. Jeszcze trochę. Musi wytrzymać. Dla swojej córeczki. Miał nadzieję, że nic jej nie jest. Że mimo wszystko, mała jest cała i zdrowa. Nawet nie chciał sobie wyobrażać reakcji swoich teściów. A co dopiero Arona. Na myśl o tym, że będzie musiał go o tym poinformować oblał go zimny pot. Już czuł na skórze jakie lanie dostanie. Miał przeświadczenie, że brunet chętnie sprałby mu skórę za niedopilnowanie ich dziecka.
W tym czasie jego przyjaciel wrócił do stolika.
- Nasze jedzonko będzie za jakieś 15 minut. - Odparł uśmiechnięty Olo. Popatrzył na młodszego. Jego uśmiech nieco zelżał. - O czym myślisz? - Zagaił zanim zdążył pomyśleć nad swoimi słowami.
- O tym jakie lanie jutro dostanę. - Wymruczał. Olgierd zamrugał zaskoczony. Nie takiej odpowiedzi się spodziewał.
- Jakie lanie? - Spytał odruchowo.
- Lanie za to, że nie dopilnowałem małej... - Wymruczał. - I pewnie jeszcze za to, że nie jem... Że o siebie nie dbam... - Westchnął.
- Dlaczego miałby cię za to bić? - Spytał zszokowany brunet. Nie znał Arona od tej strony. Nagle zerwał się na równe nogi. Doskoczył do chłopaka i usiadł obok niego. Złapał go za ramiona.
- Powiedz mi, uderzył cię kiedyś? - Zapytał rozemocjonowany. - Tylko szczerze, Krystian. Doskonale wiem kiedy kłamiesz. Chcę wiedzieć. Uderzył cię kiedyś? - Młodszy zarumienił się po same uszy. Chwilę rozważał odpowiedź.
- Tak. - Powiedział w końcu chłopak. Poczuł jak jego przyjaciel mimowolnie wbija mu palce w ramiona. - Olo, to nie tak jak myślisz! - Dodał szybko. - Ja... cieszę się, że mnie zlał. - Wyznał w końcu młodszy. Olgierd zamrugał.
- Cieszysz się...? - Powtórzył zszokowany, lekko przekrzywiając swoją głowę. Młodszy wziął głęboki wdech.
- Pamiętasz naszą kłótnię, prawda? Tą, podczas której się pobiliśmy? - Olo pokiwał powoli głową. - Przed nią pokłóciłem się z Aronem... Potem jeszcze ta bójka z tobą... Myślałem, że nie chcą mnie już tam... U nich w domu... Potem ten szpital. Jak wychodziłem to wziąłem rzeczy i poszedłem do Sebastiana. Tam dowiedzieliśmy się o wynikach badań DNA... Ja- chciałem wracać do Stanów. Myślałem, że nic mnie tu już nie trzyma... Dogadałem się ze swoim starym policyjnym partnerem... Wróciłem do domu Arona po resztę swoich rzeczy. Pamiętam, że jak wychodziłem z łazienki to on siedział na łóżku... I powiedział, żebym do niego przyszedł... potem położył mnie na swoich kolanach... Dawno nic mnie tak nie bolało... - Wymruczał. Olgierd patrzył na niego w szoku. Chłopak zerknął w oczy przyjacielowi. - Wiem, że to brzmi jakbym był jakiś zboczeńcem... Ale naprawdę mi to pomogło. - Wrócił wzrokiem za szybę.
- T-to ci... pomogło? - Zapytał zszokowany policjant. Krystian kiwnął głową.
- Ja... - Zaczął, po czym odetchnął robiąc tym samym krótką przerwę. - Nigdy nie miałem kogoś, kto by się mną zajął... Nawet z przyjaciółmi często było krucho... Wszyscy zawsze byli przeciwko mnie... I... Jakoś nauczyłem się, że nie mogę nikomu się zwierzać... Że wszystko muszę brać na siebie... Dusić w sobie... I jak Aron zaczął mnie lać... To po prostu coś we mnie pękło... I zacząłem mu opowiadać co się działo... W domu... W pracy... A jak już zacząłem, to nie byłem w stanie przestać... Bolało jak diabli... Ale w życiu nie czułem się tak... lekko. - Westchnął cicho. - Potem jeszcze się mną zaopiekował... Wiem, że cholernie dziwnie to brzmi... Ale tamto lanie naprawdę jakoś mi pomogło. - Wymruczał. Zapanowała głucha cisza.

Krystian westchnął.
- Naprawdę aż tak dziwnie to brzmi? - Zapytał cicho. Olo otrząsnął się.
- N-nie, ja... jestem po prostu... zdziwiony. - Wymruczał starszy.
- Wiem... Ja też byłem... To nie jest pierwsze takie lanie. W burdelu jak klient chciał tylko cię zbić, to byłeś gotów dziękować mu na kolanach, że nie chciał niczego innego... O ile po wszystkim byłeś w stanie klęczeć... Ale... Wtedy czułem się jeszcze gorzej... Obdarty z godności, z człowieczeństwa... Czułem się jak zabawka, której bliżej do kosza na śmieci niż do miejsca na półce z ukochanymi pluszakami... Ale wtedy... Nie wiem, co było innego. Może chodzi o miejsce, może o atmosferę... A może po prostu o osobę. - Wymruczał.

***

Mamy zwierzenia :>

Do przeczytania,
- HareHeart

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top