Rozdział 220

Jeśli Krystian myślał, że w samym mieszkaniu nie będzie gorzej, to grubo się mylił. Smród dymu i alkoholu prawie zwalił go z nóg. Bartek cicho westchnął.
- Szkoda, że pieniądze z rozwodu nie starczyły na w jakieś mieszkanie. - Wymamrotał zdejmując buty. Krystian musiał się z nim zgodzić. Poza wszechobecnym odorem używek wyczuwał też bardzo charakterystyczny zapach pleśni i... moczu? Tak, zdecydowanie czuł mocz. Poczuł jak jego usta drżą. Dokładnie taki sam zapach miał jego rodzinny... dom.
- Napijesz się czegoś? - Spytał Bartek wyrywając go z rozmyślań i przykrych wspomnień.
- Nie, dzięki. - Wymamrotał chłopak. Nie miał ochoty na napoje. Przeszedł przez korytarz i znalazł się w salonie. Musiał przyznać jedno, mieszkanko było naprawdę schludnie posprzątane. Wszystkie meble, podłogi, nawet ściany były tak czyste, jak tylko mogły być w obecnym ich stanie. Meble, mimo tego, że stare i zniszczone, nie miały na sobie śladu kurzu. Wszystkie rzeczy były ładnie ułożone. Krystian zauważył zdjęcie na komodzie, tuż pod niewielkim telewizorem. Podszedł i jakby niepewnie ujął je w dłoń. Przedstawiało ono dwójkę mężczyzn. Tym po lewej był Bartek. Natomiast po prawej znajdował się nieco niższy i młodszy chłopak. Miał ciemne oczy i czarne włosy, a jego usta były ułożone w szeroki uśmiech. Obejmowali się z Bartkiem w ogrodzie. Wyglądało na to, że świetnie się bawili, bo Bartek też się uśmiechał. Przesunął palcami po uwiecznionej na fotografii twarzy. Jego towarzysz gdzieś zniknął, zapewne poszedł do kuchni. Westchnął cicho i odłożył trzymane zdjęcie. Obejrzał się na telewizor.
- Krystian, w komodzie jest paczka ciastek. Mógłbyś ją wyjąć? - Zawołał mężczyzna.
- Jasne, już się robi. - Odparł chłopak i otworzył szafkę. Widok jaki zastał w środku był nie do opisania. W momencie spojrzała na niego setka malutkich, niewidzialnych wręcz oczek, a następnie ich właściciele rozbiegli się w najciemniejsze kąty w swoich chitynowych pancerzykach, wydając przy tym charakterystyczny, obrzydliwy dźwięk. Przez ciało policjanta przeszedł dreszcz. Szybko porwał paczkę ciastek i momentalnie zamknął komodę. Wziął głęboki oddech. Podszedł do małego stolika kawowego i spojrzał na kanapę. Nosiła na sobie wyraźne ślady użytkowania. Widział jakieś dziwne, wyblakłe plamy. W paru miejscach przez żółty materiał wystawały ostre sprężyny. Chłopak niepewnie dotknął materiału i aż pobladł gdy zdał sobie sprawę, że ten jest... dziwnie wilgotny. Odsunął dłoń i kichnął gdy do jego nosa dotarł specyficzny zapach pleśni.
- Jestem już. - Mruknął Bartek. - Wybacz, że tyle to zajęło. - Westchnął. Krystian ze zdziwieniem zauważył, że przez ramię mężczyzny przewieszony jest koc. Ku jego zaskoczeniu starszy odłożył swój kubek, a potem rozłożył koc na kanapie. Z dołu dobiegł brzęk tłuczonego szkła. - Boże, byle do wypłaty. - Wymruczał chowając twarz w dłoniach. Krystian usiadł obok i objął ramieniem szpakowatego.
- Dasz radę. - Zamruczał i jeszcze mocniej owinął wokół niego swoje ramiona. - Wierzę w ciebie, rozumiesz? Jesteś cholernie silny i wytrzymały. Dasz radę. - Dodał pewnym głosem, a potem przymknął oczy gdy mężczyzna oddał uścisk.
- Dziękuję, Dzieciaku. - Odetchnął. - Ciasteczko? - Spytał nagle i sięgnął po opakowanie. Chłopak machnął ręką. 

- Jesteś szczęśliwy? - Krystian uniósł swoje ciemne oczy na siedzącego obok. Czy był szczęśliwy...?
- Tak... Jestem. - Odparł po dłuższej chwili ciszy. Bartek pokiwał głową, jakby o czymś myślał. Nagle cicho westchnął.
- Myślisz, że kiedykolwiek uda mi się stąd wyrwać? - Zapytał nagle opierając się o spleśniałe oparcie. - Z tej nory wypełnionej szczurami, smrodem i wrzaskiem? - Doprecyzował. - Zbieram na jakieś nowe mieszkanie, ale wszystkie są cholernie drogie... - Westchnął i przetarł twarz dłonią. Krystian oparł się o jego ramię. Poczuł, że mężczyzna korzysta z jego włosów jak z poduszki i uśmiechnął się do siebie. Nagle przed oczami zafalowała mu żywa, szeleszcząca bariera z owadów.
- Skoczę do łazienki. - Mruknął i podniósł się z kanapy.
- Dobra. Tamte drzwi na lewo. - Wyjaśnił Bartek i sięgnął po pilot. Uruchomił urządzenie i wziął łyk herbaty.

Policjant wszedł do małej, ubogiej łazienki. Utrzymana była w kolorach szarości. Choć może wcześniej była biała? Ciężko powiedzieć. Nie chodziło jednak o brud, lecz o wiek całego lokum. Krystian miał wrażenie, że było starsze nawet od Zarębskiego. A to już coś znaczy.
Łazienka miała może 3 metry długości i ze dwa szerokości. Toaleta, zlew, wanna i pralka zdawały się prawie rozsadzać to mikroskopijne pomieszczenie. Na podłodze leżały kafelki, podobnie jak na ścianach. Były popękane, a niektóre całkowicie zniknęły odkrywając gołą ścianę. Krystian cicho westchnął. Oparł się o umywalkę i odetchnął cicho. To nie było dobre miejsce dla tak uczciwego i dobrego człowieka, jakim był Bartek. Zdecydowanie nie było. Przetarł twarz dłonią. Korzystając z tego, że był już w tym pomieszczeniu załatwił swoje potrzeby, a potem stanął przy zlewie, żeby umyć ręce. Gdy skończył zaczął rozglądać się za ręcznikiem. Ku jego zaskoczeniu, nigdzie go nie było. Kucnął i otworzył szafkę pod zlewem. W jego stronę odwrócił się średniej wielkości szczur. Policjant mógł zobaczyć swoje zaskoczenie odbijające się w oczach szarego zwierzątka. Szybko zamknął szafkę. Dla bezpieczeństwa wstał i odsunął się od niej. Rozejrzał się jeszcze raz. Dopiero wtedy udało mu się dojrzeć jeden, stary i dziurawy ręcznik przewieszony przez poręcz prawie, że pod samym sufitem. Odetchnął cicho i wytarł ręce. Materiał był zimny, zużyty i szorstki. Policjant lekko się skrzywił.

Wyszedł z łazienki i wrócił do salonu.
- Patrz co idzie. - Uśmiechnął się Bartek. - Widziałeś kiedyś? - Zapytał wskazując na ekran. Krystian zmarszczył brwi. Powoli usiadł obok swojego znajomego. Pokręcił powoli głową.
- Nie kojarzę. - Mruknął.
- To oglądaj. Film starszy ode mnie, a dalej leci. - Mruknął i cicho parsknął. - Kto by pomyślał. - Zamruczał rozbawiony. Podsunął młodszemu kubek herbaty. Chłopak nie zaprotestował. Złapał ciepłą porcelanę w dłonie, podwinął pod siebie nogi i oparł się bokiem o swojego towarzysza.
- Pewnie tak samo siedzisz z tym swoim, co nie? - Wymruczał cicho Bartek.
- Dokładnie. - Odparł policjant. Nawet nieco rozbawiło go to pytanie. Cicho westchnął. Był zmęczony wszystkimi tymi dziwnymi, nieoczekiwanymi emocjami i wydarzeniami tego dnia. Było ich zdecydowanie za dużo. Zerknął za okno. Niezmiernie się zdziwił gdy dotarło do niego, że zaczyna się ściemniać. Zamrugał zaskoczony. Naprawdę długo siedzieli na komendzie... Potem jeszcze cała ta droga do mieszkania starszego... I wreszcie te wszystkie wydarzenia z kamienicy... W sumie, trochę się tego nazbierało.

***

Do przeczytania,
- HareHeart

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top